Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2019, 02:23   #7
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Peter Hochmeister nie miał żadnych znaków szczególnych i wyglądał tak przeciętnie i zwyczajnie, że łatwo go było nie zauważyć, a nawet jeśli to już na drugi dzień nikt go nie pamiętał. Zresztą, szare szaty kapłana i tak zasłaniały całe ciało poza twarzą. Nieco pyzatą - kapłani nie narzekali na niedobory jadła. Spod kaptura wysuwały się czasem blond włosy, a oczy miały barwę nieba. Niestety, na tym lista zalet jego ciała się kończyła. Widać było, że godziny ślęczenia nad księgami (i przy myciu talerzy) zrobiły swoje. Nieco się garbił i poruszał się wolniej niż przeciętny człowiek. Młot bojowy ewidentnie był dla niego zbyt ciężką bronią, a sposób noszenia sztyletu sugerował, że absolutnie nie potrafi się nim posługiwać. Ci, którzy kojarzyli go ze świątyni mogli pamiętać, jego miły dla ucha głos oraz to, że zawsze miał czas dla ludzi i z cierpliwością wysłuchiwał utyskiwań, skarg i całego tego mamrotania weteranów i wdów, błogosławił wiernych i tak dalej. Słowem - idealny kapłan Shallyi, Bogini Miłosierdzia. Tyle że Peter był niedawno wyświęconym kapłanem Sigmara, co trochę komplikowało sprawę, jako że Młotodzierżca niewiele miał wspólnego z miłosierdziem innym niż dobijanie orków po bitwie.

Cóż, Peter nie pasował do typowego wizerunku Sigmaryty, z ogniem w oczach nawracającego niewiernych i mordującego plugastwo po górach, a fanatyzm niektórych konfratrów naprawdę go przerażał.
To nie tak, że sam nie wierzył w Sigmara. Wierzył. I nawet czcił. Bardzo podobało mu się Imperium i był mu głęboko wdzięczny za jego stworzenie. Naprawdę chciał, żeby stało jak stoi. I sama idea cywilizacji też mu się podobała. Miasta, kultura, książki, druk, możliwość gorącej kąpieli w wannie, kanalizacja... Nic z tego nie byłoby możliwe bez zjednoczenia plemion przez Sigmara i Peter był pierwszy do wychwalania go za to. Z pełnym przekonaniem. I szczerze uważał, że jeśli jakiś człowiek zasłużył na miejsce wśród Bogów to właśnie Sigmar. Nie było większego wizjonera i nikt nie zrobił tyle dla ludzkości. Tylko ten fanatyzm jego przedstawicieli i zredukowanie roli Boga do zaślinionego wariata wymachującego wielkim młotem, jak gdyby sobie coś musiał kompensować... I potem są przypadki, że babę ze wsi, co w mieście włosy ufarbowała, palą na stosie jako czarownicę albo mutantkę, a bretończyka na koniu biorą za demona. Ba, są kapłani, którzy wręcz wierzą, iż czytanie jako takie jest nieczyste, gdyż drukarskie błędy drukarskie mogą przemycić herezję nawet do świętych ksiąg Sigmara.

Peter uważał, że dużo groźniejsze dla Imperium jest sobiepaństwo szlachty, kłótnie Elektorów i walki o władzę niż zwierzoludzie, mutanci i zieloni razem wzięci. Do pełni "szczęścia" brakowało tylko schizm i podziałów w samym kulcie Sigmara. Ale i to już się działo. Od samej góry do najnędzniejszej świątyni.

Ale przynajmniej kazania Petera bywały ciekawe. Ostatnio mówił o tym, że walka z Chaosem to nie tylko mordowanie zielonych po lasach i palenie czarowników, ale i walka z samym sobą, by opierać się pokusom i dbać o dobro Imperium, a nie tylko o własne. Tja... a teraz jak widać dostał możliwość świecenia przykładem.

Peter doceniał ironię, ale powiedzmy sobie jedno od razu: wcale, a wcale nie chciał tu być. Nie pragnął sławy, chwały, przygód. Chciał jedynie spokojnego i wygodnego życia w mieście. Nie bez powodu wybrał Zakon Pochodni, zarządców, a nie wędrownych wojowników Sigmara, Srebrnych Młotów.



Ubrany w szare szaty podróżne ujawniające przynależność do Zakonu Pochodni Kultu Sigmara dzięki srebrnym haftom Świętego Młota na plecach i piersi młody kapłan przedstawił się krótko:

- Peter Hochmeister. Przedstawiciel Świątyni Sigmara na tej wyprawie. Panie von Falkenberg, bracie Wolkenie, panie Wolff. W imieniu swoim i braci dziękuję Wam za pomoc. Także i pannom von Untwheather, Wasz ojciec niejeden raz służył Świątyni nieocenioną pomocą - skłonił się lekko przybyłym. Nie był to teren świątyni, więc obowiązywały zasady etykiety. I choć jeden rzut oka pozwolił na zauważenie napięcia między młodymi szlachcicami ("Zniknął naszyjnik, a szlachcie się na swaty zebrało. Biedny i Konrad, który musi wybrać, i te dwie młódki, wystawione mu niczym rozpłodowe klacze na sprzedaż... Ich ojciec jest dla nich równie bezwzględny jak dla tych, których ściga") nie skomentował tego. Uśmiechnął się lekko gdy pomyślał, że przynajmniej po ślubie będą mogły oficjalnie przyjść na mszę, a nie kryć się pod kapturami wiedzione ciekawością.

- Brat Adamus widział Katrinę Schetter w świątyni w noc kradzieży naszyjnika. Jeśli to ona ukradła naszyjnik i jeśli rzeczywiście wyjechała południową bramą to po drodze musiała zajrzeć do Grunackeren. Oczywiście równie dobrze mogła wyjechać tą bramą dla zmylenia pogoni i gdy tylko strażnik bramy przestał ją widzieć mogła skręcić, albo wsiąść na przygotowaną wcześniej łódź jak zauważył brat Wolken - Peter podzielił się przemyśleniami, ale nie miał wątpliwości, że decyzję i tak podejmie kto inny, co zresztą mu całkiem odpowiadało. Znał się na teologii, nie na tropieniu.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 21-01-2019 o 20:53.
hen_cerbin jest offline