Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2019, 23:38   #2
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Nie wiedziała o co w tym wszystkim chodziło. Jej życie, do tej pory poukładane i w miarę normalne, wywinęło fikołka i utknęło w pozycji do góry nogami. Cienie, mężczyźni wyłaniający się znikąd, starsze kobiety biegające po nocy z siekierami w dłoniach… Zupełnie jakby znalazła się w jakiejś książce, której zdecydowanie nie była autorką. O nie, tą książkę napisał ktoś inny. Ktoś o wyjątkowo sadystycznym nastawieniu. To zaś, że w jej dłoni znajdował się świstek papieru, który dobitnie świadczył, że to jednak ona jest autorką tej opowieści, nie znaczyło nic. Przynajmniej w chwili, w której musiała przede wszystkim myśleć o ratowaniu swojego życia, a nie o prawach autorskich i własnemu, wyłaniającemu się najprawdopodobniej z głębi podświadomości, masochizmowi. Względnie szaleństwu, co mogło być bardziej prawdopodobną opcją.

Gdy światło zgasło, jej chwilowy bezruch wywołany przerażeniem, prysł niczym bańka mydlana. Musiała działać, to było jasne jak żarówka, która jeszcze chwilę temu dawała jej względne poczucie bezpieczeństwa, stanowiąc iskrę nadziei, która utrzymywała zmysły z dala od chaosu jaki towarzyszył panice. Żarówka równie zwodnicza jak nadzieja sama w sobie. Diana nie mogła liczyć ani na jedną, ani na drugą. Jedyne co to mogła liczyć na siebie i tak właśnie uczyniła. Złożyła kartkę na pół i wcisnęła do kieszeni spodni, wcześniej wyjmując z nich telefon. Ów wierny towarzysz, będący jednocześnie prawą ręką, nauczycielem i przewodnikiem, także w tej sytuacji miał odegrać swoją rolę. Światło ponownie wtargnęło w nastałe ciemności, wydzierając im ochłap dzięki któremu Diana mogła się wydostać z tej niezbyt korzystnej dla niej sytuacji. Oczywiście, o ile dopisze jej szczęście, jednak nie zamierzała w tej chwili rozmyślać o konsekwencjach tego, co mogło się stać gdyby owe szczęście postanowiło wystawić ją do wiatru.

Kolejne myśli powędrowały w stronę kuchni i znajdujących się tam przyrządów gospodarstwa domowego, w szczególności sztućców. W którejś z szuflad z pewnością znajdowały się noże służące nie tylko do krojenia znajdujących się na talerzu warzyw ale i takie, dzięki którym można było wyrządzić komuś; względnie sobie, krzywdę. Nie minęła jednak chwila, a odrzuciła tą myśl. Znając jej możliwości w tym zakresie, zapewne wyrządziłaby atakującym ją ludziom przysługę i sama się zabiła. Znacznie lepszym wyborem był ostro zakończony pogrzebacz, który stał oparty o kominek.

Nie tracąc czasu na dokładne przemyślenie swojej decyzji, ruszyła biegiem w stronę upatrzonego obrońcy i chwyciwszy go w dłoń, skierowała swe kroki w kierunku drzwi prowadzących do sypialni. To tam bowiem znajdowało się okno z którego zamierzała skorzystać. Nie mogła przecież zostać w środku. W ten właśnie sposób postępowały długonogie blondynki w tanich produkcjach filmowych nastawionych na minimalną ilość fabuły i tyle krwi, krzyków i odkrytych części ciała, ile tylko zdołano wcisnąć w godzinę i kilkanaście minut. Każdemu było wiadomo jak takie dziewczyny kończyły. Diana miała ambitny plan by dożyć kolejnego dnia, musiała zatem porzucić ochotę na to by wbiec do łazienki i zatrzasnąć za sobą drzwi. Skoro siekiera zdołała pokonać te wejściowe, z tymi od maleńkiej klitki z prysznicem poradziłaby sobie w znacznie krótszym czasie. Nie mówiąc już o tym, że nie było stamtąd jak uciec ani gdzie się schować. Nie znaczyło to jednak, że nie miała zamiaru z drzwi skorzystać. Oczywiście, że zamierzała, stanowiły w końcu dodatkową barierę między nią, a tamtymi. Tyle że zamierzała skorzystać z tych, które po minucie, czy dwóch, zatrzasnęły się za jej plecami gdy wkroczyła do sypialni. Kolejną czynnością było odłożenie telefonu i pogrzebacza na łóżko i skorzystanie z wolnych rąk by przesunąć licho wyglądający kredens tak, by dodatkowo blokował wejście. Wątpiła by powstrzymał napastników na długo, liczyła się jednak każda sekunda.

Teraz pozostało jedynie wziąć nogi za pas i uciec. Gdzie? To było dobre pytanie, nad którym zastanowiła się będąc już przy oknie, ponownie uzbrojona zarówno w światło padające z telefonu jak i w coś, co miało posłużyć jej przeciwko bardziej ucieleśnionemu zagrożeniu. Na dobrą sprawę nie wiedziała co miała dalej robić. Jedyne, co było pewne to to, że nie mogła pozostać w miejscu. Najbliższe schronienia także nie wydawały się bezpieczne. W końcu jeżeli mogli dostać się do jej domku, to do pozostałych także. Nie mówiąc już o tym, że to właśnie z jednego z tych domków wyłoniła się ta kobieta z siekierą. Mogła także skierować swe kroki w las, tyle że z kolei to właśnie z lasu wyłoniła się ta trójka mężczyzn. Kolejną opcją była próba dostania się do miasta podążając tą samą drogą, którą dopiero co pokonała. Tu jednak także pojawiało się “ale”. Jej rower leżał przed frontem wynajętego domku. Jej samochód był w warsztacie. Nie licząc własnych nóg, nie miała żadnego innego sposobu na ucieczkę, a do miasta był jednak spory kawałek. Do tego musiałaby przejść przez most, a tego wolała tej nocy uniknąć. Nie musiała jednak dotrzeć do miasta. Jedyne co było jej w tej chwili potrzebne to ktoś, kto mógłby stanąć w jej obronie. Potrzebowała ludzi, przyjaźnie nastawionych ludzi, którzy byliby w stanie powstrzymać napastników do przyjazdu policji. Tak, do nich także planowała zadzwonić aczkolwiek dopiero gdy znajdzie się w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Tylko czy takie w ogóle istniało? Gdzie nie spojrzała, tam widziała i tam napotykała niebezpieczeństwo. Nawet za dnia nie mogła się czuć bezpieczna, co potwierdziły wypadki w sklepie, chociaż nadal nie była pewna co tam się w ogóle wydarzyło. To, czego była absolutnie pewna to to, że nigdy nie powinna się zgadzać na ten cały wyjazd. To od tej zgody wszystko się zaczęło. Jeżeli przeżyje, a uparła się przy tym, że tak właśnie się stanie, to przez długi czas nie ruszy się z domu. Będzie siedzieć przed swoim laptopem i pisać. Nie ważne co, po prostu pisać. W wolnych chwilach będzie oglądała głupie filmy i zajadała się niekoniecznie zdrowym jedzeniem. Przeżyje drugą młodość, w bezpiecznych ramach czterech ścian. Da radę…
Najpierw jednak musiała przeżyć.

Plan wyłonił się w blasku, niczym genialna myśl oświetlona złocistym światłem nagiej żarówki, jakże często stosowanej w takich przypadkach w kreskówkach dla dzieci. Przecież pozostałe domki nie stały odłogiem. Ktoś w nich był, a przynajmniej powinien być. Jak zwykle wybiegła za daleko w czasie i miejscu, zaczęła szukać przysłowiowych okularów. Wszak najprostsze rozwiązania wcale nie musiały być rozwiązaniami złymi. Jeżeli nie uda się jej uzyskać pomocy na miejscu wtedy tak, ruszy dalej, do drogi i domów, które przy niej stały. Teraz jednak… Z tą myślą i tym planem pokonała przeszkodę w postaci framugi otwartego okna i zeskoczyła na ziemię. Nie miała jednak zamiaru tkwić w miejscu dłużej niż czas potrzebny do złapania oddechu i uspokojenia nerwów. Z nowymi siłami ruszyła biegiem, oświetlając sobie drogę światłem z telefonu. Blask bijący z okien domków dodawał jej skrzydeł. Miała nadzieję, że okażą się na tyle silne by otaczający ją mrok nie był w stanie ich złamać przy wtórze świstu ostrza opadającej siekiery.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline