Jak się awantura pod bramą skończyła to Jacek zrobił jak planował. Śledził drużynę, aż dotarli do karczmy. Niestety to była "Ta karczma". Przez "Ta" czytaj, że Jacek obiecał jak mu Sigmar miły on już tam nogi nie postawi. Było święto to świętował, a że zjadł coś nieświeżego i obrzygał właściciela to nie jego wina. W końcu mógł nim nie potrząsać. Tak czy siak do karczmy Jacek nie wejdzie. Nie mając planu co robić skoczył do domu wrzucić coś na ząb wrócił na posterunek pod karczmą. Czekał na swoją złotą chwile.
Miał racje coś się zaczęło dziać. Straż przyszła to podszedł pod karczemne drzwi zobaczyć do środka. Był w końcu w tym pospolitym strażniczym ruszeniu czy jak to tam było, a mniejsza z tym. Chciał zając na tyle bliską pozycje by uznać go za biorącego udział w wydarzeniu, ale na tyle dalekiej by w razie czego chyłkiem się ulotnić. Nie miał w końcu uzbrojenia, ale może Pan Dowódca w końcu je wyda zmuszony przez okoliczności. Wtedy można by przystąpić do punktu drugiego planu "Złota żyła". |