Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2019, 10:55   #8
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Na drugim skrzyżowaniu grupa skręciła w lewo, mijając jeden z czterech miejskich komisariatów policji. Przed nimi znajdowała się Mała Havana, dzielnica kubańska. Domy tu były niskie, piętrowe lub nawet parterowe, zbudowane w hiszpańskim stylu. W samym centrum osiedla stał staromodny, biały kościółek. Dziewczyna-widmo zatrzymała się w cieniu dzwonnicy i uśmiechnęła do Leonarda.

- Mam nadzieję, że nie macie problemów z krzyżami - rzuciła żartobliwie, po czym podeszła do bocznej ściany świątyni, ozdobionej nieco przybrudzonymi teraz płaskorzeźbami. Odnalazła jedną, przedstawiającą kobiecą postać w długiej sukni, trzymającą w jednej ręce sierp, w drugiej zaś globus. Postać z nagą czaszką w miejscu twarzy...
Dziewczyna-widmo sięgnęła ręką i włożyła palec w lewy oczodół, jednocześnie palcem drugiej ręki naciskając globus.
- Wybacz zuchwałość, Santa Muerte i udziel nam swego schronienia - szepnęła.
Coś cicho zgrzytnęło i kamienne płyty chodnika przesunęły się względem siebie, odsłaniając wąskie wejście do podziemi.
- Zapraszam. Wrota Lochu Nekromanty stoją przed wami otworem.
- Wrota to za wiele powiedziane - skomentował lewitujący do góry nogami Clarke, spoglądając prosto w dół, w ciemną otchłań. - Czy my się tam w ogóle zmieścimy?
- Sprawdźmy - usłyszał w odpowiedzi, a siła, która utrzymywała go w powietrzu przestała działać. Kapłan sfory nie zdążył wydać z ciebie głosu. Zniknął w dziurze.
- Zmieścił się - stwierdziła z nieco może złośliwą satysfakcją dziewczyna-widmo.
- Udefywem tfawą w befon, ale fyję! - zawołał Arthur. - Jeft tu przestronniej niż myślałem - każde kolejne słowo było coraz wyraźniejsze, w miarę jak regenerowały się rozkwaszone chwile wcześniej usta i nos.
Flame nie zastanawiając się jednym sprawnym skokiem podążyła za kolegą, starając się jednak na niego nie upaść.
- Bądźcie ostrożni! - Zawołał w dół Leo, rozglądając się czujnie dookoła. Jeżeli faktycznie schronienie okaże się bezpieczne, to ta duszyca bardzo im pomogła, a Leo nie wierzył w takie darmowe prezenty….
- Dziękujemy ci, mamy wobec ciebie dług… przy okazji, jak ci na imię? Schodzisz tam z nami? Spytał się, zanim podążył za pozostałymi.
- Emma Fermi - rzuciła z uśmiechem dziewczyna, po czym delikatnie spłynęła do Lochu Nekromanty.
Błękitny blask, który emanował z widma, oświetlił zawilgocone, kamienne ściany. Krótki tunel prowadził w stronę kościoła.

[test na Siłę: 1 sukces] Tasha z widocznym trudem pchnęła masywne, dębowe drzwi, które otworzyły się z przenikliwym skrzypieniem. Wkroczyła do krypty z kamiennymi sarkofagami. Pokrywa jednego z nich została odwalona i leżała obok.
- Kto śmiał wkroczyć do mojego sanktuarium?! - rozległ się dudniący echem, chrapliwy głos.
Dziewczyna-widmo pisnęła i zniknęła, pozostawiając wampiry w kompletnej ciemności.
- Jesteśmy przyjaciółmi Emmy Fermi, szukamy schronienia - odparł Leo w ciemność, szukając jakiegoś źródła światła, w przypadku gdyby go nie znalazł zamierzał rozświetlić ciemność telefonem.
- Przepraszamy za najście - dodała Tasha skłaniając kurtuazyjnie głowę - jestem Tasha z Księżycowych Wilków, właśnie przybyliśmy do Vice City i z uwagi na nieprzewidziane nieprzyjemności jakie nas spotkały poszukujemy miejsca schronienia na dzień.
- Emma? Będzie chyba trzeba ją wyegzorcyzmować, jeśli chce znosić mi na próg porzucone kotki i szczenięta… - głos był już nieco mniej dudniący, ale za to bliższy. - Tasho z Księżycowych Wilków, komu służysz ty i twoi towarzysze?
Tasha, na te słowa podniosła gwałtownym ruchem głowę do góry odrzucając włosy.
- Nikomu nie służymy, a podążamy wyłącznie za tymi, z którymi łączą nas wspólne cele.
- W takim razie jestem skłonna udzielić wam schronienia, o które prosicie - oznajmił głos, teraz już całkiem bliski, lekko chrapliwy, ale kobiecy.
W zasięg światła latarki z telefonu Leo weszła złotooka kobieta o nieco androgynicznej urodzie. Była półnaga, a jej ciało pokrywał tatuaż przedstawiający czerwone kwiaty i czaszki, w których oczodołach płonęło żółte światło.
- Nazywam się Justine Kaoru, należę do Sióstr Po Trzykroć Przedziwnych. Macie się do mnie zwracać z należytym szacunkiem, per "Matko Arszenik". Nie znam was, aby dać wam prawo do posługiwania się moim imieniem. Może to się zmieni w najbliższej przyszłości. Może dowiedziecie swojej wartości. Z pewnością macie potencjał… - jej dotychczas surową i nieco drapieżną twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
Tasha z szacunkiem skłoniła głowę
- Dziękujemy ci Matko Arszenik za schronienie tego dnia - odparła - zapamiętamy twą życzliwość i odwdzięczymy się którejś z nadchodzących nocy.
Leo wystąpił nieco do przodu, zachowując czujność. Wciąż nie wiedzieli z kim mają do czynienia.
- Tak, jesteśmy nowi w tym mieście, ale nie jesteśmy słabi, może możemy sobie pomóc, może mamy wspólnych wrogów - dodał chytrze.
- Ja nie mam wrogów - stwierdziła wytatuowana. - Ale poluję na Candice Giovanni. Więc jeśli zdobędziecie jakiekolwiek informacje na jej temat i następnie przekażecie mi, wasz dług będziecie mogli uznać za spłacony.

Nagle Ravnos wzdrygnął się, czując jak jakaś obecność wdziera się do jego myśli.
"To ja, Tien. Nie broń się, bo mogę utracić połączenie… Dziękuję, tak lepiej… Jestem z Andrzejem i Ray'em na Prawn Island, w jednym z magazynów w pobliżu studia filmowego InterGlobal Films. Miejsce zdaje się być w miarę bezpieczne, ale nie opuszczają mnie złe przeczucia… A co z wami, wszyscy cali? Gdzie się spotkamy?"
“Wszyscy raczej cali, chociaż Arthur mocno dostał… znaleźliśmy chwilowe schronienie u Matki Arszenik z Sióstr Po Trzykroć Przedziwnych, coś ci to mówi? A Mendoza jest bezpieczny z Jeźdźcami Apokalipsy, jakąś lokalną sforą…”- Leo zastanawiał się jak Matka Arszenik zareaguje gdy poproszą ją o schronienie dla jeszcze trzech osób, z drugiej strony musiałaby być bardzo potężna, by w razie czego sfora nie mogłaby sobie z nią poradzić...
"Coś mi mówi… Nie jest to jakaś grupa religijno-okultystyczna? Wydaje mi się, że przynajmniej część jej członkiń jest wampirami. Są wysoce niebezpieczne, ale nie powinny być względem nas wrogie."
“Świt się zbliża, spróbujcie znaleźć jakieś bezpieczne schronienie, Andrzej powinien sobie poradzić, słuchaj się go z Rayem. Na początku jutrzejszej nocy przybądźcie pod biały kościół z dzwonnicą w Małej Hawanie, tam się spotkamy. Jak coś się stanie skontaktuj się tak ja teraz. I nie ufajcie do końca lokalnemu Sabbatowi, podejrzewamy, że ktoś zdradził” - Ravnos starał się, by jego polecenia brzmiały pewnie i spokojnie, choć nie był pewien jak odbiera to Tien, w końcu nie była to normalna rozmowa.
"Zrozumiano. Do zobaczenia." Kontakt mentalny urwał się, pozostawiając Ravnosa lekko oszołomionym jeszcze przez krótki moment.

Gdy tylko Tasha zauważyła znieruchomienie ductusa wysunęła się odrobinę do przodu chcąc zamaskować jego rozproszenie.
- Candice Giovanni, zapamiętam. Matko Arszenik jaki sposób mamy przekazać Ci informację jeśli uda się nam ją namierzyć? - odpowiedziała, dyskretnie rozglądając się po podziemiu.
- Możecie wysłać Emmę. Znając życie i nieżycie, będzie wam towarzyszyć jeszcze przez pewien czas. Chyba że jej towarzystwo jest wam niemiłe… w takim wypadku mogę zaoferować wam zniżkę na… egzorcyzm.
- Niegrzeczne! - rozległ się delikatny, piskliwy głosik należący do niewidzialnej obecnie postaci.
- Możecie też wrzucić notatkę do skrzynki na datki na remont kościoła - kontynuowała zupełnie niezrażona Matka Arszenik. - To też jest dobre rozwiązanie.
Tasha niewiele więcej zdołała ujrzeć w podziemiu ledwie co oświetlanym przez telefon Leo.
Skinęła w milczeniu głową.
- Gdzie możemy się rozłożyć, aby Ci nie przeszkadzać, Matko? - zapytała, rozglądając się już zupełnie jawnie.
Złotooka kobieta podeszła do jednego z sarkofagów, zaparła się i ze zrzytem przesunęła pokrywę, ukazując puste wnętrze.
- Dla każdego starczy - powiedziła wskazując pozostałe.
- Dziękujemy, sarkofagi, katakumby pod kościołem, stylowo się tutaj urządziłaś, miewasz często gości? - Odezwał się Leo, po tym jak otrząsnął się z szoku mentalnego kontaktu.
- Nie licząc Emmy? Nie - odpowiedziała lakonicznie. - Możecie się rozgościć. Ja mam jeszcze pewne miejsce, które muszę odwiedzić… - Zniknęła na chwilę w ciemności, by wrócić, tym razem już mając na sobie czarną bluzeczkę. - Tylko postarajcie się nie sprowadzić tutaj nikogo spoza waszej grupy. Mogę przygarnąć kilka bezpańskich szczeniąt, ale odganianie wściekłych psów od mojego sanktuarium byłoby zwyczajnie męczące. I radzę wam nie manipulować przy drzwiach do mojej pracowni. Aktywowałam zabezpieczenia - ostrzegła, po czym pożegnała swych gości gestem i ruszyła w kierunku wyjścia.

Kiedy ich dziwna gospodyni oddaliła się, Leo podszedł bliżej Tashy i Kapłana.
- Skontaktował się ze mną magicznie Tien, są żywi i raczej cali z Andrzejem i Rayem, kazałem im znaleźć schronienie i spotkać się z nami przed kościołem jutro po zmierzchu - powiedział cicho.
Tasha skinęła głową w milczeniu, nie miała nic więcej do powiedzenia, więc skupiła się wyłacznie na wybraniu bezpiecznego miesca na leże.
- Czy ktoś mógłby mi pomóc? - zapytał Arthur, zapewne upokorzony koniecznością ciągłego polegania na towarzyszach.
Ostatecznie każdy z członków Sfory zajął po jednym z wolnych sarkofagów, gdzie bezpiecznie mogli poddać się letargowi i oczekiwać nadejścia kolejnej nocy.

Koniec nocy pierwszej
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline