Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2019, 19:13   #2
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po wyjściu przedstawiciela władzy, Susan wróciła do budynku zamknęła drzwi na klucz i zabrała najpierw wielką torbę na ramię i wniosła ją na piętro.
- Po pierwsze schować skarby…- wymamrotała do siebie, tyle że jak weszła na górę to stwierdziła że nie znalazła żadnego miejsca gdzie mogłaby przeznaczyć na odpowiednie miejsce. Mając jeszcze mnóstwo czasu do zamknięcia sklepów kobieta przeszła jeszcze raz po mieszkaniu głównie górze i schodach. Szukałą luźnych desek, paneli czegokolwiek co by się nadawało. W końcu zwróciła uwagę na kwadratowy kształt w suficie w korytarzu między sypialnią a biure.

- Stryszek? Na razie może być... - powiedziała do siebie, i przynosząc krzesło z biura uniosła i przesunęła panel. Nic z za niego na nią nie wyskoczyło co Susan uznała jako kolejny dar od losu. Torba z pieniędzmi była ciężka ale mieściła się w mniejszej niż ta wielka która robiła za bagaż. W niej były też dwa ręczne pistolety ręczne, większy zostawiła w torbie z pieniędzmi. Mniejszy, ruger, zostawiła przy sobie a przynajmniej na razie załadowany i zabezpieczony Susan zaniosła do sypialni. Sprawdziła materac który o dziwo był w zadziwiająco dobrej kondycji … co wydało się kobiecie dziwne.
“Czyżby dali mi nowy?” Pomyślała chowając zabezpieczony pistolet między materacem a ramą łóżka.

Kolejna była walizka, ciężka ledwo mieszcząca się w szerokości po schodach walizka. Ją Susan po prostu zostawiła koło łóżka. nie było sensu jej otwierać tylko zakurzy rzeczy a nie ma szans na kąpiel...do jutra rana albo do późnych godzin wieczornych kiedy życiodajne dla domu media: prąd, woda, gaz.

Widok zasyfionej łazienki wrócił jej przed oczyma. - Będę potrzebowała mnóstwo wybielacza i gąbek…- Powiedziała do siebie i ruszyła by otworzyć okna w sypialni i gabinecie. Gorące, ale jednak świeże powietrze zaczęło wpływać do domu wypychając te zatęchłe. Susan wzięła większą torbę teraz pustą, swój plecak z pieniędzmi ‘podręcznymi’ i ruszyła na dół a potem na ulicę. Niby po środki czystości, ale chyba bardziej dać się oblukać nowym sąsiadom.

Opuściła dom i rozejrzała się po ulicy. I pierwsze co zwróciło jej uwagę, to szyldy.
“Mason’s Everything” … szyld ten sugerował sklep będący połączenie spożywczaka z wszelkimi innymi towarami. Sklepik najbardziej podobny do supermarketu… w którym sprzedaje się broń, co sugerował malunek rewolweru.
Ruszyła w tamta stronę przy okazji rozglądając się po innych biznesach zamieszczonych po ulicy. Posiadających szyldy lub witryny sklepowe. Na ulicy oprócz niej nie było żywego ducha. W takich miejscach zapewne życie zaczyna się kiedy zaczyna być chłodniej więc pewnie koło 18.00 . Teraz zapewne inni cieszą się sjestą, albo obserwują ją z wnętrza klimatyzowanych pomieszczeń. Susan zastanowiła się, czy już plotki krążą o nieznajomej która przyjechała zamieszkać na ten wypizdówek i zapłaciła gotówką za starą cukiernię.

Przy wejściu zadzwonił dzwonek obwieszczając przybycie Susan, ale sklepikarz zajęty czytaniem gazety nie zwrócił na nią uwagi. Zapewne sądził, że ktoś miejscowy wszedł… weźmie co chce z półek i podejdzie do lady zapłacić. Obecnie Woods nie widziała twarzy ukrytej za stronami gazety.
- Dzień dobry. - rzuciła do gazety. Złapała za koszyk i zaczęła przechadzać się powoli między alejkami, w sklepie...był swojski system segregacji produktów. Niemniej nowa znalazła to co potrzebowała, wybielacze, rękawiczki, gąbki, odkamieniacze, płyny do szyb… a i dorzuciła sobie dwie butelki wody, jajka, masło i małe pudełko jakiejś czarnej herbaty w torebkach. Z wyładowanym do granic możliwości koszykiem wróciła do kasy.
- Dzień dobry…- mężczyzna oderwał się od gazety i przyjrzał kobiecie z wyraźnym zaskoczeniem.

Oparty o ladę niebieskooki i zapuszczający brodę mężczyzna zastanawiał się przez chwilę przyglądając Susan.- Samochód się zepsuł?
- Jeszcze nie zaopatrzyłam się w samochód - powiedziała, ale tknęło ją że właściwie powinna pewnie jakiś sobie sprawić ale może nie teraz dopiero co kupiła dom - ale to dobry pomysł na przyszłość. - powiedziała zaczynając pakować to co sprzedawca za ladą policzył.
- Jeszcze? - zapytał zdziwiony mężczyzna. A po podliczeniu zakupów, podał cenę.
Susan zapłaciła jednym banknotem i czekała na resztę. - Jeszcze. - Potwierdziła, powtarzając za sprzedawcą. - Dobry pomysł jakby się chciało gdzieś pojechać prawda? Nie trzeba żerować na dobroduszności sąsiadów. - było to pytanie retoryczne. Pomysł był oczywiście logiczny, ale sytuacja zaczynała trochę bawić kobietę, więc jeszcze nie ujawniała swojej tożsamości.
- Sąsiadów?- mężczyzna był wyraźnie zakłopotany próbując poukładać przekazywane przez nią informacje. Będąc jednak sprzedawcą i rozmawiając z klientką starał się nie ciągnąć jej za język. Zamiast tego pakował jej zakupy do torby.
- Susan Woods, dzisiaj wprowadziłam się do dawnej cukierni - kobieta postanowiła dłużej się nad sklepikarzem nie znęcać w końcu kiedyś może będzie trzeba dostać coś spod lady.
Te słowa sprawiły, że… zesztywniał, a jego spojrzenie się skupiło na niej. Jak u drapieżnika spoglądającego na ofiarę. Wyraźnie zmieniła się jego postawa… na kilka sekund. A potem rozluźnił się od razu.
- A więc.. jesteś cukierniczką? Przyda się trochę słodyczy atmosferze naszego miasta, nieprawdaż?- zapytał z uśmiechem wodząc spojrzeniem po Susan podziwiając jej urodę, jak… degustator win, wyjątkowo udany rocznik.
“Wow, … nie no nie to żebym nagle poczuła się jak kawałek mięsa u rzeźnika...” pomyślała widząc zmianę w zachowaniu sprzedawcy. - Niestety żaden ze mnie cukiernik…- powiedziała z lekkim zakłopotaniem - ale nie wydaje mi się żeby atmosferze czegoś brakowało...ale jestem dopiero od paru godzin Panie…? - Skutecznie próbowała wyciągnąć z niego informacje.
- Ożywienia. To bardzo senne i nudne miasteczko. - wyjaśnił z zadziornym uśmiechem mężczyzna nachylając się ku niej.- Philip Mason.
- No proszę a ja myślałam że ta pustka na ulicach to przez upał i wieczorem się poprawi - odwzajemniła uśmiech, biorąc torbę. - No dobrze Phil, to pewnie do zobaczenia później po pierwszych chwilach w domu raczej będziemy się widywać częściej. W razie czegoś rozumiem, że można złożyć u ciebie zapotrzebowanie jakbym potrzebowała czegoś w większej ilości?
- Oczywiście. Nawet możesz liczyć na dostawę do domu, pod wieczór oczywiście.- odparł z “uwodzicielskim” uśmiechem Mason.
- Świetnie, w takim razie jak będę miała listę to się do ciebie zgłoszę. - Powiedziała ignorując jego aluzje, a propo wizyt wieczornych. - Do zobaczenia Phil. - Rzuciła zarzucając sobie swoją torbę z zakupami na ramie i kierując się do wyjścia.
- Do widzenia.- rzekł na pożegnanie Mason wodząc spojrzeniem za pupą Susan. Bądź co bądź, był to ciekawszy widok od tych, które mógł znaleźć w swojej gazecie.

“No to czas do domu…” - Do domu…- Powtórzyła na głos, miło było znowu mieć coś co można było tak nazwać. Po drodzę zastanowiła się czy nie wstąpić jeszcze do sklepu z narzędziami, pewnie przydałoby się młotek i łom do poluzowania desek w podłodze, schowek na poddaszu był spoko ale wolała coś pewniejszego.
Po przekroczeniu progu sklepu kolejny dzwonek … no najwyraźniej tradycja, muzyczna.
- Dzień dobry - powiedziała odruchowo i zaczęła rozglądać się po wnętrzu sklepu.
- Słucham?- odezwał się głos spod lady.
- Potrzebuje paru narzędzi, młotek, łom, nóż do ściągnięcia tapety...- Mówiła idąc po sklepie i łapiąc przydatne rzeczy. - ...informacja czy da się wypożyczyć parę sprzętów też byłaby mile widziana…- Mówiła dalej kończąc swoją przebieżkę po sklepie, znalazła młotek i gwoździe, ale łom i nożyki nie rzuciły się jej w oczy.
- Przydałby się fachowiec.- kobieta uniósł się znad lady, krótko obcięte włosy i skośne oczy charakteryzowały tę młodą kobietę ubierającą się niedbale. Przyjrzała się Susan i jej strojowi.- A pani na fachowca nie wygląda.
- To jedna poluzowana deska w podłodze, na fachowca przyjdzie czas jak zacznie się ich pojawiać więcej albo jak po włączeniu mi mediów łazienka stanie w płomieniach. - Powiedziała przyjaźnie Susan i wyciągnęła do przodu rękę w powitaniu. - Susan Woods nowa sąsiadka.
- Sąsiadka.- kobieta zamarła w stuporze.- Już pani tu… może jeszcze da się stąd… może jeszcze pani może cofnąć umowę?
“Dziiiiwneeeee…” Susan przekrzywiła głowę na bok nie kryjąc zdziwienia. - Emmm, no nie do końca reakcja na jaką liczyłam… dlaczego miałabym wypowiedzieć umowę?
- Ach… cóż… to zdzierstwo…- kobieta opuściła głowę starając się unikać spojrzenia Susan.- Na pewno… pani przepłaciła.
Zacisnęła dłonie w pięści. - Nieważne… Niech pani jednak pamięta, by nie wychodzić po zmroku. Tu bywa niebezpiecznie. W lasach są wilki i podchodzą bardzo blisko. Najlepiej się zamknąć i nie patrzeć.
- … - Susan całkowicie nie znalazła powiązania między ‘nie patrzeć’ a ‘podchodzące wilki’ . Postanowiłą to zignorować, na razie. - Emm, … nie znalazłam łomu ani noża. - zmieniła temat kładąc inne przedmioty na ladzie.
- Już zaraz… momencik.- kobieta obróciła się plecami do Woods, by zdjąć z półek wybrane przez nią przedmioty.- Jane Hong.- Dziękuję,....jeśli moja łazienka po podłączeniu mediach jednak stanie w płomieniach i stwierdzę, że jednak bez fachowca się nie obejdzie to czy mogę zgłosić się do ciebie czy jest tu jeszcze inny fachowiec?
- Jest drugi fachowiec. Mój wspólnik. Więc i tak trzeba się zgłosić tu.- Jane położyła przedmioty na ladę przyglądając się Susan. Oddychała ciężko i stukała palcami o ladę.
- … powodzenia…- wydusiła z siebie w końcu.
- Dziękuje? - Odpowiedziała niepewnie zostawiając pieniądze na ladzie i wychodząc ze sklepu. - To było …. dziwne…- powiedziała do siebie i minęła cukiernie kierując się do ostatniego przystanku, piekarni. Chcąc kupić chleb czy jakieś inne pieczywo na śniadanie kolejnego dnia.


Po wejściu do piekarni Susan z zaskoczeniem stwierdziła, że nie było nikogo za ladą. Nikt nie pilnował sklepu.
- Hallo? - odezwała się podchodząc do lady w okolicy wejścia na zaplecze. - Jest tu ktoś?
Posłyszała… ciche stęknięcia i nieco głośniejsze kobiece jęki. Nie była dziewicą, więc potrafiła rozpoznać te tony. Ktoś tu wykorzystywał przerwę na rozrywkę, albo samotnie… albo w towarzystwie.
“Ha ha ha …” Susan uśmiechnęła się i starając się nie wybuchnąć śmiechem spojrzała na półki z pieczywem czy są podpisane cenowo. Wzięła jedną długą bagietkę, uważając że pasuje do sytuacji i zostawiła odliczoną ilość na ladzie. Nieśpiesznie ruszyła do drzwi a zanim wyszła przekręciła szyld z Open na Close. Szybszym krokiem ruszyła do cukierni. Zamykając drzwi za sobą na klucz pobiegła do kuchni. Zostawiła torbę na stole a sama wzięła butelkę wody i zastanowiła się czy w ciągu kwadransa zobaczy przez brudne okno w kuchni kogoś wychodzącego z drzwi które oceniła na te należące do piekarni.


Po niecałym kwadransie, ktoś wreszcie wyszedł. Młody, butny i przystojny...wyciągnął papierosa i wsunął w usta szukając zapalniczki. Rozejrzał się dookoła, zapalił i ruszył w kierunku głównej ulicy.
- Pfff ha ha ha …. - Susan w końcu się roześmiała. Najwidoczniej małomiasteczkowi mieli lepsze życie towarzyskie niż wielkie miasta. - No nic czas się zabrać za porządki. - Powiedziała i ruszyła na górę. w sypialni przebrała się w coś co nie szkoda jej było obrócić w szmaty w epickiej walce z brudem o łazienkę. Założyła rękawice i weszła walczyć z łazienką.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 21-02-2019 o 19:31.
Obca jest offline