Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:44   #5
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat wciąż łapał oddech po wcześniejszym uderzeniu i dlatego jego gniew nieco wyparował. Choć wciąż czuł irytację i wzbierającą się w nim agresję. Zamierzał uczynić dokładnie to samo, co miało miejsce przedtem… tylko zamienić ich role. Chciał przygotować się na następny atak ze strony Waruna. I kiedy ten nastąpi, zrobić szybki unik i wyprowadzić prędki kontratak. Czy był na to wystarczająco zwinny? Miał taką nadzieję. Suttirat był straszliwym przeciwnikiem, który nie pozwalał ani na chwilę odpoczynku, jednak Prasert cieszył się z tego. Lepiej przegrywać, pojedynkując się z lepszym, niż wygrywać z kimś poniżej twojego poziomu… prawda? Prasert był zwinny, dlatego chciał wykorzystać tę cechę do maksimum. Dzięki niej unikać ataków i wyprowadzać je prędko wtedy, kiedy Warun będzie nieprzygotowany. Bo kiedyś musiał być nieprzygotowany, chociażby trwało to jedynie przez ułamek sekundy. Privat miał nadzieję znaleźć ten moment i wbić się w niego klinem. Głupia szarża nie poskutkowała na początku walki i nic nie wskazywało na to, żeby drugim razem miała się powieść. Kiedyś Prasert usłyszał, że jedynie głupcy i szaleńcy robią tą samą rzecz w kółko i spodziewają się odmiennych rezultatów.
Suttirat widząc, że jego kolega już nie atakuje tak zuchwale jak wcześniej, uśmiechnął się lekko. To nie znaczyło jednak żadnego ułatwienia, po prostu mężczyzna w duchu pochwalił przyjaciela i tyle.
Ruszył.
W dwóch krokach zniwelował dzielący ich dystans do minimum i kiedy do tej pory właściwie cały czas skupiał się na nogach, tym razem w ostatniej chwili wysunął prawą rękę do przodu i w górę, by uderzyć Praserta łokciem w bok szczęki, jednocześnie drugą ręką chcąc złapać go w hak za kark.
Prasert jednak chyba wyczuł jego zamiary, bo zablokował cios ręką i obaj mężczyźni złapali się w bliźniaczym uchwycie, zapierając się i zmagając który pierwszy popełni błąd. Żaden nie mógł sięgnąć drugiego nogami, a siłą byli do siebie porównywalni. Pewnie gdyby nie to, że przebywanie w takim kontakcie było ograniczone czasem, Warun w końcu przetrzymałby Praserta, miał dużo więcej wytrzymałości niż młodszy kolega. Jednakże do akcji, w formie sędziego wszedł jeden z trenerów, nakazując im rozdzielenie, a jeśli nie dało rady słowem, łapiąc jednego i drugiego za ramiona i rozrywając ten ich bolesny uścisk. Obaj mężczyźni byli lekko zdyszeni i potargani, ale wyraźnie Warun miał ubaw z tego, że Privat nie dał mu się łatwo podejść z ciosem.
- Wznawiam - rzucił trener i zszedł im z ringu. To był sygnał do następnej akcji. Suttirat odgarnął włosy i teraz to on zaszarżował na kolegę z kopnięciem. Tym razem już bez markowania, celował mu w bok.
Prasert zareagował instynktownie. Uznał, że to nie była zmyła ze strony przeciwnika. Chciał cofnąć się tak, aby kopnięcie nie dosięgło go. I w chwili, gdy Warun będzie odzyskiwał równowagę i przyszykowywał do następnego ruchu… Wtedy zaatakować. Nie mógł przyjąć obecnego ciosu Suttirata. Nie po tym, jak poprzedni trafił prosto w jego splot słoneczny. Każdy atak był odsłonięciem się i jeżeli tylko Privat posiadał odpowiednią szybkość… Mógł ukarać Waruna za próbę dosięgnięcia go. Nie mógł jedynie unikać ataków przyjaciela, bo zmęczyłoby to go prędzej czy później. Zwinność była jedynym kluczem do zwycięstwa, o ile to w ogóle było możliwe. Musiał próbować unikać ciosów i wyprowadzać je najlepiej jednocześnie…
Wyglądało najwyraźniej, że ich dzisiejszy pojedynek miał polegać na filozofii ‘Kto pierwszy, ten trąba’, bowiem atak Suttirata, choć wyprowadzony porządnie, okazał się fiaskiem. Prasert zablokował cios nogą, unosząc nieco kolano i pewnie gdyby nie to, że już za moment zaatakował, znowu skończyliby zakleszczeni w uścisku. A tak trafił przyjaciela prosto w brzuch. Warun zdążył częściowo zblokować cios łokciem, więc uderzenie nie było zbyt potężne, ale mimo wszystko zatkało go na chwilę. Mimo to, instynktownie pochylił się odrobinę, i znowu spróbował uderzyć Privata pięścią, tym razem od dołu w szczękę. Stali na tyle blisko, że nie było zbyt dużo czasu na uniki, z drugiej strony Suttirat wystawiał się ponownie na możliwy atak na własną głowę. Pojedynek był zdecydowanie ciekawym widowiskiem, bo przyglądało się coraz więcej osób.
Znajdowali się bardzo blisko siebie. Praserta kusiło, aby wycofać się, ale nie wiedział, czy to był dobry pomysł. Jak długo jeszcze mógł utrzymać się na nogach, zanim straci siły? Nie chciał ryzykować i miał nadzieję zakończyć to możliwie jak najszybciej. Warun bardzo upodobał sobie szczękę Praserta. Chciał znowu wycelować w nią, co znaczyło, że jego nogi raczej nie zdążą osłonić kolejnego ataku Privata. Taką miał nadzieję. Pragnął uderzyć kolanem w Waruna. Najlepiej w brzuch, ale jeśli przypadkiem w szale walki nie trafiłby i jego cios znalazłby się nieco niżej, na przykład w okolicy podbrzusza… może nie byłoby to aż tak bardzo nieregulaminowe?
Suttirat celował w szczękę Privata, a ten w tym samym czasie obrał sobie za cel jego podbrzusze. Żaden się nie osłonił i każdy dał wszystko w wymierzony cios. Uderzenie Praserta weszło wcześniej, ale to niewiele zmniejszyło siłę uderzenia Waruna. Obaj mężczyźni trafili. Warun cofnął się, przyginając. Jego młodszy kolega kopnął w takim miejscu, że ledwo zmieścił się w regulaminowym punkcie, ale sprawił mu wystarczający nakład bólu, by wyłączyć z walki na parę chwil. Tymczasem jego cios był doskonale wyprowadzony i praktycznie odrzucił głowę Praserta w tył. Nie mógł się jednak skupić na tyle, by sprawdzić, czy Privat jeszcze stoi na nogach, czy postanowił już upaść. Zdecydowanie i on będzie miał ciężko, żeby się po tym zebrać
- Jasssny… - sapnął Suttirat, łapiąc się o barierkę. Chyba tylko jego nadzwyczajna wytrzymałość pozwalała mu stać.
- Tak… - Prasert zgodził się w bólu. - Jasny…
Złapał się za uderzone miejsce. Ślad bez wątpienia zostanie. Będzie musiał przykryć go makijażem przed pójściem do pracy, aby uniknąć niepotrzebnych pytań. Nie był przekonany, czy mężczyzna że straży królewskiej powinien być posiniaczony. Z jednej strony oznaczało to, że nie wylegiwał się w łóżku w czasie wolnym… lecz z drugiej psuło to jakże ważną estetykę.
Prasert spojrzał szybko na sędziego, czy ten ogłosi remis. Miał nadzieję, że tak będzie. To byłby łaskawy werdykt walki, z którego mógłby być naprawdę dumny.
Warun nie mógł się wyprostować. Spojrzał na tymczasowego ‘sędziego’ ich małego sparingu. Mężczyzna znowu wszedł na ring i ogłosił wszystkim oficjalnie remis. Prasert poczuł tak ogromną ulgę… że przez krótki moment zapomniał o bólu. To było cudowne. Remis w równej walce? I tak miał wrażenie, że po prostu sprzyjało mu szczęście… ale czy nie jest ono również ważne zarówno w życiu, jak i karierze sportowca?
Suttirat usiadł dając sobie czas na odtajanie po tym ostatnim cholernie bolesnym uderzeniu.
- Nieźle Privat… Nieźle - powiedział do kolegi i poczekał aż ten do niego dołączy, by uścisnąć mu po koleżeńsku dłoń. Niestety nie mógł wstać w tym konkretnym momencie. Widać było że był mimo wszystko zadowolony z tej walki.
Prasert miał ochotę rzucić się na Waruna i uścisnąć go mocno z radości. Nie chciał jednak zrobić sceny.
- Zrobiłeś mi operację plastyczną - jęknął żartobliwie, masując obolałą szczękę. Tak właściwie bał się, że mężczyzna uszkodził jakieś ważne nerwy, gdyż jednocześnie czuł drętwienie, mrowienie, szczypanie. No i rzecz jasna ból. - To było jak walka z dinozaurem. Cieszę się, że nie jestem twoim wrogiem - spróbował zaśmiać się, ale zabrzmiało to nieco bardziej jak skowyt dogorywającego zwierzęcia.
- Ja też się cieszę, że nim nie jesteś. Przyznaj się, celowałeś tu gdzie trafiłeś, czy miałem diabelnego farta? - odpowiedział Suttirat masując obolałe podbrzusze. Pokręcił głową, ale uśmiechnął się do przyjaciela.
- No… zmieniłeś pozycje w ostatniej chwili. Tak niespodziewanie ugiąłeś lekko nogi… czyż nie? - Prasert niezręcznie zaśmiał się. Odgiął głowę do tyłu, patrząc na Waruna.
- To była dobra walka. Trzeba ją niedługo powtórzyć, bo jeszcze ktoś pomyśli, że się starzeję - zażartował. Spróbował się podnieść by zejść z ringu. Skoro skończyli na nim swój sparing, mogli go już ustąpić innym zawodnikom. Widać jednak było po jego ruchach, że przez najbliższe pół godziny preferowałby jednak siedzieć.

Privat nie był wcale w dużo lepszym stanie, ale spróbował pomóc przyjacielowi. Na początku czuł triumf z powodu remisu, ale teraz zaczął obawiać się, czy aby nie przesadził w rozpaczliwym pragnieniu zwycięstwa. A co, jeśli uszkodziłby Suttirata? W imię czego? Nic nieznaczącej, treningowej potyczki? To byłaby kolejna rzecz, jakiej nie mógłby sobie darować. Wyrzuty sumienia jednak silnie tłumił ból szczęki. Warun również wcale nie hamował się. W gruncie rzeczy to była sprawiedliwa walka. Oboje dali z siebie wszystko. Tak sądził.
- Chodź, odpoczniemy - rzekł, wychodząc z ringu. - Jesteś w stanie iść? - można było wychwycić ledwo zauważalną nutę troski w jego głosie. - Wszystko w porządku?
Warun szedł, ale zatrzymał się i zerknął na Praserta
- Odpoczynek to nie najgorszy pomysł. Tak jestem w stanie iść… - zmrużył oczy i uśmiechnął się, kręcąc głową
- Przestań się martwić, jakbyś co najmniej mnie prawie wykastrował przed chwilą. Zarobiłem strzała. Rozchodzę. Taki sport. Nie ma się co roztkliwiać - oznajmił, po czym ponownie ruszył w stronę wyjścia z sali, kierując się do szatni, gdzie jak zwykle trzymał wody do picia. Jedną butelkę podarował Privatowi
- Trzymaj mistrzu - rzucił, po czym usiadł i zaczął pić.
Prasert z wdzięcznością przyjął wodę, gdyż zapomniał o niej, wychodząc z domu. Miał wtedy zupełnie inne rzeczy na głowie. I powoli nadchodził czas poruszenia ich. Tylko nie w tym miejscu, gdzie każdy mógł ich podsłuchać. Mali nie prosiła o zachowanie tajemnicy, jednak wydawało się to dość oczywiste, biorąc pod uwagę okoliczności. O ile najlepszy przyjaciel Privata mógł zostać wtajemniczony, to nie każda przypadkowa osoba wracająca do szatni po treningu. Odkręcił zakrętkę i napił się z gwinta. Woda okazała się zaskakująco chłodna, jak gdyby została dopiero co wyjęta z lodówki. Czy może raczej to Prasert był tak bardzo rozgrzany po treningu.
- Teraz będziesz mógł zostać mnichem bez żadnych oporów - zażartował, wciąż mając na myśli wcześniej poruszony cios w podbrzusze. - I tak nic cię nie ominie.
Warun zasępił się na moment, odejmując butelkę od ust
- Ty się nie śmiej. Był moment, że o tym myślałem. Na szczęście, już mi przeszło - burknął i dokończył opróżnianie butelki wody. Zgniótł ją ręką, po czym rzucił do kosza w rogu szatni. Plastik odbił się od ściany, a potem trafił do pojemnika. Suttirat westchnął i oparł się plecami o metalowe szafki. Na dziś miał chyba dość treningu. Może i był doskonałym zawodnikiem, ale nigdy nie przeginał z przepracowywaniem swego ciała zostając i męcząc się dalej, gdy coś nie grało. Wiedział, że więcej szkód i kontuzji mógłby sobie narobić zostając, niż jak w danej chwili odpuści. Zerknął na Privata
- Ale musisz nadal popracować nad pracą nóg. Jak markujesz atak w podskokach, widać gdzie będziesz celował faktyczny cios - powiedział wreszcie co miał na myśli poprzednie dwa razy.
Umysł Praserta pracował nieco wolno, jak gdyby adrenalina wypłukiwała z niego myśli. Musiał to sobie powtórzyć w myślach dwa razy, zanim zrozumiał. Choć przekaz wcale nie był niezwykle skomplikowany.
- Niezła wskazówka - podziękował. - Tylko dawanie mi ich... czy to rozsądne? Jak nie będziesz uważał, to zmienisz mnie jeszcze w terminatora takiego, jak ty sam. Czy to nie byłoby za dużo dla świata? - uśmiechnął się lekko i usiadł obok Suttirata. Pił nieco wolniej. Wciąż jeszcze pozostała połowa wody w butelce.
- Lepszych takich dwóch niż jeden. Wtedy zawsze ja mogę pomóc tobie, a ty mi jak zawodników będzie za dużo na jednego - Warun wprost, choć nieco okrężnie przyznał, że powierzyłby Prasertowi swoje życie do obrony, gdyby zaszła taka potrzeba i on sam broniłby go, gdyby coś się działo. Ziewnął. Adrenalina schodząca z Suttirata zwykle prowadziła do znużenia. Podniósł się i zgarnął swoje rzeczy z szafki
- Jakie masz plany na wieczór? Pamiętam że chciałeś pogadać. Idziemy do mnie, do ciebie czy na miasto? - zapytał. Najwyraźniej chciał dostać odpowiedź zanim pójdzie pod prysznice, do których przejście skrywało się na tyłach szatni.
Prasert w tym czasie podszedł do własnej szafki, z której wyciągnął butelkę płynu do ciała i włosów. Przewiesił sobie również na ramię ręcznik. Tak przygotowany, obrócił się do Waruna z poważną miną.
- To duża sprawa. Nie mam dużo do opowiedzenia… ale za to bardzo niestandardowe rzeczy - posłał mu spojrzenie sugerujące, że wcale nie żartuje. - Myślę, że lepiej będzie dzisiaj do ciebie. Bardziej prywatnie - dodał, zamyślając się. Choć samo przekazanie słów Mali będzie trwało jedynie chwilkę, to przedyskutowanie strategii i wyłonienie jakiegoś planu… to mogło zająć nieco więcej. Być może Prasert cierpiał na paranoję wyindukowaną przez Pakpaa, ale naprawdę nie chciał, aby obce uszy usłyszały to wszystko, co zostanie wypowiedziane.
Warun wysłuchał go, po czym kiwnął głową i odwrócił się do niego plecami
- No i poza tym pewnie zapomniałeś kupić piwo, jak zwykle - rzucił przekornie w trakcie podróży pod prysznice. Wyglądało na to, że próbował jeszcze póki co rozluźnić nieco Privata, widział bowiem po przyjacielu, że był spięty tym tematem. Dobrą cechą Suttirata było, że nigdy nie kąpał się zbyt długo. Mył się w letniej wodzie, po czym po prostu wychodził, zwalniając miejsce. Nie przepadał za długimi prysznicami. Zapytany kiedyś przez Praserta dlaczego, nie odpowiedział szczerze, więc najpewniej była za tym jakaś historia, o której mógł po prostu nie chcieć opowiadać, nawet jemu. Nie minęło więc 10 minut, gdy już był na powrót w szatni, przebrany ze stroju treningowego. Czekał na Praserta.
Privat również nie roztkliwiał się pod prysznicem. Jednak znajdował się pod nim nieco dłużej od Suttirata, gdyż chciał obejrzeć swoje ciało pod kątem zyskanych siniaków. Ten po ciosie w splot słoneczny już zaczynał wykwitać. Żałował, że nie miał lustra, aby obejrzeć twarz, ale skoro nie było krwi… raczej nie mogło być aż tak źle. Choć miał wrażenie, że szczęka zaczyna pokrywać się opuchlizną… Zmył z siebie pot. Naniósł na skórę pachnący środek, namydlił również włosy i szybko spłukał się. Wyszedł spod prysznica i wytarł się dokładnie ręcznikiem. Następnie założył bieliznę i ruszył w stronę szafek. Tam czekały na niego ubrania, w których przyjechał.
- Powinna znajdować się tutaj jakaś pralka, czy coś - mruknął, wpychając spocony strój sportowy do torby. Biorąc pod uwagę tajskie temperatury i to, że nie wracał prosto do domu… Już czuł ten zapach.
- Mhm, już widzę jak wszyscy zrzucają się tu na pralkę, a potem jak wszyscy dopłacają szkole za wodę - pokręcił głową. Mężczyzna dopijał właśnie następną i zarazem ostatnią butelkę wody jaką miał. Wyglądał już na gotowego by się zabrać z budynku. Na razie jednak, czekając na ubierającego się Praserta siedział wygodnie na ławce i obserwował to przyjaciela, to ludzi przechodzących do i z szatni.
- Ach, i nie mam piwa. Możemy kupić po drodze, jeśli niczego nie masz - Prasert obrócił się w stronę Suttirata z lekko drwiącym uśmieszkiem. Już prędzej alkoholu zabraknie w monopolowym, niż w domu Waruna.
- Ja wiem, że nie masz… Na szczęście ja zawsze mam. To nam oszczędzi przystanków po drodze - odpowiedział jego przyjaciel, jakby czytał w myślach Privata. Kiedy wreszcie Prasert pozbierał się, Suttirat wstał z ławki i już nieco pewniejszym krokiem ruszył w stronę wyjścia z szatni. Kilka osób zahaczyło go po drodze wyłącznie po to, by się przywitać lub pożegnać, Warun był uprzejmy, ale nie zwracał na nich jakiejś szczególnej uwagi. Przez moment szli w milczeniu. Na zewnątrz, mimo że już zapadł zmrok, nadal było ciepło. Otoczenie było kompletnie rozświetlone. Bangkok nocą był jasny prawie jak za dnia, choć oczywiście to też zależało od dzielnicy w której aktualnie się przebywało. Suttirat mieszkał w centrum, w kawalerce. Było go stać, zwłaszcza po tym jak sprzedał domek, który wcześniej dzielił z małżonką i córeczką. Mężczyzna wsiadł na motor, wcześniej pakując rzeczy i torbę do schowka.
Tymczasem Privat mógłby przysiąc, że znowu ktoś go obserwuje…
Nie czuł się z tym zbyt dobrze. Wsiadł na swój pojazd, wsunął kluczyki do stacyjki i zapalił silnik. Następnie wolno podjechał do Waruna.
- Widzisz coś niepokojącego? - rozejrzał się wokoło. - Nazwij mnie wariatem… ale mam jakieś złe przeczucie. Jak gdyby ktoś mnie śledził… coś w tym stylu…
Uśmiechnął się niezręcznie. Nie chciał wyjść przed Suttiratem na panikarza, dla którego każdy cień skrywa seryjnego zabójcę tylko czyhającego na jego życie. A jednak… chyba lepiej było wyjść na paranoika, niż potem żałować.
Warun zmarszczył lekko brwi i mruknął pod nosem, rozglądając się zaraz na około
- Mmmm, nie. Nie widzę nic, ani nikogo specjalnego - powiedział spokojnie. Zerknął na Privata, zawieszając na nim spojrzenie sekundę dłużej, jednak nie powiedział nic więcej, tylko odpalił swój motor. Prasertowi zrobiło się trochę głupio, ale z drugiej strony słowa mężczyzny nieco uspokoiły go. Ale tylko trochę. Jeszcze wczoraj zupełnie zapomniałby o tym dziwnym uczuciu, ale biorąc pod uwagę dziwny telefon Wattany… można było spodziewać się wszystkiego.
- Jedziemy - zakomenderował Suttirat i ruszył pierwszy do wyjazdu. Jeśli więc martwił się o przyjaciela w kwestii jego paranoi, nic nie powiedział.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=lOo7XD8gvX0[/media]

Kiedy wreszcie zajechali na ulicę Phetchaburi, podjeżdżając pod elegancki, dość nowoczesny budynek, rażący przejezdnych nie tylko swoim przepychem, a kolorem mlecznej bieli, Warun pokierował Praserta do zjazdu w parking podziemny, znajdujący się poziom pod budynkiem. Mężczyzna miał tam własne miejsce parkingowe, a że nie korzystał z samochodu, a motoru Privat mógł spokojnie zaparkować swój na tym samym miejscu. W sporej hali na poziomie -1 poza nimi nikogo nie było. Stało tu sporo samochodów i motorów, najpewniej należących do mieszkańców budynku. Suttirat wyłączył silnik, zsiadł z pojazdu i skrzywił się. Może i chodzenie nie sprawiało mu już takich problemów, ale najwidoczniej jazda dała mu się jeszcze we znaki po tym ciosie od Praserta. Pozbierał swoje rzeczy ze schowka i wyciągnął klucze do mieszkania. Spojrzał na kolegę i jego pojazd. Privat przez całą trasę nie czuł się już niekomfortowo i gdy znaleźli się na parkingu, dziwnego wrażenie również nie było. Czy pojawiało się tylko w specyficznych miejscach? Czy rzeczywiście go ktoś śledził go i jeszcze nie wytropił gdzie znajdowało się mieszkanie jego przyjaciela? Jakakolwiek odpowiedź była prawidłową, na razie nie miał jak dosięgnąć prawdy.
Po dłuższej jeździe tamto poprzednie wrażenie wydawało się wręcz niedorzeczne. Co będzie w następnej kolejności? Zacznie unikać czarnych kotów i liczby trzynaście? Prasert poczuł się bezpiecznie na znajomym parkingu w towarzystwie przyjaciela. Cieszył się, że właśnie to miejsce wybrał i nie będą wałęsać się po jakichś knajpach. Dzisiaj nie był na to odpowiedni dzień. Założył torbę na ramię i zaczął iść w stronę windy ramię w ramię z Warunem.
- Swoją drogą… nigdy o to wcześniej nie pytałem. To twoje własne, czy wynajmujesz? - zapytał. - Pięknie mieszkasz.
“Zwłaszcza w porównaniu do mojego zagrzybionego pokoju”, dodał w myślach.
 
Ombrose jest offline