Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:46   #7
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=5Xr-p6i-Sc4[/media]

Suttirat usiadł na kanapie wygodniej i przyciemnił nieco światła w salonie, żeby były nieco bardziej przygaszone idealnie do gry.
- To gram do pierwszego zgonu. Potem ty. A decyzje fabularne podejmujemy wspólnie - zarządził takie same zasady jakie przyjęli grając już w poprzednie wersje gry. Po czym wziął pada i odpalił ‘Start’. Za chwilę mogli zapomnieć o męczących ich, przyziemnych sprawach, oddając się wciągającej grze.
Już po kwadransie gry skończyło im się piwo. Dlatego Prasert zrobił najbardziej rozsądną rzecz i poszedł do kuchni po więcej. Już się lekko zataczał i musiał podpierać o kanapę oraz inne meble.
- Kurwa - syknął, strącając z półki jakąś rzecz. Nawet nie zobaczył, co się stłukło, tylko poszedł dalej. Będąc w kuchni, krzyknął. - Chyba zostanę dzisiaj u ciebie! Tak jakby nie jestem w stanie na prowadzanie! - nie była to najpiękniejsza tajska gramatyka.
- Jasne, nie ma sprawy! - rzucił Warun, dalej zajęty pochłanianiem przekąsek i podążaniem do kolejnego zadania. Fabuła gry wyraźnie go zainteresowała.
Kiedy wrócił, spojrzał na podłogę. Tkwiły na niej ruiny szklanej ramki ze zdjęciem. Mężczyzna przykucnął i postawił na dywanie butelki, po czym spojrzał na szkody, które wyrządził. Dotknął fotografii. Przedstawiała kilka lat młodszego, roześmianego Waruna, który obejmował ładną dziewczynę, jego żonę. Przed nimi stała mała dziewczynka z dwoma kucykami. Mogła mieć najwyżej trzy lata.
- Cholera… - Privat skrzywił się. Był na siebie wściekły. Zerknął na Waruna, czy mężczyzna był dalej pogrążony w grze.
Ku swojemu nieszczęściu spostrzegł, że na ekranie telewizora widniał wielki napis ‘Pauza’, a Suttirat siedział na kanapie, odwrócony w stronę stłuczonego zdjęcia na podłodze i wyglądał jakby był nieobecny dusza w ciele. Nic nie mówił, ani nie poruszał się. Wiadomo jednak było, że bardzo podobnie działały kobry, tuż przed tym jak miały zaatakować. Prasert musiał być teraz bardzo ostrożny co uczyni.
Poruszony wcześniej temat nawiedzonej świątyni sprawił, że mężczyzna miał ogromną nadzieję zwalić winę na jakiegoś ducha. Serio. Powiedzieć, że nie miał z tym nic wspólnego. Czy Suttirat uwierzyłby? Nawet jeśli tak… Prasert nie chciał tego uczynić. Nie mógł odwdzięczyć się kłamstwem za te wszystkie akty przyjaźni i dobroci ze strony mężczyzny. Klęczął na kolanach przed zbitym zdjęciem.
“Tylko mnie nie wywal z mieszkania”, zaklinał w duchu Waruna. “Zrób wszystko, tylko nie to.”
Chciał pozbierać okruchy szkła, ale obawiał się, że Suttirat uzna to za profanację relikwii. Zamiast tego spojrzał na mężczyznę z poważną miną i westchnął cichutko. Trochę tak, jak gdyby chciał wyrzucić z płuc choć trochę stresu.
- Jeżeli przywalisz mi za to… nie będę się opierał - rzekł ostrożnie, czekając na atak ze strony mężczyzny. Rzeczywiście spodziewał się, że za chwilę Suttirat rzuci się na niego z kanapy niczym tygrys.
Warun odłożył pada, po czym podniósł się z kanapy. On jeszcze nie miał aż takich objawów upojenia piwami, ale to jak zwykle dlatego, że był wytrzymały. Podszedł do Praserta i stłuczonego zdjęcia i złapał mężczyznę za ramię. Kiedy Privat już spokojnie mógł przypuszczać, że zaraz zarobi w twarz, ten potargał mu włosy na głowie, tak jak to wcześniej młodszy zrobił jemu.
- Wróć na kanapę. Zaraz to posprzątam. Raczej nie chcę, żebyś mi się tu zaciął szkłem - powiedział, po czym wyprostował się i ruszył do kuchni, żeby zgarnąć zmiotkę i szufelkę. Podniósł ramkę i zdjęcie, po czym odłożył je na półkę, tak by więcej nie spadły. A następnie pozamiatał szkło. Nie mówił za wiele, był zamyślony, ale z drugiej strony nie stłukł Privata, a to już coś nowego, bo zwykle przy naruszeniu tematu rodziny Suttirat wybuchał.

Prasert spojrzał niepewnie na Waruna. Tak właściwie poczuł się trochę rozczarowany, że Warun go nie zaatakował. Rzecz jasna nie lubił być bity, ale chciałby już otrzymać karę i mieć to za sobą. Nie był pewny, czy Suttirat nie miał mu tego za złe. Tyle że będzie to w sobie dusił i starał nie okazywać. Prasert - teraz już nieco trzeźwiejszy - wstał i usiadł na kanapie. Obejrzał się na starszego mężczyznę, aby zobaczyć, co robił. I co wyrażała jego mimika.
Warun nie wyglądał jakby dusił w sobie jakąś złość, czy smutek. Wydawało się, że jest po prostu zamyślony i skoncentrowany, żeby samemu nie zaciąć się szkłem. Następnie kiedy upewnił się, że żadna drobinka nie została już w salonie, wrócił na kanapę i usiadł obok Privata. Po czym podał mu pada
- Teraz ty. Graj - powiedział zachęcającym tonem, a następnie wypił pół butelki piwa duszkiem. Jeśli cokolwiek go męczyło, to właśnie to utopił.
Prasert uśmiechnął się już nieco spokojniej. Może przesadził. To w końcu było tylko zdjęcie. Nie strącił na podłogę i nie rozbił ludzi, lecz trochę szkła, drewna i papieru… To było racjonalne podejście i cieszył się, że Warun nie dał się ponieść emocjom.
Privat skupił się na grze. Uważnie śledził fabułę, aby niczego nie zapomnieć. W kilku momentach dyskutował z Warunem na temat decyzji, ale tak się składało, że we wszystkim zgadzali się.
- Twoja kolej - powiedział po pół godzinie gry, kiedy uznał, że przyszła pora na Suttirata. Następnie spojrzał na zegarek, który wisiał na ścianie.

Wieczór minął im wyjątkowo spokojnie. Ku zaskoczeniu Praserta, Warun nie rozwodził się na temat tego jak bardzo żałował śmierci swojej rodziny, co często miało miejsce, kiedy uprawiali sobie takie wspólne libacje alkoholowe. Dziś po prostu wypili, pograli, a gdy piwo w lodówce wreszcie się skończyło, a do sklepu było już za późno, Suttirat wreszcie zarządził, koniec zabawy
- Koc i poduszka są wewnątrz kanapy jak zawsze. Dam ci wolny ręcznik, to będziesz miał do mycia - powiedział, po czym ruszył do swojej sypialni, której całą jedną ścianę zajmowała szafa, w której to właśnie mężczyzna trzymał takie rzeczy. Wrócił z czarnym ręcznikiem do salonu i położył go na oparciu, a następnie zaczął trochę zbierać śmieci i butelki ze stołu, wynosząc je do kuchni na jeden z blatów.
Na tym etapie Prasert był już bardzo pijany. I wydawało mu się, że Suttirat niewystarczająco, skoro potrafił ogarnąć tak wiele różnych rzeczy, jak na przykład ręczniki i miejsca do spania. Czyżby Privat wypił od niego więcej piw? A może to była jedynie kwestia wytrzymałości? Nie był przekonany. Wstał i podszedł do Waruna, który zbierał szkło ze stołu. Dotknął jego ramienia. Czuł się na tyle samotny, że taki choćby najbardziej podstawowy kontakt z drugą osobą sprawiał mu przyjemność. Dlatego też lubił sparingi na ringu. Jakie to żałosne.
- Chodźmy na miasto - szepnął. W jego oczach żarzyły się ogniki. - Jeszcze nie jest późno… zbyt późno - uśmiechnął się do przyjaciela. - Znajdźmy jakiś klub… - na kilka sekund zamilkł. - Żyjmy.
Warun niemal skończył sprzątanie, gdy Privat podszedł i zaskoczył go propozycją. Mężczyzna wyprostował się i popatrzył uważnie przyjacielowi w twarz. Wyraźnie rozważał i zastanawiał się nad odpowiedzią
- Dobra. Chodź - zgodził się i zaczął rozglądać, chyba za portfelem. Może i trzymał się lepiej, ale jego jasność umysłu również była zaburzona, skoro zamierzał wychodzić gdzieś z Prasertem w takim stanie
- Minęły lata odkąd ostatni raz byłem w klubie… Cholera - rzucił i pokręcił głową. Znalazł swoje rzeczy i upchnął w kieszeniach bojówek, zapinanych na zamki. Ruszył do korytarza i zaczął uierać buty. Wyraźnie serio miał zamiar iść do tego klubu, chodźby z buta.
- Dokładnie tak - szepnął Prasert.
Poruszał się w takt muzyki płynącej z głośników. Właśnie w ten sposób ubrał buty, wsadził portfel do kieszeni… i objął od tyłu Waruna.
- To się wreszcie skończy - szepnął do jego ucha. - Będziemy szczęśliwi. Obiecuję.
Uśmiechnął się zachęcająco i odsunął się. Złapał za klamkę drzwi i je otworzył. Znalazł po drugiej stronie jedynie półmrok i chłodne powietrze, jednak według niego były pełne możliwości… i niespełnionych obietnic. Przybliżył się nieco do Suttirata i chwycił się jego umięśnionego ramienia. Miał nadzieję, że przyjaciel nie zwróci uwagę na to, jak bardzo Prasert spragniony był dotyku. Zacisnął uścisk tak mocno, że Waruna musiało zaboleć. Ale to dobrze… chciał, żeby go poczuł.
- Idziemy - mruknął, puścił przyjaciela i wyszedł z mieszkania.
Jeśli nawet Suttirat zauważył, nie uczynił z tym nic. Zamknął za nimi drzwi i ruszył korytarzem prowadzącym do windy. Droga do metalowych drzwi okazała się dłuższa niż zazwyczaj, zapewne dlatego, że Warun z uczepionym swego ramienia Prasertem omijał niewidzialne przeszkody w postaci dziur w podłodze i szedł slalomem.
Dotarli wreszcie do celu i mężczyzna wcisnął przycisk wezwania windy. Stali chwilę, bujając się to w lewo to w prawo. Wreszcie wrota otworzyły się i pozwoliły im wejść do tej metalowej klatki. Warun wybrał parter i oparł się plecami o ścianę. Wyglądał jakby był zmęczony, albo bardzo nieobecny myślami. Spoglądał na cyferki leniwie zmieniające się na tablicy. Privat mógł ze swojej pozycji obserwować jego profil odbijający się w dużym lustrze usytuowanym na ścianie naprzeciw wyjścia. Miało niby zwalczać wrażenie ciasnoty w środku.
Prasert widział, że przyjaciel był bardzo zamyślony. Miał nadzieję, że nie myślał o nim… źle. Czyż nie był zmęczony młodszym o dziesięć lat kolegą, który pił jego alkohol i ciągle się naprzykrzał? A może wręcz przeciwnie… Suttirat chciał jak najwięcej hałasu? Który miał imitować harmider wywołany przez dziecko, które stracił i te, które mógłby mieć… Oraz dźwięki swojej żony. Rodziny. Jego życie mogłoby wyglądać kompletnie inaczej…
- Kompletnie inaczej… - Prasert westchnął głośno, spoglądając w bok. - Wiesz, że chciałbym, abyś był szczęśliwy, prawda? - zapytał, przesuwając wzrok na Suttirata. Miał nadzieję, że przyjaciel poświadczy, że tak.
Warun oderwał wzrok od licznika, po czym przeniósł go na Privata.
- Tak. Wiem. Też bym chciał - odpowiedział i zamyślił się
- Wolałbym też, żebyś był szczęśliwy. I bardziej ze mną otwarty. Czasami coś cię gryzie, ale nic nie mówisz i myślisz, że nie wiem - zaczął znikąd Suttirat
- Ale ja to szanuję - dodał od razu i pokiwał głową. Tymczasem, właśnie dojechali na dół i winda się otworzyła. Warun wyprowadził Praserta do lobby i powitał machnięciem ręki recepcjonistę, który popatrzył na nich tylko, ale zaraz wrócił do swoich spraw. To był bardzo rozsądny recepcjonista.

Prasert poprowadził Waruna dalej. Praktycznie ciągnął go do przodu, jakby bojąc się, że mężczyzna nagle rozmyśli się i wróci do swojego mieszkania. Nie chciał, aby go opuszczał. Jeżeli to zrobi… Privat będzie kompletnie sam pośród mroku nocy. Bangkok wciąż mógł szumieć życiem, ale to uczyniłoby go tylko bardziej samotnym.
- Nie chcę cię kłopotać. I być ciężarem - szepnął do jego ucha. Następnie zerwał się do przodu. Alkohol wyostrzył jego odruchy i prędkość w najróżniejszych, kompletnie przypadkowych czynnościach. Niektórych usypiał… jednak na Praserta działał jak kawa. - Tak wiele bólu przeżyłeś. Cała twoja rodzina… Moje troski nie mogą się z tym równać. Jakbym powiedział cokolwiek, to w kontekście twoich przeżyć… zabrzmiałbym jak bachor. Dziesięć lat młodszy bachor… - westchnął.
Suttirat warknął
- Jesteś głupi Privat. Wiesz, że nie mam rodziny.
To zabrzmiało tak oschle… Tak prawdziwie i konkretnie. Prasert nie śmiałby wypowiedzieć takich słów otwarcie. Zwiesił głowę onieśmielony i słuchał kolejnych słów przyjaciela.
- Podzieliłem się tym z tobą. Otworzyłem. A ty masz czelność myśleć sobie, że twoje problemy to nic. To jest jakbyś mnie obrażał, nie okazywał szacunku - powiedział tym swoim lekko zachrypniętym głosem co myślał, a potem zamilkł. Nie odsunął od siebie przyjaciela, tylko skupił się na chodzie.

Wyszli na tak bardzo chłodne, ale również świeże powietrze. Ta noc wcale nie była gorąca i kompletnie wyróżniała się na tle upalnego dnia. Ale Privat cieszył się z tego powodu. Miał wrażenie, że sam płonął i ciepło, które wytwarzał, wystarczyło dla całego miasta. Jego twarz delikatnie mrowiła od etanolu płynącego w żyłach.

- Warun… - mruknął. Zabrzmiało to tak, jak gdyby lubił dźwięk tego imienia i tylko dlatego je wypowiedział.
- Hmm? - zapytał mruknięciem Suttirat, zerkając na Praserta. Nie wyglądał już na złego jak moment temu. Chyba zdążył zapomnieć o czym mówili. Kierował ich w stronę najbliższego skrzyżowania, gdzie zaczynało się pasmo lokali. Najpewniej znajdował się tam jakiś klub, który mogliby nawiedzić.
Privat już zapomniał, co miał na myśli. Wypowiedział więc pierwszą przypadkową kwestię, jaka przyszła mu do głowy.
- Od tego czasu… byłeś z kobietą? Kurwa… - warknął, kiedy jego prawa kostka omsknęła się po krawężniku i została prawie skręcona. Mężczyzna w ostatniej chwili odzyskał równowagę, choć czuł się jak kompletna fajtłapa. A miał być nauczycielem Muay Thai… kiedy zwykły chodnik pokonywał go w walce. Zerknął kątem oka na Suttirata. Był ciekawy, czy ten odniesie się do jego słów, czy też je zignoruje i skomentuje jedynie pokraczność Praserta.
Warun podtrzymał go, żeby zaasekurować przyjaciela i przy okazji samemu nie poleciał. Chwilę nic nie mówił i Prasert mógł pomyśleć, że zignorował jego pytanie, ale wtedy wreszcie mężczyzna się odezwał
- Próbowałem, ale po prostu nie mogę. Ilekroć widzę nagą kobietę przed sobą, przypomina mi Acharę. To cholernie frustrujące - wyrzucił z siebie i skrzywił się jakby coś sobie przypominał. Po czym pokręcił głową i westchnął ciężko. Rozejrzał się, jakby na moment zapomniał dokąd tak właściwie szli, zaraz jednak odzyskał kierunek i znów ruszyli w stronę neonowych świateł za skrzyżowaniem.
Prasert był całkowicie pochłonięty rozmową.
- Ilekroć widzisz? To znaczy… widzisz często? Byłeś w jakimś klubie, czy coś? - spojrzał na Waruna. W sumie nie powinno go to dziwić. Mistrz boksu takiej klasy pewnie musiał opędzać się od fanek. Wyobraźnia mężczyzny zaczęła pracować. Miał przed oczami już konkretne sceny. - Było tak… że już znajdowaliście się przy sobie… ale wycofywałeś się?
Privat wyobrażał sobie przypadkową kobietę odzianą jedynie w pościel i światło księżyca oraz Waruna, który wychodził z łazienki i oznajmiał jej, że jednak nic z tego nie będzie. Poczuł suchość w ustach. Temat seksu wciąż był dla Praserta bardzo interesujący i nieco ośmielający, zwłaszcza że miał za sobą tylko jeden raz. I był wtedy bardzo pijany. Tak jak… teraz…
Suttirat znowu warknął
- Tak. Mniej więcej. Próbowałem tylko trzy razy. Potem sobie po prostu odpuściłem - powiedział trochę pochmurnie mężczyzna. Przeprowadził siebie i przyjaciela zaskakująco bezpiecznie przez ulicę, po czym ruszył w stronę pierwszego, jasnego napisu informującego o znajdującym się tam klubie. Przed wejściem nie było ludzi, bo o tej porze przychodziły tylko pojedyncze osoby chcąc dołączyć do trwającej już wewnątrz zabawy.
A wszystko wskazywało na to, że ta trwała w najlepsze. Dochodził głośny dźwięk muzyki - gitar, skrzypiec i perkusji. A także kobiecego głosu, który błądził po pięciolinii, szukając właściwego zestawu nut. Dwie osoby wyszły na zewnątrz, aby zapalić papierosa. Obie miały makijaż rozjaśniający cerę, czarny eyeliner dookoła oczu oraz włosy nastroszone niczym gwiazdy rocka. Dżinsowe kurtki, srebrzyste łańcuchy, czarne spodnie…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Fdo5IcLAAfc[/media]

Prasert wczepił się w ramię Waruna. Musiał to zrobić, inaczej straci równowagę i rozłoży się na chodniku przed klubem. A jednak przy tym poczuł się tak dziwnie blisko Suttirata. Gdyby nie był pijany, na pewno odskoczyłby i poczułby się niekomfortowo. Jednak piwa sprawiły, że w ogóle nie przejmował się takimi rzeczami. Weszli do środka. Od razu poczuli duchotę ludzkich ciał, potu, alkoholu, dymu papierosowego… gdzie dokładnie zmierzali? Prasert nie miał pojęcia. Roześmiał się. Poczuł delikatny przypływ adrenaliny.
- Jestem kompletnie pijany… ratuj mnie Warun - szepnął. - W przypadku kłopotów…
Tak bardzo starał się, aby nie potknąć po schodach, które wiły się w dół…
Suttirat parsknął.
- No jasne, zawsze. Obiecałem ci to - powiedział i sprowadził przyjaciela po schodach. Gdy Prasert gubił stopień czy dwa, ku swemu zaskoczeniu, nie spadał. Warun najwyraźniej miał dość siły, by utrzymać swój i jego ciężar. Znaleźli się w końcu na dole. Spora sala z wysoko usytuowanym sufitem stanęła przed nimi otworem. Na środku pełno było tańczących ludzi. Dalej w głębi była scena z DJką, po lewej natomiast znajdował się bar i to do niego Warun skierował swoje i tym samym Privata kroki. Usadził Praserta na wolnym krześle, a sam przechylił się zwracając uwagę barmana
- Dobry wieczór, whiskey - zwrócił się do mężczyzny. Ten kiwnął głową i zerknął na Praserta z niemym zapytaniem.
- Whiskey dla mnie też! - Prasert właściwie krzyknął. Podniósł rękę do góry z wyciągniętym palcem. Miał jakieś zastrzeżenie. - Whiskey - powtórzył. - Ale z lodem.
Rozejrzał się wokoło. Zdawało się, że to był klub dla gothów i wielbicieli nieco cięższej muzyki. Oczywiście znajdowało się tu również dużo normalnie wyglądających ludzi, którzy zabłąkali się z ulicy w poszukiwaniu uciech. Jak na przykład Prasert i Warun. Jednak sam wystrój lokalu i klimat panujący w pomieszczeniu… Privat miał wrażenie, że wyrastają mu od tego wszystkiego kły.
- Przyjacielu - spojrzał na barmana. - Kiedy ostatni raz byłeś z kobietą? - zapytał.
 
Ombrose jest offline