Konto usunięte | Zgodnie z obietnicą Orion nałożył na drzwi jego pokoju magiczny zamek i tej nocy nic się nie wydarzyło. Za to rano, jeszcze przed śniadaniem, skrzydlaty wyciągnął Leitha na plac, gdy nikogo tam nie było. Co ciekawe - nie miał broni, ani nie nalegał by jego podopieczny zabierał swoją.
Mężczyzna stanął naprzeciwko Bękarta i chwilę mierzył go wzrokiem, po czym... jego pierzaste skrzydła zniknęły. Nie zrobiło to jednak wielkiego wrażenia na Leicie - nieraz już widział tę sztuczkę. Po co więc Orion ją odstawiał?
- Po pierwsze, pamiętaj, że nawet jeśli nie widać skrzydeł, one wciąż tam są. I stanowią słaby punkt... ptaka - uśmiechnął się lekko, ale z oczu i tak mu źle patrzyło - To jak kopniak w jaja. Więc jeśli nie chcesz żeby ptaszek ci odfrunął... walnij go w newralgiczny punkt. Bez względu na ułożenie i rodzaj skrzydeł on zawsze znajduje się tu - wskazał miejsce w powietrzu nad swoim ramieniem. - Połowa długości barku. Nie 1/3, nie 2/3. Idealnie połowa. Zawsze. A teraz mnie walnij.
Leith nie walnął - od kopniaka w jaja lepsze było ich wykręcenie, dlatego też jego ręka wyskoczyła we wskazane miejsce, szpony zacisnęły się i wyszarpnęły “powietrze”
- No dobra, druga rada... to już właściwie wiesz. Nawet jak ci się przeciwnik wzniesie do góry, prawda jest taka, że i tak będzie walczył w zwarciu. Na arenie nikt nie ceni łatwych wygranych. Masz więc ten ułamek sekundy żeby jakoś przywitać spadającego orzełka. Piach w oczy to dobry sposób, tracisz jednak czas na to, by nabrać go w dłoń. Mówiłem ci, ty decydujesz jak przygotowujesz się do walki. Znam taki pył, który ulatuje tylko jeśli się w niego dmuchnie. Możesz go wetrzeć między palce. Starczy na jeden nalot ptaszka.
- Dobre, mógłbym też zastosować coś co odbija światło, kryształ czy to… jak to nazywacie: Lustro.
Orion znów się uśmiechnął kącikiem ust. To był pierwszy raz, kiedy tak zwany opiekun Leitha zaczął okazywać jakieś emocje. I najwyraźniej cieszyło go uczenie Bękarta jak zabijać jego własną rasę.
- Trzeci sprawa do zapamiętania. Jeśli ptaszek już wzleci do góry, celuj w nogi. O nich zawsze się zapomina. Głowa, ramiona, skrzydła, ręce - przy lataniu na tym się skupiamy, a nie na nogach. Zazwyczaj. Jeśli przyjdzie ci walczyć z Gargulcem, nie licz na ten myk. On ma tę strefę opanowaną. Póki co jednak będziesz walczył z Łamaczem, to dobry wojownik, dobrze wyszkolony, ale brakuje mu fantazji. Przełam schemat, a będziesz go miał jak na tacy, kocie. - Westchnął. - Dobra, masz jakieś pytania czy chcesz skorzystać z okazji i walnąć parę razy staruszka w skrzydła?
- Z kim oni walczyli… - Leitch przerwał pytanie na półobrót wymierzony w orionowe “pióra” - przed pokojem z ludźmi, jakich niewolników mieliście?
Orion uniknął ciosu, nawet nie wyprowadzając kontrataku. Musiał być dobry. Naprawdę dobry. Dlaczego sam więc nie walczył?
- Postaraj się bardziej - powiedział tylko, po czym nie przestając unikać ataków Bękarta, mówił - Różni byli ci niewolnicy. Większość nowych to jeńcy z wojny, ale było też sporo takich, którzy urodzili się w niewoli. W tym kobiet, dzieci, starców... Zanim wojna się skończyła wiele pokoleń urodziło się i umarło tu, dlatego odsyłanie ich do krainy ludzi to głupota. A co do wal... o, teraz prawie dobrze. Co do walk, to nie zmieniły się to za bardzo. Tradycja okładania się na arenie służy w pewnym sensie temu, by Skrzydlaci pamiętali, a żeby dbać nie tylko o rozwój talentów magicznych, ale też tężyzny fizycznej. No a że kobietom podobają się umięśnieni, spoceni kochankowie, dla wielu młodych stało się to sposobem na podniesienie swojego statusu i wkupienie w łaski jakiejś potężnej czarodziejki. Są też tacy, którym... w życiu nie wyszło, albo nie chcą robić niczego innego niż okładanie się po mordach. Twój kolejny przeciwnik, to ta trzecia kategoria, więc uważaj... a teraz bądź łaskaw i zaskocz mnie czymś.
Leith nigdy formalnie nie uczył się niczego, wszystkie umiejętności nabył praktycznie.
W szczególności umiejętność lania się po pysku. Teraz, gdy nie ograniczały go skrzydła, postanowił przerzucić przeciwnika na ziemię i potłuc się trochę w parterze.
Tego Orion faktycznie się nie spodziewał, bo runął na ziemię pod ciężarem Leitha i zarwał kilka uderzeń po mordzie, nim się ogarnął. Nagle bękart poczuł że przeciwnik łapie go pod boki. Było to o tyle dziwne, że jedną ręką Orion starał się blokować jego uderzenia, a drugą wyprowadzać własne. Skrzydła! Ten sukinsyn unieruchomił go samymi skrzydłami! Nim Leith zareagował, przeciwnik potężnym kopniakiem wysadził go w powietrze. Bękart opadł kawałek dalej zupełnie jak kot - na 4 łapy.
- Starczy! - warknął Orion, siedząc na ziemi i ocierając wierzchem dłoni krew z rozbitej wargi.
Mężczyzna przekrzywił głowę i uśmiechnął się.
- Jasne, jak sobie życzysz.
Ledwo Orion się podniósł, na placu pojawił się jeden z weteranów. Skinieniem głowy powitał skrzydlatego trenera, Leitha zaś całkowicie zignorował.
- Lepiej żeby za dużo nie wiedzieli - mruknął Orion, po czym zaczął z Bękartem ciężki, ale raczej klasyczny trening, w którym sam Leith skupił się na poznawaniu i wykorzystywaniu swojej nowej, wzbogaconej o utratę kończyn fizjonomii..
__________________ Konto zawieszone. |