Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2019, 10:49   #19
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

I znów tu był. Stał na środku areny, podczas gdy zebrani wokół widzowie (których zdecydowanie przybyło) buczeli i skandowali. Co ciekawe, tym razem udało się wyłowić w tym tłumie kilkanaście głosów, krzyczących “Krew dla Bękarta!”. Czyżby Leith zyskiwał powoli grono fanów?
Dla niego liczyło się to, że tym razem dostał hełm z czerwonym pióropuszem i łańcuch, o który prosił Oriona. Wyglądało jednak na to, że tym razem z niego nie skorzysta.

- OTO WALKA, NA KTÓRĄ WSZYSCY CZEKALI - WALKA NIECZYSTYCH! NIECH WASZE SZLACHETNE UMYSŁY JEDNAK NIE ZWIEDZIE ICH WYGLĄD - OBAJ SĄ WYŚMIENITYMI WOJOWNIKAMI I ... SĄ RÓWNIE OKRUTNI I SZALENI. OTO W ZŁOTYM NAPIERŚNIKU NOCNY KOSIARZ, MISTRZ KARABELI, TANCERZ ŚMIERCI.

[media]http://i.pinimg.com/originals/49/43/55/4943555265604a1f833bc2ff9c4e04d0.jpg[/media]

- ZAŚ W HEŁMIE Z PIÓROPUSZEM ŚWIEŻO WYLECZONY RZEŹNIK - KRWAWY BĘKART! OBAJ WALCZĄ DZIŚ NIE TYLKO O ŻYCIE, ALE TEŻ O MIEJSCE W FINALE I 100 ZŁOTYCH KORON!
Leith nie bardzo wiedział czy to dużo, czy mało, jednak wokół rozległy się aplauzy. To chyba znaczyło, że dużo. Gdy bękart spojrzał w górę, znów pod czaszą u skrzyżowania łańcuchów zobaczył najwyższych urodzeniem Skrzydlatych - tym razem bez księżnej, jednak w jej miejscu stała złotowłosa księżniczka w zbroi - ta, której ponoć miał się przypodobać. Kobieta przyglądała się Leithowi swoimi jasnymi oczami. Jej twarz nie zdradzała jednak emocji. Zupełnie inaczej rzecz się miała ze stojącą obok płomiennowłosą margrabiną, która w podekscytowaniu mówiła coś towarzyszącej jej damie, wskazując przy tym palcem na Bękarta. Z drugiej strony księżniczki zaś stał Ulv - kochanek księżnej - jak zwykle odziany na czarno. Jego wzrok bardziej interesował się gawiedzią, zgromadzoną na trybunach, niż walczącymi.

- ZAWODNICY GOTOWI? - zabrzmiał znów głos niewidzialnego spikera - ZATEM WALCZCIE KU CHWALE KSIĘŻNEJ TULI I KSIĘSTWA WIATRU!
Jeszcze zanim mistrz ceremonii przestał mówić, Leith już zbliżał się w kierunku przeciwnika. Nie biegł, nie skradał się, po prostu miarowo skracał dystans. Ktoś mógłby pomyśleć, że mężczyzna zwyczajnie zamierza podejść do przeciwnika i go zabić.
Ziemistoskóry, poorany bliznami przeciwnik tylko stał i patrzył się na niego spode łba. W ręku trzymał wielką kosę. Poza tym Leith zauważył noże do rzucania, przypięte do jego pasa. Póki co jednak przeciwnik nie zamierzał chyba zrobić z nich użytku. Tylko patrzył.
Tedy bękart podchodził coraz bliżej. Z każdym krokiem możliwość oberwania lecącym ostrzem była mniejsza. To nie było też tak, że Leith był nagi: Jego głowę chronił hełm, na przedramionach miał łańcuchy, które bardziej niż wystarczająco ochraniały przed klingą nie gorzej niż na przykład kolczuga. Tak naprawdę coś tak małego jak sztylet mogło mu zrobić krzywdę tylko jeśli ostrze było zatrute.
Oczywiście zapewne było. Coś o czym bękart pomyśli… jeśli przyjdzie mu przeżyć tą walkę. Sto złotych będzie można dopiero podzielić po “żniwach”...
- Hakhagesh g’haaga lumb! - warknął przeciwnik i z niesamowitą zwinnością zamachnął się kosą na Bękarta. Ten zdążył odskoczyć, ale... ledwo ledwo. A przecież spodziewał się tego! Przeciwnik splunął i... ruszył do natarcia. Ogromna kosa znów błysnęła w słońcu, zbliżając się z zawrotną szybkością do szyi Leitha.
- Mrr… - Leith zdążył tylko mruknąć nim chwycił dwurącz miecz i wyprowadził kontratak. Tak mocno jak tylko umiał. Miał zamiar albo przeciąć drzewiec broni przeciwnika, albo przynajmniej samą siłą uderzenia zbić ją na bok, co pozwoliłoby mu zbliżyć się do Kosiarza na tyle, by kopnąć go między nogi. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło - kiedy już myślał, że przeciął drzewiec. Okazało się, że kosa w rękach przeciwnika to tak naprawdę dwie szable - jedno ostrze było ostrzem kosy, drugie zaś pozostawało ukryte wewnątrz drzewca. Aż do teraz. Kosiarz okazał się dwuręczny i wykonując obrót zaatakował teraz Leitha trzymając jedno ostrze na wysokości jego twarzy, a drugie w połowie długości ciała. Tylko przed jednym cięciem Bękart był w stanie osłonić się swoim orężem. Musiał więc coś wymyślić. I to szybko.
Leith znał anatomię na tyle by wiedzieć, że głowa to podstawa… dlatego zdecydował się przede wszystkim odsłonić twarz. W tym celu jednak nie potrzebował własnego miecza. Mężczyzna uwolnił z uchwytu na broni jedną dłoń. Tym sposobem osłonięte łańcuchem przedramię wolnej ręki stało się dla Bękarta improwizowaną tarczą. Własną klingą natomiast, Leith przygotował się do sparowania drugiej karabeli.
- ykrl… pfr… pierdolsię… - mężczyzna przedrzeźnił nieznany język przeciwnika.
Udało mu się uniknąć cięcia, lecz był to tylko pierwszy atak z wielu. Kosiarz nacierał teraz z niezwykłą zażartością. I choć jego cięcia nie były silne, cechowała je niezwykła szybkość, toteż Leith czuł jak draśnięć na jego ciele przybywa. Na razie to nic poważnego, ale zdecydowanie musiał zmienić strategię. Przeciwnik wydawał się niezmordowany atakując raz po raz obydwiema szablami.
Karabela, to taka ładna, elegancka broń. Ostra tylko z jednej strony… Po kolejnym bloku ostrza własnym przedramieniem, Bękart wymanewrowała nadgarstkiem tak, by chwycić klingę przeciwnika od tępej strony. Górnicza dłoń Leitha bliższa była imadłu niźli ludzkiemu uciskowi, lecz nawet jeśli manewr okazałby się w efekcie krótkotrwały, krótko, to było wszystko, czego Bękart potrzebował. Trzymając w drugiej ręce pionowo własne ostrze, Leith osłaniał większą część swojego tułowia i głowy na flance. Przez ten moment, gdy broń Kosiarza była przytrzymana, Bękart opuścił głowę i zaszarżował do przodu niczym byk. Celując hełmem w podbródek i grdykę przeciwnika.
Uderzenie było mocne i brutalne. Ziemistoskóry zatoczył się do tyłu, wyraźnie zamroczony.
- Dzie, mistrzu… - Leith nie zatrzymał się, wciąż szedł do przodu toteż natychmiast złapał Kosiarza za nadgarstek, szarpnął do siebie i znów uderzył zakutą w hełm głową o przystojną twarz murzynka.
To była ostatnia chwila gdy była ona przystojna, Leith chwycił drugi nadgarstek mężczyzny i teraz miarowo, posuwistymi ruchami nadziewał twarz Kosiarza na swój hełm. Ruchał ją nim, można by rzec.
Na finiszu, Bękart złapał bezwładne ciało przeciwnika za szyję jedną dłonią i przytrzymał w pionie, jednocześnie uwalniając się od hełmu, rzucił go na bok. Leith zmierzył widownię wzrokiem, po czym przysunął do ust umęczoną facjatę Kosiarza by odgryźć z niej duży kawałek mięsa. To uczyniwszy Bękart pchnął truchło na ziemię i żując czarny policzek skierował się ku wyjściu.
Odprowadziła go cisza. Totalna. Bez wiwatów, bez wyzwisk. Oto zwykły Bękart wprowadził w osłupienie całe nieśmiertelne towarzystwo.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline