05-02-2019, 09:09
|
#6 |
| Dawno temu przechodzący przez Zalesie wędrowny kapelonek Sigmara, człek uczony i biegły w różnych naukach, zebrał wokół siebie dziatki i próbował im wytłumaczyć czemu czasem na niebie świeci słońce, a czasem księżyce, i czemu to słońce nie zmienia rozmiaru, a księżyce to już tak. Jedne dzieci załapywały to szybciej, inne wolniej, i tylko jeden chłopaczek, zwany wtedy Małym Gie, choć już o głowę większy od rówieśników, przez cały miał na twarzy wyraz absolutnego zdumienia i całkowitego, stuprocentowego niezrozumienia.
Minęły lata, Mały Gie wyrósł na Dużego Gie, ale wyraz twarzy miał dokładnie taki sam, jak wtedy, coś pomiędzy cielęciem przy obroku, a karpiem wyciągniętym z wody na łachę piachu. Wiedział, że powinien wykazać się elokwencją i zebrał się w sobie. - E? – Uznał, że to za mało, żeby pokazać autorytet straży miejskiej i dodał szybko. – Że co kurwa?
Nichtmachen opuścił szkolenie z metod przesłuchań, czego zaczynał teraz żałować. Rozbawienie u przyjezdnych zaczęło narastać, Georg zaś poczuł jak świerzbią go ręce. Nabrał ogromnej ochoty na zaciśnięcie pięści i walnięcie. Przypomniał sobie jednak, co mówiła mu matula. I błazen i szlachetny pan wyglądają, ubierają się i zachowują podobnie, ale ten drugi ma herb, i tego właśnie nie można bić. Kolorowa szmata na kiju wyglądała na herb, błazen w kolorowych ciuszkach mógł więc być szlachcicem. Co do reszty Georg nie był pewny, można lać czy nie można? Stary Alphonse przypominał jednak codziennie, że nie każdego można, i nie każdego trzeba lać po pysku. - Rudi, tych to chyba powinien kapitan zobaczyć. Albo kapłanki z przytułka św. Agnes, one takich dziwnych cudaków pod opiekę biorą.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |