1.
- Wielkie dzięki siostra. Zajebista kawa. Tego mi było trzeba.
Luis stał przy brudnym oknie popijając gorący i ożywczy poranny napój bogów. Pod ścianą siedział Nicolas i scyzorykiem dłubał w paznokciach. Wyglądał na poddenerwowanego. Coś go męczyło i ewidentnie chciał dać temu upust. Z jakiś powodów nie potrafił zebrać się na odwagę Philomene’a obserwowała go kątem oka, jednocześnie trzymając nos w książce. Czuła, że między chłopakami coś się wydarzyło i była strasznie ciekawa co.
- Co to za pchlarza przytargałaś? - zapytał niespodziewanie Nicolas - Za mało tu robactwa mamy.
Węgielek prychnął złowrogo i przemknął pod kolanami dziewczyny i schował się za jej udem.
- Co się czepiasz? - warknął Luis - Daj małej spokój. Przygarnęła go, to niech ma. Nie bój się, nie zje cię.
Nicolas wstał i z nadętą miną z pokoju.
- Nosz kurwa! Gorzej niż baba - skomentował wyjście kumpla Luis. 2.
Dzień minął leniwie i ospale. Który to już z kolei taki dzień? Jeden podobny do drugiego. Brak rutyny i schematu, który nadawałby rytm kolejnym dniom, stawały się one lustrzanym odbiciem siebie. Wszyscy mieszkańcy willi Dauterive, gdzieś w głębi serca tęsknili z zwykłym domem i rutyną.
Wieczorem Luis i Nico wyszli na miasto załatwiać swoje interesy. Reszta ekipy także wyszła, aby pokręcić się po French Quarter i spróbować coś zarobić na własne potrzeby. Jedynie Elena została w swoim pokoju. Nie wychodziła z niego od kilku dni. Tio mówił, że widział jak zwędziła jednemu alfonsowi sporą grudę cracku. Elena była niby członkiem ich ekipy, ale funkcjonowała zupełnie gdzieś z boku.
Philomene’a podejrzewała, że Luisa i Elen musiało coś łączyć, ale bała się zapytać brata o konkrety. 3.
Wieczór był ciepły i pogodny. French Quarter jak zwykle tętniło życiem. Grupki turystów spacerowały wśród straganiarzy, mimów, żywych pomników i amatorskich kapel. Philomene’a, Tio i bliźnięta LeBas szli wolno Chartres Street kierując się w stronę Jackson Square. Aromat smażonych potraw mieszał się z zapachem wyperfumowanych damulek i wonią kadzideł.
Mijali właśnie sklep jubilerski, gdy Philomene’a poczuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się wokół i ku swemu zdziwieniu i niemałemu przerażeniu dostrzegła starca siedzącego pod ścianą. Przed mężczyzną leżała podziurawiony i wymięty melonik, do którego zbierał datki. W dłoni trzymał sękaty kostur obwieszony różnokolorowymi paciorkami. Jego mlecznobiałe, niewidzące oczy wpatrywały się w dziewczynę. I SEE YOU
Wspomnienie krwawego graffiti ożyło w jej pamięci.
- Widzisz go? - mruknął idący obok Tio. Ruchem głowy grubasek pokazał wysokiego białego mężczyznę, który szedł przed nimi.
- Bierzemy go - rozkazał.
Jeszcze kilka tygodni temu na podobne słowa, Philomene’a zareagowałaby szczerym oburzeniem. Dzisiaj było już inaczej. Wiedziała co ma robić, aby ułatwić Tio robotę,
Zagadała mężczyznę proponując pyszną kolację w pobliskiej knajpce. Zachwalała menu i smak potraw i niezwykłe zdolności kucharza. W tym czasie Tio sprawną ręką opróżniał kieszenie mężczyzny.
- Lipa - skomentował po całej akcji Tio - Niecałe pięć dolarów, a tak to same karty.
- Trudno - wzruszyła ramionami Philomene’a - A wam jak poszło? - skierowała pytanie do bliźniąt LeBas. Ines i Roy w tym samym czasie operowali kilka metrów dalej. Ich łowy poszły zdecydowanie lepiej, o czym świadczyły szerokie uśmiech bliźniąt.
Ich ekscentryczny i niemalże gotycki wygląd i ubiór przyciągał wzrok turystów. Ułatwiało to odwrócenie uwagi, jak i samą kradzież.
- Cztery dychy - wyjawiła Ines zakrywają twarz czarnym woalem który zdobił jej mini cylinder.
- O! Widzisz! - Tio szturchnął Phi, łokciem w bok - Też powinnaś ubrać takie szmatki. To zwiększa zyski.
- Nie marudź -napomniał go Roy - Chodźmy coś zjeść. Stawiamy. 4.
Lodowata kropla spadła wprost na policzek Philomene. Zimny dreszcz wstrząsnął jej całym ciałem. Starła krople z policzka i otworzyła oczy. Odgłos rozbijającego się o szyby i parapet deszczu był tak głośny, że zagłuszał jej myśli. Spojrzała na pusty materac Luisa.
- Gdzie on się podział do cholery? - pomyślała.
Nie było go jak się kładła, ani teraz. To było do niego niepodobne. Zawsze starał się wracać na noc. A nawet jak tego nie robił, to starał się ją o tym uprzedzić.Dziewczyna miała złe przeczucia.
Już miała dzwonić do brata, gdy rozchodzący się z sąsiedniego pokoju aromat smażonych jajek i bekonu, przypomniał jej o głodzie.
- Chcesz? - zapytał Gruby Tio, widząc Phi stojącą w progu pokoju. Chłopak kończył właśnie smażyć jajecznicę na niewielkim żeliwnym piecyku.
- Jasne.
Chłopak rozłożył potrawę na dwa plastikowe talerze i jeden z nich podał Phi.
- Widziałeś Lu? - zapytała pakują do ust kolejną kęs sycącej potrawy.
- Nie, ale nie martw się. Wróci - odparł grubasek, obcierając usta wierzchem dłoni - Słyszałem wczoraj, jak chłopaki gadali o jakimś poważnej robocie.
- Jakiej robocie? - spytała.
Tio machnął lekceważąco ręką, jakby chciał powiedzieć “a kogo to obchodzi” Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął błyszczący wisiorek.
- Patrz co znalazłem na poddaszu - pochwalił się Tio - Musi być mega stary. Może uda mi wyciągnąć za niego parę stów. Jak myślisz?
Philomene’a przyjrzała się biżuterii. Faktycznie wyglądała na starą. Srebrny, okrągły medalik kołysał się na długim i solidnym łańcuszku, wykonanym z tego samego materiału. Pośrodku połyskiwał sporych rozmiarów zielony kamień. Szmaragd? Do około niego wygrawerowane były jakieś dziwne symbole.
- Widzę, że ci się podoba - skomentował uradowany Tio - Mogę ci go sprzedać, jak chcesz. Ile dajesz?
Te słowa wyrwały ją z zamyślenia. Kątem oka dostrzegła, jak Węgielek wylizuje resztki z jej talerza. |