Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2019, 14:29   #10
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Mała Ukrainko - głos dobiegał do niej jak zza jakiejś zasłony. Był niski. Cichy. I był blisko. A jej było tak przyjemnie ciepło. Leżała zwinięta w kołdry, na rozłożonej kanapie. Wymęczona. W pokoju było ciepło. Przez okno wpadało popołudniowe słońce. Oni byli nadal rozgrzani po kilku godzinach szaleństwa. W końcu padła z wyczerpania i zasnęła wtulona w jego ciało. A teraz on próbował ją z jakiegoś powodu obudzić.
- Mała Ukrainko - powtórzył głos jej własnego Jaszczurołaka. - Pizza przyszła.

Po tych słowach poczuła wyraźny zapach. Złoty zorganizował jedzenie. Zegar pod telewizorem pokazywał godzinę szesnastą czterdzieści. To dobrze. Drzemka nie trwała więcej niż godzinę.

- Zastanawiam się na ile smak jest kwestią tego co pamiętasz. Zamówiłem pepperoni z podwójnym serem. Kiedyś ją uwielbiałaś. Jak jest teraz?

Siedział w fotelu. Nagi, z nogą zarzuconą na kolanie. Gdzieś tam skrywało się źródło jej ostatniej przyjemności. I bólu. I zmęczenia. Jeżeli w taki sposób odebrał pizzę, to dostawca z pewnością był zawstydzony. Na stoliku leżała pizza. Ślina napłynęła do ust Żenii.

“Proszę powiedz, że ten odruch Pawłowa jest na jedzenie” W głowie zabrzmiała nastolatka. Co ciekawe to Zmora jęczała w jej głowie równie głośno jak sama dziewczyna.

Rozczochrana Żeńka uniosła się na łokciach chłonąc widok Złotego w popołudniowym słońcu.

“A co za różnica? Chyba źle Ci nie było?”
Uśmiech rozświetlił twarz dziewczyny.

- Wiesz, że możesz mnie tak budzić często? - usiadła na kanapie pozwalając kołdrze opaść a potem wysunęła się z łóżka idąc jak po sznurku do dostawcy ostatnich życiowych rozkoszy. Nie oparła się przyjemności i otarła się wilczo o umięśnione udo swoim udem. Pochyliła się nad pudełkiem i łakomie zagryzając wargę wyciągnęła kawał pizzy z ciągnącym się serem. Odchyliła głowę i pochwyciła cienką strużkę w usta. Wgryzła się łapczywie w ciepły placek, nie przejmując się tłuszczem na ustach.

- Mmm pyfne - mruknęła zasłaniając usta wierzchem dłoni i wcisnęła się na oparcie fotela, na którym siedział Złoty.

- Wymyślisz mi jakieś imię? - wypalił nagle w kierunku ocierającej się o niego dziewczyny. Musiał przyznać to sam przed sobą, że dawno nie był tak zrelaksowany i wypoczęty. Pentex był pustym słowem a nie zagrożeniem czającym się w każdym cieniu. Teraz miał czas na myślenie o rzeczach, o których nigdy wcześniej nie myślał.
- Zarad to nazwa funkcji. Czy może raczej patronatu - wzruszył ramionami - w każdym razie nic ono dla mnie nie znaczy. I tam nie ma h. Dodałem je, żeby nie zorientowali się, że jestem Jaszczurołakiem - podsumował.

“Ups” odezwała się w głowie Zmora, a Żenię przeszyło wspomnienie jęków w czasie wbijania paznokci w jego ciało.

- Złoty było dobre. Ale to wymyślił twój brat. A ja chciałbym mieć imię. Dla ciebie - patrzył w jej oczy i pomijając fakt ich nieludzkiego koloru wyglądały one jak ufne oczy dziecka. Albo jakiegoś potulnego szczeniaczka.

- Hmmm - Żenia spojrzała na siwowłosego. - Znaczy chcesz przejść żeniomorfozę?
Mina Szklanego Smoka przywodziła nieodzownie minę Zaara - Labradora.
- Wymyślę. - mruknęła pochylając się po kolejny kawałek pizzy. Dawno nie czuła się głodna. - Może Dragan? Dragan … Bondar? Może zmienimy Ci też kolor włosów dla niepoznaki? Łatwo się szuka dużego, siwego Smoka. Trochę ciężej gdy Smok jest farbowany.

- Dragan - powiedział żując kawałek pizzy. - Może być Dragan. Choć Dragan Bondar brzmi kiepawo. Jak jakiś Jaksa Daksa.
- Zawsze lepiej niż Antoni Ogórek - wyszczerzyła się dziewczyna.
Ser rozprysł się po brodzie Złotego w efekcie nagłego i niekontrolowanego wybuchu śmiechu, a Żenia bez żalu nad Czarnym zawtórowała w beztroskiej radości. Po chwili, gdy już otarł łzy z oczu, jakie napłynęły tam na skutek wybuchu dodał:
- Dobra, to teraz potrzebuję papierów na nazwisko Dragan Bondar. W międzyczasie dzwonił - znowu zaczął się śmiać - Ogórek. Powiedziałem mu, że przygotowanie do rytuału idzie dobrze, ale nie skończymy do jutra. I kolejnych telefonów nie będziemy mogli odbierać.
Usta siwego mężczyzny rozszerzyły się w lubieżnym uśmiechu.

- Zapewne i tak wparuje tutaj jutro. Z czystej ciekawości i wścibstwa. - Żenia oblizała palce - Więc… - podniosła się z oparcia fotela i zaczęła wycofywać w stronę łazienki z niewinnym uśmieszkiem i spojrzeniem Kota ze Shreka - … jak chcesz “przeprowadzać rytuał” to lepiej zabierz się do roboty. - roześmiała się znikając w łazience i odkręcając prysznic.

Nie trzeba było mu powtarzać. Bez wahania ruszył za nią do łazienki.


***


Godzinę później…

- Zmieniłam zdanie - Rozleniwiona I słodko obolała Żenia zamruczała wprost w szeroką klatę mężczyzny. Leżała wtulona w jego bok, zaborczo oplatając jak najwięcej potężnego ciała dla siebie. Nie otwierała oczu nasłuchując oddechu Złotego. - Maksim jest lepszym imieniem. - dla podkreślenia słów zacisnęła pieszczotliwie palce na najwrażliwszym smoczym orężu.
- Maksim Dragan Bondar - powtórzył powoli i z uwagą. Jakby nie przejmując się pewnym chwytem. Ale Żenia wiedziała, że na jego uśmiech wpływało to dużo bardziej niż brzmienie nowego imienia.
Owijał ją swoimi ramionami. Zamykał. Kolejny raz, po dzikich wyczynach na łóżku… i nie tylko, przychodził czas romantycznego zaznaczania własności. Należeli do siebie.
- Jeżeli chcemy zacząć rytuał dziś, to pomyśl od jakich wspomnień chciałabyś zacząć.

- A co poleca szef IT i zabezpieczeń? - Żenia westchnęła - Jakieś pakiety specjalne? - żartowała ale serce jej przyspieszyło. Splotła palce z jego palcami oglądając różnicę rozmiaru ich dłoni. - Może ostatnia część.

Mała dziewczynka z misiem i zakopany pod dębem brat znowu stanęli dziewczynie przed oczami. Serce przyspieszyło jeszcze bardziej.
- Ostatnia część? Rytuał i ucieczka z Pentexu? Dobrze. Daj mi chwilę na przygotowanie się.
Wstał podnosząc ją bez trudu. Otarł się o jej ciało pokazując, że do pewnych rzeczy jest gotów cały czas. Ruszył w stronę kuchni, po czym nagle zawrócił i pocałował ją mocno. Dopiero gdy skończył zniknął w kuchni.

Pojawił się dobre dwa kwadranse później. Miał w rękach kilka filiżanek i misek.
- Rozbierz się - powiedział. On sam nie pofatygował się, żeby założyć cokolwiek w czasie pracy. Z misek i filiżanek dochodziły różne zapachy, a on maczał w nich palce i wymalowywał symbole na podłodze. W końcu wysmarował również kilka symboli na ciele dziewczyny. Ona sama poczuła zapach. Coś jakby była wysmarowana pastą z awokado, cytryny i nieznanych sobie ziół.

„A może smok chce nas zjeść? Co one w zasadzie jedzą?”

Potem zapalił świecę pod jednym z pojemników. W pomieszczeniu rozniósł się aromatycznie odurzający zapach. Naga dziewczyna wysmarowana pastą nagle poczuła się jakby była bardzo pijana. Świat wirował. Znaki z innej pasty wirowały na klacie Maksima. Kręciły się i kręciły. Podłoga zaczęła się przechylać. On intonował coś powoli w języku, którego Żenia nie znała. Podłoga w końcu wspięła się na jej ciało i miłym ciepłym dotykiem zaczęła tulić do snu. Podszedł do niej i dłonią zasunął oczy. Przez chwilę targnęła nią fala podniecenia gdy spodziewała się kolejnego pieszczotliwego dotyku. On jednak nic takiego nie zrobił. Był surowo profesjonalny w tym co robił. Układał jej ciało i wymalowywał kolejne symbole palcem maczanym w jakiejś oleistej substancji.

Jej ciało targnęło się nagle, jak w tym momencie, gdy już prawie zasypiasz… prawie się coś śni… ale jednak nie. A potem opadła bezwładnie.

Stała na balkonie jakiejś dziwnej budowli. Była na jednym z najwyższych pięter. Budowla zdawała się być wykuta w skale. Miała formę okręgu, wewnątrz którego spadały z głośnym trzaskiem cztery wodospady. Pomiędzy wodospadami widziała drugą stronę wewnętrznego dziedzińca. Był idealnie symetryczny. Budynek był tak wysoki, że nie była w stanie dojrzeć jak nisko spada woda.

Poczuła jego ciepły dotyk na ramieniu. Stał tam, wyrzeźbiony niczym grecki bóg. Ale tym razem jego ciało było nieskazitelne. Żadnej blizny, czy tatuażu. Wydawał się też mniejszy, ale jego mięśnie były nadal mocno zarysowane.

- Witaj w bibliotece moich wspomnień - powiedział. Zdała sobie sprawę, że wysilał się, żeby dopasować język do niej. Cóż, jeżeli faktycznie byli w jego głowie, to mogło to mieć pewien sens. Zazwyczaj nikt nie skupia się nad tym w jakim języku myśli.
- Pozwoliłem sobie zostawić twoją towarzyszkę razem z twoim ciałem. Nie wiem jak wielkiego spustoszenia mogłaby tutaj dokonać. Fizycznie leżymy teraz obydwoje na podłodze w tamtym mieszkaniu. Tutaj zaś jest twoja świadomość. To trochę jak ze skokiem do umbry, ale tam została skorupa.
Żenię uderzyło to, że mimo potężnego huku wywoływanego masą spadającej wody słyszała go bardzo wyraźnie. Był ubrany w prosty czarny t-shirt i granatowe spodnie. Był boso.
- Tutaj wyglądasz jak twoje własne wyobrażenie na swój temat.
Żenia rzuciła okiem na siebie. W zasadzie nie dostrzegła zmian. Czarne wygodne spodnie, czarna bluza o dwa - trzy rozmiary za duża, ciemne trampki. Nic nadzwyczajnego, nosiła takie rzeczy i na codzień.

Szklany Smok jednak mógł zauważyć różnicę w jej wyglądzie. Twarz Żenii przecinała delikatna choć już widoczna siateczka zmarszczek. W kącikach oczu czaiły się kurze stopki a wokół ust pojawiły się załamania. Podobnie między brwiami, którym teraz towarzyszyły trzy pionowe kreski. W ciemnych włosach pojawiły się pojedyncze siwe pasemka, a na prawej stronie twarzy, tam gdzie Wrona została oskalpowana wybuchem bomby, pojawiła się blizna. Figura Ukrainki była bardziej wypełniona niż w rzeczywistości. Mimo to, jasne oczy kobiety błyszczały gdy wpatrywała się w twarz stojącego obok mężczyzny.

- To piętro dzielimy między siebie. Tam, zaczyna się korytarz do twoich wspomnień - cała „Biblioteka” składała się z idealnie wyszlifowanych czerwonych cegieł. Ale korytarz który wskazywał był wyłożony czarnym, matowym kamieniem. Na ścianach, na podłodze. Wszędzie. Wyglądało to dość przytłaczająco.

- Możemy odwiedzić każdy dzień twojego życia. Każde wspomnienie. Możesz być ich uczestnikiem, albo możemy obydwoje stać z boku. Pomyślałem, że to nieinwazyjny sposób. Alternatywą było wtłoczenie ich wszystkich do twojej głowy i spodziewanie się, że nikogo nie zamordujesz w szale.

Złapał ją za rękę i zrobili kilka kroków w głąb korytarza. Brunetka postąpiła za nim. Choć nie miał źródła światła było w nim jasno. Jakby ich ciała go oświetlały. Stali naprzeciw idealnie wyciętych połyskujących obsydianowych drzwi otoczonych czarnymi, matowymi kamieniami. Obok z każdej strony były kolejne identyczne drzwi. Korytarz ciągnął się kilometrami, a wodospad od którego stali kilka kroków teraz majaczył gdzieś na horyzoncie w niewielkim wycięciu tunelu wyłożonego kamieniami.

- Te drzwi prowadzą do dnia na dwa dni przed rytuałem. Dnia gdy ostatni raz dawałaś znak Życia wilkołakom, po czym zostałaś w placówce. Możemy też sięgnąć do kolejnych drzwi. Bezpośrednio do rytuału. Ale wtedy będziemy się posiłkować również moimi wspomnieniami. Bo oglądanie świata przez czerwoną mgłę wiele nie wniesie.

Stał tam i czekał na jej decyzję cały czas trzymając ją za rękę.
 
corax jest offline