| Szła już do domu spożywając mleczną, zimną, słodycz jak za czasów dziecięcy, prawie bez trosk. Zjadła całego zanim przekroczyła próg sklepu z narzędziami. - Dzień dobry Jane. - Odezwała się z progu szukając wzrokiem właścicielki. - Hej. Dobrze cię widzieć w humorze. Przepraszam za wczoraj… byłam w kiepskim humorze.- rzekła Azjatka porządkując akurat półkę z narzędziami. - Daj spokój, nie ma sprawy. No i miałaś rację nie poradzę sobie bez specjalisty. - Dodała właścicielka sąsiedniego budynku. - Potrzebuje drabiny by zobaczyć jakie obce cywilizacje czekają na mnie w piwnicy. A potem potrzebowałbym kogoś kto byłby wstanie zbudować do niej schody. Poprzednie się całkowicie zawaliły. - Jeśli ufasz moim poradom, to… odpuścisz sobie odbudowanie tych schodów.- odparła wyjątkowo cicho Jane podchodząc do Susan. Uśmiechnęła się pytając z nadzieją.- Noc była spokojna i udana? - Eeee… Jane … tak między nami - zaczęła ściszać mocno głos jakby narzędzia mogły ich podsłuchać i rozgadać to co za chwile powie - Czy mój dom... to tajemne przejście do dziewiątego kręgu piekieł? Bo po reakcjach miejscowych jak wspominam gdzie mieszkam, odnoszę takie wrażenie. - Och… to nie chodzi o miejsce. Tylko o fakt. Mało kto tu się osiedla.- odparła cicho Jane.- Niewiele osób wierzyło, że Eleonore uda się kogoś sprowadzić do miasta. Parę osób przegrało zakład. “Gdybym miała wybór wybrałabym Paryż...” Pomyślała gorzko - Ok to wyjaśnia te reakcje...dużo przegrali? - - Nie wiem… nie prowadzę zakładów. Zapytaj George’a w barze.- odparła wymijająco Jane.- Proponuję coś przegryźć u mnie lub u ciebie i obejrzę co jest do zrobienia, by specjalista wiedział, po co przyjeżdża. - Uuu, fantastycznie, na pewno zdzieram tapety ze ścian. Powodują u mnie koszmary. - Mimowolnie przyznała się że jej noc w nowym miejscu nie była tak idealna jakby chciała. - Łazienka i kuchnia są w stanie idealnym...poza faktem, że muszę załatwić sobie nową lodówkę. Do piwnicy chciałam wejść bo nigdzie nie widziałam pralki i pomyślałam że będzie w piwnicy, nie chce kupować jednego a potem dowiadywać się że potrzebuje kupić kolejne sprzęty. - Dobra… rozumiem. Nie chcesz bym zobaczyła czegoś wstydliwego u ciebie.- zaśmiała się Jane i mrugnęła okiem rozumiem.- Niemniej nie sądzę, byś odnawiała pokoje regularnie… więc pewnie będzie musiał poświęcić dzień na ocenę sytuacji. - Noooo nie właściwie poza prostymi naprawami nie odnawiałem nigdy mieszkania...sama. Niemniej, bardzo szybko się uczę i chętnie cię ugoszczę, ale uprzedzam, że nie umiem gotować...w sensie nic bardziej…- Susan zamilkła i wyciągnęła książkę kucharską niczym kartę ‘nie idziesz do więzienia’ w monopolu. Jej głos przybrał brzmienie panicznego tłumaczenia się - … powiedzmy że nad tym pracuje. - Nooo… jeśli nie przeszkadza ci kuchnia wietnamska to mogę coś nam ugotować.- odparła z uśmiechem Jane. I spojrzała współczująco na Susan.- Koszmary? Jakie koszmary? Pomijając temat porażek kulinarnych Susan, przeszły do drugiego wstydliwego tematu. - Związane, moim zdaniem, z tą obrzydliwą tapetą w pokoju, wygląda jak macki. I właśnie to mi się śniło. - Susan aż wzdrygnęła się na wspomnienie snu. - Aż mam ochotę pójść do pierwszej lepszej knajpy z owocami morza i rozdeptać wszystkie kalmary pod obcasem. - No tak… macki. To było do przewidzenia. Ale można się przyzwyczaić.- mruknęła pod nosem Jane i dodała.- To wina pobliskich bagien. Nocami nawiewa oparów i człowiekowi śnią się głupoty. - O!- Woods wydała zdziwiony odgłos. - Te opary mają jakiś konkretny zapach, bo pamiętam że w pewnym momencie zaczęło u mnie pachnieć peoniami. Myślałam że źle wywietrzyłam sypialnie po wizycie Eleonore. Tak trochę przesadza z perfumami… Alice ma podobnie. - Susan odpłynęła w teoriach i spostrzeżeniach. - Poznałaś Alice, tak? … Ii doszło do czegoś… wstydliwego?- spytała się czerwieniąc Jane. - … - Susan spojrzała na Hong jakby wyrosła jej druga głowa - Dlaczego pytasz się o coś tak konkretnego? - Bo znam Alice i wiem jak potrafi być dominująca.- Hong uciekała wzrokiem na boki. - Aha, nie do niczego wstydliwego nie doszło...chyba. Zaprosiła mnie do gabinetu na kawę rozmawiałyśmy i wtedy jej perfumy zaczęły mnie strasznie drażnić. Było… dziwnie ale nic się nie stało… uznałam, że to ciekawe, że ona i Eleonore noszą takie same bransoletki na nodze. - No to mi zaimponowałaś. Ja nie miałam tyle siły woli.- odparła Jane pomijając kwestię bransoletek.- Alice jest… ma bardzo silną i charyzmatyczną aurę i… jest ładna. I niełatwo się jej długo opierać. Miejmy nadzieję, że nie zwróciłaś za bardzo jej uwagi. -...- Susan nawet nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Jane wiedziała o wiele więcej niż mówiła. - Pijesz? - Co piję?- zapytała nieco pogrążona we własnym rozmyślaniach Hong. - Czy whisky pasuje do kuchni wietnamskiej? Trzymałam na czas parapetówki...ale wydaje mi się że mam ochotę wypić ją wcześniej. - Jasne. Mogę się napić.- odparła Jane z ulgą zmieniając temat. - Pijesz w pracy czy mam przyjść o konkretnej godzinie? - Spytała brunetka nie ustalały kiedy ma być ten posiłek, więc wolała się upewnić. - Jestem moim własnym szefem. Mogę zamknąć wcześniej.- stwierdziła z uśmiechem Jane. - To zapraszam w moje skromne...i nadal zabałaganione oprócz kuchni i łazienki progi. - Powiedziała Susan i poczekała aż druga Azjatka zrobi to co ma i pójdą razem. Ta po zamknięciu sklepu i skoczeniu do Phila po produkty żywnościowe udała się do domu Woods. Weszła do środka i rozejrzała dookoła.- No.. jest tu co robić. Po czym obie udały się do kuchni, a tam Hong zaczęła pokazywać swój talent kulinarny. Susan zezując na Jane chowała swoje zakupy i raz poleciała do sypialni, schodząc z butelką ...jeśli ktoś nie pił whisky nigdy by nie zauważył jak stara jest butelka… i że zwykły człowiek nigdy by nie miał szans nawet stać w jej okolicy. Kolejny szkielet łączący ją z poprzednim życiem. Sama świadomość jak jej mąż byłby wściekły wiedząc że jego perełka skończyła rozpita przez osoby które tego nigdy nie docenią...Susan uśmiechnęła się do siebie rozlewając płyn do szklanek. - To wygląda drogo. Jesteś pewna?- zapytała Hong sprawnie pracując w kuchni nad ich przyszłym posiłkiem. - To moja parapetówka, plus prawie nic nie dałam za tą butelkę więc...zapewne tylko wygląda, - zbyła wątpliwości właścicielki sklepu postawiła koło niej szklankę - Czy powinnam od razu powiedzieć ewentualne plany na przyszłość, byś mogła lepiej określić ile roboty trzeba tutaj? - To mogłoby pomóc.- stwierdziła z uśmiechem Jane, rozkładając posiłek na talerzach. - Sajgonki, mogą być? - Tylko mnie nie wyśmiej. - Powiedziała Susan milcząc chwile a potem mówiąc - Kwiaciarnia. - To śliczny pomysł.- oceniła z uśmiechem Hong. Po chwili namysłu dodała.- Znajdą się klienci.. chyba. Ja na pewno. - Dzięki. - Susan uśmiechnęła się szczerze, stwierdzenie Jane poprawiło jej humor. Uniosła szklankę w toaście - Za małe biznesy? - Za małe biznesy. I miłe sny.- odparła z uśmiechem Jane i wypiła trunek. Po chwili oczy otworzyły się jej szeroko i zaczęła kaszleć.- Moooocne. - Pewnie podrasowali spirytusem… - Powiedziała Susan, ona akurat była to tych smaków przyzwyczajona, 10 lat małżeństwa ją nauczyły. Spróbowała posiłku i jej oczy otworzyły się szeroko. - Te sajgonki to najlepsze co jadłam od jakiegoś czasu. - Bez przesady…- odparła zawstydzona Jane i zadowolona z tego komplementu.- Musiałaś jeść w życiu lepsze potrawy od moich. Gotuję tylko dla siebie i mojego partnera jeśli akurat jest w mieście. - Ja umiem zrobić: jajecznicę… inne formy jajek i spaghetti…kiepski ze mnie materiał na partnerkę...- Susan trochę przesadziła z ilością potraw. Umiała robić też sałatki i steki z grilla. Jane nalała sobie trunku i wypiła przyglądając się pani Woods. Wstała i podeszła od tyłu do niej. Chwyciła za jej ramiona i zsunęła koszulę z jej ciała. Odłożyła na stolik i z łobuzerskim uśmiechem dodała.- Podawaj im jajecznicę w takim stroju, a z pewnością będą wielbić twoją kuchnię. - Susan najpierw popatrzyła zaskoczona a potem wybuchła śmiechem, jej gość również zaczęła się śmiać. Susan polubiła Hong. Kiedy znowu zasiadły przy stole i się trochę uspokoiły, Woods zaczęła ją poznawać. - Twój partner to ten specjalista? - Tak. Nie przebywa zbyt długo w mieście i nigdy nie zostaje na noc.- wyjaśniła Hong potwierdzając jej podejrzenia. - Bo koszmary? - Susan zastanowiła się ile osób odczuwa co się dzieje. Ile ma tego świadomość i jak sobie z tym radzą. - Bo ma… swoje powody. Ja nie pytam. A on i tak mi nie powie, nawet gdybym spytała.- wyjaśniła enigmatycznie Jane. - Mhm - Susan w poprzednim życiu też nie pytała choć pewnie z innych powodów. - Czy oprócz Alice i Eleonore są inne osoby równie ‘charyzmatyczne’? Jane przygryzła dolną wargę i skinęła głową. - W mieście działa Towarzystwo Historyczne. Alice i Eleonore działają w nim. I kilka wpływowych osób w mieście. I… cóż.. on… potomek założyciela miasta. Acz jego możesz nie zobaczyć… bo się tu nie zapuszcza.- wyjaśniła w końcu Hong nie dodając nic więcej. “Daulmehre” Pojawiło się w głowie Susan. - Jasne elita trzyma ze sobą. Chcesz zobaczyć górę? Chyba najbardziej chce zmienić tam. Nie wiem czy doczekam na was z zdzieraniem tapety. Możliwe że ją zamorduje wcześniej. - Ok… zobaczmy ją.- odparła z uśmiechem Jane i zażartowała ze śmiechem.- Nie myśl tylko że jestem łatwa, skoro tak łatwo zaciągniesz mnie do swojej sypialni. - Hej hej, to ta część służbowa wizyty. - Dodała Susan wstając i prowadząc gościa na piętro. - Będę bardzo służbowo pijana.- odparła ze śmiechem Azjatka podążając za panią Woods. Gdy weszły na górę rozejrzała się po sypialni mówiąc.- No.. prawie jak w jakiejś willi. A tapeta nieźle się trzyma ściany. - I tak się jej pozbędę jest okropna i sprawia, że źle się z nią czuje. - Dodała uparcie właścicielka patrząc złorzecząc na tapetę. - A potem chce pomalować ściany na jednolity kolor i powiesić parę obrazów. Choć zobaczysz Gabinet on jest… nie do końca poprawny. Wydaje mi się że powinien mieć większy metraż z ułożenia domu. - Jakich obrazów? Co lubisz oglądać?- zapytała Jane drapiąc paznokciem tapetę.- Hej… tu jest kilka warstw tej tapety. - Może być ich i miliard i tak zedrę całą - powiedziała z korytarza Woods - A na obrazach lubię oglądać ptaki drapieżne. Jak sowy, pustułki czy jastrzębie, ...no dobra żurawie też są ładne. - Acha.. ja wolę kwiaty.- odparła z uśmiechem Jane. - Masz jakieś ulubione? - - Fiołki afrykańskie. Na szczęście nie pachną. - stwierdziła żartobliwie Hong podążając za Woods do drugiego pokoju. - Rzeczywiście… brakuje metrażu. - stwierdziła po wejściu do środka. - Myślisz że poprzedni właściciele mieli ukryty pokój? - Spytała się trochę podekscytowana Woods. - To możliwe… teoretycznie. - oceniła Jane. - Słyszałaś coś o poprzednich właścicielach? Powiedzieli mi że dom stoi pusty już paręnaście lat.- - Małżeństwo… - Jane podeszła do pustych półek solidnej biblioteczki stojącej obok szafy. Cała jedna ściana była zabudowana meblami.- ...on zmarł. Ona… nie wiem. Znikła? Byli kiepskimi cukiernikami, ale prowadzili kawiarenkę na dole. Więc można tam było pogadać przy kawie i ciastkach. - W łazience mam jeszcze lustro do wymiany...jest pęknięte z śladami krwi…- Powiedziała mimochodem Susan zastanawiając się czy żona właściciela skończyła może jak mąż Yoony. - Myślisz że miał ukryte przejście w szafie? - Spytała zaczynając oglądać dokładnie zabudowaną biblioteczkę. - Toby było takie ekstra! I znowu macki… tym razem jako ozdoba mebla. W tych macka tkwiły wijące się w ekstazie kobiece i męskie sylwetki? Nie… to tylko wyobraźnia. Nie było nią jednak nieludzkie oko wśród macek. - Pewnie tam popełnił samobójstwo. - stwierdziła Jane. - Psujesz mi hype na ukryty pokój o którym wie mało osób. - Powiedziała Susan dotykając oka. - Choć ozdoby mogłyby być mniej mackowe. Choć oko jest jakimś urozmaiceniem. - Spróbowała wcisnąć je do środka. Udało się i biblioteczka uchyliła się nieco… jakby była na zawiasach. Bo pewnie była. Susan odstąpiła trochę i popatrzyła na Jane z lekkim przestrachem. w telefonie włączyła latareczke i ustawiła się koło wejścia. - Poczekaj. Mój dom to wchodzę pierwsza. Jeśli coś wyskoczy to przynajmniej nie będzie mi głupio, że coś się stało mojemu gościowi w domu. - Wzięła głęboki oddech i otworzyła szerzej biblioteczkę. “Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, ...” powtarza w myślach mantrę jakby miało ją to uchronić przed czymś co ją tam czekało. Nie było. Za to był duży pokoik, wyciszony. Po prawej tapeta domowej roboty. Wycinki gazet z zaginionymi młodymi kobietami. Dziesiątki wycinków. Po drugiej stronie… łańcuchy ze skórzanymi kajdanami. Kneble. Pejcze i szpicruty. Galeria sześciu zdjęć kobiet, których Susan rozpoznała dwie. Eleonore i Alice. Podpis pod zdjęciami głosił: Wynoście się z mojej głowy. - Co znalazłaś? - spytała Jane z drugiego pokoju. - “Centrum operacyjne śledczego “ albo ”Pokoik teorii spiskowych”... mieliście tutaj zaginięcia młodych kobiet? - Spytała, patrząc na wycinki z gazet. “No. On zdecydowanie wiedział, co się dzieje. Ciekawe czy udało mu się trzymać je z dala od swojej głowy” Zastanowiła się nowa właścicielka mieszkania. - Nie… w zasadzie nie tak często. A co? - spytała Jane wchodząc i rozglądając się z przerażeniem po pomieszczeniu. Wycinki dotyczyły kobiet głównie z południowych stanów USA. Zaskakująco mało wycinków dotyczyło Luizjany. “No tak, nie pierze się brudów we własnym ogródku.” Pomyślała do siebie oświetliła zdjęcia. - Znasz kogoś więcej ? - spytała oświetlając podpisane zdjęcia. Skoro te je tak pogrupował znaczy, że reszta kobiet miała...możliwe takie samo działanie na innych jak Alice i Eleonore. - Rose, Jessica, Camille… i miss Dupont. Elita miasta. - stwierdziła Jane biorąc w dłonie jeden z pejczy i przyglądając się tej “ zabawce”. - Susan, robiłaś to już… z kobietą? Susan wyrwana z rozmyślań nad zagadką i tajemnicami miasta, popatrzyła na trzymany przez Jane pejcz i spaliła buraka przypominając sobie swój sen i wizytę u Alice. - Nie.. - Powiedziała cicho. - Właściwie to nawet tego nie rozpatrywałam...przed przyjazdem tutaj i spotkaniu…- nie powiedziała ale stuknęła palcem w zdjęcia spotkanych członków Elity. - Tak jak ja…- mruczała Hong wodząc pejczykiem po przedramieniu. - ...ale potem się… stało i już. Podeszła do zdjęć i stuknęła w jedno z nich. - Powinnaś uważać na Rose. Inne… nie są specjalnie zainteresowane. Ale Rose to nimfomanka i nie ma dla niej znaczenia, kogo obejmuje nogami podczas seksu. - Czy one tak … na wszystkich? Mężczyzn i kobiety…- Sprecyzowała Susan. - Mhmm… niektórzy się opierają jak ty. Inni nie mają sił. Ale jeśli chcą cię wypróbować, to tylko kwestia czasu… w końcu pękniesz. A wtedy będzie to równie podniecające co poniżające. - wyjaśniła wstydliwie Jane. - A i unikaj posiadłości… za wszelką cenę.- Susan położyła dłoń na barku Jane, i ścisnęła. Był to mały gest ale niósł ze sobą wiele komfortu i wsparcia, jak również podziekowała za ‘ostrzeżenia’. - Niech próbują. - W głosie Susan brzmiało wyzwanie i groźba. Susan Woods miała wieść życie wolne od poniżeń. Jej poprzednie wcielenie miało cały bagaż doświadczeń, było też bardzo gniewne i uważało by nie dać się zagonić w kozi róg jak kiedyś. Coś mówiło Susan że jej dawne ja będzie musiało wypełznąć z grobu w jakim zostało pochowane. Jane nachyliła ku niej twarz i przycisnęła wargi do kącika jej ust. Na krótko, po czym odsunęła się z nieśmiałym uśmiechem. - No i teraz twój pierwszy pocałunek nie będzie należeć do nich. - dodała i poważniej rzekła. - A serio mówiąc. Unikaj Rose i nie prowokuj reszty. Tak bezpieczniej.- - Będę ostrożna. Dzięki Jane za pomoc... - “...ale jeśli te wiedźmy myślą, że się ugnę bez walki to czeka je niemiła niespodzianka.” - A tam… niewiele ta moja pomoc ci dała.- odparła ze śmiechem Jane, podczas gdy Susan wpatrywała się wyzywająco na zdjęcia, jakby chciała pokazać jaka jest silna. Jednak, gdy spoglądała w oczy Alice ze zdjęcia, oddech pani Woods przyspieszył lekko. Wyobraźnia podsuwała wspomnienie owej stoickiej kobiety… jej stopy w czarnej szpilce. Susan oblizała nerwowo usta przez chwilę zastanawiając się co by się stało, gdyby… jej usta… |