Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 10:41   #21
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Podobnie jak wtedy, gdy przybył na dwór po raz pierwszy, Bękart musiał skorzystać z pomocy gwardzistów, którzy niczym wielki wór ziemniaków, przetaszczyli go na inny poziom niezwykłej budowli.
Leith wizualizował sobie jak wyglądałoby ciało po upadku z takiej wysokości, otwarte złamania, szerokość mokrej plamy, to czy byłaby ciemnoczerwona czy bardziej brunatna.
Czy skrzydlatych korciło, by to sprawdzić? Jeśli nawet, nie dali tego po sobie poznać. Przenieśli Bękarta w upatrzone miejsce, po czym... oddalili się, zostawiając go całkiem samego na kamiennym cyplu. Cóż, nie miał wielkiego wyboru - przed nim znajdowała się tylko jedna para drzwi.
Przezywani przez ludzi “diabłami” czy “demonami”, skrzydlaci prawdziwie posiadali niemal boskie moce. Dla teoretycznie nieśmiertelnych istot, marnowanie czasu na dramatyzm nie było problemem: najpierw lecieć w górę tylko po to by po wylądowaniu otworzyć drzwi…
Leith nacisnął klamkę.

Jego nozdrza owiał zapach piżma oraz... czegoś, co momentalnie pobudziło do życia jego męskość. W środku natknął się dosłownie na morze poduszek we wszystkich odcieniach czerwieni i fale powiewających leniwie baldachimów. Ponieważ to czerwony był dominującym kolorem wystroju, początkowo nie zauważył nieruchomej, nagiej kobiety o płomienno rudych, sięgających kolan włosach, której jedyną osłoną były błoniaste, ciemnoczerwone skrzydła, złożone na plecach. Między obojczykami Skrzydlatej znajdował się szmaragdowy klejnot, jaśniejący jakimś dziwnym, wewnętrznym blaskiem. Ta urodziwa kobieta o pełnych piersiach i wąskiej kibici stała przy niewielkim stoliku, sącząc zawartość kielicha i obserwując gościa.

[media]http://s6.ifotos.pl/img/princesaa_qwxnwew.jpg[/media]

Leith rozpoznał ją - znajdowała się wcześniej na balkonie Księżnej. Jako jedna z niewielu zawsze żywo klaskała, gdy gladiator prezentował swoją brutalną bezwzględność dla przeciwników. Przy okazji Leith zauważył, że poza misą z winogronami nie było tu za wiele do jedzenia. Chyba więc nie o taką wieczerzę w zaproszeniu chodziło.
- Miło, że mnie odwiedziłeś Krwawy Bękarcie. Choć szkoda, że zdążyłeś się umyć... Pokryty krwią wroga wydawałeś się prawdziwą bestią... - na samą myśl oblizała karminowe wargi.
Leith nic nie powiedział, poruszał tylko nozdrzami tak jak zwierze, w oznace pożądliwości lub agresji. Bękart powoli podszedł do kobiety. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy jej bujne włosy niemal już dotykały mu brody.
- Jestem głodny… - powiedział po prostu po czym dodał jeszcze - Milady…
Rudowłosa uniosła głowę i uśmiechnęła się szelmowsko. Niespiesznym ruchem dotknęła szramy na ramieniu Bękarta. Jednej z wielu. Niespieszny, posuwisty ruch jej palców drażnił Leitha podobnie jak tajemniczy zapach, który unosił się w powietrzu. Szlachetna zniknęła swoje skrzydła, gdy opuszki jej palców dotknęły dłoni mężczyzna. Dysproporcja między jego wielkimi paluchami o chropowatej, niemal zawsze pokaleczonej skórze a jej malutkimi, różowymi paluszkami była porażająca. Piękna i Bestia spotkali się naprawdę. Przy czym Piękna wcale nie była nieśmiałym molem książkowym. Milena chwyciła rękę Leitha i położyła znaczącym gestem na swoim łonie.
- Podano do stołu, wojowniku - wymruczała, ocierając się zalotnie.
Leith rozumiał Milenę. Skrzydlatą kierowały instynkty. Kobiety ludzi, podobnie jak samice innych gatunków miały tak samo. Imponowała im agresja, zawsze, choć czasem różnie to sobie tłumaczyły. Rycerz na białym koniu, który bije złych, którym się zawsze należy, przemawiał nawet do najcnotliwszych. Takie bowiem rozkładały nogi właśnie przed “honorem”
Standardowo, kobietom imponowało, gdy mężczyzna używał siły w ich obronie - autentycznej czy fikcyjnej jak na przykład w obronie niewieściego “honoru”
Tak naradę, kobiety po prostu lubiły gdy mężczyźni krzywdzili się o nie, choć tylko część potrafiła przyznać się do tego nawet przed sobą samą.
Leith poznał też samice, którym wystarczało, że samce krzywdzą nie tyle o nią co dla niej. Kobiety, które kręciły się wokół najgorszych zbirów z podnietą oglądały przemoc.

Milena była właśnie czymś takim.

Leith jej nie osądzał, stan umysłu skrzydlatej nie mógł obchodzić go mniej. Uczono go jak zaspokajać kobiety a do tego na Milenę naradę rwało mu spodnie. Bękart węszył w powietrzu jakąś magię, która była zupełnie bezcelowa, Leith zerżnął by skrzydlatą nawet gdyby wyglądała jak pomarszczone jaja starego bawoła, jeśli miało to tylko zagwarantować przeżycie kolejnego dnia, czyż nie byłaby to dobra cena? Nawet średnio atrakcyjna, dwunożna samica, do tego czysta, to nawet była już autentyczna przyjemność. Kogoś takiego jak Milenę, Leith mógłby nawet chcieć pieprzyć sam z siebie, gdyby takie zajęcia były dla niego priorytetowe.
Tak… to będzie całkiem przyjemne.
- Mrr… - mężczyzna warknął i zagarnął kobietę ramieniem. Przycisnął ją do siebie tak, by mogła poczuć jak niedelikatnie twarde są jego spodnie, jeśli Milena lubiła wyobrażać sobie, udawać, że ma jakieś opory, teraz była na to okazja.
Kątem oka Bękart obserwował już najbliższą stertę poduszek. Leith chwycił Milenę za pośladki, uniósł do góry tak jakby była kartką papieru, którą mężczyzna czyta od góry do dołu. Tym sposobem, unosząc w zasadzie nic nie ważącą Milenę coraz wyżej, Leith przejechał nosem między piersiami i po brzuchu kobiety. Wtedy właśnie cisnął nią w bok, tak by pofrunęła na poduchy, jednak nim Milena zdążyła opaść, Bękart wyskoczył za nią, niczym dzikie zwierze.
Zwierze, którego kobieta potrzebowała.
I które zaraz dostanie.
Leith nie chciał być dla Mileny brutalny, to w ogóle nie wchodziło w grę, po prostu zamierzał dać jej posmakować jego szorstkich, wielgaśnych rąk, ugniatających łapczywie jej gładkie, bajeczne ciało, jego twardych bioder na jej miękkich udach i jego ostrych zębów na jej delikatnej skórze.
To na początek…
Kiedy jednak miał już sięgnąć celu czyli ponętnego ciała Szlachetnej, ono po prostu zniknęło.
- Na to trzeba zasłużyć. - Usłyszał z drugiego kąta sali. Tam na prowizorycznym tronie z poduszek siedziała rudowłosa, uśmiechając się z rozbawieniem na widok miny Bękarta.
- Mówiłeś, że jesteś głodny... - mruknęła, rozchylając znacząco nogi i eksponując swoją kobiecość.
Leith zawarczał jak dzikie zwierzę, wilk czy niedźwiedź, któremu zdobycz czmychnęła z przed nosa. Oczywiście robił większą scenę niż w istocie go to obchodziło, Bękart nie był zaskoczony i rozzłoszczony, był zaskoczony i ciekawy. Ciekawość milenowej magii maskował więc powarkiwaniem. Skrzydlata chciała dzikusa, to jej go dawał - jak na szkoloną dziwkę przystało
- Mówiłaś, że podano… Milady… - zauważył zbliżając się do kobiety.
- Zawsze jesteś taki zachłanny? - zapytała ruda, obserwując Leitha, jakby chciała przejrzeć jego odzienie. Dopiero wtedy Bękart zorientował się, że jego ubrania już nie ma, a on stoi nagi - pomijając złoty pierścień na żywym dowodzie jego zainteresowania Szlachetną.
- Tak. - Bękart odpowiedział po prostu, podchodząc do Mileny. - Znikając możesz sprawić, że będę nawet bardziej, jednak nie dowiesz się jak to czuć… - Leith nie omieszkał mimochodem tknąć skóry kobiety swoją trzecią nogą.
Rudowłosa przeciągnęła się zmysłowo, wychodząc naprzeciw Bękartowi i ocierając o niego swoim ciałem. Oboje byli nadzy, nie było dla nich żadnych ograniczeń, by pieprzyć się jak króliki, poza tymi w ich głowach. A jednak Leith czuł, że Milena wciąż mu nie uległa. Bawi się nim? Poznaje go? A może naprawdę chce go doprowadzić do stanu, w którym straci nad sobą kontrolę i stanie się dziką bestią?

Szlachetna przylgnęła do niego, wędrując dłońmi po żelaznych muskułach, ukrytych pod stwardniałą, pokrytą szramami skórą. Czuł jak jej krągłe, ciężkie piersi o stwardniałych sutkach spłaszczają się, opierając na jego torsie.
- Zabiłbyś za to, by mnie posiąść? - zapytała cicho, szepcząć wprost do ucha Bękarta. Po chwili poczuł też jej karminowe usta, muskające płatek ucha - delikatnie... a jednocześnie drapieżnie, obiecująco.
Teraz to Leith wyszczerzył się podle (bo tylko tak umiał)
- Ja za wszystko zabijam - odpowiedział zgodnie z prawdą a jego łapa złapała kobietę za pośladek.
- Choć mogę kogoś zabić “dobrze” lub “źle” - drugą dłonią Bękart lekko nakierował za brodę małą twarz skrzydlatej tak by móc zanurzyć się w jej oczach, oraz by ona mogła zanurzyć się w jego.
- Więc powiedz mi… Lady Mileno, mam kogoś zabić “dobrze” czy zabić “źle”? bo ja, zawsze jestem gotowy… - zaznaczył, napierając twardym drągiem na brzuch kobiety.
W odpowiedzi ta tylko uśmiechnęła się figlarnie i wpiła usta w jego wargi, wciskając pomiędzy nie giętki, zdecydowanie dłuższy niż przeciętna wężowy języczek. Leith poczuł jak żmijowa, rozdwojona końcówka przesuwa się po jego zębach. To było coś nowego...
Lady Milena objęła ramionami jego szyję, nie przerywając pocałunku, pieściła kark, uszy, skronie... aż jej dłonie przykryły na moment oczy Bękarta. Gdy je zabrała, odsunęła się - tak jakby siła mięśni mężczyzny nie robiła w ogóle na niej wrażenia.
- Będę twoja, jeśli poderżniesz jej gardło - powiedziała namiętnie, jak gdyby szeptała jakąś sprośność a nie wydawała rozkaz zabicia. Jednak zakrzywiony nóż, który wsunęła w dłoń Leitha, nie pozostawiał złudzeń.

Bękart powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem i zobaczył leżącą wśród poduszek, nagą, drobną dziewczynę o jasnych włosach. Dziewczyna ułożona była na boku, uśpiona lub nieprzytomna. Kilka drobnych, plecionych warkoczyków spadało na jej twarz - twarz, którą Leith już znał. To była Mrru.
