Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2019, 19:41   #75
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - 2037.II.26; cz; przedpołudnie

Czas: 2037.II.26; cz; przedpołudnie; g. 11:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Jefferson Barrack Park; Jefferson Barrack
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Furgonetka



Z dawnego browaru do dawnych koszar gwardzistów samochodem nie było wcale tak daleko. Kilka czy kilkanaście kilometrów miejskimi ulicami. Chociaż dość mocno zdezelowanymi i pełnymi miejskiego, lokalnego kolorytu. Na wszelki wypadek jechali dość spokojnie a i tak byli może w kwadrans. Po drodze za szybami samochodów widzieli co jakiś czas podobne młodzieżówki jak te za jaką wzięli się swego czasu lekcy. Teraz jednak nie przejawiały one większego zainteresowania przejeżdżającymi samochodami. Czy miało to coś w związku z tym kim byli, czy był to wpływ akcji lekkich, czy Alvarez szepnął co trzeba w każdym razie od tamtej akcji z młodymi co się tak czkawką odbiła na dzielnicy jakoś więcej ta mająca zbyt wiele czasu i energii młodzieżówka nie naprzykrzała się xcomowcom.

Być może miała coś z tym wspólnego wzmożona czujność policji jaka wciąż dość intensywnie patrolowała patrolami pieszymi, samochodowymi i dronami Dutchtown, miejsce pechowej akcji lekkich. I xcomowcy i pewnie tubylcy już nieco do ich widoku przywykli ale “pałkarze” wyraźnie drażniki swym widokiem i jednych i drugich. Czasem było słychać wycie policyjnych syren, czasem jakieś strzały ale od czasu poprzedniej akcji z przełomu lutego i stycznia nie przerodziły się w żadną, podobnej skalą akcję. Teraz zaś jadąc do koszar musieli przejechać obok kilku radiowozów jakie stanowiły zewnętrzny kordon jaki odcinał Dutchtown od reszty metropolii. Gdyby tylko gliniarze wiedzieli kto ich mija w tych furgonetkach albo strzeliło im do głowy zrobić rutynową rewizję…

Ale nie strzeliło. Więc najpierw furgonetka ze zbrojnym ramieniem X-COM a później ta z pionem technicznym spokojnie przejechały główną drogą obok widocznych ze dwie przecznicę dalej policyjnych “pand”. Zajechali niedługo w okolicę samych koszar. Zbrojni jechali wcześniej bo chcieli wysadzić “Dunkierkę” i dać jej czas na zajęcie pozycji. Poza tym para skanerów mogła wykonywać swoją skanerską robotę także zdalnie, za pomocą drona czy podręcznego datapadu a zbroni musieli wykonać swoje zadanie bezpośrednio.

- Na pozycji. - Sofia wysłała krótkie potwierdzenie gdy zajęła zaplanowaną pozycję. Wybrała sobie na miejsce dawną wieżę spadochronową. - Spider by się przydał. - rzuciła w międzyczasie gdy pewnie wspinała się po schodach konstrukcji zbudowanej głównie z kratownic. Zapewne lekki pancerz z wystrzeliwaną kotwiczką pomagającą dostać się do dalej czy wyżej położonych miejsc byłby w tej sytuacji całkiem pomocny. W końcu jednak dostała się na płaski szczyt wieży i zajęła posterunek.

Teren koszar był złośliwie płaski. I te dwa, podejrzane budynki niezbyt miały miejsce do skrytej obserwacji. Albo otaczał je pusty parking, pole, plac albo budynki które blokowały widok a były zbyt blisko aby snajper mógł mieć realną przewagę i robić swoją robotę jak należy. Stara wieża spadochronowa była niejako kompromisem między tym co było a chciałoby się mieć. Z jej szczytu, “Dunkierka” mogła obserwować po dwie ściany i dach każdego z dwóch budynków imieć rozległe pole widzenia na spory kawał koszar. W razie potrzeby zdemaskowania i odwrotu miała zamontować system “fast rope” i zjechać błyskawicznie na dół a potem skryć się w przydrożnym rowie. Cały wczorajszy dzień zbrojni spędzili na oglądaniu terenu za pomocą drona a w końcu i tak się tam przejechali aby rozpoznać teren i właśnie padło na tą wieżę. Wadą było to, że mieli połowę budynku po przeciwnej stronie wieży właściwie ślepą dla Sofii. Ale taki dylemat przy tylko jednym strzelcu czy obserwatorze czekał ich jakąkolwiek pozycję by nie zajęła.

