Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2019, 12:08   #7
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Ghalyia)

Ghalyia wracała do "Małpy" z humorem dalekim od dobrego. Człowiek, którego chciała odszukać w tej podłej tawernie nie zjawił się tam, a jakby tego było mało, ona sama padła ofiarą porwania. A Sardar nawet nie raczył kiwnąć palcem, tylko się przyglądał z kpiącym uśmieszkiem. Jakby był pewien, że ona, jak zwykle, da sobie radę, a on w tym czasie będzie mógł jakąś dziewkę obłapiać .

Nie przeszła nawet połowy drogi, gdy zaczepił ją jakiś żebrak.

- Łaskawa pani... - Skłonił się. - Rzuć biednemu weteranowi garść gwiazd... Na kolację.

- Niech Shelas ma cię w opiece - powiedziała kapłanka rzucają kilka monet żebrakowi.

Słowa błogosławieństwa poparła jeszcze gestem nad głową mężczyzny.

- Łaskawa pani... - Żebrak skłonił się niemal do samej ziemi. Zgarnął monety. - Tam, kawałek dalej, czeka paru takich... - powiedział znacznie ciszej, pokazując kierunek, w jakim podążała Ghalyia. - Nieprzyjemnych... dla oka i sakiewki - dodał.

- Jeśli wskażesz mi bezpieczną drogę do “Małpy”, to część tej sakiewki tobie się dostanie - powiedziała równie cicho.

Żebrak podrapał się po brodzie, po czym skinął głową.

- Jest taka. Droga znaczy - powiedział. - Cofnąć się trochę trzeba, a potem przejść przez jedno podwórko. I znajdziemy się na ulicy, gdzie już chodzi straż. - Skrzywił się, jakby nie lubił tego słowa. Albo tych, którzy się za tym kryli.

- Pokaż to podwórze - wyliczyła odpowiednią sumę i wręczyła weteranowi.

Pieniądze zniknęły, jakby za sprawą magii.

- Tędy, szybko - powiedział żebrak, po czym pociągnął ją za rękę.




Uliczka wyglądała zdecydowanie mniej przyjemnie niż ta, którą przed chwilą wędrowała Ghalyia, ale jej przewodnik wyglądał na całkiem pewnego siebie.

- To swoja - rzucił do jakiegoś typka, który wyglądał jak uosobienie rozbójnictwa. Tamten tylko machnął ręką, by szli dalej.


Podwórko, uliczka, kolejna...

I nagle, niespodziewanie, przed kapłanką otworzył się całkiem inny, zdecydowanie bardziej cywilizowany świat.

- Do "Małpy" w tamtą stronę - powiedział żebrak, wskazując kierunek - ale jak się napatoczą strażnicy, to ja się zmywam - dodał, równocześnie rozglądając się na wszystkie strony.

Kapłanka westchnęła z rezygnacją, ale pokiwała głową na znak, że rozumie. Innego wyboru nie miała. Jej zależało na jak najszybszym i bezpiecznym dotarciu do podrzędne speluny, w której miała nadzieję, że czeka na nią Sardar, zamiast być przy niej.

Żebrak, rozglądając się na wszystkie strony, przyspieszył kroku.

I wydawać się mogło, że wszystko pójdzie składnie i szybko, gdy zza rogu wynurzył się patrol straży miejskiej, pod wodzą oficera.

Przewodnik kapłanki na tyle nie pasował do okolicy, że od razu zwrócił na siebie uwagę strażników.

- Czy on się pani naprzykrza, milady? - spytał dowódca.

Pozostali strażnicy wyglądali jakby wizja spuszczenia żebrakowi lania sprawiała im niemałą frajdę.

Gdy kapłanka spojrzała na oficera, całe zmęczenie i brak dobrego humoru gdzieś zniknęło. Z jej postawy emanował ten należny jej pochodzeniu i pozycji, wrodzony i naturalny blask osoby przyzwyczajonej do tego, że jej polecenia są wykonywane bez szemrania. Reszty strażników nawet nie obdarzyła swą uwagą.

- Dobrze, że jesteście. - Ton również pasował do postawy. - Odprowadzicie mnie do portu. Możecie odejść dobry człowieku. - Kiwnęła jednocześnie na żebraka nie zwracając już na niego uwagi, co wcale nie znaczyło, że nie widziała ani jego, ani reszty strażników. To był taki naturalny sposób patrzenia osób wysoko urodzonych, mający dać do zrozumienia kto kim jest.

Żebrak skłonił się w pas, po czym bez słowa zniknął. Najwyraźniej uznał, że dalsze przebywanie w tym dostojnym towarzystwie może mu nie wyjść na zdrowie.

- Do portu? - upewnił się oficer, po uprzednim zlustrowaniu kapłanki i ocenieniu jej statusu. Najwyraźniej uznał, iż pomoc udzielona komuś, kto reprezentuje samą Shelas może tylko wyjść na dobre komuś, kto mieszka i pracuje w portowym mieście. - Blaze, Rob, Ted... Zostajecie tutaj i pilnujecie porządku. - Pozbył się w ten sposób połowy patrolu. - Tędy, kapłanko. - Wysłał przodem dwójkę swych ludzi, sam ruszył u boku Ghalyii. - To kilkaset metrów stąd - powiedział. - Za chwilę tam będziemy, Czy coś jeszcze mogę dla ciebie zrobić, pani?

- Dziękuję - odpowiedziała, co należało odczytać jako brak dalszych życzeń. - Pani wody spojrzy łaskawie na ludzi udzielających pomocy jej posłańcom.

- Kapłanko... - Oblicze oficera rozjaśniło się od jego uśmiechu. - To był nie tylko obowiązek, ale i przyjemność móc służyć ci pomocą - zapewnił.


Po paru chwilach oczom Ghalyii ukazały się znajome zabudowania.

- Wiedząc tak sumiennych w swych obowiązkach strażników miejskich, aż człek czuje się bezpiecznie. - Ghalyia wyraziła swe uznanie dla pracy oficera i jego podwładnych. - Będę się za was modlić. - Zapewniła przy rozstaniu.

- Proszę się modlić za Olivera i ludzi z jego patrolu, pani. - Oficer skłonił się, podobnie jak jego ludzie, po czym, widząc że jego pomoc jest już niepotrzebna, zasalutował i ruszył w swoją stronę.


Nie pozbywszy się swej maski dostojeństwa, Ghalyia weszła do tawerny. I od progu zaczęła rozglądać się za swoim towarzyszem.

Z wnętrza zniknęły wszelkie ślady nie tak znowu dawnej awantury, ale zniknął i Sardar. Z gracją i wdziękiem omijając wszelkie przeszkody, tak nieożywione typu meble jak i żywe, podeszła do stojącego za szynkiem mężczyzny, którego kojarzyła ze swojego poprzedniego pobytu. Opisawszy dokładnie swego towarzysza zapytała się gdzie może go znaleźć. Pytanie swe poparła jeszcze monetą, która przykryta dłonią kapłanki lśniła w blasku kaganków porozwieszonych to tu, to tam i owym blaskiem kusiła mężczyznę.

Pieniądz rządzi światem.

W tym przypadku wystarczyła jedna moneta, by otworzyć mężczyźnie usta.

- Poszedł do góry... - Barman na moment się zawahał. - Z Allie...

Ghalyia, nie tracąc nic ze swojego czaru, który nijak się miał do tego miejsca, ruszyła na górę. Szybko znalazła odpowiednie drzwi i zastukała w nie kilka razy.

- Sardar? - zapytała cicho.

Dobiegające zza drzwi odgłosy nie ustały. Najwyraźniej głos kapłanki nie dotarł do uszu zajętej sobą pary. Albo został zignorowany.

Kapłanka zastukała raz jeszcze, tym razem głośniej.

- Sardar? - głośniej też odezwała się.

Tym razem nie można było jej nie usłyszeć za drzwiami.

- Pani Ghalyia? - W głosie mężczyzny dość trudno było dostrzec radość. - Już idę, już...

Wymiana poglądów między Sardarem a jej partnerką była zbyt cicha, by kapłanka zdołała usłyszeć choć kilka zdań...

Po chwili drzwi się uchyliły i na korytarz wysunął się Sardar.

- Stało się coś... pani? - spytał.

Ghalyia nie skomentowała braków w jego przyodziewku.

- Idziemy znaleźć nocleg. W “Złotym Rogu” zatrzymamy się. - Odpowiedziała spokojnie patrząc tylko w twarz rozmówcy.

- Już idę... - zapewnił Sardar. - Tylko...

Nie musiał kończyć.


Po chwili pojawił się ponownie, już całkowicie przyodziany.

- Jestem gotowy, pani. Zaraz pójdę po wierzchowce.

Kapłanka skinęła nieznacznie głową. I ruszyła ku wyjściu, by tam zaczekać na niego.


Sardar uwinął się wyjątkowo szybko. Ghalyia nie musiała czekać nawet pięciu minut, gdy mężczyzna pojawił się, prowadząc osiodłane wierzchowce.

- Możemy jechać, pani - powiedział.

Kapłanka pozwoliła sobie pomóc przy dosiadaniu wierzchowca.

- “Złoty Róg “ - Powiedziała mając nadzieję, że jej towarzysz wie gdzie to jest.

Sardar skinął głową. Najwyraźniej znał wszystkie lokale w każdym mieście, bo i tym razem znał drogę. Po kilkunastu minutach Ghalyia znalazła się przed wejściem do gospody.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2019 o 15:05.
Efcia jest offline