Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2019, 22:56   #71
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - 2037.II.22; nd; ranek

Czas: 2037.II.22; nd; ranek; g. 07:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Lemay; molo przy River City Casino
Warunki: molo, chłodno, jasno, wilgotno



George



Krótkoostrzyżony mężczyzna stał oparty o pokrytą zimną rosą jeszcze zimniejszą barierkę. Czasem stał, czasem przechadzał się po molo chowając ręce po kieszeniach dla ochrony przed porannym chłodem. Było ledwo kilka stopni powyżej zera więc było może nie zimno ale chłodno na pewno. Zwłaszcza w połączeniu z wilgocią i mgłą która podnosiła się dopiero znad ziemskiego padołu. No i jak już się trochę stało na tym molo.

George rozejrzał się dookoła ale widok jakoś nie bardzo się zmienił. Przyjechał tutaj to jeszcze na ulicach panowała poranna szarówka, ten niedzielny poranek dopiero się budził. Przez te dwa kwadranse szarówka przeszła w całkiem ładny i słoneczny niedzielny poranek. Tylko trochę psuł to efekt oparów unoszących się nad rzeką, nawet nie było pewne czy to taka zwykła mgła. Ale w rejonie rzeki nie było to niczym niezwykłym. Pewnie dlatego bazę założono dość blisko ale jednak nie nad samą rzeką. O ile mgła nie była zbyt gęsta bo pozwalała swobodnie widzieć na kilkaset metrów dookoła to jednak sprawiała, że dalsze budynki, zwłaszcza te po drugiej stronie rzeki, były widoczne jedynie jako zamglone bryły albo w ogóle. A, że okolica była dość wyludniona to sprawiało, że człowiek który stał na molo mógł się czuć dość opuszczony przez resztę świata. No ale tak nie było.

Informatyk znów się rozejrzał po nabrzeżu. Nikgo nie widział. Znaczy nikogo z tych co wiedział, że gdzieś tam są. Ludzie Moritza zajęli pozycje jak jeszcze było ciemno. Teraz czekali. Nic podejrzanego jednak nie dostrzegli jak do tej pory bo nie podnosili alarmu. Ale byli i inni. Chociaż był to niedzielny poranek to okolica nie była bezludna. Gdzieś pod jednym z budynków było obozowisko kilku bezdomnych. Na molo siedział facet i o dziwo łowił ryby. W każdym razie siedział z wędką, był tu chyba całą noc bo zbrojni meldowali o nim jak tylko zajęli pozycję. Gdzieś nad głowami, ledwo widoczny latał dron kierowany przez Yoshiaki dodając nieco otuchy. Czasem przepłynął jakiś kuter, holownik, barka czy zwykła łódź. Przejechał samochód. Jakiś facet nawet zatrzymał się i wyrzucił z samochodu jakieś worki na nabrzeże a potem pojechał dalej. Właściwie jak się tak czekało można było całą kolekcję podobnych obserwacji uzbierać. Problem był taki, że każdy z tych ludzi mógł być człowiekiem Alvareza jak nie obserwatorem to może nawet jakimś zabójcą czy co. Ale równie dobrze mógł być tylko mieszkańcem tej różnorodnej metropolii.

To co jednak naprawdę szarpało nerwy to ten spokój. 6:45… 6:50… 6:55… 7:00… 7:05… 7:10… 7:15… i spokój. Nic specjalnego się nie działo czy xcomowcy nie zorientowali się, że coś się jednak dzieje? W każdym razie nikt się nie pokazywał, nikt nie podchodził do Georga, nikt nie dzwonił, nigdzie nie było widać Rubena. Nikt nie wiedział co jest grane. Czekać dalej czy się zawijać? Ale jak zawijać to co z Rubenem?

- Kontakt. 250 m na zachód. To jeden z tych z warsztatu. - niespodziewanie rozległ się w komunikatorze głos Dunkierki. Gdy pracownik skanów popatrzył na zachód czyli gdzieś w stronę przeciwległego brzegu dojrzał to o czym mówiła Dunkierka. Zwykła motorówka na której ktoś siedział. Ze dwie czy trzy osoby ubrane w deszczaki z kapturami przez co nie było wyraźnie widać ich twarzy ani sylwetek. Obserwował ją od jakiegoś czasu bo była jednym z niewielu poruszających się obiektów w zasięgu wzroku. Ale ze swojej perspektywy i odległości widział tylko te sylwetki na łódce. Dunkierka dzięki swojej nowoczesnej optoelektronice pewnie widziała to dokładniej.

Motorówka potrzebowała jeszcze z minuty czy dwóch aby pokonać zielonkawe warstwy wody i przybić do porośniętych jakimś paskudztwem słupów podtrzymujących molo. Gdy była już blisko, z góry George dostrzegł wewnątrz cztery, podobnie ubrane sylwetki. W tym jedną, ciemnoskórą, ze związanymi z przodu rękami ale chyba całą.




Czas: 2037.II.22; nd; ranek; g. 07:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



Centrum dowodzenia w starym i pozornie porzuconym browarze Lempa było całkiem komfortowo urządzone. Działająca klimatyzacja i ogrzewanie, nowoczesne holo ekrany z mnóstwem wskaźników i ludzie tchnący aurą profesjonalizmu. A jednak nerwowa atmosfera udzielała się tak mocno, że tego komfortu prawie się nie zauważało. A przecież wystarczyło przejść kilka schodów i korytarzy aby znaleźć się w brudnych, porzuconych częściach starego, przesyconego wilgocią budynku więc kontrast z tym nowoczesnym wnętrzem był tak duży, że zwykle był pierwszym czym rzucał się w oczy gdy się tu weszło. Ale teraz nikt go zdawał się właśnie nie zauważać.

Kolejna operacja X-COM-u wchodziła w decydującą fazę. Tym razem chodziło o to by odzyskać swojego człowieka i jakoś nawiązać poprawne relacje z tutejszym półświatkiem. Ten półświatek jednak spóźniał się na spotkanie więc atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej nerwowa. No ale w końcu Dunkierka złapała kontakt i teraz przy pomocy kamery z drona widzieli całą scenkę wokół molo z góry. Do kręcącego się bez celu po molo Georga podpłynęła i przybiła motorówka. Z góry widać było cztery sylwetki w kapokach i deszczakach z założonymi kapturami przez co trudno było ich rozpoznać. Jedną z nich mógł być Ruben bo leżała na dnie łodzi i chyba miała ręce skute czy związane z przodu. Postawiono ją do pionu na krótko przed przybiciem łodzi do molo.




Czas: 2037.II.22; nd; ranek; g. 07:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Lemay; molo przy River City Casino
Warunki: molo, chłodno, jasno, wilgotno



Ruben



- Czyli mówisz, mamy wspólnotę interesów i chcecie ze mną robić interesy. - Alvarez jakoś tak wczoraj w nocy podsumował to co mu powiedział przywiązany do krzesła Ruben. I potem zbyt wiele już nie gadali. Poza tym, że facet zapytał czy na serio jest z X-COM. Pytał z wyraźnym sceptycyzmem w spojrzeniu gdy chyba nie dowierzał w taką możliwość. A potem była noc.

Rubena odwiązano z krzesła i poprowadzono do jakiejś piwniczki. Był tam rzucony na betonowe klepisko materac i kilka kocy, w rogu stało puste wiadro do wiadomego celu. Jakiś czas potem drzwi skrzypnęły i Rando przyniósł mu na kolację ciepłą pizzę i napój. Potem wyszedł i zamknął drzwi. Ruben nie znalazł żadnej możliwości ucieczki, przynajmniej w czasie jaki miał do dyspozycji. Drzwi wyglądały solidnie i zamykały się z drugiej strony a okna nie było. Całkiem solidna cela była z tej piwniczki. Nawet nie miał pojęcia gdzie jest i jaka jest pora doby.

Obudził go zgrzyt drzwi. Wrócił Rando, znów z nową pizzą. - Pośpiesz się, niedługo jedziemy. - rzucił neutralnym tonem a potem znów zostawił xcomowca samego z jego zestawem śniadaniowym. I tak jak mówił po jakimś czasie wrócił. Była cała warsztatowa czwórka z czego mężczyźni byli ubrani w żółte, rybackie płaszcze z dużymi kapturami. - Ubierz się w to. Popływamy sobie. - Rando podał Rubenowi podobny kostium. Gdy się przebrał nastąpiły dwa dodatkowe elementy jakie odróżniały go od trójki pozostałych: związano mu ręce z przodu i założono opaskę na oczy więc nic nie widział.

Ale trochę słyszał i wyczuwał zapachy. Najpierw gdzieś wsiedli do samochodu, chyba jakiejś furgonetki. Potem gdzieś pojechali. Gdzieś się zatrzymali i mocne ręce poprowadziły go chyba na przystań sądząc po wilgoci, zapachach i odgłosach. Tam na chwilę zdjęto mu opaskę i Rando pokazał mu zdjęcie jakiegoś faceta - Znasz go? - zapytał krótko. No znał. To był George. Wyglądało jakby cyknięto mu zdjęcie na jakimś molo. Ale żadnego takiego nie widział w okolicy zresztą chłopaki dość skrupulatnie pilnowali aby się nie rozglądał. Gdy potwierdził znajomość bez słowa znów zasłonięto mu oczy i przeszli jeszcze kawałek do chyboczącej się łódki. A potem sobie popłynęli. Płynęli przez kolejne minuty a w tym czasie mówił głównie Rando.

- Szef mówił, że jak ponoć jesteście X-COM to to powinno się wam spodobać. - spec od silników wsadził w kieszeń płaszcza Rubena jakąś kartkę. - Zalęgło się tam coś. Jakieś robactwo. Wysprzątajcie to zanim się rozpleni. Szef mówi, że czeka do przyszłej niedzieli. Jeśli tego nie zrobicie to dupa jesteście a nie X-COM i nie warto na was tracić czasu. Tak powiedział. - zwrócił się do xcomowca chyba powtarzając instrukcje od swojego szefa.

Poza tym mówił o kanale kontaktowym. Warsztat nie był zbyt wygodny lepiej by X-COM się tam nie pokazywał. Lepiej było spotykać się w “The Hood”. Zostawić wiadomość u barmana dla Rando czy kogoś z warsztatu. Tam już będą wiedzieli jak przekazać informację.

W końcu gdy jeszcze płynęli zdjęto mu opaskę. Zobaczył, że nadal płyną po rzece ale są już blisko jakiegoś molo. A na molo czekał George! Motorówka przybiła do palików i najpierw wszedł po drabince małomówny Azjata. Potem Rando i na końcu Ruben.

- X-COM? - na ciemnoskórej twarzy Rando pojawiło się powątpiewanie gdy bez pośpiechu, wciąż jeszcze trzymając Rubena za ramię, otaksował spojrzeniem Georga. Przy nim informatyk wyglądał dość wątło i na jakiegokolwiek gieroja z wielką spluwą jak z jakiegoś plakatu werbunkowego to się wpisywał dość słabo. Warsztatowiec pokręcił głową i obrócił Rubena do siebie twarzą. Sięgnął do kieszeni i wyjął składany nóż.

- Teraz tak. My wracamy. - wskazał na siebie, łódkę i gdzieś tam na brzeg z jakiego właśnie przypłynęli. Przez ten czas ostrze noża błysnęło i mechanik przeciął więzy Rubena. - Wy tu zostajecie przez 5 minut. - wskazał nożem na jedną z lichych ławeczek na tym molo. Złożył nóż i schował go z powrotem do kieszeni. - Potem róbcie co chcecie. Ale jeśli przed tymi 5 minutami dacie dyla czy przyjdzie wam do głowy nas rozwalić… - mechanik wymownie zawiesił głos i jakimś dziwnym gestem wskazał na ławkę, tą samą co przed chwilą. Przez chwilę nic się nie działo. Ale nagle coś świsnęło i kawałek deski odłupał się z impetem i z tym samym impetem wpadł do wody. - … no to zrobi się tu kolorowo. - dopowiedział niewzruszonym głosem szef obsługi warsztatu. Machnął ręką i najpierw Azjata a potem on sam zeszli po drabinie do motorówki. Tam siedzący przy sterze pulchniutki Eber dodał gazu i motorówka zaczęła robić obrót aby skierować się z powrotem na środek rzeki.

- Jakaś wyciszona broń. Szukam strzelca ale po jednym strzale może być trudo. - zameldowała Dunkierka biorąc się od razu za szukanie ukrytego strzelca.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline