Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2019, 10:24   #121
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Marian nie lubił się rozdzielać. Nie lubił też gdy ktokolwiek wchodzi w jego kompetencje, jednak tym razem było inaczej. Sytuacja była bardzo poważna, bowiem zagrożenie było niewiadome. Marian znał się na zwiadzie i wiedział, że niezależnie od charakteru przeciwnika liczbę zwiadowców należało ograniczyć do minimum. Został razem z resztą wymieniając pewne uwagi z Abi na temat natury Strefy.

Gdy zwiadowcy wrócili, drużyna ruszyła mostem za wyjątkiem Mervina, który mimo wszystko zdecydował się na podróż "rzeką" i Michaela, który z niewiadomych przyczyn nie ruszył w żadną stronę.
Marian nie był osobą, która zostawiała towarzyszy w potrzebie, dlatego Polak wahał się pomiędzy pójściem za Mervinem, a przemówieniem Michaelowi do rozumu. Sytuacja zrobiła się nieciekawa zupełnie nagle. Marian przestał słyszeć grupę "mostową", już miał złapać Cravena za fraki, gdy wokół nich rozbłysły malutkie świetliki. - Craven, spadamy - rzucił, jednak nie ruszył się z miejsca. Podskórnie Zapała czuł, że coś jest nie tak, że powinni uciekać, ale nie mógł. Był jak zahipnotyzowany.

Nagle nastąpił atak. Niczym małe rozżarzone punkciki, świetliki przystąpiły do wypalania skafandrów, masek i ciał. Marian rzucał się próbując zrzucić je z siebie, jednak bez skutku. Miotał się czując, że w ten oto sposób, przez własny upór i gapiostwo zginie w tym dziwnym miejscu.
- NIE! - krzyknął. Nie da takiej satysfakcji Nickowi-Dickowi. Ostatkiem sił chwycił Michaela za ramię, jednak tamtem zamiast otrzeźwieć odepchnął Polaka.
- Uciekaj! - krzyknął. Marian nie zdołał chwycić towarzysza w porę i runął w dół zbocza w kierunku rzeki.
Zapała przekoziołkował ładnych paręnaście metrów niczym opona, którą wcześniej rzucił Joe, jednak nie to było najgorsze. Przez wpół przeżartą maskę mężczyzna dostrzegł jak jego towarzysz niedoli jest dosłownie przeżerany żywcem. Nie było dla niego ratunku!

Wciąż wpółprzytonmy Marian działał na autopilocie. Potoczył się po "budyniu" jakim stała się Tamiza zdzierając z siebie maskę i resztę przepalonej warstwy wierzchniej. Jego mundur zdecydowanie bardziej pasował do obecnej scenerii niż nówka sztuka jaką jeszcze niedawno wyciągnął z komody obok komory hibernacyjnej.
Kręciło mu się w głowie, oddech był urywany. Nie pamiętał ile razy przewrócił się idąc do przodu, ale widział, że im dalej odchodzi, tym mniej świetlików za nim podąża. To zmobilizowało go do dalszego marszu.

Wreszcie z mgły przed nim wyłoniła się sylwetka kogoś żywego!
- Mervin! - wysapał Marian. Zmysły i kontrola powoli wracały do Polaka. Wciąż w olbrzymim szoku, mężczyzna zaczął jednak procesować bodźce. Zapach spalonego ciała, ogólny ból, duszności...
Pan Wilgraines pomagał na początku, jednak im dalej od brzegu tym więcej kontroli odzyskiwał Polak. Pozbył się resztek nieprzydatnego skafandra robiąc sobie z niego i resztek maski gazowej prowizoryczną maskę. Nie miał pojęcia co wdychał, ale raczej nie było to serum superbohatera, więc lepiej ograniczyć kontakty do minimum.

I wtedy poczuli to. Najpierw jako dziwne uczucie w dole żołądka, później lekkie drgania "budyniu", a na koniec zobaczyli.
- Uciekaj przodem - Marian popchnął delikatnie, acz stanowczo Mervina.
- Będę osłaniał twoje tyły -
Ruszyli szybciej, przy czym Marian pozostawał pół kroku w tyle. Chciał żyć... Tak bardzo chciał żyć. Pomimo wojny, Strefy i całego szaleństwa. Zdawał sobie jednak sprawę, że jest ranny i jego szanse na przeżycie są zdecydowanie mniejsze, więc jeśli to coś miałby ich zaatakować, lepiej żeby wpełni sprawni Mervin miał szanse uciec, ostrzec innych o ile to cokolwiek da. Marian liczył jednak na swój upór i przezwyciężającą wszystko chęć przylania Nickowi-Dickowi po mordzie. Liczył, że wystarczy to, żeby przetrwać wszystko co Strefa ma do zaoferowania.
Póki co jednak musieli zejść z rzeki.

Marian wyciągnął toporek licząc, że nie będzie mu jednak potrzebny. Na wszelki wypadek jednak... kto wie co się stanie?
 
psionik jest offline