Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2019, 19:03   #52
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Ostrów Wielkopolski, parę dni przedtem...

Pękający pocisk burzący buchnął kurzem, gruzem i odłamkami po prawie całej szerokości ulicy. Cały narożnik dawnego marketu sypnął się jak domek z kart. Urwany krzyk, wrzask wręcz. Jeden zginął od eksplozji. Drugi pod gruzami.

Bez zazwyczaj kojarzył się z pięknym zapachem i wyglądem. To tak zazwyczaj na polską wiosnę. Dziś bez i jego ulica kojarzyły się raczej ze strachem i nadciągającą zagładą.

Próbowała przeskoczyć gruz. Utknęła, rymnęła na twarz, na szyję. O mały włos nie rozharatała by sobie tej urodziwej elfiej twarzyczki o pręt zbrojeniowy. Upuszczony karabin zaklekotał o gruzy. Próbowała go chwycić, zerwać się do biegu. But ześlizgnął się jej, zaklinował. Zaczęła się desperacko szarpać, wierzgać, wyć ze strachu i niemocy. Nad jej głową zabzykały kule, w nie tak dalekiej oddali terkotał karabin. Jeden z tych przeklętych, magicznie wydumanych tox-sprzętów. Krzyczała ze strachu. Dopiero wtedy, kiedy zwierzęce instynkty przejęły władzę nawet nad - rzekomo chłodnym, opanowanym, pełnym gracji i cywilizowanym umysłem elfa - wyrwała but spomiędzy gruzów i przeturlała się.

Panika. Panika, panika, panika. Strach. Kule. Śmierć. Gruz. Pył. Krzyk. Ucieczka. Zostało tylko ratować życie. Ale...

Jakieś odruchy zostały. Od dziecka miała gdzieś na podorędziu broń palną, spluwę, karabin. Nienawidziła broni. Jak wielu przedstawicieli rewolucyjnej lewicy. Ale jednocześnie broń była jej częścią. Narzędziem, jak za dawnych wieków sierp i młot na fladze Związku Radzieckiego. Albo maczeta i tryb, jak na fladze Angoli. Czy Automat Kałasznikowa, symbolika wielu grup rewolucyjnych. Kałasznikow przetrwał próbę czasu. Mijały dekady i tak mocno wżarł się w świadomość społeczną, że jego charakterystyczny kształt powoli przestawał być szczególnie, precyzyjnie definiowanym przedmiotem - karabinem szturmowym (vel karabinkiem automatycznym) na nabój pośredni, opartym o samoczynno-samopowtarzalny mechanizm odprowadzania gazów - a stał się synonimem. Synonimem wojny, rewolucji, konfliktów zastępczych. Po dekadach wojen i przepychanek na arenie międzynarodowej i nie tylko krystalizował się już jego inny, dużo poważniejszy synonim.

Idea AK równała się idei miecza.

A co to za wojownik bez miecza?

Wyciągnęła dłoń, palcami skrobiąc zakurzoną podłogę, ledwo chwytając parciany pasek swojego AK-97. Chwyciła go, przysunęła. Mózg jej nie pracował, wyłączył się. Nie spieprzała, a powinna. Siadła sobie, zaczęła go sprawdzać. Pył budowlany i chyba ziemia? w komorze zamkowej? Wyjęła magazynek, odryglowała zamek. Magazynkiem machinalnie, jak automat, biła o hełm. Stary, stalowy kask z lichą wyściółką. Gruba warstwa oliwkowej farby w paru miejscach odskoczyła, ukazując stary, wypłowiały, brudny błękit i zarys dwóch dużych, białych liter.

" UN "

Twardy metal sprawdzał się. Kurz i grudki tynku spadały z metalowego "banana". A zwinne dłonie o długich palcach, w podartych "żulerkach" (rękawiczkach z wycięciami) pracowały. Zamek odryglowany, nabój wypadł. Nabój? Nie, łuska, pusta. Cholerny brud i cholerne zacięcia. Zaczęła walić w mechanizm w nagłym przypływie wściekłości.

Huk pękającego granatu. Charakterystyczne, drgające echo rozchodzące się po gołych ścianach równie nagiego wnętrza. Urwany krzyk. Kolejne krzyki. Huk odpalanej serii, i kolejnej, i kolejnej. Jęko-wrzask, ni to bólu, ni to... pretensji? Wyrzutu? Elfka zastrzygła uszami, wzdrygając się. Inna strona mózgu się uruchomiła, ta od "uciekaj". Syknęła, wypuszczając z ust powietrze i szła nieporadnie, ale szybko, na czworaka. Jak zwierzę. Byle dalej od tego miejsca paniki, strachu, zagrożenia. "Niedokończony" Kałasznikow klekotał cegłach, sunął po podłodze.

Gdzieś niedaleko "zapykało" autodziałko. Dwudziestomilimetrowe pociski gdzieś waliły, bliski dystans. Nie wiadomo nawet gdzie, ale dźwięki były takie, jakby to było w twojej głowie. Jakby w jednym uchu strzelali, a w drugim trafiali, pokonując tylko odległość między nimi. Nie słyszała własnych myśli ani własnego głosu. Wiadomo było tylko, że chyba coś do siebie gadała, prawie przechodząc w szloch. Oczy, zazwyczaj zmrużone i pewne siebie, tego dnia były okrągłe jak spodki. Twarz zalewała prawie brunatna, zakrzepła krew z płytkiego rozcięcia na wysokim, elfim czole.

Dziś ulica Bzowa nie pachnęła pięknymi kwiatami, a ostrym, gryzącym "nie-zapachem" kruszonej i tartej budowlanki. Osiadała na ciele, na mundurze, na broni, na wszystkim. Na duszy też.

PTSD było czymś paskudnym. Tym bardziej, jak wszędzie wokół fruwał ten okropny, czarny pył, który zdawał się zasysać światło.

---

Żagań, później...

Martyna Zawada, w zamierzchłej przeszłości (a raczej parę dni temu - ale czuła, jakby to było parę lat, a nie parę dni) porucznik, teraz kapitan, ledwo sobie radziła. Byli blisko, tak blisko. Ostrów mieli na ostrzu noża, na widelcu. Kalisz poszedłby z rozpędu. Droga na Poznań byłaby otwarta... i na Euro-Megastradę Ost-West, a raczej na jej fragment kiedyś będący dawną "a-dwójką". Brama na Warszawę, na stolicę, na Belweder. Tak blisko... a tak daleko.

Rybokraci, Rosjanie i ich kontr-rewolucyjni najmici i podrzynacze gardeł śmieli się do rozpuku, zastawiając pułapkę z toksycznego, czarnego pyłu. Rechotali, kiedy jej ludzie umierali od ognia nieprzyjaciela i od ich własnej broni oraz pojazdów, sypiących się w ten pieprzony proch w ciągu sekund. Ostrów okazał się być za ostry na język Armii Wyzwoleńczej, a Czarna Kompania bardziej diabolicznym wrogiem, niźli mówili nawet najbardziej naćpani oficerowie propagandowi.

Ale był spokój. Martyna Zawada była bezpieczna. Sytuacja się ustabilizowała. Otaczali ją towarzysze, a nie śmierć. Paru znajomków podczas przepustki zaprosiło ją do Żarów. Mieli tam kolegę, co sprowadzał dobre zioło. Upalili się, było fajnie. Wiedzieli, jak jest roztrzęsiona, a ten kolega - ork, co najlepsze - niejedną fazę widział, to wiedział, co robić, by zioło weszło w fajną fazę a nie w spinę czy schizy. A w międzyczasie lekarz zdiagnozował ją, a kadrowy posłał na rozmowę z psychologiem. Dostała paroksetynę w odmianie dla elfów. Jeszcze nie miała szans zadziałać, dopiero zaczęła brać... ale coś wewnątrz niej mówiło, że jest lepiej. W końcu coś brała, a ludzie chcieli jej pomóc. I było fajnie. Póki nie myślała o Ostrowiu, było fajnie.

I póki miała co do zrobienia. Wojna się nie skończyła. Sprawa wciąż wymagała poświęceń. Trza było robić, pracować dalej. To było najlepsze lekarstwo.

---

Żagań, na rozmowie z płk Grodniczakiem...

Zgarnęła papiery, obejrzała je, zbierając myśli. Czuła się już dużo lepiej. I czuła, że od tej misji będzie zależeć wiele. Choćby jej własna, prywatna zemsta. Za Ostrów, za jej towarzyszy. Za nią.

Zasypała pułkownika pytaniami.

- Rozumiem, że mamy zrekrutować mieszkańców lasu i Gorzowa? Jak z nastrojami rewolucyjnymi u nich? Czy jesteśmy uprawnieni do negocjowania i jeśli tak, co możemy im zaoferować w ramach bratniej pomocy?
- Zieloni potrzebują deckerów i riggerów z tego co mówią. Jeżeli to ma pomóc wygnać Ruskich z lasu i uspokoić ich sytuację to niewiele mamy im do zaoferowania… może prócz tego, że po wygranym konflikcie zapewnimy im spokój i jakieś normalne… ekhm… relacje, a nie “gospodarkę rabunkową”.
- Czyli nic ponad to co już ustaliliśmy, plus realne taktyczne uderzenie we wspólnych wrogów.
- Tak. Jeżeli będą chcieli jakiś cudów wianków kontaktuj się z dowództwem.

- Co, jeśli nawiążemy kontakt z grupami… alternatywnymi? Niekoniecznie przychylnie nastawionymi? Słyszałam złe rzeczy o tych sekciarzach z Gorzowa oraz o potworach i nieprzychylnych leśnych ludach z lubuskiego. Co, jeśli dojdzie do strzelaniny? Co jeśli z jakichś przyczyn nastąpi jakieś poróżnienie między nami a entami czy kim innym?
- Gorzów. Z tego co donosi wywiad ten kult to element z którym nie ma szans negocjować i konieczna będzie jego eliminacja. Do twojej decyzji należy ustalenie w jakiej kolejności się zająć nim, a okupantem i jakimi metodami.
- A inne zagrożenia? Z lasu czy podziemi?
- Priorytetem jest przekonanie do nas entów. Wydają się być najsilniejszą frakcją, mającą największą władzę nad terenem… a przynajmniej z ich zdaniem liczą się wszyscy zamieszkujący las. Im więcej ich przekonasz do stanięcia u boku drzewiastych tym lepiej. Jeżeli nie będą chcieli - nie naciskaj zbyt mocno. Jeżeli będą wrodzy, zdaj się na opinię przewodnika.

- Słyszałam o MRU i pozostałych kompleksach. Mamy się nimi zająć? A jeśli MRU jest rzeczywiście pozbawione ruskiej obsady, to co mamy z nim zrobić? Też zająć? Wykorzystać jako bazę? Co wiemy o MRU dzisiaj?
- O podziemnej sieci tuneli entowie mówili dość… oszczędnie.

Zawada uniosła brew. Pułkownik kontynuował, zebrawszy myśli.
- Wydaje się, że nie mają kontroli nad MRU. Z drugiej strony wyraźnie zaznaczają, że okupanci i kolaboranci też nie. Mówią, że to miejsce gdzie… trzeba uważać. Myślimy, że rzeczywiście to niebezpieczny teren o wyjątkowej aktywności magicznej lub siedlisko jakiś bestii. Jeżeli będziecie w stanie dowiedzcie się jak najwięcej o tym miejscu od lokalnych. Co do kompleksów - gdyby faktycznie okazały się tymi twierdzami o których mówi Dobroleszy, które mamy pomóc im zniszczyć to musicie się wedrzeć i przejąć jak najwięcej sprzętu i dokumentów. Co dalej zależy od stanu kompleksów i tego co znajdziecie w środku.
- Mamy to miejsce wysprzątać? Możemy wykorzystać jego reputację by założyć tam bazę pod logistykę i partyzantkę.
- Zdajemy się na wasz osąd. Jeżeli znajdziecie jednak pośród informacji przejętych przez entów wskazówki co tam się znajduje natychmiast powiadomcie dowództwo.

- Te garnizony graniczne mamy zignorować? Jeśli tak, to kto będzie ich pilnował, by się nie wycofały prosto w naszą kolektywną dupę?
- Bo nie są dość liczne, aby to zrobić i pozostawić kogokolwiek na granicy. Z resztą to nie twoje zmartwienie, kto inny został do tego oddelegowany.

- A co robią Niemcy? Czy możemy przekroczyć granicę aby poszerzyć nasze opcje taktyczne, czy to zabronione? Czy możemy liczyć na jakieś wsparcie z ich strony? Jaki stosunek mają Niemcy do nas w tej chwili tu, w lubuskiem? Co zrobić, jeśli sami przekroczą granicę i będą interweniować?
- To kwestia strategiczna, jednak Saeder-Krupp nie ma póki co interesu we wchodzeniu nam otwarcie w paradę. Na wszelki wypadek pozbawiamy inicjatywy graniczne garnizony, aby akcje ofensywne zza Odry nie zrobiły nam blitzkriegu. Są za słabe by nas atakować, są jednak dość liczne, aby utrzymać fortyfikacje na granicy. Interesy jakie robimy z Landami zapewniają nam… hmmm… nie cierpię tego dyplomatycznego żargonu… zapewniają ich grzeczną neutralność względem naszych działań.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Czyli mamy olać temat, bo granica to magiczna bariera, a garnizony są pełne uber-morderców na godlike’u, tak? I nie będzie posiłków spoza mapy?
- Jak powiedziałem, to nie wasze zmartwienie, kto inny się zajmuje tą sprawą.


Prychnęła cicho, ale nie powiedziała już nic na ten temat. Wsiadła na inny.

- Widziałam dyspozycje jednostek z naszej grupy i grupy głównej. Skoro przerzuciliśmy to, co zostało z grupy “Zenit” do tej operacji, to proszę o możliwość wzywania wsparcia artyleryjskiego na żądanie.
- Będziecie mieć priorytet. Reszta będzie zależeć od fizycznej lokalizacji jednostek artyleryjskich.

- Skąd mamy rozpocząć misję? Czy zostanie nam zapewniony osobny transport do tego punktu? Będzie zapewniona osłona? Jaki będzie wstępny kierunek, punkt wejścia czy cel naszego działania? I wreszcie… kiedy wymarsz, a kiedy rozpoczęcie misji?
- Jutro punkt 0400 zostaniecie przerzuceni do Świebodzina. Sprzęt będzie już tam czekał. O 2000 ruszycie wraz z podjazdem na Międzyrzecz i oddzielicie się w Nietoperku, kierując się do Kęszycy Leśnej. Tam skontaktujecie się z drzewiastymi.
- To blisko MRU. Zająć się tymi podziemiami od razu, czy najpierw las?
Entowie oferowali przeprowadzenie “posła” z obstawą przez podziemia do Kęszycy.
- Rozumiem. W takim razie to chyba tyle, nie mam więcej pytań pułkowniku.


Zaczekała na pozwolenie do odejścia, zasalutowała równie niedbale, co na początku spotkania i poszła. Trzeba było pogadać z resztą kadry i sierżantami, rozparcelować informacje, ustalić podział prac.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 23-02-2019 o 14:51. Powód: Separatory
Micas jest offline