Przeraźliwy ryk. Ból. Ogłuszające dudnienie w głowie. Wydawało mu się, że krwawi z uszu, a w głowie eksplodował mu granat. Nawet nie poczuł, gdy rozpędzony w pełnym biegu wpadł na maskę jakiegoś pontiaka. Blacha zazgrzytała odkształcając się od siły uderzenia. Joe przeleciał przez nią, roztrzaskał nogą przednią szybę w drobny mag i upadł na asfalt za samochodem.
Przez chwilę leżał tak. Dzwoniło mu w uszach. Ogłuchł? Czuł jednak wibracje mostu, poprzez zimny asfalt na którym leżał. Potężne, niczym uderzenia bębna. Wiedział co to znaczy.
Wstał, otrząsając się od resztek szkła i spojrzał w stronę monstrualnych stworzeń.
Przez chwilę, które wydawała się nieskończonością, gapił się, nie do końca pojmując co widzi.
Wreszcie Joe roześmiał się histerycznie.
- Yea, dokopcie sobie nawzajem matherfuckers! zawołał niemalże radośnie, robiąc w stronę maszkar międzynarodowy gest o wiadomym znaczeniu.
Wtedy coś ciężkiego rąbnęło go w bark. Jakby w odwecie. Zabolało. Zmusiło do zrobienia kroku w tył, dla amortyzacji uderzenia. Pocisk upadł z nieprzyjemnym mlaskiem na asfalt. Joe z obrzydzeniem tknął to coś stopą. Trochę przypominało guza którego jego ojciec kiedyś wyciął z brzucha małej dziewczynki. Tamten też był wielki jak piłka lekarska. I podobnie jak tamten, i z tego ciekła krew i ropa... i wystawały fragmenty kości... Jak ta dziewczynka miała na imię? Klara? Kędra? Na pewno coś na K...
Joe nie mógł sobie przypomnieć. W pamięci ostał mu się tylko ten wielki obrzydliwy guz i niezdrowo sino-żółta, oblana potem twarz dziewczynki o zapadniętych od bólu i przerażenia oczach, zaciśniętych w determinacji ustach... Na łysej głowie ostały się tylko bardzo nieliczne cieniutkie pasemka włosków o złoto żółtej barwie. Gdy była zdrowa była z pewnością ślicznym dzieckiem o urodzie aniołka... To przez tą wojnę, mówił jego tata... "oni" rozpylali coś, co powodowało niekontrolowane mutacje wewnątrz komórkowe...
Kolejny wstrząs mostu wyrwał Joe z wspomnień. Obraz martwej od dziesięcioleci dziewczynki odpłynął gdzieś w odmęty niepamięci.
Joe rozejrzał się dookoła, by zorientować się w sytuacji.
Gdzie była Abi? Przecież bez niej będzie ciężko wyjść z tego gówna.
Wreszcie ją wypatrzył, była daleko z tyłu. Przez chwilę się zawahał, spoglądając w przeciwną stronę. Uciekać, czy wrócić się po nią?
- Jebana ci mać! - zaklął szpetnie i rzucił się do biegu w stronę przewodniczki.
Starał się, by zawsze jakiś wrak był na linii ostrzału, pomiędzy nim a monstrami. Liczyła się jednak przede wszystkim prędkość.
Gdy dopadł do Abi, nie mówiąc wiele chwycił ją za kurtkę, gdzieś między łopatkami i popchnął do przodu.
- Musimy jak najszybciej zejść z mostu! - prawie warknął i pobiegł z dziewczyną. Praktycznie unosząc ją nad ziemią, pilnując, by się nie przewróciła i nadając mordercze tempo, także dziewczyna machała tylko panicznie nogami, prawie frunąc.
__________
Rzut:
2