Leith pozwoliłby sytuacja podpaliła mu krew. Nie miało naprawdę dużego znaczenia, czy to działo się realnie, czy była to kolejna sztuczka Mileny. Liczyło się tylko to, że skrzydlaci znów starali się bawić jego kosztem. Jak się z tym czuł? Spróbuj się bawić kosztem dzikiego niedźwiedzia, lub wilka, zastanów się czy zwierzak to docenia oraz… czy to aby na pewno jest dobry pomysł?
Bękart przeniósł spojrzenie na Milenę:
- Obiecujesz? i będziesz moja “dobrze” i “źle”? - agresja buzująca w mężczyźnie co najmniej dorównywała jego erekcji.
Zaśmiała się perliście.
- Naprawdę uważasz, że mogłabym obiecać i nie skłamać? Myślałam, że tylko udajesz głupiego... a może udajesz też napalonego i wcale ci na tym nie zależy?
Jeden. Zaledwie jeden palec Mileny przesunął się od nasady członka, do jego wierzchołka wolnym, posuwistym ruchem. To jednak nie była tylko fizyczna pieszczona, promieniowanie, jakie rozchodziło się od ręki Szlachetnej doprowadziło Leitha prawie do szczytu.
- Naprawdę uważam, że lubisz dużo gadać, Milady… Uważam też, że bałabyś się. Bo powinnaś. Uważam, że pociąga cię dzikość, ale przez strach możesz obcować z nią tylko na magicznej smyczy. Uważam, że lubisz kontrolować sytuację i nigdy nie zaufasz mężczyźnie by to on naprawdę przejął kontrolę. Uważam, że właśnie dlatego nigdy nie będziesz nasycona. Jeśli nie staram się cię zabić, to nie dlatego, że udaje iż nie chcę tego zrobić. Jeśli mówię, że chcę cię przelecieć, to chcę cię przelecieć. - mężczyzna obrócił darowany sztylet w dłoni kilka razy - mógłbym tym poderżnąć gardło nawet rękojeścią, pomyślałaś o tym?
Nagle coś jakby niewidzialne ramię przycisnęło Leitha w mgnieniu oka do ziemi z taką siłą, że gdyby nie poduszki, pewnie rozbiłoby mu czaszkę. Na dodatek pierścień na jego przyrodzeniu zaczął parzyć żywym ogniem. Więc takie było jego przeznaczenie...
- Nie masz mi nic do zaoferowania, Bękarcie - słowa kobiety dolatywały jakby z daleka. Nawet jeśli Leith był przyzwyczajony do cierpienia, nigdy nie doświadczył czegoś takiego. Cholerna magia wgniatała go w ziemię, przez co jedyne do czego był zdolny, to walka o każdy nawet najmniejszy haust powietrza.
- Mam przeszło 3 tysiące lat. Coś tak szpetnego i głupiego jak ty nie jest w stanie nawet rozbudzić mojego apetytu. A jednak, to ciebie wybrała Tula dla swojej pojebanej córeczki, dlatego jestem miła. Każdy pieprzony oddech, który wypełnia twoje gnijące ciało, jest moją łaskawością. Bo mogłabym cię rozsmarować na suficie szybciej, niż ty choćbyś zdążył pomyśleć o użyciu tego noża. Dlatego winien mi jesteś cholerne podziękowania za moją łaskę. Rozumiesz? Dziękuj, ścierwo.
Szlachetna podsunęła nagą stopę pod twarz półprzytomnego z bólu Leitha.
Bękart nie miał jakiejkolwiek dumy czy honoru, nie krępowały go takie pojęcia. Dlatego gdy coś go bolało, nie ukrywał cierpienia.
Trzy tysiące lat! Czy cała ludzka cywilizacja nawet tyle trwała? nawet jeśli, to sami ludzie raczej by o tym nie wiedzieli. Nie mogliby. Skrzydlaci naprawdę byli bogami czy diabłami, jeśli takie rozgraniczenie w ogóle miało sens. Trzy tysiące lat i co z tym życiem robiła Milena?
To?
Diabły, Demony, Bogowie, czymkolwiek byli, byli plugastwem, rakiem. Może Leith też zacząłby nurzać się w dekadenctwie po kilku setkach czy tysiącach lat istnienia?
Nie - jeśli do tego by doszło, jeśli jego życie straciłoby jakikolwiek sens, po prostu by się zabił.
Jaki sens miało jego życie?
Leith nie zadawał sobie takich pytań, był zbyt zajęty przetrwaniem.
Tak jak teraz.
Tylko po co?
Czy nie lepiej po prostu dać się zabić tej wiedźmie?
Bekart jęczał z bólu i wściekłości na Milenę i samego siebie.
Plugawe myśli! plugawe ludzkie i skrzydlate myśli!
Zwierze nie zastanawia się po co walczy o życie! po prostu to robi!
Leith musi przeżyć, by móc zabijać, zabijać wszystkie plugawe potwory! wszystkie! Znajdzie sposób! tak jak ludzie, czyż ludzie nie walczą ze skrzydlatymi bogami? nawet ich czasem zabijają? Leith zabije ich wszystkich!
Bękart zaczął łkać przez zaciśnięte zęby.
- Dziękuję… dziękuję, dziękuję.
Znajdzie sposób, zabije ich wszystkich, choćby miało to zająć trzy tysiące lat. Wszystko musi umrzeć, bogowie, diabły - nieśmiertelni, to rak. Nawet kamień kruszeje po tysiącach lat, nic nie powinno istnieć tak długo, to nienaturalne!
ze wszystkich żywych istot tylko rośliny mają na tyle godności by nie błagać o litość! dlatgo nikt ni słyszy płaczu ścinanych drzew.
- Dziękuję lady Mileno, dziękuję…
Leith znał żołnierzy, którzy w tym momencie napluli by kobiecie w twarz, czy raczej stopę w tym przypadku, lub próbowali ją choćby ugryźć. Ludzie byli czasem nieobliczalni, Bękart uważał na takich “odważnych”.
Odwaga i inne bzdury nie pomogą mu teraz przetrwać.
Trzeba było przetrwać teraz, żeby zawalczyć później.
Żeby zabić później.
- Dziękuję lady Mileno, dziękuję. - Leith rzadko miewał fantazje ale obiecał sobie że następnym razem gdy kogoś zabije będzie myślał o Milenie.
Siła, która przyparła go do podłogi ustąpiła. Pierścień przestał generować ból, choć jego echo wciąż rozchodziło się po organie mężczyzny. Wciąż miał erekcję, lecz bynajmniej nie dlatego, że chciał posiąść tę rudą sukę. No, może chciał - ale nie w taki sposób jak wcześniej. Gdy Leith rozejrzał się po sali Mrru nie było. Więc jednak była to iluzja. Co ciekawe jednak, w dłoni wciąż miał nóż. Widać Milena naprawdę nie traktowała go poważnie. Stanęła teraz przy zdobionym stoliku i znów napiła się wina. Była piękna, a jednak to piękno nie robiło już takiego wrażenia na byłym niewolniku.
- Jesteś głupi, ale posłuszny. Może jej się to spodoba. - Mruknęła Skrzydlata, przyglądając się Bękartowi z wyższością - Jeśli wygrasz kolejną walkę, wprowadzę cię do komnaty księżniczki. Twoim zadaniem jest ją uwieść. Nie obchodzi mnie czy będziesz ją gwałcił, czy błagał. Masz to zrobić. Rozumiesz?
- Rozumiem, Milady. - Leith zdążył pozbierać się z podłogi, stanął wyprostowany, jak gdyby nigdy nic z ramionami luźno złączonymi za sobą. Można zabijać na wiele sposobów, a znajdując się bliżej władzy można to robić jeszcze lepiej. Leith uświadomił też sobie, że nie tylko pożąda zabicia Mileny, ale również ten czyn sprawi mu autentyczną radość. Myśląc o tym, mężczyzna aż zamerdał wciąż wyrośniętym przyrodzeniem.
- To wszystko. Odejdź. I wezwij mi Oriona. - Kobieta uśmiechnęła się jadowicie.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline