Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2019, 00:15   #72
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Pochodnia poleciała i odbiła się od kamiennej posadzki. Przygasła, ale nie zgasła zupełnie, oświetlając najbliższe otoczenie. Wszystko wskazywało na to, że pomieszczenie za drzwiami jest bardzo duże i wysokie. Bezpośrednio przed nią płomienie ukazywały okrągły basen, w środku którego błyszczały się ludzkie czaszki balansujące na cienkich szpikulcach. Je także ustawiono w okrąg. Dalej cienie gęstniały, nawet wzrok Lugira z trudem wychwytywał szczegóły. Dwie pary schodów umiejscowione przy ścianach prowadziły na podwyższenie. Wszystko sprawiało wrażenie stworzonej pod ziemią katedry, na której ołtarzu coś lśniło i błyszczało na żółto. Coś, czego z tej pozycji nie widzieli.

Nagle od tamtej strony poniósł się wściekły skrzek. Coś załopotało skrzydłami, dźwięk był jednoznaczny, niczym cholernie wielki nietoperz. Wściekły głos, który usłyszeli, poniósł się po podziemiach.
- Jak śmiecie nachodzić sanktuarium Matki!
Miał w sobie coś kobiecego, jak również bardzo nieludzkiego. Dochodził gdzieś od strony podwyższenia, ale nie widzieli jego właścicielki.

Druid, słysząc to, zdrowo łyknął z bukłaka i przepchnął się do przodu stając ramię w ramię z Kasem. Blokował przejście przez korytarz czemukolwiek co spróbowałoby tamtędy przejść, jednocześnie nie wychodząc do przodu na tyle daleko żeby coś znienacka mogło mu spać na głowę znad przejścia.

- Jest tylko jedna bogini-matka, Matka Księżyca, Desna! - odkrzyknął Chasequah. Opierając się o drzwi, by nic nie otworzyło ich szerzej z wewnątrz schował miecz i dobył łuku.
- Będziemy potrzebować więcej światła - szepnął do kompanów. - Zapalcie resztę pochodni.

Prócz tej wrzuconej do środka i prawie wypalonej, mieli jeszcze trzy, w tym jedną już zapaloną przez Nukę.
-Potrzebować to możemy teraz pomocy Twojej bogini-matki, oby była ci przychylna - powiedziała, gdy po jej skórze przebiegał nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się plecami do kompanów, by kontrolować, czy nic nie spróbuje zajść ich od tyłu, gdy wszyscy skupią się na drzwiach i dochodzących zza nich odgłosach.

- Przepuśćcie mnie - wyszeptała Kilyne, stojąca do tej pory przy ścianie, obok drzwi, starając się nie być widoczna dla tego czegoś w środku. Gdy tylko między kompanami pojawił się prześwit, przymknęła oczy, koncentrując się głęboko. I zniknęła im z oczu. W kilku krokach znalazła się w dużym pomieszczeniu, poruszając tuż przy ścianie w stronę schodów.
Nikt nie podjął z nimi dyskusji, ani nie spróbował przedostać się przez drzwi. Panowała niemalże idealna cisza, gdy przebrzmiały ostatnie słowa. Kilyne poruszała się prawie bezszelestnie, krok po kroku zbliżając się do schodów. Jej wzrok nie był tak dobry jak ten Lugira, ale i tak widziała sporo dzięki pochodni i blaskowi na podwyższeniu. A mimo to nie widziała innej obecności w tym przypominającym świątynię miejscu. Drzwi, które minęła po drodze trzymały się już ledwo-ledwo i nie wyglądały, żeby prowadziły gdziekolwiek. Kiedy zaś się wsłuchała, jedyne co wychwyciła to ciche, niezidentyfikowane szmery od strony podwyższenia.

Po chwili skrzypnęły główne drzwi, otwierając się szerzej i do środka wkroczyli ostrożnie pozostali, na czele z Kasem. Shoanti w jednej dłoni trzymał łuk a w drugiej pochodnię i gotową do nałożenia na cięciwę strzałę, gotów upuścić pochodnię, gdy tylko dostrzeże coś wartego strzału.

Lugir wolał nie rozstawać się z tarczą i kroczył zasłaniając się nią przed niewidocznym wrogiem. Nie wychodził przed Kasa żeby nie oberwać strzałą w plecy, ale ciągle próbował znaleźć przeciwnika. Kilyne również podążała do przodu, wkraczając na schody ze strzałą nałożoną na cięciwę. Uważnie nasłuchiwała, gotowa zwrócić się w stronę odgłosów i zastanawiając, czy głos dochodził z tego samego miejsca co poświata.

Nuka wciąż trzymała się z tyłu, choć odległość, która dzieliła ją od mężczyzn z każdym krokiem stawała się coraz mniejsza, nie chciała bowiem zostawać sama. Duże, tajemnicze pomieszczenie napawało ją niepokojem. Przyświecając sobie pochodnią rozglądała się czujnie, gotowa w każdym momencie wspomóc się magią.

Przez chwilę słyszeli tylko własne kroki, wchodząc do mrocznego, dużego pomieszczenia. Kiedy jednak stopy Kilyne zaczęły natrafiać na stopnie, w zasięgu wzroku pojawiła się ona, unosząca się na skrzydłach nad żółtym światłem. W pierwszej chwili poczuli szok, w drugiej zorientowali się, że istota z rogami i skrzydłami wygląda co prawda jak demon z opowieści, ale jest wielkości przerośniętego kota. Wcześniej musiała być pod wpływem zaklęcia, które rozproszyło cięcie sztyletem po przedramieniu. Krew skapała w stronę światła i niemal natychmiast na podwyższeniu zaczął się formować humanoidalny kształt. Z przerośniętymi ramionami i paskudnymi mackami wokół ohydnej paszczy. Cóż, takie dwa już zabili.

- Zapłacicie za to wtargnięcie! - głos istoty był zadziwiająco silny jak na jej rozmiary. Czarnowłosa wychwyciła jednak zaniepokojone spojrzenie, jakie latające stworzenie rzuciło temu formującemu się poniżej.

Lugir żwawym machnięciem zerwał zaklęcie detekcji - nie było już potrzebne. Przydatne było za to co innego, i po znanym już towarzyszom zaklęciu jego pałka znów urosła do rozmiarów małego, tęgo łojącego, drzewka. Ostrożnie, po łuku pozwalającym towarzyszom bezlitośnie szyć z łuku, Lugir ruszył w stronę dopiero co powstającego stwora, gotów zdzielić go pałą przez łeb kiedy tylko rzeczony łeb się uformuje.

Czarnowłosa zmrużyła oczy. Pani tego miejsca, albo służka tej pani, nie wyglądała imponująco. Chwila pierwszego szoku minęła. I to spojrzenie! Demonica musiała się spodziewać kompletnie innego efektu, ciekawe jakiego. Nie wdając się w dłuższe rozważania napięła łuk i ciągle stojąc na schodach, wystrzeliła strzałę w stronę latającego potwora.

Rudowłosa cały czas poruszała się cicho i spokojnie starając się nie zwracać na siebie uwagi przeciwników. Kątem oka zauważyła, że druid przyjął odwrotną strategię, przez co mógł skierować na siebie zainteresowanie obecnych w sali stworzeń i dać jej sekundy potrzebne na pochwycenie broni. Stanęła pod ścianą na wysokości zbiornika z wodą. Szybkim, choć łagodnym ruchem odłożyłą pochodnię, pewnie złapała kuszę i załadowała. Celując w znajomo wyglądającego stwora, strzeliła.

Dwa pociski pomknęły do celu. Bełt minął stworzenie, odbijając się ze stukiem gdzieś od ściany z tyłu, ale wypuszczona z zaskoczenia strzała dosięgła latadła. Mimo to, potwór pokazał jak twardą ma skórę, kiedy strzała jego długości jedynie pozostawiła szramę. Demon krzyknął ze złości i bólu, po czym… zniknął.

Wynaturzenie nie zastanawiało się za to nad niczym, nie kalkulowało i nie próbowało wymyślnych strategii. Zagulgotało i rzuciło się prosto na zbliżającego się Lugira, skacząc na niego ze schodów i próbując złapać mackami i ugryźć. W ostatniej chwili zablokował to bronią, uskakując jednocześnie w bok. Śmierdząca ślina opryskała twarz druida, sama w sobie powodując mdłości.

- Co na zadek ogra… - Kas zamrugał oczami, gdy latadło, w które już wymierzył strzałę, po prostu zniknęło.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej rzucił łuk i dobył miecza, by pomóc Lugirowi w walce z mniej efemerycznym potworem.

Czarnowłosa nałożyła następną strzałę na cięciwę i zaczęła cofać w stronę drzwi, z głową zadartą i aktywnie przepatrującą duże pomieszczenie, gotowa do wypuszczenia pocisku. Nie chciała zużywać na razie więcej swojej wewnętrznej energii, nie wiedząc do końca z czym tu przyszło im się mierzyć.
Nuka uznała, że mężczyźni powinni poradzić sobie ze stworem o mackowatej gębie. Nie zmieniając pozycji, bo ze ścianą za plecami czuła się bezpiecznie, z gotową do wystrzału kuszą obserwowała otoczenie. Była przekonana, że fruwagło, które przed chwilą zniknęło jej z oczu pojawi się zaraz w innej części pomieszczenia.

- Nosz tylko tych parszywych stworów... - druid zaczął, ale obrzydliwy zapach uderzył go w nos i na dobrą chwilę zniechęcił go do otwierania ust. W zastępstwie machnął swoim niewielkim drzewkiem próbując pozbyć się stworzenia.
- ... mi tu brakowało - dokończył, cofając się od stwora tak by zmusić go do obrócenia się tyłem do Kasa. I zdobyć trochę świeższego powietrza.
Druid trafił w głowę, aż coś chrupnęło i paskudne wynaturzenie chodziło przekrzywione, jakby szydziło ze wszystkich w tym pomieszczeniu. Uchyliło się przed ciosem zachodzącego z boku Kasa, w taki właśnie na pozór lekceważący sposób, a macki wyciągały się ku wrogom, wydając z siebie obrzydliwe, mlaskające odgłosy.

Przewidywania Nuki sprawdziły się. Istota pojawiła się nad basenem, kończąc właśnie rzucać jakieś zaklęcie. Tuż przed dziewczynami otworzył się portal i wypadło z niego coś jeszcze bardziej ohydnego niż to z czym walczyli mężczyźni. Stworzone z czegoś lepiącego się, niczym połączenie błota, odchodów i kleju, bezgłośnie zaatakowało natychmiast, tłukąc rudowłosą swoimi łapami i obijając wyjątkowo boleśnie. Latająca demonica zasyczała złośliwie w ich kierunku, na razie ciągle widoczna.

Półelfce zakręciło się w głowie, z trudem powstrzymała też odruch wymiotny, który mógł być wywołany przez silny ból lub wygląd i smród czegoś, co ten ból zadało. Za wszelką cenę chciała oddalić od siebie obrzydliwego napastnika. W jednej chwili upuściła kuszę i skierowała otwartą dłoń na przeciwnika. Z bladej skóry zaczęły wyłaniać się wielokolorowe, poruszające się szybko iskry tworzące coś na kształt stożka.
Miała nadzieję, że te paskudztwa z mackami to najbrzydsza rzecz, którą tu spotkają. I myliła się. Kilyne wstrzymała oddech. Rzucanie się na to z mieczem od przodu w jej przypadku i tak nie miało szans powodzenia, dlatego pozostała przy łuku, napinając go i wypuszczając pocisk prosto w paskudną karykaturę twarzy. W następnej kolejności chciała okrążyć Nukę i potwora, chcąc mieć dostęp do bardziej newralgicznych miejsc tej ohydy. Oby latający potwór miał ograniczone możliwości przywoływania kolejnych sprzymierzeńców!

Kas zerknął na czarodziejkę, która najwyraźniej nie miała bitewnego szczęścia. Szkoda, bo szczęście jest ważne, kto wie czy nie najważniejsze. Za wodzami, o których mówiono, że urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą Desny chętnie podążali wojownicy Shoanti.

Nuka jednak czarowała a jak czarownik czaruje, znaczy że jest żyw.
Chasequah zostawił Lugirowi dobicie rannego potwora i skoczył z uniesionym wysoko mieczem ku nowej kreaturze.
- Zatrzymamy te dwa, walcie w latadło! - zawołał.

Lugir, który dopiero co podsumował swoje potężne trafienie zadowolonym sapnięciem, wykorzystał gwałtowny ruch i krzyk Shoanti za plecami stwora by po raz kolejny spróbować zdzielić stwora pałą przez … łeb? Stwory były obrazą dla natury - a skoro latający demon je wzywał to był temu winny - ale zadowolona mina druida wynikająca z oczyszczania tego miejsca mocno skwaśniała, gdy zobaczył drugą potworność zabierającą się do ich towarzyszek.



Sytuacja zmieniała się bardzo szybko, a dwie szczupłe i niezbyt imponujące dziewczyny miały wyraźny problem z unieszkodliwieniem tej paskudnej, wydającej z siebie zupełnie bezrozumny, obleśny dźwięk kreatury. Z dłoni Nuki wyprysnął wachlarz intensywnych kolorów, który okrył sylwetkę wroga. Ten tylko zamrugał, niezrażony. Strzała Kilyne wystrzelona została tak niefortunnie, że prawie trafiła rudowłosą zamiast ruchliwego potwora. Kto wie jakby się to skończyło, gdyby nie nagła szarża Kasa? Barbarzyńca z okrzykiem bojowym, nic sobie nie robiąc z tego, że dostał przy okazji przez plecy pazurem od abominacji, wpadł na plecy przyzwańca i uderzył potężnie. Miał wrażenie, że to był najmocniejszy cios jaki zadał w życiu, ale wcale nie przeciął nim wroga. Skóra tego czegoś okazała się bardzo sprężysta i twarda i choć rana była wyraźna, do ubicia ohydy trochę pozostało. Odwróciła się od razu, porzucając swoje zainteresowanie zaklinaczką, skupiając się na tym, co zadał jej ból. A przynajmniej próbując, bo Chasequah nie dał się zaskoczyć i zwinnie uskakiwał przed chaotycznymi uderzeniami wielkich jak maczugi łap. A przy schodach Lugir oraz plująca i charcząca maszkara wymieniali niecelne ciosy i ugryzienia, tańcząc wokół siebie. Latający stwór wykorzystał tę chwilę na ponowne zniknięcie wszystkim z oczu.
- Twoja matka jest brzydsza od ciebie! - Kas rzucił pod adresem glutowatej ohydy pierwszą obrazę jaka przyszła mu do głowy. Uchylił się przed machnięciem łapy i ciął poziomo po nogach, kombinując, że to coś jest wolne, a bez nogi będzie jeszcze wolniejsze.

Druid, lubo ciągle cały, zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Atakując stwora cofnął się plecami w stronę fontanny, ostrożnie sprawdzając nogą głębokość wody. Kilyne natomiast postanowiła posłuchać na razie Kasa. Cofnęła się o krok, poza zasięg łap tego paskudztwa i wypatrywała latającego wroga ze strzałą nałożoną na cięciwę.

Nuka również przygotowała się do strzału, nie miała jednak zamiaru wypatrywać demonicy. Zdenerwowana, że zaklęcie nie tknęło nawet paskudy postanowiła zrobić kilka kroków do tyłu i wykorzystując okazję, że śmierdziel interesuje się Kasem wpakować bełt w jego pokaźne plecy lub bok.
Noga druida wstępowała właśnie do lodowato zimnej wody i zanurzała się w niej po kolano, kiedy aberracja zaatakowała ponownie, wściekle rzucając się na białowłosego i otwierając paszczę. Długie zęby znów ugryzły tylko powietrze, za to tym razem laga Lugira trafiła cel i głowa odskoczyła w drugą stronę, z nieprzyjemnym chrzęstem. Ciało przeszło jeszcze krok do przodu i zwaliło się na krawędź basenu, który w swojej zewnętrznej części nie był głębszy niż pół metra, za to straszliwie zimny. Chasequah wymieniał ciosy z przyzwanym przez latadło potworem, ale to wcale nie on okazywał się szybszy. Jego miecz niegroźnie odbił się od tego co mogłoby być bardzo masywną nogą, za to łapa wroga jakby się wydłużyła i trafiła go mocno w żebra. Bełt wystrzelony przez Nukę, która cofnęła się ostrożnie o krok, aby nie przyciągnąć uwagi paskudy i podniosła kuszę, nie uczynił żadnej szkody wrogowi. Zbyt szybko nacisnęła spust i spudłowała.

Barbarzyńca nagle poczuł, jak jego członki twardnieją, a chwilę później nie mógł poruszyć już zupełnie niczym! W tym samym momencie wysoko w powietrzu, w rogu sali znów pojawił się demoniczny kształt. Kilyne wystrzeliła, ale strzała minęła cel. Zacisnęła mocniej zęby i od razu sięgnęła po następną strzałę, chcąc wykorzystać fakt, że istota znowu była widoczna. Kątem oka dostrzegła jak Kas zamiera w miejscu, ale jemu nie mogła pomóc. Najpierw musieli zlikwidować źródło tych zaklęć!

Druid, mimo swojego wcześniejszego planu, nie chciał pozostawiać Kasa na łasce potwora i zamiast zaszarżować na latającą pokrakę okrążył fontannę i usiłował zdzielić pałą potwora. Coś takiego powinno zwrócić jego uwagę, a do tego jeżeli przyzwaniec spróbuje dobić bezbronnego barbarzyńcę, to zdzielił by go co najmniej jeszcze raz.

Nuka sfrustrowana kolejnym pudłem, bez chwili namysły przygotowała do strzału kolejny bełt. Tym razem przymierzyła nieco dokładniej i znów strzeliła w ohydne brązowe cielsko.
Bełt rudowłosej trafił, ale odbił się od paskudnego potwora nie czyniąc mu krzywdy, kiedy ten obijał bezbronnego Kasa swoimi olbrzymimi, twardymi jak kamienie pięściami. Zdołał nawet odskoczyć przed ogromną lagą Lugira. Ten chociaż osiągnął jeden cel: został przez raczej bezmyślną istotę uznany za większe zagrożenie. Wielkie łapy zaczęły wymachiwać w kierunku białowłosego i jedna osiągnęła swój cel, na razie niegroźnie obijając żebra. Kilyne nie zdążyła wystrzelić ponownie zanim demon zniknął i śledziła otoczenie przenikliwym spojrzeniem. Nuka strzeliła jeszcze raz i jeszcze raz poczuła ten sam zawód, kiedy bełt trafił w cel i niegroźnie odbił się od jednocześnie twardej i sprężystej skóry czy tego co tam ten potwór miał zamiast niej.



Walka nie szła po ich myśli, ani trochę. Kolejna pięść trafiła, kiedy białowłosy podobnie jak w walce z goblinami, zupełnie przestał być skuteczny. Broń Nuki okazywała się kompletnie nieskuteczna, a co gorsza, demonica znów się ukazała, tym razem unosząc się w powietrzu nad podwyższeniem. Jej dłonie ponownie poruszały się i tuż obok czarnowłosej wyskoczył z portalu wielki, płonący żuk, atakując dziewczynę, skutecznie gryząc ją w łydkę. Kilyne skupiona na obserwacji poczuła nagły ból, ale mimo tego jej spojrzenie sięgnęło małej demonicy i uchwyciło fakt, że po ranie jaką wcześniej zadała, nie było teraz śladu!
Trafiony druid sapnął, ale wcale nie wyglądał jakby specjalnie przejął się ciosami
- Dawaj tu, pokrako, no chodźże ze mną - po raz kolejny spróbował zdzielić stwora lagą przez łeb … przez to co łeb udawało, w każdym razie i odciągnąć przywołańca od Kasa w stronę ołtarza Kas nie utrudniał tego ani nie ułatwiał, leżąc nieruchomo jak posąg, tak jak upadł po ciosach. Nie wypuścił nawet broni, jego skamieniałe dłonie wciąż zaciskały się na rękojeści miecza.

- Musimy się wycofać! - krzyknęła Kilyne, cofając się o krok i wypuszczając strzałę w to palące się, żukopodobne coś. Nie widząc śladu po trafieniu na ciele latającego wroga, postanowiła lepiej zadbać o swoje i kompanów bezpieczeństwo, zanim wspólnie zajmą się najgroźniejszym przeciwnikiem.

Rudowłosa kiwnęła głową w geście aprobaty pomysłu Kilyne, która wydawała się być ich głosem rozsądku. - Weźcie Kasa - powiedziała do towarzyszy a jej dłonie znów zaczęły poruszać się w sposób przypominający taniec - a ja postaram się ich zablokować.
Liczyła na to, że zaklęcie zadziała na płonącego owada i obrzydliwą kreaturę.
Magia zupełnie została zignorowana przez to glutopodobne coś, jak gdyby potwór był na nią tak po prostu odporny. Ciągle wymachiwał wielkimi łapskami, próbując dosięgnąć Lugira. Żuk natomiast odwrócił się ku rudowłosej, na moment wytrącony z chęci zagryzienia Kilyne. Okazało się, że ta chwila ze śmiertelnego zagrożenia zmieniła sytuację na względnie znośną. Obrzydlistwo oberwało lekko lagą druida i wyglądało po tym ciągle całkiem żwawo, pojawił się jednakże portal, który wessał go bezpowrotnie. Czarnowłosa zaś celnie przybiła wydzielającego jasną, ciepłą aurę przerośniętego robala do posadzki i ten także zniknął w obłoku dymu.
Pozostało latające, małe straszydło. Znowu się pojawiło i tym razem cisnęło małym sztyletem, który ugodził ciągle nieruchomego Kasa w udo, znowu upuszczając barbarzyńcy krwi. Ten czuł jednak, że powoli wraca mu sprawność ruchu. Jeszcze kilka sekund!

Widząc że pozostałym nie grozi już bezpośrednie zagrożenie, druid potrząsnął przecząco głową i z głośnym burknięciem - Nieee - popędził po schodach w stronę latającego potwora. Zamierzał go schwytać zanim znów zniknie i, trzymając pewnie w garści, obić do nieprzytomności. Metodą dowolną, a biorąc pod uwagę przez co stwór ich przeczołgał metody co bardziej śmiercionośne także wchodziły w grę. Widząc jak Lugir gna do ataku, niewielka Kilyne nie miała wyjścia. Mogła co najwyżej spróbować zasłonić barbarzyńcę swoim ciałem, częściowo to zawsze lepiej niż wcale, strzelając przy tym do fruwającego, uporczywego stworzenia, którego nienawidziła coraz bardziej.

Nuka nie lubiła, gdy coś szło nie po jej myśli. A tu niemal wszystko szło źle. Z wściekłością wymalowaną na twarzy stanęła ramię w ramię z czarnowłosą. We dwie miała większą szansę zasłonić rosłego barbarzyńcę, a pociski wystrzeliwane z dwóch broni też zwiększały szanse na trafienie.

- Blueeeergh…uh... łaaabić! - Kas najpierw odzyskał mowę, choć jeszcze nie całkiem artykułowaną. - Aaaah! Gdje?
Powoli i z głośnym jękiem zaczął się wyginać, po czym stawać na nogi, z obłędem w oczach rozglądając się za wrogami.

Lugir pędził tak szybko jak mógł, ale nie zdążył. Zresztą wiszący wysoko ponad posadzką stwór był niełatwy do trafienia, a jak tylko białowłosy machnął bronią, demon zniknął ponownie. Wyglądało na to, że może to robić w nieskończoność. Mężczyzna usłyszał tylko łopotanie małych skrzydełek, które wniosło się wyżej. Zapadła cisza. Kas wreszcie mógł się ruszać, czując ból wielu ran. Pozostali także poobijani stanowili tylko trochę lepszy obrazek.
Poczekali chwilę, ale nic nowego się nie ujawniło. Stworzenie mogło gdzieś tu być, mogło także opuścić tę podziemną świątynię nieznanego bóstwa. Nie ujawniało się. I nie przyzywało nowych szkarad.

- Neijnnawidz… ugh… przeklęte czary! - poobijany Shoanti wstał, ale zaraz opadł na kolano. - Spalę to miejsce, słyszysz?! - krzyknął do niewidzialnego stworzenia. - Zrównam… uff… z ziemią!
Klepnął na tyłek, zaciskając zęby wyciągnął sztylecik z uda i zaczął opatrywać ranę. Jak się okazało, sztylecika w udzie nie było. Rozpłynął się w powietrzu.
Kilyne nie przestawała wgapiać się w sufit, ze strzałą nałożoną na cięciwę.

- Nadal uważam, że powinniśmy się wycofać. I to… przedyskutować.
Miała kilka pomysłów, ale prawdę powiedziawszy wolałaby je omówić bez potencjalnych, słyszących to uszu niewidzialnej istoty.

- Chodźmy więc - burknął druid, rozglądając się ostrożnie dookoła żeby nie dać stworowi wyskoczyć za swoimi plecami, ale zaczął się cofać w kierunku towarzyszy - Kas, wstawaj a nie biwak tutaj rozkładasz.

Nuce nie pozostało nic innego, jak tylko kiwnąć głową na znak, że zgadza się z towarzyszami. - Może tak do trzech razy sztuka, co? Za pierwszym razem prawie mnie zaciukali, a teraz wszyscy przynajmniej mamy siłę stać na własnych nogach - rzuciła próbując dodać sobie i innym otuchu.

- Prawda - Chasequah wprawdzie ledwo stał na nogach, ale stał. - Diabelskie czarnoksięstwo. Potrzebuję kapłana.
Utykając zaczął wycofywać sie wraz z innymi. Kilyne czekała na samym końcu, stojąc tuż przy drzwiach i nasłuchując trzepotu skrzydeł. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, zaczęła zamykać drzwi.

Odwrót został utrudniony tylko dwoma pojawieniami małej demonicy, której sztylet fruwał w powietrzu w stronę Kasa. Raz trafił i barbarzyńca ledwo już trzymał się na nogach, kiedy wszyscy opuścili pomieszczenie, a Kilyne zamknęła za nimi drzwi. Stwór pojawiał się nad basenem, więc czujnie nasłuchująca czarnowłosa była niemal pewna, że pozostał w środku.
Kilyne odetchnęła z ulgą, całą sobą opierając się o zamknięte drzwi. Z niepokojem spoglądała w stronę ciężko rannego Kasa.

- Potrzebujemy drugiego oddechu i wyleczenia ran, ale jak to zostawimy samemu sobie to kto wie co czeka nas następnym razem? - odezwała się cicho, ciągle starając się też nasłuchiwać ewentualnych odgłosów z wewnątrz.
Chasequah zaraz za drzwiami znów klepnął na tyłek, klnąc na czym świat stoi w chropowatym języku Shoanti.
- Może… - powiedział już po taldańsku. - Może zabarykadujmy te drzwi od zewnątrz? Albo niech ktoś pobiegnie po kapłanów i posiłki.

- Jakie posiłki? - Kilyne parsknęła, odrywając się od drzwi i podchodząc do towarzyszy, ściszając głos.- Musimy opatrzeć rany i zastanowić się jak pochwycić to coś. Można obsypać ją czymś co będzie widać nawet jak zniknie, albo złapać w siatkę. Jak nie będzie mogła znikać, to już nie będzie taka twarda! - czarnowłosa wściekle spojrzała w stronę drzwi. Miała z tym czymś rachunek do wyrównania.

- A tymczasem spadajmy stąd, póki wszyscy są w jednym kawałku, co? W takim stanie nic nie zdziałamy, a to cholerne fruwadło może znaleźć inne wyjście z komnaty i nas tu dopaść. - Nuka rozejrzała się trochę zaniepokojona.

Kas obwiązał sobie opatrunkiem draśnięte ramię i wstał, nie bez pomocy Lugira. Drzwi nie bardzo było czym zabarykadować, poza tym magiczka mogła mieć rację.
- Przysięgam, że zrobię z tego fruwadła obrok dla konia, jak już je dorwiemy - syknął, ruszając.

- Może skończyły się jej już zaklęcia? - wrodzona niechęć do porzucenia rozpoczętych spraw sprawiała, że Kilyne niechętnie myślała o wycofaniu się. - Musielibyśmy wrócić tu jak najszybciej. Inaczej zdąży się przygotować…

- Teraz to my musimy stąd wyjść żywi, a nie jestem pewny czy nie natrafimy na jeszcze jedną z tamtych potworności - przypomniał burkliwie druid - Kas, wypijże to, bo nam głupio kipniesz w drodze i nie będzie do trzech razy sztuka- wcisnął barbarzyńcy mały blaszany słoiczek z jakże dobrze już wszystkim znanym - i rozpoznawalną po zapachu szlamu wyjętego spod wychodka - naparem leczniczym

Kas po łyknięciu mikstury od razu poczuł się lepiej, czując jak część ran powoli się zasklepia. Mimo tego, to tylko Lugir czuł się na siłach dalej walczyć. Pytanie co dalej? Sprawdzili korytarz, droga powrotna wydawała się pusta. Mogli stąd wyjść w każdej chwili i, nie czekając zbyt długo by nie sprezentować kolejnej szansy małej potworności Lugir poprowadził sromotnie ostrożny odwrót na plażę
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline