Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2019, 17:23   #10
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Ranek 4:30 AM
Ashley usłyszała cichy dzwonek swojego telefonu, wydała z siebie przeciągły jęk niezadowolenia ale zmusiła się utrzymania przytomności. Powoli zaczęła wplątywać się z pościeli i ramion Switch. Ziewnęła i wstała ruszając do kuchni i nastawiając ekspres do kawy, i do opiekacza zamrożone bułeczki. Potem poszła opłukać się do łazienki i przebrać w cośdobrego do wizyty w “Azylu”. Z domu wyszła punktualnie pozostawiając nadal śpiącą Meyes w sypialni z liścikiem że w kuchni ma świeżą kawę a piekarniku cynamonowe bułeczki.

- No witaj mój rycerzu.- powitała go radośnie - Mam dla nas kawę i po cynamonowej bułeczce żebyśmy nie zemdleli z głodu zanim dojedziemy.
- Cześć Ashley… wyglądasz bardziej apetycznie od tych bułeczek. - rzekł przyjaźnie Dwight. Zamyślił się dodając. - Przyznaję, że spodziewałem się lekarskiego kitla.
- No to nie takie ratowanie życia, wyjaśnię po drodze jak chcesz. - Powiedziała z uśmiechem idąc na stronę pasażera i wsiadając do samochodu. I pilnując by niczego nie pobrudzić po ocenieniu, że BFG jak reszta facetów ma fioła na punkcie swojego samochodu. “Łooo no to ciekawe będzie jak się będziemy pakować z powrotem” Pomyślała uśmiechając się do siebie.
Jej oczy mimowolnie wędrowały po torsie kierowcy, bo koszulka na ramiączkach Dwighta była tak napięta, że miało się wrażenie że za chwilę pęknie.
BFG zauważył jej wzrok i wytłumaczył. - Mam problemy z rozmiarami ubrań.-
A Ash uznała, że niewielu kobietom przeszkadzałoby gdyby chodził nagi od pasa w górę.

Przy bramie wyjazdowej musieli się zatrzymać by zgłosić wyjazd, trafili na starszego szeregowego Grega Petersa. Ashley wstawiła ich karty z ostatnia cynamonowa bułeczką.
- Cześć Greg, jak życie?
- Doktor Hasen. - żołnierz przywitał się grzecznie i zaczął ich odznaczać. - Dobrze młoda nam rośnie. A was co tak rano na wycieczki wzięło.
- Dwight zawozi mnie do “Azylu”
- Uuuu to dzisiaj, w końcu ustatkujemy się?
- Taaaa, dokładnie ale będe mieć później do ciebie prośbę w tej sprawie.
- Spacery?
- Tylko jak nas wyślą do parku w końcu.
- Dobra dogadamy się. Bezpiecznej drogi. - zakończył tą wymianę oddając im karty ,magnetyczne i otwierając podwójną bramę.
Ashley zwróciła się do kierowcy. - Jedziemy, na Lamier a na zjeździe skręcamy na 12 i już do końca.
- Ok.- rzekł Dwight i ruszyli zgodnie z jej wskazówkami. - Toooo co to za sprawa życia lub śmierci? -
Dzielnie wgapiał się w drogę, choć Ash wiedziała że był kuszony przez jej zgrabne nogi i dość obcisłą bluzeczkę.
- Mam znajomą, nazywa się Emili poznałam ją tak z miesiac po zamieszkaniu w bazie. Mieszka pod Lamier i ma tam małe gospodarstwo z którego cześć to Azyl. W tym roku zmieniły się przepisy dotyczące funkcjonowania takich miejsc i musiała zredukować ilość zwierząt jakim dawała dom. Jeśli przy kontroli wyszło by, że ma ich za dużo to stanowy weterynarz ma obowiązek usunąć tą nadwyżkę. - no Dwigth już powinien wiedzieć gdzie to idzie. - Więc został jej tylko jeden i po niego jedziemy, … i po wino. Dorzuca mi jedną skrzynię win które robi, to dorzuca że nie poczekała z tym jeszcze miesiąca.
- Cel szczytny, ale co zrobimy z tymi zwierzętami? - zapytał uprzejmie Dwight.
- Nie zwierzętami a zwierzem, - zaśmiała się Ashley - Ma tylko jedną nadwyżkę aktualnie ale kontrola ma być na dniach więc poprosiła żebym go dzisiaj zaadoptowała. Więc jak dojedziemy ja zrobię papierologię i zjemy śniadanie, bierzemy psa i wracamy do domu.
- Czyli przemycamy Fido do bazy potem? Ty odwracasz uwagę strażników, a ja chowam go pod koszulą? Jak dla mnie dobry plan. - odparł z uśmiechem BFG.
- Myślisz, że wykrzesasz pod nią jeszcze trochę miejsca?
- Pożyczę twoją. Albo się zamienimy. - odparł żartobliwie Dwight.
- Możemy. W ostateczności pozwolić mu wjechać na żółtych papierach jako element mojej terapii na dysfunkcje interpersonalną. - Powiedziała Ashley, wyjmując z torebki parę kartek A4 zapisanych drobnym drukiem.
- No pięknie. Biorę udział w oszustwie. Mamusia byłaby bardzo zła na mnie. Dlatego nic jej nie powiem. - odparł z uśmiechem Dwight. - Boję się jednak pomyśleć w jakie to inne mroczne sprawki mnie wciągniesz doktor Hansen?
Lekarka poprawiła się w fotelu jej mina trochę zrzedła. - Właściwie Dwight ja naprawdę mam DBZRI i posiadanie zwierzęcia jest jedną z doradzanych terapii. W moim przypadku przynajmniej bo na tyle interaktywne zwierzę jak pies uczy mnie dzielenia się przestrzenią życia z drugą istota na dłuższy okres czasu. Co byłoby mile widziane jakby kiedyś chciała założyć rodzinę lub w ogóle związać się z kimś na stałe.
Ciężka ręka zatoczyła lekki łuk, pochwyciła Ashley i przycisnęła do szerokiego torsu mężczyzny.
- Nie przejmuj się tym. Ja nie oceniam, ja jestem tu by pomóc. - mówił BFG tuląc mocno lekarkę do siebie.
- No dzisiaj pomagasz ratować szczeniaczka, jutro może resztę świata. - odpowiedziała Ashley nie uciekając przed uściskiem. Było miło, bardzo miło prawie że czule.
- Nie czuję się herosem. Jestem tylko zwykłym facetem. - odparł z uśmiechem Dwight wyraźnie speszony tą pochwałą.
- Dobrze dobrze panie skromny, o Tam…- Powiedziała Ashley wskazując na bramę w oddali. - To jest wjazd.
Dwight odetchnął z wyraźną ulgą, bo choć był miłym facetem… to był też facetem. A przytulona do niego Ashley powoli wywoływać zaczęła pewne reakcje. I ruszył w kierunku bramy.

Emili czekała na nich na ganku jak choć obie kobiety nie odmówiły sobie dziewczyńskiego pisku jak nastolatki na powitanie.
- Ahi!
- Emi!
I przy okazji się wyściskały, zresztą Dwight rownież został wyściskany przez właścicielkę posesji na powitanie. - Myślałam że Ash przesadza z rozmiarem, teraz mam wątpliwości czy rzeczywiście starczy mi bekonu. - Zaśmiała się blondynka i poprowadziła ich do środka niskiego domku.
- Jedna dokładka mi wystarczy ma'am. - odparł skromnie Dwight podążając za dziewczynami.
W środku Hansen dostała naręcze papierzysk do wypełnienia i z nimi udała się do stoły niby jedli tylko w trzy osoby, ale duży drewniany stół był cały zastawiony, tosty, jajecznica, sok herbata, bekon, dużo bekonu, ale była też smażona szynka i kiełbaski.
- O wow ja stąd chyba się wytoczę - powiedziała Ashley, najwidoczniej Emi wzięła sobie do serca że będzie jej towarzyszyć facet lubiący jeść. Usiadła na przeciwko Emi zostawiając środkowe siedzenie dla BFG-a. Sama zaczęła po części wypełniać dokumenty a po części naładowała sobie jajecznicy trochę chrupiącego boczku i nalała czarnej herbaty.
Dwight zabrał się z apetytem za jedzenie, na przemian z pochwałami kuchni panny domu, jak i wnętrz i bycia ogólnie… miłym. Starał się też nie gapić na biusty obu kobiet, za często. A jeśli już to ukradkiem. Ogólnie starał się być miły i przyjazny… jak to Dwight.
Po śniadaniu i wypełnieniu co się wydawało toną dokumentów Emi zabrała ich na tyły domu gdzie po kilometrze doszli do dużych boksów gdzie przebywała psy w jeden był prawie pusty. Emi otworzyła do niego wejście i z uroczym uśmiechem powiedziała.
- No to idź po swojego :szczeniaczka’ - Jak tylko Emi zamknęła za Hansen drzwi z krzaczków wyszedł duży białyargentyńczyk. Widząc Ludzką istotę w boksie rzucił się do biegu by ją przywitać, ale parę metrów od Ash potknął się i zarył pyskiem w ziemię.




Ashley kucnęła i otworzyła ramiona.
- No chodź! - Pies momentalnie się podniósł i doskoczył do lekarki zalewając ją dziką radosną falą psich ‘całusków’.
- Rasowa pierdoła, zero agresji - Odezwała się zza siatki Emi.
- Duży… pieszczoch. - ocenił Dwight drapiąc się po wygolonej łysinie.
Za siatką Ashley pacyfikowała swojego psa drapaniem po brzuszku i słownymi pochwałami, pies był w niebo wzięty. W końcu Ashley odwróciła się do Emi.
- Nie ma plakietki z imieniem, ...nie wiem jak go nazywać.
- Może Butch? - zapytał Dwight.
- Myślałam o Puszku, ale może być Butch - Odezwała się Ashley będąc pod atakiem języka psa.
- No… fajnie. - podrapał się po karku Dwight podchodząc do Ashley.- Masz rękę do zwierząt.
- To się jeszcze okaże jak zaczniemy się docierać w domu. - Powiedziała Hansen wstając i ruszając do wyjścia. - Butch. Choć. - Powiedziała klepiąc swoje udo i pies zaczął iść a właściwie skakać dookoła niej kiedy szli w stronę domu.
- No to super, żeście wpadli naprawdę doceniam pomoc Ash. Tu masz smycz a na ganku zostawiłam ci te wina o które prosiłaś.
- Nie dorzuciłaś przypadkiem cydru? - Upewniła się Ashley biorąc Butcha na smycz.
- Nie no pamiętam że cię można tym zabić. - Powiedziała Emi i uściskała lekarkę i Dwighta na pożegnanie.
- Wielkoludzie pomożesz z winem? - Zapytała Ash będąc czesciowo ciągnieta przez argentyńczyka.
- Jasne…nie ma sprawy - BFG od razu ruszył po wina i bez problemu podniósł ową zdobycz.
Wina poszły na pakę a ashley wpakowała siebie i psa do kabiny. Oboje byli bardzo zadowolonymi zwierzętami zwłaszcza Butch po tym jak mu otworzono okno i mógł łapać wiatr w pysk.
Po powrocie do bazy Ash spuściła psa który zaczął latać po parkingu i na trawie wąchając nowy teren i obsikując krzaki zasadzone przez Beara.
- Mogę cię jeszcze wykorzystać do wniesienia mi wina do domu?
- Jasne. Wykorzystuj mnie jak chcesz. - odparł z uśmiechem Dwight.- I tak przed popołudniowym treningiem nie mam nic zapla… a chyba nie ma treningu dziś, co?
- Nie. Więc jak chcesz możesz się ze mną pokręcić i zadomowić Butcha.- Hansen otworzyła mu drzwi i przy okazji gwizdając na psa który wpadł na klatkę ślizgając po niej łapami. Przy okazji dumnie prezentując zdobywcza wyrwaną z korzeniami ozdobna thuje.
- Nie będę przeszk… ładnie tu.- stwierdził BFG podążają za Ash i zamykając drzwi za sobą.
- Dziekuje. Skrzynie postaw na stole zaraz zobacze co mi dała Emily. Pijasz wina? - zapytała się Ashley ściągając buty i odwieszając smycz na haczyku koło drzwi.
Butch w tym czasie obwąchiwał pomieszczenie.
- Tak… pijam… od czasu do czasu.- Dwight zerkając na Ashley, też zabrał się za zdejmowanie butów. - Ale chyba nie możemy przesadzać z alkoholem. Wiesz… wieczorem ma być odprawa.
- Pytałam bo chciałam ci z jedna butelke sprezentować za pomoc. - sprostowała swoje intencje Hansen uśmiechając się do BFG. Zaczęła wyjmować lekko przykurzone butelki i czytać etykiety.
- Ooo.. mam wieloowocowe wiem jednak jest zagrożenie że znalazło się tam jabłko to trzymaj dla ciebie.
- Nie musisz mi dawać niczego. Przyjemnie było ci pomóc, no i było śniadanie.- odparł pospiesznie wojak.
- Nie muszę, ale chcę...jak ci głupio przyjmować ode mnie prezent, to nie szkodzi, po prostu pomyślałam że to miły gest.
- To jest miły gest.- potwierdził z uśmiechem Dwigth i skinął głową. - Jeśli to miły gest… a nie zapłata, to przyjmę.
- Popatrz na to z tej strony możliwe że ratujesz mi życie tak dosłownie - Powiedziała podając ciemną butelkę szeregowemu.
- Dlaczego tak sądzisz?- zapytał przyjaźnie mężczyzna przyglądając się butelce.
Ashley popatrzyła na niego zdziwiona potem walnęła się czoło - No tak nowy jesteś to nie wiesz. Jestem uczulona na jabłka. Odrobina w jakiejkolwiek formie i mam atak uczuleniowy. - Wyjaśniła, po czym zaśmiała się i dodała. - Właściwie to Charlotte mnie na jednym wyjściu o mało nie zabiła. Przyniosła nam drinki na cydrze. Było jak w Królewnie Śnieżce w jednej chwili wszystko w porządku w drugiej drgawki i toczenie piany z ust. Dobrze ze Louise i Kurushima wiedziele gdzie trzymam epinefrynę w torebce zaliczyliby zgodn medyka przed jakąkolwiek misją.
- Acha… a gdzie trzymasz? - zapytał Dwight.
- Zawsze a noszonej torebce, metalowa podłużna tubka - Powiedziała Hansen i wyciągnęła metalowy pokrowiec i otworzyła pokazując BFG pompkę z adrenaliną. - Tu się zdejmuje przykłada do ciała najlepiej w koło jakiejś żyły i tu przyciska.
- Dzięki za informacje. Obym nie musiał ich wykorzystać.- odparł z uśmiechem Dwight zapamiętując to co mu pokazała.

Dziewczyna i jej pies

Pies wymagał wybiegania się, co też Ashley szybko się dowiedziała. Jak paru innych zabiegów higienicznych. I zbierania kup. Przede wszystkich jednak biegania, więc Ash przebrała się strój do joggingu. Dość uroczy strój i biegała… za Butchem. Bo jak psiak zerwał się ze smyczy, od razu dawał w długą, by eksplorować bazę. I tak się właśnie stało. Biały psiak ruszył co go cztery łapy niosły, zmuszając lekarkę do ścigania na pełnych obrotach, skręcił za budynek i… Ash posłyszała kobiece wrzaski paniki i coś o białym potworze.
Przeszła z truchtu do biegu i wbiegła za zakręt widząc… Powaloną na ziemię Charlotte w stroju do joggingu i obślinionej twarzy i dłoniach. Butch dziękował powalonej dziewczynie nad którą stał i w między czasie chwytał pyskiem Chicken McNuggets które musiała podjadać z papierowej torby.
- Butch! Fuj! Zostaw! - powiedziała najpierw do psa, podchodząc do koleżanki i pomagając jej wstać. - Hej Charlotte nic ci nie jest ?
- Zostałam zaatakowana i wybrudzona...i oczywiście że coś mi jest.- jęknęła smętnie blondynka wstając z ziemi. Podczas gdy Butch bierał pozostałe skrzydełka do których jeszcze nie zdołał się dobrać.
- Butch nie! Psy nie mogą jeść kości kurczaka. - Ash złapała psa i zaczeła otwierać mu szczęki by wyciągnąć jeszcze nie przełknie tę kaski. - Wypluwaj to! Charlotte pozbierasz to?
- To twój potwór?- zapytała blondynka pospiesznie zbierając rozrzucone mięso.- Myślałam że padnę na zawał.
- Butch nie jest potworem. - Ashley zakryła psu uszy - Nie słuchaj Charlotte jest za młoda na zawał, jest zła bo zjadłeś jej kurczaki, nie wolno tak robić. - Hansen mówiła do psa jak do małego dziecka, co owocowało coraz większą radością u zwierzaka.
- I tak pewnie bardziej go obchodzi, że jeszcze mi trochę kurczaka zostało do porwania.- mruknęła blondynka, bo i zauważyła jak Butch machając wesoło ogonem, zahipnotyzowany trzymaną przez nią papierową torbę.- I muszę je teraz wyrzucić.
- No leżały na ziemi raczej odradzam je jeść, ...a ty się nie nie przymilaj do Charlotte nie zapominaj kto cię karmi na co dzień. - Powiedziała grożąc psu, ale została całkowicie zignorowana. Który w ogóle nie zwrócił na jej groźby uwagi.
- To komu wyprowadzasz psa?- zapytała blondynka.
- Nikomu Butch jest mój z Dwightem odebraliśmy go dzisiaj z rana. - Powiedziała dumnie zapinając psa z powrotem na smycz. Chwilowo nie zapowiadała się by zaczęli dalej biec. - Miałam poczekać jeszcze miesiąc, ale trochę musieliśmy przyspieszyć. Prawda Butch? - Pies szczeknął,ale nadal patrzył na aromatyczną torebkę.
- Żarłok z ciebie… niepoprawny łakomczuch.- Charlotte pochyliła się machając jej palcem przed nosem. A pies wyrwał się Ash i skoczył ku blondynce by polizać ją po twarzy.
- Looo, musze cię z czasem oduczyć tej wylewności…- powiedziała Hansen trzymając argentyńczyka. - I w ogóle popracować nad komendami...Charlotte … po co ci kurczak w czasie biegania?
- Masz szczęście że jesteś słodki, bo bym zgłosiła tą napaść.- blondynka podrapała psa za uchem. I spojrzała na Ashley zaskoczona.- No wiesz… tak przypadkiem… sobie kupiłam… miałam zamiar zanieść do kwatery i lodówki. -
Podjadała podczas joggingu i teraz próbowała wymyślić jakąś rozsądną wymówkę. Hansen szybko to pojęła, tak jak to, że Charlotte kiepsko kłamała przyłapana na “miejscu zbrodni”.
- Ahaaaa… i pewnie jeszcze podzielić się z Kitem chciałaś? - Zażartowała Hansen całkowicie nie kupując tego wyjaśnienia.
- Nie... to tuczące i niezdrowe. Ale jakby ktoś wpadł do mnie. - Charlotte coraz bardziej plątała się w zeznaniach. Bo wszak nikt nie był w mieszkaniu Collier. Miała swoje zasady.
- Masz racje. Zaczniesz je jeść i rzeczywiście możesz jeść na zawał, tyle tłuszczu, pewnie mnóstwo toksyn bo wiadomo jak traktują kurczaki na fermach, i jeszcze zapewne resztki antybiotyków…- Hansen niekoniecznie lubiła się “znęcać” nad blondyneczką, ale było to takie proste że trudno się było powstrzymać.
- Masz rację. To trucizna w torebce. W sumie niepotrzebnie to kupiłam, ale też trzeba wspierać amerykański przemysł.- odparła pospiesznie blodnynka i spojrzała na swój wybrudzony tłuszczem kurczaka i obśliniony dress.- No pięknie.
- To tylko dress Charlotte, wypierzesz albo zacznij biegać bez, też się da. - Hansen przypomniała sobie jej epizod z naturystycznym biegiem - Daj ta torebke wyrzucę za ciebie i przynajmniej będę mieć pewność, że Butch za tobą nie pobiegnie.
- Wiem wiem.. nic wielkiego się nie stało.- rzekła polubownie Charlotte podając dziewczynie torebkę.
A Butch patrzył błagalnie na obie dziewczyny oblizując pysk i machając ogonem.
- No dobra, my biegniemy dalej chce go wymęczyć porządnie. - Powiedziała Hansen spuszczając psa i zaczynając truchtać po chodniku. - Pa! Charlotte! - Rzuciła odwracając się na chwile i machając do blondynki.
- Do zobaczenia!- odparła Charlotte pospiesznie ruszając do swojej kwatery.
Ashley odbiega parę metrów zanim powiedziała do psa - Nie martw się, dostaniesz ale samo mięso bez kości. - W końcu co upolował to jego.
 
Obca jest offline