- No to teraz my. - Yoshiaki dała znać szefowi skanerów pewnie po to by się cokolwiek odezwać. W końcu to była ich pierwsza tak bezpośrednia akcja odkąd przyjechali tutaj z Nowego Jorku. Furgonetka z wolna zapyrkotała i zatrzymała się w zaplanowanym miejscu. Chinka siadła wygodniej przed datapadem jaki wyświetlał obraz z krążącego nad koszarami drona. - Powodzenia. - uśmiechnęła się do szykującego się do wyjścia Lawa unosząc do kciuk do góry.



Budynek Wschodni



“Budynek Wschodni” i “Budynek Zachodni”. Tak zbrojni kodowo określili obydwa podejrzane budynki nie siląc się zbytnio na finezję. Wschodni leżał na wschodzie czyli bliżej rzeki a zachodni trochę dalej. Zbrojni czyli “Amadeo” zdecydował, że zaczną od strony rzeki czyli od wschodniego. Była wówczas szansa, że “w razie czego” jakby coś próbowało zwiać nadziałoby się na ostrzał “Dunkierki” bo “jej” wieża była bliżej zachodniego budynku. Wszystko było mokre bo deszcz przestał padać dopiero ze dwie godziny temu. Wcześniej lało tak gdzieś od połowy nocy. W chłodnym powietrzu oddech zmieniał się w parę i wciąż unosiła się nieprzyjemna wilgoć. Chociaż tak blisko rzeki chyba zawsze było trochę wilgotno.

- Nie zapomniałeś broni? - Thomas uśmiechnął się łagodnie widząc, że doszedł do nich ostatni i dość nietypowy członek oddziału. Czekali we czterech w pobliskim budynku. Według planu mieli jak najprędzej pokonać jakieś pół setki metrów otwartej przestrzeni jaka dzieliła północno - wschodni narożnik “wschodniego” od tego sąsiedniego budynku gdzie zaparkowali swoją furgonetkę. To był potencjalnie bardzo niebezpieczny kawałek bo byli jak na widelcu. Tyle, że na razie nic nie świadczyło, że przeciwnik dysponował bronią zasięgową. Trójka zawodowych żołnierzy miała zasuwać gęsiego przodem. Przy narożniku ubezpieczał ich ckm “Fausta” i pm Lawa. Mieli ruszyć gdy pierwsza trójka dotrze do przeciwległego narożnika. Pierwszy szedł właśnie Thomas, za nim “Amadeo” i trzeci, tuż przed Lawem, Cyrrus. Gdy byli gotowi “Amadeo” zapytał dziewczyn o status.

- Brak kontaktu. - odpowiedziała szybko i lakonicznie strzelec wyborowa na szczycie odległej o jakieś 200 metrów wieży.

- Nie widzę nic podejrzanego. - Chinka dołączyła swoją odpowiedź chociaż w głosie dało się wyczuć napięcie znacznie wyraźniej niż u doświadczonej weteran operacji zbrojnych.

- Ruszamy! - zakomenderował prawie od razu “Amadeo” i Thomas pierwszy wyszedł marszem strzeleckim zza rogu a pozostała trójka zaraz za nim. Żołnierze szli charakterystycznym truchcikiem z bronią wycelowaną przed siebie i w każdej chwili gotowi byli jej użyć. Law świetnie rozumiał co właśnie robią i dlaczego chociaż pod względem wprawy w obcej dla siebie specjalizacji nie miał co się równać z zawodowcami. Ale wbrew obawom zbrojnych te pół setki kroków pokonali bez żadnych przygód i po paru nerwowych chwilach dopadli do narożnika “wschodniego”. Teraz ta trójka ubezpieczała trasę dwójki kolegów.

“Amadeo” dał gestem znak “naprzód” i brodaty Thomas poprowadził czwórkę przez rozwalone na oścież drzwi jakie prowadziły do korytarza idącego po osi wzdłużnej budynku. Wewnątrz panował rozgardiasz i chaos jaki można było oczekiwać po porzuconym i wielokrotnie zdewastowanym i splądrowanym budynku. Prowadzący wybrał wyciszony pm co dawało szansę na cichą likwidację celu. Mimo, że zbliżało się samo południe a obecnie panowała dla odlmiany słoneczna pogoda to wewnątrz zdewastowanego budynku było dość mroczno. Gdzieniegdzie okna były zabite czym się dało, gdzie indziej drzwi były zakleszczone więc do korytarza nie było światła docierającego przez okna. Dlatego zbrojni założyli gogle noktowizyjne które w takim półmroku wydawały się idealnym rozwiązaniem.

- Popatrzcie jaki ładnych chłoptasiów tu kiedyś mieli. - mruknął cicho któryś z żołnierzy gdy mijali na korytarzu dawny plakat werbunkowy. Pewnie nawet oryginalny, z początku Inwazji.





- Ale smród, co za menelnia. - szepnął z obrzydzeniem Dave wodząc lufami ckm-u po przepatrywanych pomieszczeniach. Rzeczywiście capiło. Uryną, starociami, zgnilizną, zaduchem, pleśnią. Do tego to co widziały oczy w zielonkawej poświacie również do tego pasowało. Różne skotłowane i porzucone przedmioty, zapomniane strzykawki, poprzewalane butelki, wszystko zdawało się być żywym antypomnikiem jak bardzo może zdegenerować się rasa ludzka. Ale było coś jeszcze. Trudny do zdefiniowania zapach jaki wniknął w te powietrze przeniknięte woniami ludzkiej degeneracji. Dziwny zapach kojarzący się z czymś lepkim i zwierzęcym.

Ale na razie szło bez kłopotów. Sprawdzili parter prawego skrzydła “wschodniego”. I wszystkie pomieszczenia w kodowej mowie zbrojnych były “czyste” chociaż żaden cywilizowany człowiek tak by ich pewnie nie określił. Ruszyli na piętro. Wyglądało podobnie. Podobnie żadnych kontaktów z przeciwnikiem czy kimkolwiek. A jednak coś znaleźli. Idący na czołówce Thomas zatrzymał się przy jakiś drzwiach. Drzwi nosiły zastanawiające ślady. Jakby ktoś chlasnął je nawet nie nożem a jakimś mieczem. I chyba trafił bo zostały na nich zaschnięte rozbryzgi jakiejś podejrzanie czerwonej posoki. Znaleźli jeszcze dwa czy trzy podobne ślady świadczące, że ktoś tutaj mógł swego czasu całkiem mocno oberwać. Trudno jednak było zgadnąć czy to pojedynczy ktoś tak oberwał czy były trzy różne przypadki. Ale ciał nie było.

- A to co? - Strauss zwrócił uwagę na coś innego. Z jednej z mijanych framug wystawało coś co w pierwszej chwili można było wziąć za kawałek częściowo odłupanego drewna. Ale nie zgadzała się barwa. Po chwili dłubania nożem Cyrrusowi udało się to coś wydłubać. Wyglądało barwą, fakturą i dotykiem jak kawałek jakiejś kości, kła czy pazura. Ale niezbyt wiadomo co mogło go zostawić.

Przeszli przez piętro lewego skrzydła. Weszli do centralnej, nieco masywniejszej części budynku. Sprawdzali piętro i też obyło się bez incydentów. Mieli już sprawdzone jakąś połowę budynku “wschodniego” gdy wojskowi dali gestami znać na alarm. Coś było. Słychać i widać. Ustawili się przy wejściu do korytarza jaki powinien przechodzić wzdłuż osi budynku. Coś było słychać. Jakby ktoś ciężko oddychał właściwie to sapał. Widać też coś było. Ze cztery drzwi dalej jedne z nich były otwarte albo po prostu rozwalone. Wpadało przez nie na tyle dużo światła przez okna, że widać było na podłodze sylwetkę. Chyba ludzką. Jakby ktoś tam stał. Lekkie zachwiania sylwetki na podłodze zdradzało, że to nie manekin tylko chyba jakiś żywy.Zresztą pasowało to z grubsza do tych świszczących odgłosów oddechów. Jak ktoś tam stał to pewnie był zbyt blisko drzwi czyli zbyt daleko od okna i pod zbyt dużym skosem aby był widoczny dla “Dunkierki”. Zresztą pewnie zameldowałaby gdyby go dojrzała a w eterze panowała cisza. Xcomowcy popatrzyli na siebie świadomi, że stoją przed swoim rubikonem w tej akcji. Dotąd chyba nie zostali wykryci i mieli jeszcze szansę się wycofać licząc na to, że tak zostanie. Mogli też kontynuować misję dążąc do bardziej wymiernych efektów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline