Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:45   #6
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Suttirat zerknął na niego, kiedy stanęli przed windą
- Wiesz, że mówisz to za każdym razem gdy tu przyjeżdżamy… - zauważył lekko żartobliwie
- Własne. Nie mam już potrzeby odkładać dodatkowych pieniędzy na nikogo poza sobą. To mogłem się szarpnąć na to - powiedział i spochmurniał nieco. Myślenie o rodzinie zawsze źle wpływało na nastrój Waruna. Prasert uznał, że taka inwestycja byłaby rozsądna nawet gdyby żona i córka mężczyzny wciąż żyły… ale rzecz jasna nic nie powiedział. Spoglądał przez chwilę niezręcznie gdzieś w bok. Takie rozmowy chciał przeprowadzać po alkoholu albo wcale. Winda uratowała sytuację, poinformowała ich natrętnym dźwiękiem, że dotarła na to piętro, po czym otworzyła przed nimi swoje drzwi, pozwalając wejść do środka. Jechali na czwarte piętro. W trakcie jazdy, Suttirat nic nie mówił, najwyraźniej odpychając niechciane myśli. Kiedy wreszcie weszli do jego mieszkania, rzucił torbę treningową na półkę z butami po lewo od wejścia
- Rozgość się - polecił Prasertowi.
Mieszkanie Waruna nie było ogromne. Składało się z sypialni, łazienki i sporego salonu połączonego z aneksem kuchennym i wyjściem na długi balkon. Okna szczelnie wygłuszały hałas z ulicy. Panował tu niejako bałagan, mężczyzna najwyraźniej nie miał zamiaru próbować nawet wysprzątać do perfekcji swojej strefy życiowej. Dla Praserta było to oczywiste. Jego pokój nie wyglądał wcale inaczej.
Na stoliku przed kanapą stało jeszcze puste pudełko po pizzy, jakimś fastfoodzie i chińszczyźnie, a pomiędzy tym wszystkim walały się puszki i butelki po piwie i różnych napojach.
Suttirat podszedł do szafki pod telewizorem, po czym zdjął z niej pilot do wieży. Włączył muzykę, typowo zachodnią, o rockowym klimacie, po czym przyciszył, żeby po prostu grała w tle. Odłożył pilot, po czym zgarnął bałagan ze stolika i zaniósł do kuchni.
- Piwa są w lodówce, wyjmij i poczęstuj się, a ja spróbuję sprawić, żebyś nie potknął się gdzieś o moje gacie - poinformował kumpla właściciel mieszkania, kręcąc się chwilę i wynosząc ubrania z łazienki do sypialni, czy sprzątając kolejne śmieci.
- Byłoby zabawnie, gdyby one… w przeciwieństwie do ciebie… zdołały mnie znokautować - Prasert rzucił zaczepnie. Miał ochotę na kawałek starej pizzy, ale Suttirat zbyt szybko zdążył sprzątnąć śmieci. No cóż… może zauważył jego spojrzenie. Privat ruszył do kuchni i otworzył lodówkę. Wyjął dwie butelki opatrzone etykietą Singha. Otwieracza szukał jedynie przez kilka sekund - wiedział dokładnie, gdzie znajdował się w mieszkaniu Waruna. Następnie otworzył szafkę i wyjął opakowanie prażonych alg morskich Tae Kae Noi. Cienkie, smażone w oleju palmowym, soli i białym pieprzu… były przepyszne. Zwłaszcza po wymęczającym treningu. Prasert nie czekał ani chwili. Otworzył je, wziął pełną garść i wypełnił usta boskim smakiem. Popił piwem. Idealne połączenie. Jak niewiele potrzebował do szybkiej poprawy nastroju. Ruszył w stronę kanapy, pogwizdując do taktu zachodniej muzyki.
Wkrótce salon i łazienka wyglądały znośnie, a Warun opadł na swój ulubiony fotel, który stał ustawiony tyłem do okien.
- Nawet nie sugeruj knockoutu. Szczerze, nie chciałbym cię rozwalić na łopatki tak jak tych młodziaków, co czasem mają tyle pewności siebie, żeby zaproponować mi sparing - pokręcił głową.
- Jesteś gwiazdą, Warun. Nawet nie myślą, że cię pokonają. Chcą się pochwalić przed znajomymi, że w ogóle próbowali - Prasert rozsiadł się wygodniej. Znalazł pilot i włączył telewizor. Zaczął przeskakiwać po kanałach.
- Zamówiłem pizzę - rzekł Suttirat i sięgnął po butelkę piwa ze stołu. Otworzył ją i napił się. Zapadła chwila ciszy, aż w końcu odetchnął
- Dobra, to co jest grane Prasert? - zapytał przyglądając się teraz uważnie Privatowi. Pochylił się lekko do przodu.
Privat zastygł w bezruchu. Jego ręka z algami tkwiła w połowie drogi pomiędzy ustami i torebką. Przeżuwał przez chwilę, nieco tracąc przesadnie dobry humor i odstawił przekąski. Skoro Suttirat zamówił pizzę, to nie mógłby go obrazić, nie zjadając co najmniej połowy. Usiadł po turecku i wepchnął się głębiej w oparcie, trzymając rozkosznie zimną butelkę. W takie gorące noce schłodzone napoje były świetne. A jak miały w sobie procenty, to już kompletnie cudowne.
- Chodzi o Mali - rzekł. - Pamiętasz naszą poranną rozmowę? W telewizji mówią, że zaginęła. Chwilę po tym, jak rozłączyłeś się, odebrałem wiadomość, która była pozostawiona na skrzynce. To była Wattana. Sam wysłuchaj. Warun uniósł brew zaskoczony, ale przeniósł wzrok na dłoń Privata, w której już za moment pojawił się telefon. Wiedział, że było to dla niego istotne, więc czekał cierpliwie.

Prasert przez chwilę zmagał się z interfensem telefonu, po czym zdołał odtworzyć wiadomość. W pokoju Suttirata rozbrzmiał głos pięknej prezenterki. Korzystała jednak z kompletnie nietelewizyjnego tonu.
“Dwudziesty siódmy. Świątynia Prasat. Nonthaburi. Dwudziesta druga. Proszę”
Privat spojrzał na Waruna, ciekawy jego reakcji.
Mężczyzna podpierał głowę na ręce i miał zmarszczone brwi
- To brzmi… Dziwnie. Jakoś śmierdzi mi ta sprawa. Z drugiej strony, brzmiała dość przekonująco jak na kogoś kto tylko gra. A co ty o tym myślisz? Dlaczego w ogóle miałaby do ciebie zadzwonić? - zapytał Suttirat, spoglądając teraz na Praserta
- A próbowałeś oddzwonić na numer z którego dzwoniła? - zapytał jakby mu to wpadło do głowy dopiero po chwili.
- Nie, ale myślałem o tym - rzekł. - Tylko to znaczyłoby deklarację, że chcę zaangażować się w tę sprawę. A przynajmniej, że mnie zaciekawiła. Po części mam ochotę to wszystko zignorować. Nigdzie nie dzwonić i nigdzie nie stawiać się. W liceum również otrzymałem wiadomość od Wattany i skończyłem pobity prawie na śmierć. Wolałbym, aby to nie powtórzyło się. Z drugiej strony… nie można tak po prostu przejść obok takiej sprawy obojętnie, co nie? Załóżmy na moment, że to nie jest żadna pułapka na mnie. Czego może pragnąć? To dobre pytanie - zamilkł na moment, rozmyślając. - Jeżeli potrzebowałaby schronienia przed powiedzmy… agresywnym chłopakiem, to mogłaby po prostu przyjść pod moje drzwi. Wie, gdzie mieszkam. Ale przecież taka dziewczyna jak ona powinna mieć miliard bliższych przyjaciół. Nasza ostatnia rozmowa w ogóle do przyjemnych nie należała i na pewno nie mam względem niej żadnego długu wdzięczności. Ale to jest jeszcze dziwniejsze, bo w ogóle nie chce spotkać się w Bangkoku. Nonthaburi… nawet nie wiem, gdzie to dokładnie jest - spojrzał pytająco na przyjaciela. Może on coś wiedział o tym miejscu. - Świątynia Prasat? Dlaczego? A nie jakaś… no nie wiem, kawiarnia…
- No to zacznijmy od podstaw - rzucił Warun, po czym podniósł się i wziął z szafki laptopa. Otworzył go. Pięć minut później już wpisywał w przeglądarkę dane miejsca, do którego zamierzała zaprosić Praserta Wattana
- Hmm… Ciekawe - mruknął mężczyzna i podrapał się po brodzie i szyi, jakby nad czymś zastanawiając. Wodził wzrokiem, wyraźnie po jakimś tekście, który przeglądał.
Privat wstał podszedł bliżej Waruna. Stanął za jego plecami, również chcąc dostrzec słowa na ekranie komputera.
- Co takiego? - zapytał. Nie sądził, żeby cokolwiek mogło być ciekawe w jakiejś przypadkowej świątyni w przypadkowej mieścinie. Oczywiście pomijając względu kulturowe, zabytkowe i tym podobne.
To, co rzuciło się w oczy Prasertowi, kiedy spojrzał na ekran laptopa Suttirata, to mapa, pokazująca że owa świątynia nie znajdowała się wcale tak daleko od Bangkoku, właściwie to można do niej było dojechać z centrum w niecałe pół godziny. Natomiast to, co Warun najwidoczniej uznał za ‘ciekawe’ to artykuł, który za moment otworzył. Była to lista dziesięciu najbardziej nawiedzonych miejsc w Bangkoku. I kapliczka zajmowała na niej jedną z pozycji.
- No to teraz już wiemy dokąd cię zaprasza. Zbyt przyjaźnie to nie wygląda, jak na moje oko - stwierdził Suttirat, po czym napił się piwa.
- Jak bardzo jesteś przesądny Prasert? - zapytał Warun i obejrzał się przez ramię na mężczyznę.

Privat zastygł w bezruchu. Przez kilka sekund spoglądał na twarz przyjaciela. Następnie roześmiał się i podniósł rękę, aby zmierzwić mu włosy. Obrócił się i zajął swoje wcześniejsze miejsce na kanapie. Popił śmiech piwem.
- Nie żartuj. Jestem przekonany, że jeżeli jakiś duch będzie nawiedzać kiedykolwiek tę świątynię, to jest nim Mali Wattana dwudziestego siódmego. Już myślałem, że znalazłeś jakiś artykuł o podejrzeniach, że gnieździ się tam jakaś mafia. Jak na przykład ta sławna helsińska w Casino Helsinki.
Prasert nawiązał do głośnej sprawy sprzed kilku miesięcy, kiedy wyciekły dokumenty z amerykańskich służb wywiadowczych. Te wszystkie ataki wokół Bałtyku były skutkiem wojny pomiędzy skandynawską organizacją przestępczą, a muzułmańskimi siłami z Iraku.
Warun szturchnął go, gdy ten potargał mu włosy
- Weź nawet mi do tego nie nawiązuj. Odwołano mi wtedy spore zawody, przez ten bałagan. Cała Europa jakby została sparaliżowana w tamtym tygodniu. Utknąłem na trzy dni w hotelu w Rydze. Koszmar, liczyłem wtedy na następne zwycięstwo - burknął mężczyzna, który źle wspominał niewypał wakacyjnych zawodów. Prasert słuchał z zainteresowaniem, bo trochę zazdrościł koledze podróż po świecie. Tak właściwie nie miałby nic przeciwko temu by utkwić na trochę w jakiejś europejskiej stolicy i zobaczyć, jak wygląda życie na tym kontynencie. Najbardziej był zainteresowany Paryżem, Barceloną i Rzymem, ale Ryga przecież nie mogła być taka zła...
- Zamierzasz pojechać na to spotkanie? Jak chcesz, mogę wybrać się tam z tobą, czy coś. Nie mówiła, że masz być sam - zauważył Suttirat, przerywając Privatowi snucie turystycznych marzeń. Ten zastanowił się.
- Byłoby świetnie… to znaczy nie chciałbym cię narażać, stary. Ale nie będę udawać, że czułbym się z tobą bezpieczniej na wypadek kłopotów. Dobrze, że nie jest to tak daleko od Bangkoku - dodał z namysłem.
Warun cmoknął od niechcenia
- Serio, to żaden problem. Zresztą jakby to miała być jakaś pułapka to nas dwóch stanowi całkiem powalający duet. Jak zaserwujesz panom tego kopa jak mi dzisiaj. Daję tysiąc bahtów, że się nie podniosą - zażartował.
Prasert uśmiechnął się z wdzięcznością. Po chwili nieco tęsknie spojrzał na drzwi wychodzące na korytarz bloku. Chciałby wreszcie zobaczyć w nim dostarczyciela pizzy. To głupie, że takie dziwne rzeczy działy się wokoło, a on i tak myślał głównie o jedzeniu. - A co jest tam napisane o tym duchu? - coś go tknęło po chwili. Nie był przesadnie przesądny, przynajmniej w porównaniu ze średnią populacyjną. Co nie znaczyło, że chciał narażać się istotom z innych wymiarów.
Jak na złość, dostawca pizzy jeszcze nie zapowiedział swego nadejścia dźwiękiem z domofonu. Suttirat zagłębił się w tekście artykułu
- Że to najstarsza świątynia w okolicy. Ma ponad trzysta lat… I że ponoć mieszka tam duch kobiety, którego nazywają Nang Usadevi. Nocą to miejsce jest ponure i kompletnie opustoszałe, a duch jest ponoć groźny tylko dla tych którzy źle o nim mówią lub myślą… Przynosi pecha, no i ponoć było parę zgonów. Więc o ile nie zakłócisz spokoju tej boginki no to nie ma się co bać - wzruszył ramionami
- No cóż… to dobrze, że kochamy cię, Nang Usadevi - Privat wypowiedział te słowa głośno i wyraźnie. - Nic nam teraz nie zrobi - uśmiechnął się dumny ze swojej zaradności.
- Pozostaje tylko pytanie czego chce od ciebie Mali… I czemu w takim cholernie dziwnym miejscu… - Warun zamyślił się, Prasert również. Atmosfera w pomieszczeniu nabrała zadumy, kiedy nagle przerwał ją dzwonek do drzwi
- O. Pizza… - stwierdził jakby wybudzony mężczyzna, po czym wstał i ruszył do drzwi. Rzeczywiście, wreszcie przyniesiono jego zamówienie, mężczyzna zapłacił i za moment wrócił do salonu z gorącą, pachnącą kolacją. Postawił pudełko na stole i otworzył
- Ave pizza - szepnął Privat.
- Częstuj się - rzucił wyłącznie z przyzwyczajenia i grzeczności. Cała otoczka tajemnicy i napięcia wyparowała przy muzyce Marilyna Mansona i pachnącej pizzy. Zaczęli ucztę, w ciszy. W końcu nie wypadało teraz gadać.
Po zaspokojeniu pierwszego głodu Prasert ruszył do kuchni i wrócił z dwiema butelkami piwa Chang classic. Jedną podał przyjacielowi, a drugą sam otworzył.
- Całkiem przyjemnie tu u ciebie - rzekł, biorąc kolejny kawałek pysznego niby włoskiego dania. Ciągnący ser był bardzo… ciągnący. Co więcej, pizzeria dała bardzo dużo sosu pomidorowego, a Privat lubił jego smak. Nie mógłby prosić o więcej. - Szczerze, to wolałbym jutro wieczorem znowu spotkać się na spokojnie, a nie szukać duchów i Mali w jakichś świątyniach. Mam w domu dużo jedzenia, mieszkam przecież nad restauracją. Wpadnij jutro i tak, zjesz obiad i razem pojedziemy na miejsce. Czy może raczej kolację, bo Wattanie wymarzyła się naprawdę późna godzina… - zawiesił głos.
Warun kiwnął głową
- Jestem otwarty na taki rewanż. W końcu u twojego ojca można bardzo dobrze zjeść. Dobra rekompensata za pizzę, piwo i tego kopa - zażartował Suttirat. Po zjedzeniu połowy pizzy wstał z fotela i poszedł do łazienki. Wrócił po chwili, wyraźnie nieco odświeżony po posiłku. Usiadł i raczej nie zamierzał przerywać picia alkoholu. Po drugim i trzecim piwie, przyszła pora na czwarte
- No to już jakby mamy plan co do tej Wattany. Coś jeszcze cię męczy o czym chciałbyś pogadać? - zapytał. Najwyraźniej dobrze znał swojego przyjaciela.
- Jutro udam się do którejś ze świątyni i zapytam mnicha, w jaki sposób można bronić się przed duchami… - powiedział Prasert, po czym zastanowił się, czy to na pewno dobry pomysł. Zdawało się, że raczej tak. Duchowni chyba nie powinni obrażać się na takie pytania. Następnie zamilkł na moment. - Nic mnie więcej nie męczy… to znaczy, mówiłem ci już, że mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Najpierw przed treningiem, a potem po treningu. Ale nie zobaczyłeś nic podejrzanego, więc to pewnie tylko udziela mi się nastrój… Tak myślę… - mężczyzna powiedział z wahaniem. - Ale gdyby to nie były moje urojenia… - zawiesił głos, po czym potrząsnął głową. - Po prostu nie wiem z czym to połączyć. Nie mam żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Może to być związane z Mali, a może nie… Nie wiem - wzruszył ramionami. - Gdybyś ty odniósł takie wrażenie, to od razu do mnie zadzwoń - wpadł na ten pomysł.
Suttirat kiwnął głową. Najwidoczniej nie zamierzał rozwodzić się nad kwestią duchów, tej sprawy Wattany i tymi dziwnymi odczuciami Praserta. Postanowił jednak zgodzić się na jego propozycję. Wyglądał jednak na mocno zamyślonego i przez chwilę nieobecnego. Manson dalej wygrywał z głośników. Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym podszedł i przełączył utwory na coś bardziej neutralnie pozytywnego. Ponura muzyka chyba nie była najlepszym rozwiązaniem na ten wieczór. Wrócił na swój fotel i wziął butelkę w dłoń
- Rozmawiałem ostatnio z głównym trenerem… Będę musiał wyjechać na parę tygodni na kolejne zawody. Ale to dopiero w przyszłym miesiącu. Pytał mnie, czy mam kogoś na myśli, bo szukają kandydatów na nowego trenera w sekcji. Co myślisz? - to było zdecydowanie nieme pytanie ze strony Waruna, czy Privat miałby ochotę zająć się szkoleniem młodych. Mężczyzna spojrzał na przyjaciela uważnie, zaciekawiony jego odpowiedzią.
Prasert powoli zaczynał odczuwać efekty alkoholu. Musiał się przesłyszeć.
- Wow… - mruknął. - Ja… myślisz, że nadawałbym się? - zapytał z zaskoczeniem. - Sam wciąż czuję się uczniem. Mogę być dużo lepszy. Szybszy, silniejszy, zwinniejszy… Choć znam samą technikę. Masz na myśli pracę na stałe? - Privat zmarszczył brwi.
Nie chciał zaprzepaścić takiej danej od losu szansy. Tyle że… jeżeli kolidowałoby to z jego pracą, to chyba jednak nie mógłby się zgodzić. Tajski boks był wspaniałym hobby, ale mimo wszystko hobby. Natomiast posada królewskiego strażnika pałacowego to znacznie bardziej stała fucha, którą było ciężko zdobyć. Pewnie honoraria również były w niej lepsze.
- W sensie trener zajęć wieczorowych, tak?
Warun znowu kiwnął głową, po czym dopił kolejną butelkę
- W sensie zajęć wieczorowych, tak. Jako, że wiem, że masz stałą pracę no to po prostu mógłbyś sobie ustawić harmonogram pracy wedle uznania i robić na pół etatu. To zawsze jakaś dodatkowa kasa, a robiłbyś praktycznie to samo co robimy do tej pory, tylko że zamiast trenować wyłącznie siebie, pomagałbyś też innym. Myślę, że jak najbardziej się nadajesz - powiedział Suttirat i uśmiechnął się do przyjaciela, chcąc dodać mu otuchy.
Prasert podniósł rękę i poskrobał się nią po głowie.
- To bardzo miłe… tak, pasowałoby mi to, rzecz jasna - uśmiechnął się. - Ale strasznie mi głupio względem ciebie. Taki dług wdzięczności. Nie przyjaźnię się z tobą dla profitów - mruknął. - Pomożesz mi jutro z Wattaną, gościsz jedzeniem i piciem, jeszcze proponujesz dodatkową fuchę… - zaśmiał się. - Gdyby chodziło o kogoś innego, to zapytałbym, gdzie w tym wszystkim tkwi haczyk. Jesteś świetnym kumplem, Warun. Gdybyś czegoś ode mnie chciał, to wal śmiało - rzekł. Choć zrobiło mu się trochę smutno, gdyż tak naprawdę nie mógł zbyt wiele zaoferować. Oprócz darmowej wycieczki po pałacu królewskim i restauracyjnych resztkach, które i tak nie były tak właściwie Praserta, tylko jego ojca.
Warun machnął ręką
- Daj spokój Prasert, jesteś jedyną osobą, która miała jaja, żeby pomóc mi jak byłem w dołku. Mam wielu przyjaciół i wielu fanów, a jednak tylko jedna osoba zbierała mnie, kiedy tego najbardziej potrzebowałem. To ja mam wobec ciebie dług wdzięczności Privat - powiedział i klepnął go w ramię, wstając i przynosząc sobie i jemu kolejne piwo. Usiadł teraz na kanapie obok kolegi
- Nie no… - Prasert już miał odpowiedzieć, choć w sumie nie wiedział co, ale Suttirat mu przerwał.
- Chcesz w coś zagrać? - skinął głową na XBOX’a.
- No pewnie! Tylko wiesz, jak jest z moją koordynacją po piwach - odpowiedział. - Dobrze, że ty wypiłeś tyle samo - zaśmiał się, zadowolony ze zmiany tematu na znacznie lżejszy. - Masz jakieś nowe gry? - zapytał, patrząc na półkę nad telewizorem, gdzie Warun trzymał płyty i książki.
Suttirat parsknął śmiechem
- Sugerujesz, że gram niekonwencjonalnie po zaledwie paru piwach? - rzucił w odpowiedzi, po czym podniósł się i podszedł do półki
- Mamy Mass Effect 2, nie przeszliśmy go do końca… A z takich na dwóch graczy, to mam Fifę 2011, wyszła dopiero na koniec września, jeszcze jej nie ruszaliśmy, bo akurat mnie nie było. Hmm, no i Metro 2033, też nie doszliśmy do końca - zamyślił się
- No chyba że Fable III, wyszło świeżutko dzisiaj… - zaproponował i wskazał na jeszcze nierozpakowane pudełko na głośniku.
- Dosłownie dzisiaj? - Prasert zmarszczył brwi. - Dawaj, rozdziewiczamy - mruknął.
Wstał i podszedł, spoglądając na grę. Jak większość ludzi, lubił nowe rzeczy.
- Nie można grać w to na dwie osoby, prawda? - zapytał. - W takim razie ty pierwszy, a potem ja - zaproponował wspaniałomyślnie.
Pozwolił Warunowi samemu ściągnąć folię z pudełka, a w tym czasie podszedł z piwem do okna. Wyjrzał przez nie na Bangkok błyszczący od elektrycznych świateł. Zupełnie jak gdyby gwiazdy pospadały z niebios i opadły na spoczywające pod nimi miasto. Spoglądał na ulice i ludzi przechodzących nią. Niby dość późno, ale równie dobrze mogłoby dopiero co wybić południe. Niektórzy się spieszyli, inni spacerowali powoli i raczej bez celu. Kilka osób stało i rozmawiało, trzymając w dłoniach siatki zakupów. Strumień pojazdów bezustannie toczył się po Phetchaburi.
Po pokoju rozległ się charakterystyczny dźwięk rozdzierania folii, a następnie otwierania pudełka. Warun bez słowa zajął się przygotowywaniem gry, aby obaj mogli się dobrze bawić, poznając nową historię zawartą w kolejnej odsłonie gry Fable.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline