Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2019, 19:39   #6
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Szła już do domu spożywając mleczną, zimną, słodycz jak za czasów dziecięcy, prawie bez trosk. Zjadła całego zanim przekroczyła próg sklepu z narzędziami.
- Dzień dobry Jane. - Odezwała się z progu szukając wzrokiem właścicielki.
- Hej. Dobrze cię widzieć w humorze. Przepraszam za wczoraj… byłam w kiepskim humorze.- rzekła Azjatka porządkując akurat półkę z narzędziami.
- Daj spokój, nie ma sprawy. No i miałaś rację nie poradzę sobie bez specjalisty. - Dodała właścicielka sąsiedniego budynku. - Potrzebuje drabiny by zobaczyć jakie obce cywilizacje czekają na mnie w piwnicy. A potem potrzebowałbym kogoś kto byłby wstanie zbudować do niej schody. Poprzednie się całkowicie zawaliły.
- Jeśli ufasz moim poradom, to… odpuścisz sobie odbudowanie tych schodów.- odparła wyjątkowo cicho Jane podchodząc do Susan. Uśmiechnęła się pytając z nadzieją.- Noc była spokojna i udana?
- Eeee… Jane … tak między nami - zaczęła ściszać mocno głos jakby narzędzia mogły ich podsłuchać i rozgadać to co za chwile powie - Czy mój dom... to tajemne przejście do dziewiątego kręgu piekieł? Bo po reakcjach miejscowych jak wspominam gdzie mieszkam, odnoszę takie wrażenie.
- Och… to nie chodzi o miejsce. Tylko o fakt. Mało kto tu się osiedla.- odparła cicho Jane.- Niewiele osób wierzyło, że Eleonore uda się kogoś sprowadzić do miasta. Parę osób przegrało zakład.
“Gdybym miała wybór wybrałabym Paryż...” Pomyślała gorzko - Ok to wyjaśnia te reakcje...dużo przegrali? -
- Nie wiem… nie prowadzę zakładów. Zapytaj George’a w barze.- odparła wymijająco Jane.- Proponuję coś przegryźć u mnie lub u ciebie i obejrzę co jest do zrobienia, by specjalista wiedział, po co przyjeżdża.
- Uuu, fantastycznie, na pewno zdzieram tapety ze ścian. Powodują u mnie koszmary. - Mimowolnie przyznała się że jej noc w nowym miejscu nie była tak idealna jakby chciała. - Łazienka i kuchnia są w stanie idealnym...poza faktem, że muszę załatwić sobie nową lodówkę. Do piwnicy chciałam wejść bo nigdzie nie widziałam pralki i pomyślałam że będzie w piwnicy, nie chce kupować jednego a potem dowiadywać się że potrzebuje kupić kolejne sprzęty.
- Dobra… rozumiem. Nie chcesz bym zobaczyła czegoś wstydliwego u ciebie.- zaśmiała się Jane i mrugnęła okiem rozumiem.- Niemniej nie sądzę, byś odnawiała pokoje regularnie… więc pewnie będzie musiał poświęcić dzień na ocenę sytuacji.
- Noooo nie właściwie poza prostymi naprawami nie odnawiałem nigdy mieszkania...sama. Niemniej, bardzo szybko się uczę i chętnie cię ugoszczę, ale uprzedzam, że nie umiem gotować...w sensie nic bardziej…- Susan zamilkła i wyciągnęła książkę kucharską niczym kartę ‘nie idziesz do więzienia’ w monopolu. Jej głos przybrał brzmienie panicznego tłumaczenia się - … powiedzmy że nad tym pracuje.
- Nooo… jeśli nie przeszkadza ci kuchnia wietnamska to mogę coś nam ugotować.- odparła z uśmiechem Jane. I spojrzała współczująco na Susan.- Koszmary? Jakie koszmary?
Pomijając temat porażek kulinarnych Susan, przeszły do drugiego wstydliwego tematu.
- Związane, moim zdaniem, z tą obrzydliwą tapetą w pokoju, wygląda jak macki. I właśnie to mi się śniło. - Susan aż wzdrygnęła się na wspomnienie snu. - Aż mam ochotę pójść do pierwszej lepszej knajpy z owocami morza i rozdeptać wszystkie kalmary pod obcasem.
- No tak… macki. To było do przewidzenia. Ale można się przyzwyczaić.- mruknęła pod nosem Jane i dodała.- To wina pobliskich bagien. Nocami nawiewa oparów i człowiekowi śnią się głupoty.
- O!- Woods wydała zdziwiony odgłos. - Te opary mają jakiś konkretny zapach, bo pamiętam że w pewnym momencie zaczęło u mnie pachnieć peoniami. Myślałam że źle wywietrzyłam sypialnie po wizycie Eleonore. Tak trochę przesadza z perfumami… Alice ma podobnie. - Susan odpłynęła w teoriach i spostrzeżeniach.
- Poznałaś Alice, tak? … Ii doszło do czegoś… wstydliwego?- spytała się czerwieniąc Jane.
- … - Susan spojrzała na Hong jakby wyrosła jej druga głowa - Dlaczego pytasz się o coś tak konkretnego?
- Bo znam Alice i wiem jak potrafi być dominująca.- Hong uciekała wzrokiem na boki.
- Aha, nie do niczego wstydliwego nie doszło...chyba. Zaprosiła mnie do gabinetu na kawę rozmawiałyśmy i wtedy jej perfumy zaczęły mnie strasznie drażnić. Było… dziwnie ale nic się nie stało… uznałam, że to ciekawe, że ona i Eleonore noszą takie same bransoletki na nodze.
- No to mi zaimponowałaś. Ja nie miałam tyle siły woli.- odparła Jane pomijając kwestię bransoletek.- Alice jest… ma bardzo silną i charyzmatyczną aurę i… jest ładna. I niełatwo się jej długo opierać. Miejmy nadzieję, że nie zwróciłaś za bardzo jej uwagi.
-...- Susan nawet nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Jane wiedziała o wiele więcej niż mówiła. - Pijesz?
- Co piję?- zapytała nieco pogrążona we własnym rozmyślaniach Hong.
- Czy whisky pasuje do kuchni wietnamskiej? Trzymałam na czas parapetówki...ale wydaje mi się że mam ochotę wypić ją wcześniej.
- Jasne. Mogę się napić.- odparła Jane z ulgą zmieniając temat.
- Pijesz w pracy czy mam przyjść o konkretnej godzinie? - Spytała brunetka nie ustalały kiedy ma być ten posiłek, więc wolała się upewnić.
- Jestem moim własnym szefem. Mogę zamknąć wcześniej.- stwierdziła z uśmiechem Jane.
- To zapraszam w moje skromne...i nadal zabałaganione oprócz kuchni i łazienki progi. - Powiedziała Susan i poczekała aż druga Azjatka zrobi to co ma i pójdą razem. Ta po zamknięciu sklepu i skoczeniu do Phila po produkty żywnościowe udała się do domu Woods. Weszła do środka i rozejrzała dookoła.- No.. jest tu co robić.
Po czym obie udały się do kuchni, a tam Hong zaczęła pokazywać swój talent kulinarny.
Susan zezując na Jane chowała swoje zakupy i raz poleciała do sypialni, schodząc z butelką ...jeśli ktoś nie pił whisky nigdy by nie zauważył jak stara jest butelka… i że zwykły człowiek nigdy by nie miał szans nawet stać w jej okolicy. Kolejny szkielet łączący ją z poprzednim życiem. Sama świadomość jak jej mąż byłby wściekły wiedząc że jego perełka skończyła rozpita przez osoby które tego nigdy nie docenią...Susan uśmiechnęła się do siebie rozlewając płyn do szklanek.
- To wygląda drogo. Jesteś pewna?- zapytała Hong sprawnie pracując w kuchni nad ich przyszłym posiłkiem.
- To moja parapetówka, plus prawie nic nie dałam za tą butelkę więc...zapewne tylko wygląda, - zbyła wątpliwości właścicielki sklepu postawiła koło niej szklankę - Czy powinnam od razu powiedzieć ewentualne plany na przyszłość, byś mogła lepiej określić ile roboty trzeba tutaj?




- To mogłoby pomóc.- stwierdziła z uśmiechem Jane, rozkładając posiłek na talerzach. - Sajgonki, mogą być?
- Tylko mnie nie wyśmiej. - Powiedziała Susan milcząc chwile a potem mówiąc - Kwiaciarnia.
- To śliczny pomysł.- oceniła z uśmiechem Hong. Po chwili namysłu dodała.- Znajdą się klienci.. chyba. Ja na pewno.
- Dzięki. - Susan uśmiechnęła się szczerze, stwierdzenie Jane poprawiło jej humor. Uniosła szklankę w toaście - Za małe biznesy?
- Za małe biznesy. I miłe sny.- odparła z uśmiechem Jane i wypiła trunek. Po chwili oczy otworzyły się jej szeroko i zaczęła kaszleć.- Moooocne.
- Pewnie podrasowali spirytusem… - Powiedziała Susan, ona akurat była to tych smaków przyzwyczajona, 10 lat małżeństwa ją nauczyły. Spróbowała posiłku i jej oczy otworzyły się szeroko. - Te sajgonki to najlepsze co jadłam od jakiegoś czasu.
- Bez przesady…- odparła zawstydzona Jane i zadowolona z tego komplementu.- Musiałaś jeść w życiu lepsze potrawy od moich. Gotuję tylko dla siebie i mojego partnera jeśli akurat jest w mieście.
- Ja umiem zrobić: jajecznicę… inne formy jajek i spaghetti…kiepski ze mnie materiał na partnerkę...- Susan trochę przesadziła z ilością potraw. Umiała robić też sałatki i steki z grilla. Jane nalała sobie trunku i wypiła przyglądając się pani Woods. Wstała i podeszła od tyłu do niej. Chwyciła za jej ramiona i zsunęła koszulę z jej ciała. Odłożyła na stolik i z łobuzerskim uśmiechem dodała.- Podawaj im jajecznicę w takim stroju, a z pewnością będą wielbić twoją kuchnię. -
Susan najpierw popatrzyła zaskoczona a potem wybuchła śmiechem, jej gość również zaczęła się śmiać. Susan polubiła Hong. Kiedy znowu zasiadły przy stole i się trochę uspokoiły, Woods zaczęła ją poznawać. - Twój partner to ten specjalista?
- Tak. Nie przebywa zbyt długo w mieście i nigdy nie zostaje na noc.- wyjaśniła Hong potwierdzając jej podejrzenia.
- Bo koszmary? - Susan zastanowiła się ile osób odczuwa co się dzieje. Ile ma tego świadomość i jak sobie z tym radzą.
- Bo ma… swoje powody. Ja nie pytam. A on i tak mi nie powie, nawet gdybym spytała.- wyjaśniła enigmatycznie Jane.
- Mhm - Susan w poprzednim życiu też nie pytała choć pewnie z innych powodów. - Czy oprócz Alice i Eleonore są inne osoby równie ‘charyzmatyczne’?
Jane przygryzła dolną wargę i skinęła głową.
- W mieście działa Towarzystwo Historyczne. Alice i Eleonore działają w nim. I kilka wpływowych osób w mieście. I… cóż.. on… potomek założyciela miasta. Acz jego możesz nie zobaczyć… bo się tu nie zapuszcza.- wyjaśniła w końcu Hong nie dodając nic więcej.
“Daulmehre” Pojawiło się w głowie Susan. - Jasne elita trzyma ze sobą. Chcesz zobaczyć górę? Chyba najbardziej chce zmienić tam. Nie wiem czy doczekam na was z zdzieraniem tapety. Możliwe że ją zamorduje wcześniej.
- Ok… zobaczmy ją.- odparła z uśmiechem Jane i zażartowała ze śmiechem.- Nie myśl tylko że jestem łatwa, skoro tak łatwo zaciągniesz mnie do swojej sypialni.
- Hej hej, to ta część służbowa wizyty. - Dodała Susan wstając i prowadząc gościa na piętro.
- Będę bardzo służbowo pijana.- odparła ze śmiechem Azjatka podążając za panią Woods. Gdy weszły na górę rozejrzała się po sypialni mówiąc.- No.. prawie jak w jakiejś willi. A tapeta nieźle się trzyma ściany.
- I tak się jej pozbędę jest okropna i sprawia, że źle się z nią czuje. - Dodała uparcie właścicielka patrząc złorzecząc na tapetę. - A potem chce pomalować ściany na jednolity kolor i powiesić parę obrazów. Choć zobaczysz Gabinet on jest… nie do końca poprawny. Wydaje mi się że powinien mieć większy metraż z ułożenia domu.
- Jakich obrazów? Co lubisz oglądać?- zapytała Jane drapiąc paznokciem tapetę.- Hej… tu jest kilka warstw tej tapety.
- Może być ich i miliard i tak zedrę całą - powiedziała z korytarza Woods - A na obrazach lubię oglądać ptaki drapieżne. Jak sowy, pustułki czy jastrzębie, ...no dobra żurawie też są ładne.
- Acha.. ja wolę kwiaty.- odparła z uśmiechem Jane.
- Masz jakieś ulubione? -
- Fiołki afrykańskie. Na szczęście nie pachną. - stwierdziła żartobliwie Hong podążając za Woods do drugiego pokoju.
- Rzeczywiście… brakuje metrażu. - stwierdziła po wejściu do środka.
- Myślisz że poprzedni właściciele mieli ukryty pokój? - Spytała się trochę podekscytowana Woods.
- To możliwe… teoretycznie. - oceniła Jane.
- Słyszałaś coś o poprzednich właścicielach? Powiedzieli mi że dom stoi pusty już paręnaście lat.-
- Małżeństwo… - Jane podeszła do pustych półek solidnej biblioteczki stojącej obok szafy. Cała jedna ściana była zabudowana meblami.- ...on zmarł. Ona… nie wiem. Znikła? Byli kiepskimi cukiernikami, ale prowadzili kawiarenkę na dole. Więc można tam było pogadać przy kawie i ciastkach.
- W łazience mam jeszcze lustro do wymiany...jest pęknięte z śladami krwi…- Powiedziała mimochodem Susan zastanawiając się czy żona właściciela skończyła może jak mąż Yoony. - Myślisz że miał ukryte przejście w szafie? - Spytała zaczynając oglądać dokładnie zabudowaną biblioteczkę. - Toby było takie ekstra!
I znowu macki… tym razem jako ozdoba mebla. W tych macka tkwiły wijące się w ekstazie kobiece i męskie sylwetki? Nie… to tylko wyobraźnia. Nie było nią jednak nieludzkie oko wśród macek.
- Pewnie tam popełnił samobójstwo. - stwierdziła Jane.
- Psujesz mi hype na ukryty pokój o którym wie mało osób. - Powiedziała Susan dotykając oka. - Choć ozdoby mogłyby być mniej mackowe. Choć oko jest jakimś urozmaiceniem. - Spróbowała wcisnąć je do środka. Udało się i biblioteczka uchyliła się nieco… jakby była na zawiasach. Bo pewnie była.
Susan odstąpiła trochę i popatrzyła na Jane z lekkim przestrachem. w telefonie włączyła latareczke i ustawiła się koło wejścia. - Poczekaj. Mój dom to wchodzę pierwsza. Jeśli coś wyskoczy to przynajmniej nie będzie mi głupio, że coś się stało mojemu gościowi w domu. - Wzięła głęboki oddech i otworzyła szerzej biblioteczkę. “Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, ...” powtarza w myślach mantrę jakby miało ją to uchronić przed czymś co ją tam czekało.
Nie było. Za to był duży pokoik, wyciszony. Po prawej tapeta domowej roboty. Wycinki gazet z zaginionymi młodymi kobietami. Dziesiątki wycinków. Po drugiej stronie… łańcuchy ze skórzanymi kajdanami. Kneble. Pejcze i szpicruty. Galeria sześciu zdjęć kobiet, których Susan rozpoznała dwie. Eleonore i Alice.
Podpis pod zdjęciami głosił: Wynoście się z mojej głowy.
- Co znalazłaś? - spytała Jane z drugiego pokoju.
- “Centrum operacyjne śledczego “ albo ”Pokoik teorii spiskowych”... mieliście tutaj zaginięcia młodych kobiet? - Spytała, patrząc na wycinki z gazet. “No. On zdecydowanie wiedział, co się dzieje. Ciekawe czy udało mu się trzymać je z dala od swojej głowy” Zastanowiła się nowa właścicielka mieszkania.
- Nie… w zasadzie nie tak często. A co? - spytała Jane wchodząc i rozglądając się z przerażeniem po pomieszczeniu. Wycinki dotyczyły kobiet głównie z południowych stanów USA. Zaskakująco mało wycinków dotyczyło Luizjany.
“No tak, nie pierze się brudów we własnym ogródku.” Pomyślała do siebie oświetliła zdjęcia. - Znasz kogoś więcej ? - spytała oświetlając podpisane zdjęcia. Skoro te je tak pogrupował znaczy, że reszta kobiet miała...możliwe takie samo działanie na innych jak Alice i Eleonore.
- Rose, Jessica, Camille… i miss Dupont. Elita miasta. - stwierdziła Jane biorąc w dłonie jeden z pejczy i przyglądając się tej “ zabawce”. - Susan, robiłaś to już… z kobietą?
Susan wyrwana z rozmyślań nad zagadką i tajemnicami miasta, popatrzyła na trzymany przez Jane pejcz i spaliła buraka przypominając sobie swój sen i wizytę u Alice.
- Nie.. - Powiedziała cicho. - Właściwie to nawet tego nie rozpatrywałam...przed przyjazdem tutaj i spotkaniu…- nie powiedziała ale stuknęła palcem w zdjęcia spotkanych członków Elity.
- Tak jak ja…- mruczała Hong wodząc pejczykiem po przedramieniu. - ...ale potem się… stało i już.
Podeszła do zdjęć i stuknęła w jedno z nich. - Powinnaś uważać na Rose. Inne… nie są specjalnie zainteresowane. Ale Rose to nimfomanka i nie ma dla niej znaczenia, kogo obejmuje nogami podczas seksu.
- Czy one tak … na wszystkich? Mężczyzn i kobiety…- Sprecyzowała Susan.
- Mhmm… niektórzy się opierają jak ty. Inni nie mają sił. Ale jeśli chcą cię wypróbować, to tylko kwestia czasu… w końcu pękniesz. A wtedy będzie to równie podniecające co poniżające. - wyjaśniła wstydliwie Jane. - A i unikaj posiadłości… za wszelką cenę.-
Susan położyła dłoń na barku Jane, i ścisnęła. Był to mały gest ale niósł ze sobą wiele komfortu i wsparcia, jak również podziekowała za ‘ostrzeżenia’.
- Niech próbują. - W głosie Susan brzmiało wyzwanie i groźba. Susan Woods miała wieść życie wolne od poniżeń. Jej poprzednie wcielenie miało cały bagaż doświadczeń, było też bardzo gniewne i uważało by nie dać się zagonić w kozi róg jak kiedyś. Coś mówiło Susan że jej dawne ja będzie musiało wypełznąć z grobu w jakim zostało pochowane.
Jane nachyliła ku niej twarz i przycisnęła wargi do kącika jej ust. Na krótko, po czym odsunęła się z nieśmiałym uśmiechem.
- No i teraz twój pierwszy pocałunek nie będzie należeć do nich. - dodała i poważniej rzekła. - A serio mówiąc. Unikaj Rose i nie prowokuj reszty. Tak bezpieczniej.-
- Będę ostrożna. Dzięki Jane za pomoc... - “...ale jeśli te wiedźmy myślą, że się ugnę bez walki to czeka je niemiła niespodzianka.”
- A tam… niewiele ta moja pomoc ci dała.- odparła ze śmiechem Jane, podczas gdy Susan wpatrywała się wyzywająco na zdjęcia, jakby chciała pokazać jaka jest silna. Jednak, gdy spoglądała w oczy Alice ze zdjęcia, oddech pani Woods przyspieszył lekko. Wyobraźnia podsuwała wspomnienie owej stoickiej kobiety… jej stopy w czarnej szpilce. Susan oblizała nerwowo usta przez chwilę zastanawiając się co by się stało, gdyby… jej usta…
 
Obca jest offline