Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2019, 01:14   #73
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2037.II.25; śr; ranek

Czas: 2037.II.25; śr; ranek; g. 08:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



- No i tak to wygląda. - wyświetlany ekran zamarł wraz z zamarłym obrazem. Resztę niedzieli po tym prawie cudownym odzyskaniu Rubena zdawało się, że wszyscy w bazie odetchnęli z ulgą. Ludzie potrzebowali odpoczynku i chwili relaksu od tego ciągłego napięcia i niepewności. Więc resztę niedzieli nawet z HQ bazy nie płynęły żadne rozkazy i dyspozycje więc ludzie mogli nacieszyć się sobą. Oczywiście największą gwiazdą dnia był właśnie Ruben który nie omieszkał skorzystać z tej chwili sławny gwiazdy wieczoru.

Agent Carter co prawda przeprowadził z nim rozmowę na temat tego co się działo ale Ruben za wiele nie mógł wyjaśnić bo albo miał klubową dziurę w pamięci albo był nie wiadomo gdzie i tylko wspomniał o jakimś magazynie czy piwnicy i przewożeniu samochodem. Z czego sporo miał albo worek na głowie albo spędził czas w izolatce. Za to mógł powtórzyć to co usłyszał od Rando co do ewentualnych przyszłych kontaktów z ludźmi Alvareza. Nie wyglądało to źle bo z tego co orientował się szef szpiegów ów Alvarez miał swoje dojścia i na terenie metropolii mógł sporo załatwić.* O samej pluskwie nie miał pojęcia skąd i jak się wzięła. Po tej rozmowie szef wywiadowców puścił go aby mógł się nacieszyć resztą niedzieli.

Ale pod wieczór wysłano na mieście ekipę aby założyła kamery w pobliżu podanego adresu. Posłano też drona aby chociaż ogólnie rozpoznać okolicę. Niestety okazało się, że pod podanym przez ludzi Alvareza adresem są całe koszary dawnej Gwardii Narodowej. Czyli całkiem sporo, dość dużych budynków. Obecnie stały chyba opuszczone, zdemolowane czasem ze śladami pożaru, przestrzelinami i czarnymi śladami po eksplozji granatów. Trudno było zgadnąć czy oberwały jakoś podczas inwazji czy to już stało się w chaosie lat potem. Grunt, że na dość skromne siły jakimi dysponowali i niezbyt obszernym czasem do dyspozycji były wojskowy kompleks okazał się dość rozległy do upilnowania i sprawdzenia. Zwłaszcza, że całkiem bezludny nie był bo w oczach kamer łapały się ludzkie sylwetki lokalnej społeczności. Do tego od północy po dwóch dekadach opuszczenia przechodził w krzaczastą roślinność przenicowaną młodnikiem a dalej w prawdziwy las z drzewami i w ogóle w jaki zmienił się zaniedbany park miejski. Tyle, że zimowym sezonem brak liści aż tak nie utrudniał obserwacji jak w lecie. Od wschodu aż po sam kompleks podchodziła Mississippi, od południa zdziczałe pole golfowe zmieniło się w coś w stylu łąki z powtykanymi z rzadka drzewami a od zachodu przez płot i drogę ogrodzenie koszar graniczyło z cywilną, niskopienną zabudową przedmieść.

Niemniej baza wojskowa to baza wojskowa w sposób prawie naturalny pobudzała wyobraźnię dając nadzieję na znalezienie jakiś ocalałych fantów. Mimo, że ta mniej więcej 48-godzinna zdalna obserwacja sugerowała, że co tam było do wyszabrowania to pewnie dawno zostało wyszabrowane.

Tym razem przełom nastąpił dzięki butelkom alkoholu napełnianych przez destylarnię “lekkich” i zdolności komunikacyjne Jamesa i Nancy z wywiadu. Połazili po okolicy, postawili flachę tamtemu, uśmiechnęli się do tamtej, poklepali po plecach tamtego i zaskakująco łatwo tubylcy z okolic dawnej bazy dzieli się z obcymi swoimi troskami. Prawie z miejsca potwierdziło się, że coś jest na rzeczy. Poszła plota, że w bazie coś się zalęgło czy może przebudziło. Coś co porywa ludzi. W każdym razie znikają. Jakiś chłopak włóczył się tam z kolegą i dawał sobie rękę uciąć, że w pewnym momencie coś zaczęło ich śledzić. A jak próbowali opuścić ten budynek to zaczęło ich gonić. Co? Nie miał pojęcia, przecież uciekał co sił w nogach! Udało mu się wyskoczyć oknem z pierwszego piętra a jego kumplowi już nie. Słyszał tylko jego straszne krzyki tuż zza okna. Nawet widział jego kurczowo zaciśnięte na parapecie dłonie. A potem to coś wciągnęło go do środka i jeszcze tylko słyszał przez chwilę jego krzyki i klekoczące odgłosy tego czegoś. A potem uciekł. Inny zarośnięty facet o aparycji zawodowego menela opowiadał o “lunatykach” jacy kręcili się po bazie tu i tam. Wydawało mu się, że mógł wśród nich być jeden kumpel od kieliszka bo poznał go po kurtce. Ale w sumie ciemno już było i był wypity to się nie upierał. Może tylko ktoś o podobnej kurtce? W każdym razie słyszał potem, że nikt tego jego kolegi nie mógł znaleźć i przepadł jak kamień w wodę. Dzięki tym “źródłom osobowym” jak to profesjonalnie nazywał agent Carter już pierwszego dnia udało im się zawęzić najbardziej podejrzany obszar do dwóch budynków.





Budynki były jednak dość spore, długie i trzypoziomowe, ze spadzistym dachem. Zbudowane z klasycznej czerwonej cegły pewnie z wiek lub więcej temu. Do przeszukania ich małą grupką ludzi nie zapowiadało się na lekkie zadanie. Oba były na terenie obecnie podmokłym który na stałe już był podmywany przez wody Mississippi. Oczy kamer wyłapały kilka razy ruch w budynku. Ale trudno było oszacować co powoduje ten ruch. Przynajmniej ze dwa razy była to sylwetka ludzka, pozostałe kilka mogło to być cokolwiek. Ale był to ruch istoty żywej a nie przypadkowo poruszony wiatrem śmieć. No i teraz, w środę rano, gdy na zewnątrz resztki śniegu nie mogły zdecydować się czy zamarznąć czy stopnieć bo świeciło ładne słoneczko ale temperatura oscylowała wokół 0*C, zebrali się tutaj w HQ aby zdecydować co robić dalej. Minęły dwa dni i trzy noce zdalnej obserwacji, połączonej z wypytywanie tubylców. Mieli przed sobą całą środę i kolejne dni aż do weekendu. Coś tam w tych budynkach koszar chyba było i pod tym względem namiar od Alvareza się potwierdził. Tylko nadal niezbyt było wiadomo co to właściwie jest.


---

* Czyli coś jak ten “Black Market” w grze PC - możliwość wymiany różnych towarów i usług.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline