Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 11:42   #2
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn zajęta była jakąś papierową robotą zleconą przez agenta Woodsa, kiedy do jej biurka podszedł jakiś mężczyzna.
- Evelyn Leigh? - spytał, choć chyba nie oczekiwał odpowiedzi. Mimo to dziewczyna, wciąż trzymając w dłoniach dokumenty, nad którymi pracowała, skinęła głową. Mężczyzna, zapewne któryś ze starszych agentów, miał ładne, niebieskie oczy i ciemne, zaczesane do tyłu włosy.
- Jest pani zaproszona na spotkanie z agentką terenową Noemie Faucher.
Po tych słowach podał jej numer pokoju, w którym miało odbyć się owo spotkanie i odmaszerował, pozostawiając po sobie mocny zapach wody toaletowej.

Evelyn odłożyła starannie dokumenty, zamknęła teczkę i włożyła długopis do kubeczka stojącego w rogu biurka, tuż obok lampki. Upiła ostatni łyk herbaty z niebieskiej filiżanki. Nie wiedzieć czemu, ale czuła niepokój. Czego mogło dotyczyć to spotkanie? Czy zrobiła coś nie tak? Czy przenosili ją do innego agenta? Nie chciała wcale zmieniać agenta Woodsa na kogoś innego. Nie traktował jej poważnie, ale ani razu nie poskarżyła się na niego. Nie miała wcale takiej potrzeby - mimo tego, że zdawał się być starym gburem, to bardzo go polubiła i przywiązała się do niego, a jednocześnie za cel założyła sobie, że udowodni mu, że jest warta więcej, niż mu się wydawało.

Wstając od biurka postanowiła sobie, że jeśli to jest przyczyną tego spotkania, to będzie protestować. Natomiast w drodze do wyznaczonego pokoju zaczęła mieć wątpliwości. A co jeśli to Woods zaaranżował taką wymianę? Co jeśli miał jej na tyle dość, że zawnioskował o jej oddalenie?
Evelyn zapukała do drzwi i kiedy usłyszała “proszę”, nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi.

Widząc wchodzącą do pokoju młodą dziewczynę, w sumie niewiele młodszą od niej, Noemie zawahała się.
- Dzień dobry. - Nie podniosła się, za to zaprosiła młodszą agentkę wskazując miejsce naprzeciwko siebie. - Usiądź proszę.
Evelyn uśmiechnęła się. Nie był to może promienny uśmiech, jakim obdarza się bliskich przyjaciół po długiej rozłące, ale nie był on również z tych sztucznych i wymuszonych, które posyła się z wyuczonej grzeczności.

Leigh zacisnęła mocniej dłoń na swojej prostokątnej torebce, a drugą dłonią wygładziła nerwowo białą koszulę, po czym wykonała polecenie Noemie i usiadła we wskazanym miejscu.
- Dzień dobry, pani Faucher… To znaczy agentko Faucher. Agentko terenowa Faucher!
Evelyn zaśmiała się krótko, kręcąc głową i niedowierzając własnemu roztargnięciu.
- Przepraszam, wciąż to wszystko jest dla mnie nowe - dodała już spokojniej, po czym wyprostowała się na krześle, a dłonie złożyła na kolanach, co dało jej możliwość bawienia się paskiem od torebki.
Agencja zatrudniła ją niecałe sześć miesięcy temu, w październiku poprzedniego roku, więc wciąż czuła się jak świeżynka, pomimo tego, że przybyło już kilku nowych rekrutów.

Noemie uśmiechnęła się życzliwie do dziewczyny.
- Dostałam informację, że we Francji zaginęło dwóch naszych agentów, razem z towarem, który mieli dostarczyć. Zostałaś przydzielona do drużyny, która wyruszy na poszukiwania.
Mówiła spokojnym tonem uważnie obserwując Evelyn. Jeszcze nie miały okazji brać udziału wspólnie w akcji i była bardzo ciekawa tej osóbki.
- Proponuję, byś z uwagi na niewielkie doświadczenie, wzięła na siebie stopień sierżanta.
- Och, to wspaniale! - odparła Leigh, mając oczywiście na myśli przydział do drużyny i jej pierwszą, tak poważną misję. Dopiero kiedy wypowiedziała te słowa dotarło do niej, jak to mogło wybrzmieć. I choć nie spodziewała się, by Noemi tak właśnie odebrała jej entuzjastyczne słowa, poczuła się w obowiązku, by wytłumaczyć.
- Oczywiście nie miałam na myśli zaginięcia naszych agentów. Och, mam nadzieję, że nic im nie jest.

Evelyn przestała bawić się paskiem od torebki. Zamiast tego wygładziła spódnicę i uśmiechnęła się do agentki terenowej.
- Propozycję przyjmuję. Zresztą, nie jestem w stanie wyobrazić sobie miny pana Woodsa, gdybym miała mieć wyższy stopień od niego, nawet jeśli to tylko przykrywka.
Na samą myśl Evelyn zaśmiała się krótko pod nosem, odruchowo ukrywając rozbawienie dłonią.
- Czy pan Woods również z nami ruszy do Francji? W końcu to do niego zostałam przydzielona na staż, więc wydaje mi się, że tak właśnie będzie, ale wolę mieć pewność, stąd moje pytanie.

- Tak. Pan Woods uda się z nami, tak jak i Pan Hawthorne. - Noemie przez chwilę uważnie przyglądała się Evelyn. Dziewczyna była świeżutka niczym kwiatki na wiosnę i Faucher miała szczerą nadzieję, że nie zaowocuje to stratą kolejnego agenta. - Podczas misji dowodzę ja i proszę byś brała na to poprawkę.

- Tak jest - odparła Evelyn. Niedługo później spotkanie dobiegło końca, a Leigh, po wyjściu z sali i zamknięciu za sobą drzwi, odetchnęła z ulgą. Nie przenosili jej do innego agenta, ani tym bardziej nie zdecydowali się oddalać jej z agencji. Zamiast tego miała wziąć udział w swojej pierwszej tak poważnej misji.
I już chciała udać się do starszego agenta George’a Woodsa, by przekazać mu te radosne wieści, że przyjdzie im razem ruszyć do przepięknej Francji, kiedy znów ktoś ją zaczepił na korytarzu. Kolejne spotkanie? Kapitanowie Lloyd i Busson? Evelyn znów poczuła nieprzyjemny dreszcz na karku.

~ * ~

Niedługo mieli lądować w Paryżu. Evelyn Leigh całą podróż z Londynu do Paryża spędziła na analizowaniu trzech teczek, które otrzymali na spotkaniu. Prawie w ogóle się nie odzywała do pozostałych, co jak na nią było całkiem osobliwe. Zazwyczaj to ona przełamywała pierwsze lody i integrowała ludzi ze sobą, zagadując ich na różne tematy. Tym razem stres związany z nadchodzącą misją był zbyt duży. Cała ta otoczka pośpiechu, powagi i tajemnicy nie poprawiała sytuacji, a Evelyn nie chciała nic sknocić podczas wyprawy do Francji - szczególnie, że mogła to przypłacić własnym życiem lub życiem swoich kolegów.
Z teczki, w której zawarte były dokumenty ich alter ego, wyczytała, że ma dwadzieścia dwa lata, jest świeżo upieczonym sierżantem, a na swoim koncie ma kilka poważnych aresztowań i jedną mafijną strzelaninę, z której wyszła cało i zwycięsko. Jej alter ego nazywało się Amelia Croft.
Panna Croft pochodziła z Leeds, gdzie miała dwójkę młodszego rodzeństwa i rodziców. Jej ojciec również był policjantem, a matka zajmowała się domem. Amelia nie miała męża, ale zostawiła w Leeds narzeczonego, Richarda Horna, również sierżanta.

Evelyn przekazała te informacje, wraz ze zdjęciami ważnych dla Amelii osób, pozostałym na pokładzie agentom, po czym wróciła do analizowania lektury, by niczego nie pominąć. Musiała przecież jak najlepiej wczuć się w rolę sierżant Croft.

Kiedy zaś siedzieli wszyscy w samochodzie, a agent terenowy Batard przedstawił całą sytuację dotyczącą zabitego policjanta, Evelyn poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Odetchnęła głęboko i w zasadzie tyle. Nie była osobą decyzyjną, nie miała też zbyt dużego doświadczenia. Chciała udać się na miejsce zbrodni lub do kostnicy, by zobaczyć ciało zabitego policjanta. Nie miała zamiaru wcale prowadzić oględzin, ponieważ zupełnie się na tym nie znała, ale wiedziała, że może poczuć coś, może nawet obecność ducha, jego emocje - a to mogło sprowadzić na nią jakąś wizję. Nie wiedziała tylko czy lepiej udać się na miejsce zbrodni, gdyż tam zginął policjant i najsilniejsze emocje na pewno zakotwiczyły się w tamtym miejscu, czy do kostnicy, gdzie leżało jego ciało, z którym mógl być wciąż związany jego duch.
Nie podzieliła się jednak swoimi uwagami. Woods zazwyczaj i tak ich nie słuchał. Postanowiła więc zdać się na decyzję bardziej doświadczonych agentów, do której po prostu się podporządkuje (mając nadzieję, że nie odeślą jej do hotelu, by zajęła się papierkową robotą, ani też na komisariat, bo nie miała pojęcia, o czym mogłaby rozmawiać z tutejszymi policjantami).
 
Pan Elf jest offline