Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2019, 19:32   #98
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dostała furgonetkę SWAT, kilku uzbrojonych ludzi i na sygnale pojechali w ten sposób na pierwszy posterunek. Biorąc pod uwagę zaangażowanie na Bronxie, ten furgon musiał być sprowadzony z jakimś cholernie wysokim priorytetem. Czas najwyższy, aby pewne sprawy były traktowane z odpowiednim priorytetem. Albo ktoś znający się na komputerach po prostu połączył kropki. Gorzej było z zaopatrzeniem, gliny w swoich magazynach nie trzymały granatów EMP, ani nawet zaczepnych - to w końcu nie tej rodzaj służb. Znalazły się tylko odpowiednie pociski. Przynajmniej podsłuchy i nadajniki były dość łatwo dostępne.
W jedynce wiedzieli o ich przybyciu i z dodatkową obstawą dotarli do magazynu. Był oddzielony dwoma parami drzwi, dodatkowo Leah widziała sporo elektronicznych czujników i paneli. Do samego magazynu jej nie wpuszczono, dyski umieścił tam pracownik tego miejsca. Zamknięto drzwi. Z jakiegoś powodu wcale nie wydawało się, że tutaj te rzeczy są bezpieczniejsze niż w zwykłym magazynie policyjnym. Ale może to tylko przez nerwówkę ostatnich dni?
Leah oddała torbę policjantowi.
- Jedna sugestia - dodała jeszcze. - Najlepiej aby oddelegować do magazyny osoby niezmodyfikowane cybernetycznie. Mieliśmy na trzynastce sytuacje wrogiego przejęcia osób z komputerami neuronowymi w głowach.
- Tylko tacy zajmują się tym magazynem - spojrzał na nią z krzywym uśmiechem. - Nie jesteśmy aż tacy niekompetentni.
- Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Do widzenia.
Pożegnała się i opuściła budynek Jedynki. Mimo wszystko poczuła ulgę, że zwala bezpieczeństwo dysków na barki kogoś innego i może wrócić spokojnie do swojego śledztwa.
Furgonetka za prywatny transport posłużyła tylko do wysadzenia Leah pod jej macierzystym posterunkiem. Oczywiście szybko się okazało, że monitoring podobnie jak wszystko inne, podlegał teraz kwarantannie. Na szczęście to dało się ściągnąć i uruchomić na lokalnym komputerze monitoringu. Wierzbovsky zaczęła się przyglądać, ale w pierwszym momencie na podglądzie nie zobaczyła nic interesującego. Dopiero znacznie wolniej, tracąc przy okazji na to więcej czasu, ujrzała "zamachowca". Mały kołowy robot, niczym zabawka dla chłopców, pędził szybko po drodze i wjechał pod jej samochód niezauważony przez nikogo. Już spod niego nie wyjechał. Nie znalazła też na taśmie nikogo, kogo mogłaby podejrzewać o kontrolowanie zdalne tego urządzenia. Taka osoba mogła znajdować się wiele kilometrów dalej. O ile była osobą.
No właśnie. Leah zaczęła rozważać możliwości. Na pewno za podłożenie ładunków pod jej camaro jak i za sabotaż całego posterunku odpowiadała “Pani”. Położyła przed sobą kartkę papieru i wyrysowała dwie strzałki, jedna pod kątem zbaczała na prawo, druga na lewo.
PANI
/ \
/ \
CZŁOWIEK? MASZYNA?
Te dwie możliwości wchodziły w grę. Pod maszyną rozrysowała jeszcze opcę AI i SI.
W podłożenie ładunku zaangażowała maszynę, czyli albo preferowała podporządkowanie sobie maszyn niż ludzi, albo to jej było akurat na rękę. Z drugiej strony utożsamiała się z bytem płci żeńskiej, co sugerowało człowieka albo SI. Czy mogła komuś służyć? Być programem zależnym? Najpewniej.

Leah wróciła do biurka, zawisła nad aktami sprawy i raz jeszcze wertowała wszystko od początku do końca. Odpalała papierosa za papierosem i analizowała informacje. Co mogła przeoczyć? Czego się chwycić? Cała sprawa przypominała tę Malika. Ciekawiło ją co Ferro i Remo wyciągną z Alexa ale dość już sterczała ponad ramieniem byłego partnera, naciskając na rezultaty. Złapała z krzesła kurtkę i zapięła zamek pod szyję. Spojrzała raz jeszcze na akta Malika, gdzie go teraz przetrzymują? Może się z nim spotkać. Pewnie nie pomoże w tej gównianej sprawie ale i nie zaszkodzi. Ostatecznie po wizycie w pierdlu Leah strzeli sobie parę drinków i przeczeka do czwartej. Miała, kurwa, dość wszystkiego. Najchętniej odwiedziłaby Jacka Caldwella i się odizolowała od problemów. Pomyślała o siostrze i Ashu ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl. Malick. Niech będzie Malick.
Ten strzał mógł być i prawdopodobnie był zwykłym ślepakiem. Malik był w końcu człowiekiem, jak do tej pory nie udało się odkryć żadnych powiązań. Proces nie ruszył nawet z pełnego kopyta, prokuratura ciągle zbierała dowody. Tyle tylko, że złapanego nie wypuszczano z kicia, więc nikomu to w sumie nie przeszkadzało. Może oprócz ofiar szaleńca i ich rodzin. Następna rozprawa miała odbyć się zaraz po nowym roku, a tymczasem więźnia przetrzymywano na Rikers Island. Leah nie miała problemów z zaaranżowaniem natychmiastowej rozmowy, na którą Malik stawił się. Wydawał się obojętny, kiedy usiadł i zaczął rozglądać się dookoła, pozornie nie zainteresowany siedzącą po drugiej stronie szyby detektyw.
- Jestem detektyw Leah Wierzbovsky. Poznajesz kim jestem? - zaczęła.
Nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął oglądać swoje paznokcie. Bardzo dokładnie i z pełnym zaangażowaniem.
- Ostatnio w mieście dzieją się dziwne rzeczy, które jak sądzę, rozpoczęły się znacznie wcześniej. Między innymi ty przyłożyłeś do nich rękę. Ktoś przejmuje już nie tylko maszyny ale i ludzi wyposażonych w komputer neuronowy. Pewna “pani” - położyła nacisk na ostatnim słowie. - Wiesz coś o niej?
- Chciałbym, bo brzmi jak zajebista babka - odparł, pozornie ciągle bez zainteresowania, oglądając swoje paznokcie.
- Humor ci dopisuje jak na kogoś, komu grozi dwadzieścia pięć lat. - Leah zaplotła ramiona na piersi. - A w więzieniu czas bardzo się dłuży.
Stuknęła w ekran holofonu aż pojawiła się holoprojekcja zdjęcia Amandy Tomkins z ojcem.
-Ten mężczyzna zginął identycznie jak Nova. Kto mógł to zrobić, Malick?
- Każdy przynajmniej tak dobry jak ja - obietnica lat spędzonych w więzieniu nic nie zmieniła w jego zachowaniu, nawet nie spojrzał na zdjęcia. - Chyba nie myślicie, że firmy nagle usunęły wszystkie backdoory ze swoich zabawek?
- Mówi pan tak jakby korporacje celowo je instalowały. Skąd pan wiedział o lukach w domowych androidach? Jeśli pracowałby pan dla korporacji to do tego czasu już by pan stąd wyszedł albo przeciwnie, nie żył.
- W jakim świecie ty żyjesz? - tym razem przynajmniej podniósł wzrok. Wydawał się autentycznie zszokowany. - Znalazłem, wiedziałem, wykorzystałem. Albo i nie. Skoro wszystko wyszło to pozbycie się mnie nie jest im na rękę, bo łatwo na mnie zrzucić całą winę. Myślałem, że jesteś gliną, nie przebierańcem. Tylko przebieraniec mógłby tak mało o życiu wiedzieć.
- To raczej mnie zadziwia pana naiwność, panie Malick. - Leah wysunęła z paczki papierosa i odpaliła benzynową zapalniczką. - Owszem, instytucja kozła ofiarnego jest bardzo przydatna. A skoro cała wina i tak już spadła na pana a rychły proces ją potwierdzi, co stanie im na drodze by zamknąć panu usta na zawsze? Dobry kozioł ofiarny to taki, który nie zmieni zdania i nie wycofa się ze swoich zeznań. Myli się pan. - Leah wydmuchała w szybę szary kłąb dymu. - Pozbycie się pana będzie im bardzo na rękę. Muszą po prostu jeszcze chwilę poczekać.
- Przepraszam, nie można tu palić - natychmiast pojawił się ochroniarz i zabrał Leah papierosa.
Malick wzruszył ramionami, znów niezainteresowany.
- Na razie mnie nawet nie wsadziliście - wrócił do oglądania paznokci. - To wszystko, mogę sobie wreszcie pójść?
- Przepraszam, już gaszę - Leah ułożyła prawą łydkę na lewym kolanie i zdusiła papierosa o podeszwę buta. Ledwie nadpaloną sztukę wrzuciła do kieszeni kurtki i ciągnęła do Malika. - Pan mnie chyba nie traktuje poważnie, panie Malick.
Przeniosła wzrok na strażnika i przypiętą do munduru holoplakietkę ze stopniem i nazwiskiem.
- Zostawię moją wizytówkę sierżantowi Randallowi. Jeśli otworzy się pan na rozmowę ze mną, proszę mu szepnąć słowo i on mnie powiadomi.
Wstała i podeszła do sierżanta:
- Mogłabym z panem pomówić na osobności, gdy odprowadzi pan więźnia?
Nie trwało to długo, kiedy strażnik wrócił.
- Nie widziałem, aby z kimś rozmawiał poważnie. Łącznie ze swoim adwokatem, który chce skierować go na badania psychiatryczne i użyć tego jako linii obrony.
- To diabelnie frustrujące kiedy ktoś tak sobie pogrywa z prawem i z moralnością w ogóle a potem siedzi sobie jak król pierdzący w tron przed funkcjonariuszem i jeszcze z niego kpi. Nie po to wybieraliśmy takie zawody, prawda? - Leah pokręciła głową z oburzenia. - Szczególnie jeśli to taka kanalia, najgorszego sortu. Widzi pan, sierżancie, to ja go aresztowałam, tym bardziej to boli. Widziałam co trzymał na tych swoich komputerach. Współwięźniowie dają mu tak lekko żyć?
- Nie zaznajamiają mnie o wszystkim odnośnie więźniów. W tym zakładzie siedzą bardzo różne indywidua. Dlaczego mieliby nie dać mu żyć? Bardziej niż innym ma się rozumieć. Jego śledztwo ciągle trwa, stąd nie siedzi razem z już skazanymi.
- No tak ale w areszcie tymczasowym też często przebywają niebezpieczni przestępcy albo i recydywa. A oni, wiadomo, mają swoje zasady. Nawet ci najgorsi, prawda? Gangsterzy i mordercy. Pomyśleć, że miękną im serca jak usłyszą, że ktoś się dopuścił… - Leah zamilkła, znów potrząsnęła głową, oburzona i rozżalona. - Nie powiem tego słowa wprost, bo śledztwo jest ciągle w toku ale widziałam pliki na jego komputerze, sierżancie. Miał dużo zdjęć… dzieci. Sam pan rozumie mój gniew. Kiedy tak siedzi i się szczerzy jak gwiazda holowizji.
Podrapał się po policzku, odwracając na moment wzrok.
- Płacą nam za to, żeby nie dochodziło do incydentów. Nowe władze planują już rozmieszczenie tu androidów - skrzywił się. - Większość tego "kodeksu" do takie samo prawo ulicy jak w teraz na tym cholernym Bronxie. Prędzej czy później ktoś usłyszy o nim słówko czy dwa, nigdy nie wiadomo, czy to coś zmieni. Skoro tu zamieszane są korporacje, a on taki pewny siebie, to wcale nie byłbym taki pewien, że on przegra proces.
- To tym bardziej przykre. Wyjdzie i utwierdzi się w poczuciu własnej bezkarności. Ale ma pan rację, sierżancie, któryś z więźniów prędzej czy później usłyszy jaki z niego zwyrodnialec. A wtedy wytłumaczą mu to i owo na stołówce czy pod prysznicem i i może to zmyje ten wredny uśmieszek z jego gęby. Takie widać czasy. Kiedy prawo jest nieskuteczne i nie wymierza kary, trzeba pozwolić im karać się nawzajem.
Przyjrzał się jej badawczo. Nie był młodzieniaszkiem, trzydziestka stuknęła mu już jakiś czas temu, a jego obecne stanowisko nie było pracą marzeń. Mimo tego pozostawał przeciwieństwem zapuszczonego tatusia z brzuszkiem, co pozwalało Leah przypuszczać, że może celowo pozostał w tym a nie innym miejscu.
- Ciekawe słowa jak na panią detektyw - uśmiechnął się przyjaźnie. - Szkoda, że za takie rzeczy to my w łeb obrywamy. Jego los jest zupełnie poza naszymi rękami w tej chwili. Słyszałem jednak, że tacy jak on nie miewają łatwego życia nawet jak ich wypuszczą. Trzeba tylko nimi zainteresować odpowiednie osoby.
- Będę z panem szczera, sierżancie - Leah ściszyła głos i rozejrzała się za kamerami. Nie spodziewała się tutaj nadmiaru zabezpieczeń, ale nachyliła się do ucha funkcjonariusza. - Śledztwo mam w toku, naciski z góry i grunt mi się pali pod nogami. A ten sukinsyn mi staje okoniem i robotę utrudnia. Może byście go wrzucili na noc do celi z jakimś wariatem albo gangsterskim bonzo, chętnym do pokazów siły i szepnęli o jego niezdroowej predylekcji? Mnie będzie na rękę żeby dostał wycisk, spokorniał.
Leah stukneła w holo, by przesłać Randallowi swoją wizytówkę.
- A gdyby pan miał kiedyś problemy w których ja będę mogła pomóc… Zresztą, jaki pan. Jestem Leah. - wyciągnęła do mężczyzny dłoń.
- Garett - uścisnął wyciągniętą ręką, patrząc w oczy Wierzbovsky. Cóż, pomijając wszystko inne była też atrakcyjna, nawet jak rzadko ten fakt wykorzystywała. Kamera była, ale sądząc ze swobodą z jaką strażnik mówił, nie rejestrowała dźwięku. Mógł specjalnie wybrać takie miejsce. - Do ciemnej celi wrzucić nie mogę, ale możemy pozmieniać przydziały w areszcie, coś się pomyli, winnych nie będzie. W razie czego weźmiesz mnie na pomocnika detektywa? - roześmiał się.
- Nie narzekałabym. Przydzielili mi obecnie żółtodzioba tuż po szkole policyjnej, takiego co to jeszcze wierzy w ideały i że dobro zawsze zwycięży bo tak jest wszechświat skonstruowany. - Leah skrzywiła się pobłażliwie. - Naprawdę będę wdzięczna jakbyś obrzydził mu życie więźnia i dyskretnie napomknął kilka razy dziennie, że ta miła pani detektyw czeka aż się do niej odezwie.
Roześmiał się, po czym skinął głową.
- Zrobię co w mojej mocy, nie obiecam od razu efektów. Ale i on tu jeszcze trochę posiedzi.
Leah wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
- Jestem ci winna drinka, Garett. Zadzwoń kiedyś i gdzieś skoczymy.
 
Sekal jest offline