Aleksander uśmiechnął się promiennie, widząc, że Jagodzie nic nie jest. Ot, po prostu sobie łaziła po ulicy jak gdyby nigdy nic. Po czym jak gdyby nigdy nic walnęła z nim misia. A przynajmniej takie miał wrażenie, bo ciężko byłoby mu pojąć, dlaczego Jagoda biega z koszykiem i dlaczego na niego wpadła. Choć był pewien, że to on wpadł na nią, ale zagubił się gdzieś pomiędzy uderzeniem w jej wypukłości, potem chyba się poślizgnął na Jeśli na świecie istniałby chłop, który mógłby pojąć tą morową dziewkę za żonę, Aleksander obstawiałby, że mógłby się brać z niedźwiedziem za bary. W tej chwili Aleksander nie był takim chłopem, bo obłapiał grabie, starając się rozpaczliwie utrzymać równowagę i nie zabrudzić munduru na śliskiej, miejskiej drodze.
- Uch....och - wysapał ledwie mogąc złapać oddech po uścisku dziewczyny. "Jeszcze troszeczkę..." perlisty pot wystąpił mu na czoło, kiedy stanął prosto i odłożył grabie, jakby nic się nie stało.
-Cudaki? Dobra, chodźmy. Targowisko, pączki i cała reszta mogą poczekać! A cudaki są tylko raz! - zaproponował poprawiając łuk na plecach. Oto szansa na wykonanie jego cudownego postanowienia właśnie się zbliżyła.