Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2019, 12:15   #6
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Nic w tym nie pasowało Phi.
Niemrawy uśmiech brata, otaczający ich zapach smrodu i zgnilizny.
Dziwny i przerażający Baron i jego dziwna maska.
I jeszcze te kolorowe pigułki.
Narkotyki?
Philomene nie mogła uwierzyć w to, że jej brat celowo wkręcał ich wszystkich w handel narkotykami.
Powiodła wzrokiem po reszcie ekipy i na koniec skoncentrowała wzrok na bracie i Nicolasie.
Nie rwała się do ‘próbowania’. Widziała co narkotyki robią z Eleną.
Wręcz przeciwnie - chciała stąd wyjść.
Zabrać Lu i wyjść, szybko.
Nie chciała iść na szczyty w ten sposób. Nie chciała by Lu szedł tą drogą.
Gorączkowo myślała jak szybko zniknąć z tego miejsca.
Tio nieśmiało sięgnął po pigułkę. Przez chwilę ważył ją w dłoni. Spojrzał na kompanów i uśmiechnął się nieśmiało. Rzucił pastylkę w powietrze i połknął niczym pelikan swą zdobycz. Za jego przykładem poszła Elena. Bez większych ceregieli złapała tabletkę i wsadziła ją do ust. Inez i Roy rzucili Phi wymowne spojrzenie. Tak, jak ona nie bardzo byli chętni, by zagłębiać się w narkotyczny światek. Czekali na jej decyzję.

Nastolatka czuła jak wali jej serce a ręce pocą ze zdenerwowania.
Powoli ruszyła by wziąć jeden z koralików ale zatrzymała się wpół kroku.

- Doceniam chęć pomocy, Baronie, ale nie mogę… - zaczęła koślawo. Spojrzała na brata przepraszająco - Narkotyki są niebezpieczne. Nie mogę… - odsunęła się od stołu, chowając dłonie za siebie jak małe dziecko. - Lu… - ostatnie słowo było prośbą do starszego brata. Czuła zimne kropelki potu spływające po plecach.

Baron wbił wzrok w dziewczynę. Jego spojrzenie przeszywało ją na wylot. Było zimne, lepkie i nieprzyjemne. Phi otrząsnęła się ze wstrętem.
- Moja gwiazda - wyszeptał. Phi zdawało się, że tylko ona słyszy słowa Barona.
Kątem oka obserwowała brata. Jego oblicze pełne było agresji, niechęci i złości.
- Co z tobą, Phi? - zapytał.
- Zostaw - Baron uniósł dłoń - Ona jest wyjątkowa. Urodzona pod specjalną gwiazdą. Nasza umowa pozostaje w mocy.
Myśli dziewczyny wypełniły niewypowiedziane pytania. Umowa? Czego dotyczyła? Czemu Lu jest taki zły na nią. Narkotyki są złe..
W tym czasie Tio i Elena odpłynęli. Ich ciała opadły na odrapane skórzaną kanapę. Wyglądali, jakby ktoś odciął im dopływ tlenu. Sinieli z każdą chwilą, ale na ich twarzach gościł coraz szerszy uśmiech.
- Powstańcie, moje dzieci - rzekł Baron. Jak na komendę, Tio i Elena wstali. Zapada cisza. Trwała dobrych kilka sekund.
- Ruszajcie i głoście światu dobrą nowinę - rzekł Baron. Tio i Elena zgarnęli ze stołu garść tabletek i bez słowa wyszli z klubu.

Phi była przerażona. Nie rozumiała nic z tego co się działo. Przesunęła się na siedzisku bliżej bliźniaków by w ich towarzystwie poszukać jakiegokolwiek oparcia.
- Lu, chodźmy stąd - poprosiła brata nie bacząc już na Barona. Nie chciała na niego spoglądać. Jego tam nie było, jej nie było w tym miejscu. Panicznie wypychała zaistniałe okoliczności. Nie była żadną gwiazdą. Zwłaszcza tego...tego…
- Lu, Nicolas, proszę. - obejrzała się za Tio i Eleną. Czy ktoś ich zatrzymywał? Czy byli bezpieczni? Nie wyglądali dobrze. Pociągnęła bliźniaki wstając za stolikiem i szykując się do wyjścia.

Inez i Roy wstali. Oboje jednocześnie plunęli na stół na którym leżały krwistoczerwone pigułki. Gdy ich ślina padła na czerwone koraliki, wyparowała niczym kropla wody rzucona na rozgrzaną patelnię.
- Siad! - syknął Baron i para bliźniaków, jak rażona prądem legła na kanapię. Phi czuła, że toczy walkę. Pojedynek nie tylko o siebie, ale i o swoich przyjaciół. Jej brat pozostał niewzruszony. On już wybrał. Nie pomoże im. Baron był jego pracodawcą i Lu nie zamierzał odrzucać szansy, którą dawał mu los.

- Inez! Roy! Wstańcie. Idziemy - Philomene szarpnęła najpierw dziewczynę potem jej brata. Serce jej się krajało gdy spoglądała na Luisa. Nie wierzyła, że naprawdę wybrał tę drogę. Paradoksalnie zrozumienie cięło ją jak nożem, ale dodawało sił do walki. - Musimy stąd wyjść - szepnęła do Inez, pochylając się do dziewczyny.

- Nie możesz nas tutaj zatrzymać siłą! - pisnęła w dzikiej panice do zamaskowanego mężczyzny. Wysuwała się przy tym z loży wciąż nie puszczając rąk dwójki przyjaciół. - Nie masz prawa ich krzywdzić. Nie chcemy mieć nic wspólnego z narkotykami!

- Moja gwiazda - syknął Baron - Ruszaj. Rozkwitaj! Świeć dla mnie i dla nas wszystkich. Niech twój blask nas prowadzi. Moja gwiazda.
Phi wstała z miejsca i ruszyła ku wyjściu z jakąś nieznaną jej dotąd desperacją. Za sobą słyszała złorzeczenia Lu. Jej brat był wściekły, że popsuła mu dobijanie targu. Ją jednak przepełniała duma, że zdołała uciec z tego śmierdzącego śmiercią i rozkładem klubu. Gdy znaleźli się na zewnątrz, Roy uściskał ją mocno.
- Dziękuję - wyszeptał jej na ucho - Uratowałaś nas. To jeden z przeklętych. Dziękuję.

- Przeklętych? - Phi wtuliła się w chłopaka i przez chwilę nie odsuwała się od bliźniaka. Nogi miała jak z waty i cała się trzęsła. Zaciśnięte nerwowo zęby ledwo pozwalały wycedzić parę słów. Jej braciszek… Zamrugała raptownie czując łzy pod powiekami - Chodźmy stąd. Szybko. Opowiesz po drodze do domu.
Nie chciała pozostawać w okolicach klubu ani chwili dłużej.

Po drodze do domu

- Przeklęci, to żywe trupy. Ci, którzy wyrwali się ze szponów Śmierci i nadal chodzą po tej ziemi. - wyjaśniał Roy - Żywią się energią i emocjami żywych. Niewolą ich. Twój brat zawarł z nim pakt. Już jest stracony.
- Chyba już nie mamy domu - szepnęła Inez.
- Racja - przytaknął jej brat - Ten dom jest Luisa, nic tam po nas. Musimy szukać innego miejsca.

- Jak to stracony? Jaki pakt? A co z Tio? Co z Elen? Nicolasem? Nie możemy ich przecież tak zostawić! O co mu mogło chodzić z tą gwiazdą? Czemu mnie tak nazywał? - Phi otrząsnęła się ponownie na samo wspomnienie przeżyć ostatnich chwil - W domu został Węgielek. Muszę go zabrać.

- Oni są już straceni. Wybrali. - odpowiedziała Inez.
- Niby tak - Roy miał niepewną minę. Targały nim mieszane emocje. - My byśmy też byli, gdyby nie Phi. Tylko ona miała siłę, by przeciwstawić się temu przeklętemu.
- I co z tego? Ich problem - Inez nie ustępowała.
- To nasi przyjaciele. Do tej pory nas nie zawiedli.
- Chuj z tym - syknęła Inez
Phi pierwszy raz była świadkiem, jak bliźniaki się ze sobą nie zgadzały.
- Wybacz Phi - rzekł Roy - Moja siostra…
- Jest samolubna. To chcesz powiedzieć. Pierdol się Roy. Od dawna wiedziałam, że tak ślicznotka miesza ci w głowie. Rób co chcesz. Ja się zmywam.
Inez obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.

Philomene nie dowierzała temu co się dzieje.
Odruchowo uszczypnęła się, w przekonaniu, że to wszystko to jakiś zły sen.
Spojrzała na Roya osłupiała i wciąż w stanie szoku.
- Co? - zapytała inteligentnie stojącego obok chłopaka. - Jak to ona się zmywa? Ty też…? Co z resztą? Tak po prostu ich zostawimy?
Mieszanina szoku z przeogromnym rozczarowaniem odmalowała się na twarzy dziewczyny.

Roy obracał głową to w lewo, to w prawo, jakby był kibicem na meczu tenisowy. Nie mógł się zdecydować za kim ma iść.
- Ja się nie zmywam. Ja nie zostawiam przyjaciół - odparł hardo - Inez ma jednak rację. Nasz dom już nie istnieje. To dom Luisa. Luisa i tego przeklętego. Chodźmy za nią - wskazał głową Inez - Musimy trzymać się razem.

- Wiedzieliście, że to przeklęci? - spytała Phi ruszając obok Roya nieco pocieszona. Trzymała się blisko chłopaka, nie chcąc zostać samą. - Po zapachu? Czy jak?

- Gdy powiedziałaś Ghosthall już mieliśmy złe przeczucia. To złe miejsce. Bardzo złe. Przeklęci upodobali sobie ten klub. Leży obok cmentarza. Blisko ich domu. Rozkład i fetor gnijącego mięsa tylko potwierdziła nasze przypuszczenia. Było jednak już za późno. Przekroczyliśmy próg domu Diabła. Byliśmy już w jego mocy. Tylko ty pozostałaś wolna. Masz wielką siłę ducha. Jesteś wyjątkowa.

- Roy… - Phi złapała towarzysza za ramię wstrzymując jego krok - ...obiecasz mi coś?
- Co?
- Że następnym razem podzielisz się… podzielicie się przeczuciami? - Phi głośno przełknęła - Nie chcę iść w ciemno do domu Diabła po raz kolejny. Wy chyba też nie. - Dziewczyna dokończyła napiętym szeptem.

- Nie będzie następnego razu - warknęła Inez z którą niemal zrównali się krokiem - Twój brat, Nicolas i reszta bandy jest już stracona. Ten Baron ma już ich dusza w swoich szponach.
- Inez, proszę cię…
- Co proszę. Doskonale wiesz, że to prawda. Przeklęty rzucił na nich urok.
- Każdy urok można złamać - oponował Roy.
- Każdy, ale nie ten. Kogo chcesz zabić? Kogo?
- Nikogo. - zaprzeczył Roy,
- No właśnie. Nikogo. Zatem przestań się łudzić, że ich uratujesz. Bez ofiary im nie pomożesz. Dobrze o tym wiesz.

- Inez, przestań! - krzyknęła Phi zaciskając pięści i usta w cienką linię - Mówisz o Lu, o Nicolasie a nie o kawałku steku! - głos dziewczyny się trząsł - Chciałabyś, żeby na tobie też tak łatwo postawiono kreskę? Wolałabyś, żebym tak właśnie zrobiła w tym klubie? Jakbyś się czuła, gdyby chodziło o Roya? Co?
Głos nastolatki się załamał i dziewczyna się rozszlochała zasłaniając twarz dłońmi.

- Phi jestem ci wdzięczna za pomoc. - rzekła niespodziewanie łagodnie Inez - Naprawdę. I nie obawiaj się spłacę swój dług. Jesteśmy ci to winni. Wyrwałaś nas ze szponów Diabła. Reszta jest już stracona. Wybrali. Rozumiesz, wybrali. Uratować ich może tylko ofiara z ludzkiej krwi. Jesteś na to gotowa? Bo ja nie.

- Jaka ofiara? O czym ty mówisz? - Phi spojrzała na Inez zamglonymi od łez oczyma.
- Przeklęci, to drapieżnicy. Łakną krwi. Ludzkiej krwi. Aby wyrwać kogoś spod ich władzy, trzeba poświęcić inne ludzkie życie. Rozumiesz? - zaczęła wyjaśniać Inez. Jej głos był piskliwy. Naprawdę przerażony. - Ja wiem, że dla ciebie wychowanej w bogatej rodzinie Santeria, to bujda. Uwierz mi jednak, że to najszczersza prawda. Widziałaś, co się działo w klubie. Uwierz mi, to nawet nie była przygrywka. Lepiej będzie, jak zapomnisz o Nicolasie, Tio i swoim bracie.
- Inez…. - próbował oponować jej brat.
- Co nie ma racji? Dobrze wiesz, że tak.
Philomene pokręciła głową.
- Nie umiem ich tak po prostu skreślić. Nie potrafię. To moja jedyna rodzina, tak jak wy. Musi być sposób. Musi. - zamilkła z jakimś uporem. Opcję podaną przez bliźniaczkę po prostu nie zaakceptowała. Odsunęła jak wszystko co było niewygodne. Otarła łzy z policzków. - Dokąd idziemy? Nie będą nas szukać?
- Właśnie! Dokąd idziesz? - powtórzył Roy
- Przed siebie. Z dala od tego kurewskiego diabła. - odparła Inez - Phi, nie ma innych sposobów. Uwierz mi. Na tym polega cała tragedia. Oni i tak nami rządzą. Rozumiesz? Nawet jak nie czujesz ich łap na karku, to i tak oni rządzą tym miastem i światem. To jednak nie znaczy, że musisz im od razu sprzedawać duszę. Lu, zapewne chciał dobrze. Nie mam mu nic za złe. Wpierdolił się jednak w bagno i krzyżyk na drogę. Wybacz…
- Inez, kurwa, serio tak myślisz?
- Serio! -zapewniła Inez.
- A pamiętasz, co Luis dla nas zrobił? Pamiętasz?
- Tak - przyznała ze smutkiem w głosie - ale to było co innego, Co innego.

- Co zrobił Luis? - dopytywała Phi idąc pomiędzy bliźniakami i patrząc to na jedno to na drugie.
- Pomógł nam. Wykupił nas. Był taki alfons… - zaczął Roy
- Zamknij się Roy - syknęła Inez, uderzając brata łokciem w bok - Kurwa! Kurwa! To nie ma żadnego znaczenia.
- Dobrze wiesz, ze ma.
- Kurwa! - po raz kolejny przeklęła Inez - Wiecie, że nie mamy żadnych szans. Zastanówcie się nad tym. Ten pierdolony Baron zapewnia ma pod sobą całą dzielnicę. Rozumiecie? A my kurwa, co?

- Nie wiem, co. - przyznała Philomene - Ale skoro wy znacie się na tych sprawach, to może wiecie, kto mógłby nam pomóc? Albo gdzie można ewentualnie poszukać pomocy? - optymistyczne tony powoli wracały w wypowiedziach dziewczyny. Odzyskiwała rezon. Z pewnością znajdzie sposób na wyrwanie Luisa z łap przeklętego. - Skoro to jest Diabeł to może jest jakiś Anioł? - stwierdziła naiwnie chociaż z całym przekonaniem o istniejącej we wszechświecie równowadze.

- Nie ma żadnych Aniołów syknęła Inez - Żyjemy w piekle i tyle. Wszędzie…
- ...diabły - dokończył jej brat - I chuj z nimi! Pytanie czy chcemy z nimi walczyć? Chcemy? - spojrzał najpierw na siostrę, potem na Philomene.

- Nie wierzę, żeby nie było dobra - Phi wydęła usta - Musi istnieć. - uparła się niemal jak Inez przed chwilą - Po prostu musi. I tak. Chcemy. Ja chcę. I chcę mieć was obok. Nie chcę by się wam stało coś złego. - przytuliła oboje jednocześnie a po chwili odsunęła raptownie.
- Mam propozycję. Chodźmy do schroniska na Rampart Street. Na dzisiejszą noc. Jest późno. Dadzą coś do żarcia i prześpimy się w czystych łóżkach. A rano zaczniemy… no… szukać sposobów na walkę z Diabłem. - zachęcający uśmiech rozjaśnił zapłakaną buzię dziewczyny. - Zgoda?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-02-2019 o 12:50.
corax jest offline