Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:47   #8
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Barman natychmiast zajął się ich zamówieniem, nalewając alkoholu do dwóch identycznych szklanek i dodając kostki lodu. Warun nie narzekał, więc i on wolał by jego whiskey było chłodne. Rozglądał się po otoczeniu. Ściany sali przyozdobione były szkarłatnymi i czarnymi kotarami. Niektóre były porozsuwane i wtedy widać było, że kryły się za nimi stoliki dla gości, najpewniej wykupione i specjalnie zarezerwowane. Okazało się też, że klub miał drugie piętro w postaci balkonów po jednej i drugiej stronie sali. Tam również tańczyli ludzie, albo spacerowali najpewniej między znajdującymi się tam stolikami. Leże wampirów i ich wielkich fanów. Suttirat zerknął przelotnie na Praserta
- Dawno Privat. A coś taki ciekawy? Zamierzasz mnie z kimś zeswatać? - odpalił i wyszczerzył się lekko do towarzysza pijackiego wieczoru. Podziękował barmanowi i napił się alkoholu. Przymrużył przy tym oczy. Wyraźnie lubił whiskey.
- Pytałem barmana, nie ciebie, Suttirat. To, że ty dawno, to właśnie ustaliliśmy. I że ja dawno, to też wiadomo. Chciałem się dowiedzieć, czy nasz ukochany polewacz jest towarzyszem w naszej niewoli - spojrzał na niego. - Chyba że nie może się opędzić od seksownych wampirzyc… i w ogóle nie rozumie trosk zwykłych ludzi - podparł się nieco na stołku barowym i nachylił w stronę barmana, uśmiechając zaczepnie, jakby wyzywająco.
Barman, który uprzejmie nie przysłuchiwał się, albo tylko tak udawał zerknął na Praserta, wycierając blat, z którego zapewne i tak już można było jeść
- Wczoraj rano, proszę pana - odpowiedział, uśmiechając się przepraszająco, ale jednocześnie ze swego rodzaju dumą w głosie i spojrzeniu. Warun parsknął
- Ha. Widzisz. Pokonał nas barman… - pokręcił głową, ale nie brzmiał jakby go obrażał, tylko po prostu jakby cała ta sprawa go rozbawiła.
Tymczasem Prasert przeżywał. Dla niego to nie było żartem. Złapał Waruna za przedramię i spojrzał w jego oczy bardzo intensywnie.
- To… to nie jest wcale śmieszne. Ani w porządku… Musimy to zmienić. Zanim będzie za późno… zanim… umrzemy - oderwał wzrok i spojrzał przed siebie, gdzieś w dal. Chwycił szklankę whiskey i wypił duszkiem całą jej połowę. Nawet nie zauważył, kiedy osunął się ze stolika na podłogę. Ta była lepka i brudna, ale nie przeszkadzało to Prasertowi. Pod blatem było ciemniej. I mógł patrzeć na nogi tańczących ludzi, nie obawiając się, że ci spojrzą na niego i ocenią… bo był schowany.
- Warun… - załkał. W jego oczach pojawiły się łzy. - Ja, czuję, że umrzemy. Warun… ja nie chcę umierać…
Warun pił powoli swoją whiskey, gdy nagle Privat mu zjechał. Popatrzył w dół, potem na barmana, który z zaskoczeniem przyglądał się im, do tej pory, obu, po czym znów w dół. Wyciągnął palec wskazujący w górę
- Przepraszam, za moment wracamy - po czym odstawił szklankę i zjechał w dół, kucając obok Praserta
- Weź się w garść. Jesteś młody, całe życie przed tobą. Przyszliśmy tu żyć, nie umierać, zapomniałeś już? Dawaj do góry. No… Już - Warun wsunął mu rękę pod ramiona i chwycił go mocno, by zaraz podnieść z przykucu siebie i jednocześnie jego. Trochę się przy tym przemęczył, ale opierając się o mocny bar plecami, dał radę. Choć zapewne nie planował takich ćwiczeń na ten wieczór.
- O. Już panowie wrócili? - wypalił barman i uśmiechnął się do nich lekko
- Taa… - odpowiedział Suttirat. Zerknął na szklanki
- Dopijasz? - zapytał Praserta, zerkając na przyjaciela, czy jeszcze kontaktował cokolwiek.
- Tak - rzekł Privat, wracając na siedzenie. Wyglądał tak, jak gdyby przeżywał najgorszy epizod depresji w życiu. Wypił do końca szklankę whiskey. Lód nawet nie zdążył się w niej rozpuścić. Głośno westchnął, ale nie potrafił złapać powietrza w płuca. Czuł napad paniki. Nie wiedział, skąd ten pojawił się, ale wstydził się go… czy może raczej… czuł, że poczuje wstyd, kiedy ten się skończy. Na razie nie był w stanie skoncentrować się na niczym. Skąd ta słabość charakteru? Co ją wywołało? Nie wiedział. Ośmieszał tylko Waruna. Człowieka znanego w całym kraju i…
Prasert poczuł, że musi wyjść.
- Idę do toalety - rzekł. Wstał i ruszył w stronę objaśnień na ścianie.
Warun przyglądał się przyjacielowi chwilę. Zerknął na barmana, po czym pokręcił głową
- Miłego… - powiedział, po czym ruszył za Prasertem, który zdołał dojść już niemal do samego wejścia do toalet. Zaskakująco, nie było kolejek, mógł więc wpaść przez drzwi do środka. Ściany były tu całkowicie czarne, światło było czerwone, przyciemnione i migotało nieprzyjemnie. Rząd kabin, pisuarów i umywalek pod długim lustrem również wykonane były z czerni. Muzyka z sali docierała tu przez głośniki, ale była zdecydowanie cichsza niż na głównej sali. Nie było tu żadnych okien. Privat miał wrażenie, że chwilowo w łazience kompletnie nikogo nie ma. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch w jednym z luster.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CdhqVtpR2ts[/media]

Prasert pokręcił głową.
- Nie powinieneś za mną iść jak pies… - zagryzł wargę.
Chwycił mocniej porcelanową umywalkę i zwiesił głowę. Czuł się przeokropnie pijany. Wiedział, że wszystkiego będzie żałował jutro… ale wciąż trwało dzisiaj i nie potrafił zachowywać się w sposób. Obrócił się i chciał pchnąć Waruna, ale zastał tam jedynie powietrze. Mężczyzny nie było z nim w pomieszczeniu, ale w takim razie co poruszyło się w lustrach?
Kiedy spojrzał w ich stronę, znowu zobaczył jakiś ruch w ostatnim zwierciadle. Gdy się do niego zbliżył, dostrzegł jednak tylko własne odbicie. Im dłużej patrzył na siebie, próbując dojść do tego co widział, tym robiło mu się dziwnie goręcej. I choć wyraźnie poczuł, że mruży oczy i krzywi się lekko… Jego odbicie pozostało w kompletnym bezruchu, uniosło kąciki ust i powiedziało
- Ukradłeś to, prawda? - usłyszał wyraźnie swój własny głos odbijający się echem od ścian, a jednak, nie poruszył ustami. Były zamknięte.
W tym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z niezamierzonym hukiem. Stał w nich Suttirat i spojrzał trochę skołowany na kolegę.

Prasert płakał. To odbicie… kompletnie go wytrąciło z równowagi. Już wcześniej był dziwnie podburzony, ale teraz znalazł się w kompletnie innym punkcie. Gdzieś na skraju szaleństwa. Z trudem trzymał się na nogach i oddychał. Chciał zaczerpnąć tlenu, ale ten zdawał się kompletnie poza jego zasięgiem. Ruszył na Suttirata, jakby ten był jego jedynym ratunkiem. Tak miło było czuć ciepło ciała drugiego człowieka. Zwłaszcza w tak przerażającej chwili.
- Pakpao - szepnął. - On… on mnie znów nawiedza…
Nawet nie zrozumiał, kiedy dokładnie jego usta dotknęły ust Waruna. Trwało to tylko ułamek sekundy. Jeden rozpaczliwy moment, który nie powinien zostać nigdy zapamiętany. Następnie Prasert odwrócił się od przyjaciela, złączył palce w pięść i uderzył w lustro. Rozbił je. Z jego knykci polała się krew. Czuł złość, strach, podburzenie oraz dziwną… ekscytację. Uderzył jeszcze raz. I znowu. Nie dbał o ból, jaki odczuwał. Lustro pokrywało się coraz większa pajęczyną zniszczeń…
Trzecie, ani żadne kolejne uderzenie nie nadeszło, bo jego ręka została zatrzymana mocnym uściskiem dłoni Waruna na jego nadgarstku. Ktoś jeszcze wpadł do łazienki, bo najpewniej usłyszał dźwięk szkła. Suttirat w tym czasie wykręcił ramię Privata do tyłu i obezwładnił go pochylając w przód i odciągając od umywalek i luster
- Czyś ty ogłupiał do reszty?! - huknął na niego, chcąc go otrząsnąć. Spojrzał w kierunku drzwi, przez które za moment wszedł jeden z ochroniarzy klubu. Spojrzał na rozpieprzone lustro, a potem na Waruna i Praserta, ruszył już w ich stronę, by zapewne pomóc Suttiratowi. Mężczyzna uniósł wolną dłoń
- Spokojnie. To mój kumpel. Zabieram go stąd. Podam moje dane, proszę wystawić mi rachunek za to lustro… - mężczyzna wyglądał na niezbyt pocieszonego, że nie uda mu się jednak wykopać kogoś z klubu, ale wziął dane od Suttirata. Chyba rozpoznał nazwisko, bo zaczął wypytywać, ale Warun spławił go.
- Tylko kurwa nie waż się… - Prasert warknął w międzyczasie. - Nie na twoje nazwisko. Na moje. To wszystko tylko i wyłącznie na moje… - ale nikt go nie słuchał.
Suttirat zaczął wyprowadzać Praserta, pozwalając mu się wyprostować, ale nie zwalniając żelaznego uścisku. Wyciągnął go przed klub i dopiero puścił. Zerknął na przyjaciela z całym wachlarzem różnych emocji na twarzy.

Prasert jednak nie chciał się w nie wpatrywać. Jedynie popchnął Waruna i spojrzał na niego. Czuł żal, że opuścili klub. Również wstyd z powodu tego wszystkiego, co zrobił i jak się zachowywał. Jednak także… a może raczej głównie… strach. Bo nie zapomniał tego, co ujrzał w lustrze. Ale jak mógłby wspomnieć o tym Suttiratowi? Nie uwierzyłby mu. Uznałby, że to wszystko marazm pijaka.
A może… rzeczywiście tak było? Może to tylko i wyłącznie wina alkoholu? Privat nie raz upił się i nigdy nie miał takich doświadczeń. A jednak… nie potrafił w żaden inny sposób wyjaśnić tego, co się wydarzyło i czego był świadkiem.
- Wiesz… zostaw mnie po prostu - mruknął, opierając się o fasadę budynku. Zaczął się po niej zsuwać w dół, aż spoczął na chodniku. - Chciałbym cię przeprosić… ale czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie? Jestem tylko sobą… sobą… - powtórzył, co zabrzmiało jak obelga.
Warun znowu do niego podszedł, po czym złapał go za ubrania i te chyba tylko cudem się nie podarły, gdy podniósł Privata na nogi do góry. Ten od razu poczuł się jak na górskiej kolejce. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Kręciło mu się w głowie, która zaczynała go boleć… a jednak wciąż dostrzegał piękno gwiazd nad ich głowami oraz księżyca świecącego tak jasno.
- Prasert. Jesteś dla mnie ważną osobą. Nie porzuca się ważnych osób. Znowu mnie obrażasz, jak mówisz o sobie w taki sposób. Chodź. Pójdziemy do mnie. Posłuchamy muzyki. Potańczymy po pieprzonym salonie. Nikt mi nie naskoczy, walić, że jest środek nocy w środku tygodnia. Cokolwiek by się nie stało możesz na mnie liczyć. Ja cię nie porzucę, to sam też się nie porzucaj - przełożył sobie jego ramię przez barki. Prawą ręką trzymał jego rękę, a lewą umieścił na biodrze Praserta. Przyciągnął go do siebie, żeby przejąć większość ciężaru kumpla na siebie, po czym ruszył w stronę swojego domu.
Bardzo powoli wchodzili po schodach.
- Wiesz, że cię kiedyś pokonam, prawda? Tak naprawdę. Nie nieczystym zagraniem i wypatrywanie remisu - westchnął, pozwalając się prowadzić. - Warun, jesteś dla mnie taki dobry… - zaczął się rozczulać, o co tak właściwie nie było wcale trudno, bo wspierał się na ramieniu przyjaciela dosłownie, nie tylko w przenośni. - Myślę, że to prawdziwy dar, że los mi cię zesłał. Mógłby mnie chcieć jedynie ktoś, kto stracił wszystko. Ktoś tak zdesperowany, jak ty.
Suttirat nic nie odpowiedział na jego słowa. Mógłby się znów poczuć obrażony, ale nie zrobił tego. Miał chyba na tyle jasności umysłu, albo już przetrzeźwiał lekko ze skoku adrenaliny, że rozumiał, że przez Praserta przemawiają emocje, które zazwyczaj tłumi w sobie. Chciał je usłyszeć, więc słuchał. Prowadził go do swojego mieszkania
- Czemu oceniasz się tak nisko - zapytał w końcu, gdy powoli dochodzili już do budynku. Warun poprawił uchwyt na Privacie, żeby ten czasem mu się nie zsunął z ramienia, czy przewrócił gdzieś po drodze.
- Bo nikt nie cenił mnie zbyt wysoko. Jedyna osoba, na której mi zależało, zniknęła tuż po tym, jak pokazałem jej najbardziej intymną część siebie. Inna powiedziała, że zastanawiała się nade mną, ale koniec końców okazałem się bardzo niegodny. Wiesz co, Warun? Ja myślę, że coś poszło bardzo nie tak. Powinienem zginąć w trakcie tamtego sparingu, a nie tylko zostać śmiertelnie chory. Oszukałem śmierć… ile to było… dziewięć lat temu? Myślę, że powinienem był wtedy umrzeć. Wszystko skończyłoby się, a ja mógłbym przestać marzyć o tych wszystkich rzeczach, których potrzebuję, ale nigdy nie będę miał. O tym, kim powinienem być dla bliskich. Nie tym - podniósł do góry zakrwawioną pięść, symbol zamieszania w klubie. - Lecz… - dotknął klatki piersiowej w pobliżu serca. - Tym? Nie wiem. Ja.... ja nic nie wiem…
Warun wciągnął go w międzyczasie po stopniach do drzwi wejściowych do budynku, a następnie zaczął prowadzić do windy. Tym razem recepcjonista nawet nie podniósł na nich wzroku od ekranu małego telewizorka
- Posłuchaj mnie Prasert. Jesteś młody. Jeszcze gówno zaznałeś życia. Jeśli są sprawy, które cię nękają, nie jesteś z nimi sam. Jestem twoim przyjacielem, przyjaciele sobie pomagają. Dasz radę. Nie chciałbym, żebyś umarł. Bo wtedy pewnie i ja bym potem umarł. Wiesz jakie to by miało katastroficzne następstwa? Nawet nie wyobrażasz sobie. Nie jesteś żałosny. Jesteś silny. Jesteś dobrze wychowany. Masz super charakter. Powinieneś dziękować za to, że masz zdrowe kończyny, że możesz żyć. Być wdzięcznym. Słyszysz? Nie nękać się tym, jakby cię ukarano. To jest obraza dla twojej rodziny, która ci pomogła - powiedział i doprowadził go do windy, którą otworzył, najwyraźniej stała na parterze. Weszli do środka. Drzwi się zamknęły.
- Masz rację… - Prasert westchnął lekko. - We wszystkim, co mówisz.. - dodał.
Drzwi windy zamknęły się za nimi, a Privat opadł na Suttirata. Poczuł się nagle śpiący, a gorąca klatka piersiowa mężczyzny zdawała się tak doskonałym zamiennikiem posłania.
- Pierwszy raz słyszę, że planowałbyś samobójstwo - szepnął. Włosy pomiędzy obojczykami Waruna łaskotały go w policzek. Był zgarbiony i nachylony w ten sposób, że właśnie tak dotykał przyjaciela. - Naprawdę? Naprawdę móglbyś to zrobić? - to trochę zabrzmiało tak, jak gdyby wcześniej sam rozważał podobne kwestie.
Suttirat zawahał się przed odpowiedzią. Przytulił za to przyjaciela do siebie. Prasert czuł, że tego właśnie potrzebował. Aż poczuł łzy w oczach. Dlaczego reagował tak mocno nawet na najdrobniejsze oznaki przyjaźni? Cyniczna część jego osobowości żygała tym. Jednak obecnie dominowała kompletnie inna strona i Prasert nie potrafił jej się opierać. Słuchał kolejnych słów.
- Tak. Mógłbym. Byłem nawet dość blisko. Wtedy, dostałem w prezencie od losu ciebie - powiedział i westchnął. Dojechali na odpowiednie piętro. Warun znów wziął sobie na ramiona rękę Privata, po czym wyciągnął go z windy. Może i miał kondycję, ale takie ciąganie kumpla i na nim się już odbijało. Wyraźnie zwolnił tempa. Dotarli jednak wreszcie do drzwi i Suttirat cudem wygrzebał klucz z kieszeni w tej niewygodnej pozycji. Zaraz jednak drzwi stały przed nimi otworem. Muzyka dalej leciała z głośników w salonie. Warun jednak zamiast zawlec Praserta tam, wciągnął go do swojej sypialni i pomógł położyć się na łóżku. Sam wyszedł z pokoju. Dało się słyszeć, że zamknął drzwi na zamki, po czym ściągnął buty i wyciągnął portfel i klucze z kieszeni, odkładając na szafkę w korytarzu. Wyłączył muzykę w salonie. Wrócił do sypialni i zapalił blade światełka ledowe, służące jako ozdoba. Ich blask był delikatny, zostały zaprojektowane tak by można było przy nich spać, albo zrelaksować się. Za moment Warun ściągnął buty Privatowi
- Będziesz wymiotował? - zapytał w międzyczasie, chcąc wiedzieć co jeszcze ma zrobić, by pomóc koledze.
- Nie… na pewno nie teraz. Nie przesadzajmy. Warun… a gdzie jest mój portfel? I buty? Widzisz je?
Zaczął wtulać się w materac pod nim. Nigdy nie leżał na tym łóżku i wydawało się niezmiernie wygodne.
- Znajdź je…. - szepnął.
Suttirat mruknął i rozejrzał się. Buty to wiedział gdzie są, przecież właśnie je z niego zdjął, ale portfel? Pewnie Prasert miał go w kieszeni...
W tym czasie Privat ściągnął spodnie i przypadkiem również bokserki. Tym samym był nagi od pasa w dół. Jednak kompletnie o tym nie myślał, tylko sięgnął do kieszeni. Westchnął z ulgą, wymacając w jednej z nich znajomy kształt portfela.
- Przynajmniej tyle - mruknął, zagnieżdżając się na środku łóżka. Rozszerzył szeroko nogi i ręce, jakby chcąc zagarnąć jak największą część powierzchni. Uśmiechnął się lekko do Waruna, ciekawiając się, kiedy ten zsunie go wreszcie na podłogę, samemu próbując spać.
Mężczyzna przyglądał mu się chwilę w ciszy, stojąc nad łóżkiem i milcząc. Miał kompletnie nieobecny, nieodgadniony wyraz twarzy. Przesunął spojrzeniem po całym ciele przyjaciela tak błyskawicznie, że gdyby nie odbijające się w jego oczach lampki, Prasert mógłby w ogóle nie zauważyć tego ruchu gałek ocznych Suttirata. Z jakiegoś powodu poczuł się przedziwnie, choć nie rozumiał dlaczego. Przecież to był tylko jego przyjaciel.a jednak spoglądał jakby… dziwnie? A może to wszystko było kolejnym urojeniem. Przecież Privat nie mógł ufać nawet własnej psychice.

Warun wyszedł z pokoju. Nie było go parę chwil. Prasert dosłyszał jakiś stłumiony dźwięk dochodzący z okolic salonu, po czym mężczyzna wrócił do swojej sypialni i rzucił poduszką w Privata, na co ten jęknął, choć właściwie nie było to zbyt bolesne.
- To jest trzyosobowe łóżko, suń tyłek - polecił mu władczo i zaraz do poduszki dorzucił mu lekka kołdrę, która opadła na biodra Privata, najpewniej celem przykrycia jego nagości. Sam Suttirat podszedł do szafy. Wyciągnął z niej ciemny koc. Rzucił na druga stronę lóżka, po czym ściągnął koszulę i rozpiął spodnie, wyciągając z nich pasek i rzucając na podłogę. Nie wiedząc czemu, Privat obserwował go uważnie.
- Przyniosę wody, bo rano będzie potrzebna jak nic - powiedział, ni to do siebie, ni to do Praserta. W samych spodniach ruszył z pomieszczenia, zostawiając Privata na moment samego.
Ten w tym czasie ściągnął koszulkę i rzucił ją przed siebie. Obecnie był kompletnie nagi, ale to w porządku, bo przykrywała go kołdra. Wtulił głowę w poduszkę. Wyczuwał na niej zapach perfum mężczyzny. Alkohol kazał mu węszyć. Wnet odkrył, że woń Waruna unosiła się również z prześcieradła… co nie powinno aż tak dziwić, bo to przecież Prasert był w tym miejscu intruzem. Miał wrażenie, że Warun znajdował się wszędzie wokół niego, tak mocny zapach wyczuwał.
- Mmm… - cicho mruknął, będąc na krawędzi snu.
Suttirat wrócił w tym momencie do pokoju. Postawił dzbanek wody na szafce, wraz z dwiema szklankami i jakimiś tabletkami, najpewniej na kaca. Następnie obszedł łóżko. Zgasił światełka. W pomieszczeniu zapanowała całkowita ciemność. Było tu jedno okno, ale całkowicie zasłonięte przez rolety. W tym mizernym oświetleniu Prasert mógł dostrzec sylwetkę Waruna poruszającą się po pokoju. Światła w reszcie mieszkania również były już zgaszone. Przez mrok, Privat wyczulił się na dźwięki, wyraźnie więc dotarło do niego, że Warun ściągnął spodnie. Następnie materac po drugiej stronie łóżka ugiął się lekko, gdy mężczyzna na nim usiadł. Koce, pościel i poduszki zaszeleściły, kiedy położył się. Mimo, że był tak blisko, nie naruszył przestrzeni osobistej Praserta. Zapanowała chwila milczenia
- Rano zobaczymy co z twoja reką - powiedział krótko, jakby jeszcze nie mógł znieść ciszy.
Myśl Waruna była słuszna. Pewnie nie wiedział nawet, jak bardzo.
- Kurwa, Suttirat… ja cały czas krwawię… - rzekł w gorączce, nagle siadając. Podniósł do góry dłoń, lecz nie mógł nic zobaczyć z powodu braku światła. Warun odizolował go od niego zbyt perfekcyjnie. Przez chwilę wahał się, ale doszedł do wniosku, że z bólu i tak nie zaśnie. Był tak głupi, że stłukł to lustro!
Lenistwo podpowiadało mu, by zostać na miejscu, ale panika kazała jak najszybciej obejrzeć rękę. Ta bolała go cały czas, ale dopiero teraz wpadł na pomysł, że mogły w niej pozostać kawałki szkła. Wyprężył się, zrzucając z siebie pościel. Wstał, nie zauważając, że był kompletnie nagi. Zresztą brak światła kompletnie nie pozwalał tego zauważyć.
- Ty śpij… ja spróbuje dojść do łazienki.
Miał nadzieję, że będzie w stanie do niej trafić. Nie chciał też znowu burzyć spokoju przyjaciela. Z tego powodu musiał uporać się z tym możliwie jak najszybciej.
Gdy dotarł do drzwi wychodzących z sypialni, do łazienki na szczęście w ogóle nie miał daleko, były dokładnie na przeciwko jego twarzy. Musiał wykonać dwa kroki, by do nich dotrzeć i wejść do łazienki. Gdy zapalił światło, które lekko go poraziło, dostrzegł że jego dłoń, choć faktycznie poraniona i lekko opuchnięta, nie wyglądała tak fatalnie jak by mogła. Nie dostrzegał, ani nie wyczuwał żadnego szkła. Było za to sporo, już zaschniętej krwi. Najwidoczniej pozostawione sobie rany, w swoim tempie postanowiły zacząć się zasklepiać.
Wyglądało to nawet dobrze. Jednak i tak postanowił obmyć rękę w wodzie. Otworzył szafkę w poszukiwaniu wody utlenionej.
Znalazł szczoteczkę i pastę do zębów należące do Waruna, a także jakieś leki. Między wszystkimi pudełkami, stała również woda utleniona. Brakowało jednak plastrów, czy bandaża
- I jak? - odezwał się głos za jego plecami. Definitywnie należał do pana domu. Suttirat stał opierając się ramieniem o framugę, ze skrzyżowanymi rękami. Nie opuszczał wzroku od poziomu głowy Praserta. Ten mimo to czuł się dość niekomfortowo. Błyszczące światło łazienki dokładnie eksponowało całe jego ciało. Warun miał w zasięgu wzroku nie tylko pośladki, ale również odbijającą się od luster męskość. Prasert w ogóle nie pamiętał, jak to się stało, że znalazł się nagi w mieszkaniu Suttirata. Czyżby przyszedł w tym stanie? To chyba było jedyne wytłumaczenie, choć jakby mało przekonujące.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline