- Góry? Na stepach to jest życie... - rozmarzył się nomada siedzący przy ognisku i zawzięcie strugający patyk. Już zdążył zjeść, rzucić resztki kundlowi, a nawet pójść za krzaki. W jego rodzinie kto wolno jadł, ten w ogóle nie jadł, więc w takich sprawach zawsze był szybki. Za to w gadaniu wolniejszy.
- Ale jak mówicie, że jedzim, to jedzim i w góry, jeden pies, możem i tam po skarby póść. Jak kierunek wskażecie, to zawżdy trafie, jak szczałom, panie Grimir -ponieważ krasnolud umiał czytać i pisać, Rusłan darzył go wielkim szacunkiem - A tymi waszymi magnumami i geraciksami się nie przejmujta, z Yarislavem pozabijamy wszystkie - dodał. Ciężki dolgański akcent utrudniał rozumienie, ale ta dwójka podróżowała z Rusłanem na tyle długo, by wiedzieć co ma na myśli. Zazwyczaj. W drugą stronę było podobnie. Zazwyczaj wiedział, czego przyjaciele od niego chcieli. Zazwyczaj.