Amir Masud wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Torstig. Słuchając nerwowo szarpał lewy wąs, a gdy Relhad skończył, łapczywie wyciągnął dłoń po pismo, które stary wojownik mu podał. Rozłożył je i szybko przebiegł oczami po zapiskach. Z jego ust wydobyło się westchnienie ulgi, a napięcie widoczne w całym ciele ustąpiło. Wyszeptał coś pod nosem, ale Torstig nie zrozumiał co. Potem dowódca gwardii odwrócił się i rzucił kilka słów do czekającego na progu urzędnika. Jedyne słowo jakie Relhad zdołał wyłapać, brzmiało "zapłata".
-
Dobrześ się spisał, starcze - Masud z uśmiechem na ustach zwrócił się do Relhada, a drugi z mężczyzn szybko opuścił pomieszczenie. -
Zostaniesz wynagrodzony...
Nastąpiła chwila niepewności. Czy urzędnik wróci z strażnikami, aby wtrącić Torstiga do lochu, czy może... Nim Relhad poważniej się nad tym zastanowił, urzędnik był z powrotem. Podał coś Masudowi.
-
Trzymaj - Amir cisnął w kierunku starego człowieka pękaty, jedwabny woreczek. -
I wynoś się z Yarakanu. Jeśli kiedykolwiek pojawisz się tu znowu, umrzesz...
Ostatnie słowa ducha pobrzmiewały w umysłach awanturników, gdy zjawa rozwiewała się. Ostatecznie zniknęła, a las znów stał się cichy i złowieszczy. Ruszyli dalej w kierunku, coraz bardziej górującego nad nimi wzgórza. Wkrótce stało się jasne, że nie jest ono do końca naturalne. Widać było, że pod warstwą gleby i pokrywającej stoki roślinności znajduje się struktura, która nie była wytworem natury. Zbocza były zbyt symetryczne, schodkowe w zarysie. Tak jakby pod spodem znajdowała się wzniesiona z potężnych bloków piramida. Mniej więcej na wprost od zbliżającej się kompani, w gęstwinie ział czernią trójkątny otwór wiodący do środka. Opasany był rozlatującym się, spojonym tylko siłą korzeni rosnących na nim roślin portalem. Antyczne kamienie pokrywały jakieś płaskorzeźby, nie do rozróżnienia z większej odległości.
Wzgórze musiało być siedzibą jakichś istot, bo od wejścia wiodła wydeptana ścieżka. Widoczne na niej były ślady, takie same jak w pobliżu martwego drzewa, na którym wisieli trzej pozbawieni głów pechowcy.