Po dziwnym teście na nie bycie zjawą albo wszelkim "Złym", Oswald wysłuchał tego co mają do powiedzenia miejscowi zbrojni. Szybko zebrał swoje rzeczy i wyszedł do nich na zewnątrz. W duchu odetchnął z ulgą, że nie zrobiło się z tego więcej problemów i poklepał po szyi prowadzonego przez siebie konia. - Ano próbowało zabić, ale nie dało rady. Zdawać by się mogło, że trudno nas ukatrupić. Albo się nie starali. - Skomentował wzruszając ramionami i ponownie przyjrzał się zrujnowanej okolicy. - To po kiego wy zostaliście, skoro reszta uciekła? Warto nadstawiać tu skórę?
Kiedy mieli już ruszyć w kierunku obiecanego, bezpiecznego miejsca do uszu Boscha dotarł jakiś niepasujący do scenerii dźwięk. Początkowo ledwo słyszalny i nie do rozpoznania pośród kapiącej zewsząd wody, jednak w ciągu paru chwil wyraźnie zamienił się w odgłos kroków i chlupoczącej wody.
Mężczyzna ściągnął kaptur z głowy i odwrócił się w stronę z której ktoś nadchodził. Jedna osoba jak mu się zdawało. Nie musiał długo czekać aby ciemności wyłoniła się samotna kobieta ze znajomym już kotem. Oswald przekrzywił głowę przyglądając się jej zaciekawiony. - Dość niebezpieczna okolica na samotne wędrówki w środku nocy. - Skinął jej głową i zwrócił się do żołnierzy. - Spotkaliśmy już tego kota. Nie przenikał przez ściany i po prostu położył się przy ogniu, więc pewnie i jego pani nie musimy się obawiać. Racja? - Przy ostatnim pytaniu ponownie zwrócił się do kobiety. - Jestem Oswald, a ten tam - wskazał na towarzysza - to Randulf. Miło poznać. Dobrze, że te widmowe cholerstwa skupiły się na nas, bo mogłoby być źle gdyby zakatowały cie gdzieś w ciemności między domami. Właśnie mamy ruszać w jakieś ponoć bezpieczne miejsce. Opatrzeć rany i przeczekać do świtu. - Wystawił rękę spod ciemnozielonego, przybrudzonego płaszcza i wykonał zapraszający gest po którym zaczekał na reakcję kobiety.
__________________ Our sugar is Yours, friend.
Ostatnio edytowane przez Cattus : 23-01-2019 o 17:39.
|