Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2019, 10:25   #24
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nocne włamania i potwory

Susan próbowała się czymś rozproszyć. Obliczała ile czasu jej zajmie dotarcie do mieszkania i z powrotem. Na czym powinna się skupić co wziąć ze sobą. Klucz, rewolwer, telefon, może nóż do podważenia desek. Odgłosy z sypialni nie przestawały dochodzić więc Susan usiadła przy komputerze i zaczęła przeglądać inne strony z opisem Rakshy a dokładniej jak się przed nimi bronić. “Nie to że wierze w te ich teorie ...po prostu i tak nie mam co robić”.
Łatwo znalazła odniesienie do Bakasur, rakszas w Mahabharatpie i Ramayanie.. ważnych tekstach hinduskiej kultury i religii. Nie zawierały one jednak żadnych ich słabości. Nie były to wampiry, które można było przegonić szerokim wachlarzem środków. Susan czuła, że traci czas, który mogłaby spełnić przyjemniej.
Przepędziła Henry’ego… jakikolwiek był powód jego zachowania, to z pewnością się on nie powtórzy. Była coraz bardziej sama w tym mieście. Nikomu nie mogła ufać, bądź nie chciała. Cokolwiek znajdzie to… Clarence’a ta wiedza nie uratowała przed jego krwawym losem.
Henry chyba skończył, bo słyszała jak schodzi.
“Rany kolejne dni to będzie koszmar…” Woods pomyślała wychodząc ze schowka. Przyłożyła czoło do drewnianej płyty drzwim - Dlaczego musiałeś to zrobić akurat teraz ? - zapytała Henry'ego. Oczywiście nie mógł jej usłyszeć siedząc w kuchni było to pytanie bez odpowiedzi. Partner Jane mocno namieszał tego popołudnia, a Sue nie wiedziała jak powinna się teraz wobec niego teraz zachować.
“Masz inne zmartwienia teraz. Skup się!”

Woods zdjęła mokre ubranie i przebrała się w ciemny dres założyła swoje adidasy. Klucze do siebie. Klucze do sklepu. Telefon. Rewolwer. ...Nóż no tak musi zejść do kuchni.
Otworzyła biuro, udała się na dół.
Henry na szczęście/niestety jeszcze tam był.
- Przepraszam. Poniosło mnie. To się więcej nie powtórzy. - rzekł na jej widok i zaczął zbierać do wyjścia.
- Henry...ja ...przepraszam, że oblałam cię wodą…- chciała go zatrzymać. Wyjaśnić, że to nie dlatego, że nie chce tylko, że się boi bo to wszystko idzie za szybko...ale się zlękła. Głównie dlatego że stała w dresie z pistoletem schowanym w kieszeni bluzy, ewidentnie przygotowana do wyjścia. A jeśli on zacznie ją teraz wypytywać to co mu powie? Prawdę? Czy lepiej skłamać?
- Nie ma za co. - odparł mężczyzna i ruszył do wyjścia. - Nie łaź nigdzie w nocy. -
Nie wypytywał co planuje.
- Do jutra. - pożegnała go w poczuciu kompletnej rozterki. “Powiedzieć coś jeszcze? Zostawić to na jutro? A jak jutro mnie nie będzie…”
- Henry!…- Powiedziała głośniej...nie czekając aż się odwróci, wypaliła - Nielubięjednorazówekkomplikującychwszystko…- “Brawo Susan na pewno cię zrozumiał!” skarciła się w myślach. - Wolę komplikować sobie życie długodystansowo... - “No i gratulacje kretynko bardziej pogmatwanie nie mogłaś tego ująć. Jak przeżyję to dopiero jutro będzie dziwnie to widzieć...o ile się pojawi...Kurwa!” Woods nadal beretowała się w myślach, już totalnie rozpraszając się od tego co miała zrobić.
Henry przyglądał się jej w milczeniu. Skinął głową i dodał. - Rozumiem. A ja nie jestem facetem nadającym się do związków.
Woods aż przewróciła oczyma, no jednak nie do końca ją zrozumiał, ale niech będzie. “Nie chodziło o związek… chodziło o wyłączność… a nie, no tak dla facetów to już związek…” - Tak no to już wiemy na czym stoimy…
- Połóż się spać. - poradził Henry wychodząc. - Może jutro wszystko ci się ułoży.
“Sam się połóż, jak na kogoś kto nie nadaje się do związku zdecydowanie umie pouczać kogoś jakby w nim był!” Pomyślała kwaśno. Nie położyła się. Teraz wystarczy poczekać, aż zacznie się ściemniać i rozejrzeć się po mieszkaniu. Potrzebowała czegoś co ja naprowadzi, by zadawać odpowiednie pytania.
Na dworze zaczęła biec, maskując swoje zamiary pod przykrywka wieczornego biegu. Na miejscu rozejrzała się znowu za jakąś aktywnością mieszkańców. Ta była niewielka, acz dostrzegła policjantkę kręcącą przy domu Clarence'a. Nie była to Jessica na szczęście. I sądząc po nerwowym zachowaniu NAPRAWDĘ nie chciała tu być w tej chwili.
Woods schowała się przy wielkich kontenerach na śmieci i z ukrycia obserwowała zachowania policjantki. “No nic trzeba czekać, albo sobie pójdzie albo … no to może być długa noc.”
Niestety zapowiadało się to drugie. Im większy mrok zapadał, tym policjantka była coraz bardziej zdenerwowana. I częściej rozglądała się dookoła. Z dłonią na broni.
“Noż przecież jej nie zastrzelę by tam wejść…” z kolei Susan z każdą minuta była coraz bardziej zirytowana tym czekaniem. “Dobra jeszcze trochę i zaczniemy kombinować...może ją przestraszyć...cholera, ale jak spanikuje to będzie strzelać na oślep.” Woods rozejrzała się po okolicy śmietnika szukając jakiś butelek czy puszek którymi można było rzucić. Może dałoby się ją zmusić do przejścia się gdzieś.
Ustawiła puszki i puste butelki na kontenerze. Ukrywając się w uliczce rzuciła w nie kamieniem robiąc dużo hałasu i nie czekając na policjantkę obiegła dom do okoła. Udało jej się. Policjantka oddaliła się od drzwi sprawdzając co się stało a wtedy Woods ostrożnie i po cichu weszła przez drzwi do środka. “Biedna dziewczyna ale z opowieściami o tych wszystkich potworach to chyba przesadzili jeśli zostawili swoją na czatach.”
Po cichu zamknęła za sobą drzwi wkładając w zamek klucz i przekręcając by utrudnić Policjantce ewentualne wejście do środka.
Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu.
Było ciasne. Mały korytarzyk prowadzący na zaplecze i zapewne do schodów w części mieszkalnej. W powietrzu czuć było zatęchły zapach wilgoci.
“Wilgoć?” Zdziwiła się Susan i pierwsze co poszła na zaplecze. Zaczęła przyświecać sobie latarką telefonu by nie wpaść na coś i nie narobić hałasu.
Otworzyła drzwi i dostrzegła jedynie puste regały, meble i plamy zaschniętej krwi. Nic poza tym. Pomieszczenie było puste. Zarówno książki jak i komputer zostały wyniesione. Spóźniła się.
“Wow, wysprzątali dokładnie.” Susan mimo wszystko weszła do środka i przeszła się po podłodze. Może to było naiwne myślenie ale chłopak był nerdem. Na sto procent jakby miał okazję coś schować zrobiłby to w stylu starej klasyki prawda? Susan sama chciała schować swoje rzeczy w poluzowanych deskach podłogowych. Po krótkim przeszukiwaniu pomieszczenia, znalazła kilka takich desek i kryjówkę właściciela. Też złupioną.
“Serio?!” Po sprawdzeniu zaplecza poszła do części mieszkalnej.
Kuchnia, była mała i nieużywana. Przeszukanie jej pozwoliło zdobyć parę butelek piwa i potwierdzić, że Clarence musiał stołować się na mieście. Z piwnicy zionęło wilgocią… i panował tam mrok którego to latarka telefonu nie była w stanie rozproszyć.
“Eeee. Nope!” Pomyślała, mając nadzieję, że wspomnienia o tym co się działo w jej piwnicy nie udaremniły jej właśnie znalezienia jakiejś wskazówki. Ruszyła na piętro.
“Na razie jakoś idzie szkoda że bez rezultatów” Pomyślała nadal uważając co robi. Rozkład mieszkania był taki jak u niej. Zaczęła od mniejszego pokoju… który był większy, bo nie miał jej kryjówki. Pełen plakatów związanych z zespołami heavy metalowymi. Megadeth, Black Sabbath, Judas Priest, Rammstein i wiele innych. Generalnie te plakaty oklejały całe pomieszczenie, zapewne dodatkowo wyciszone. Bo oprócz komputera( po którym został jedynie ślad na biurku), były głośniki i podpięta do nich gitara elektryczna. Okna zostały zamknięte na stałe… a część plakatów poczerniała i zaczęło się skręcać… jakby gniły. Co zdjęciom na nich dodawało upiornej aury… zwłaszcza KISS.
“ Tak nie koniecznie te plakaty…” Susan spojrzała na czerniejące i poskręcane plakaty. Podeszła do nich i sprawdziła jak są przymocowane.
Gdy podeszła,twarze na plakacie, ożyły i spojrzały na nią mówiąc jednym głosem.
- Znajdź mnie w psycho circus.
Susan odskoczyła w tył upuszczając telefon i zakryła usta dłońmi. - …! - Telefon mocno się uszkodził, ale Susan której zmysły wchodziły w stan paniki jeszcze tego nie zauważyła.
“O cholera. cholera!” Krzyczała w myślach. Spojrzała na plakat jeszcze raz.
W pogrążonym w prawie całkowitym mroku pomieszczeniu, Susan nie mogła dostrzec czegokolwiek. Ale przynajmniej już się nie odzywał.
- No dobrze to idziesz ze mną…- Powiedziała cicho i delikatnie zdjęła plakat zwijając go w rulonik. Po czym znalazła swój telefon i oceniła uszkodzenia. - Kurwa. - Skomentowała pęknięty ekran kiedy wkładała baterie i zamykała tylną klapkę. “No dobrze nie jest źle pęknięte ekrany zdarzają się cały czas.” Próbowała sobie wytłumaczyć uruchamiając go. no dobrze latarka nie chce zadziałać ale da się jeszcze przyświecać światłem ekranu...migoczącym, ale jednak.
“No dobra sypialnia …. moment… psycho circus to nazwa płyty… Clarence miał je w sklepie.” na sypialnię tylko zerknęła… i dostrzegła macki. Od groma macek. Całe ściany macek. Tak jak u niej. Tylko że tu to nie była tapeta, tylko przebarwienia na ścianach.
“Nope...boże żeby Henry mi takiej fuszerki nie zrobił.” Pomyślała upewniając się, że też tu wszystko zostało wyniesione. I zeszła na dół. Do sklepu musiała działać szybko, bo czas biegł była już zestresowana i słuchała wyimaginowanych głosów z plakatów.
Tu musiała uważać ze światłem. Część sklepowa, była bowiem przeszklona jak i u niej. W dodatku pilnujący miejsca zbrodni policjant… budził nieprzyjemne uczucie w żołądku Susan… zwłaszcza jego twarz. Bo ta… Woods nie mogła dostrzec jej właśnie. Niby widziała jakieś zarysy w ciemności, ale nie składały się one w całość… jak rozsypane puzzle. Niby miał ludzką twarz, ale Susan nie potrafiłaby jej opisać. Ani zapamiętać.
“Zmiana warty? Będzie trudniej chyba będzie musiała zrobić dywersje z wnętrza domu...chyba ze ta na tyłach sobie poszła.” Susan zniżyła się i na czworakach przeszła do miejsca sklepu gdzie były płyty.

Miała szczęście, miała jego nadmiar. Znalazła bowiem dwie płyty. W dwóch przeciwległych miejscach. Jedną była płyta CD zamknięta w gablotce.



Leżąca wygodnie na poduszeczce. Duma kolekcji. Tak samo wyróżniona była druga płytka. Kiss: Psicho Circus, gra wideo na dreamcasta. WTF?!
Nie miała też dużo czasu na rozmyślania, bowiem usłyszała za sobą… niemal zwierzęcy warkot. I spojrzała widząc jak… “wilki” wychodzą ze ścian. Duże stworzenia o wilczych paszcza i rozdętych brzuchach trzymanych przez żebra niczym w klatce. Jeden drugi, trzeci, czwarty… po jednym z każdego kąta.
“...” Susan zerwała się na równe nogi i pobiegła do gabloty z płytą muzyczną. Z całej siły zamachnęła się łokciem rozbijając szkło. Czas na ciche podchody właśnie się skończył. To roztrzaskało się z typowym dla szkła brzęknięciem, przy okazji rozdzierając dres i raniąc Susan. Chwyciła płytę. I ruszyła biegiem przez korytarz na tył domu. Nie oglądała się za siebie tylko wyciągała rękę do klamki. “Na chuja zamykałam je na klucz.” Pomyślała.
Słyszała za sobą je… pędzące cicho i pospiesznie masywne ciała, pulsująca i świecąca zawartość ich brzucha rzucała upiorny zielonkawy blask. Usłyszała mlaśnięcia i z szeroko otwartych paszczy wysunęły się długie pulsujące macki próbujące ją pochwycić. Zupełnie jak w śnie!
Dopadła drzwi słysząc je za sobą. Zbliżały się przerażająco szybko.
Przekręciła klucz i wypadła na zewnątrz nie rozglądała się tylko ruszyła pędem. Ile miała siły w nogach, strach pomagał...przynajmniej tak się jej wydawało...pistolet w kieszeni był zapomniany. Jane miała rację.
Potwory wypadły tuż za nią, jedna z macek boleśnie walnęła ją po plecach próbując pochwycić za szyję i przewrócić. Z paszcz wyrywał się im bulgoczący warkot, który pewnie łatwy był do usłyszenia, ale… możliwe że słyszany był nieraz. Możliwe, że miejscowi wiedzieli, co on oznacza… możliwe, że bali się sami stanąć oko w oko z tym… czymś.
Ledwo złapała równowagę, nie przestała biec, serce jej chyba stanęło ale krew szumiała w uszach. Jak się zatrzyma, to zginie jak Clarence. Widok rozerwanych zwłok był dostateczna motywacją, by lepiej spróbować ucieczki. Skręciła w uliczkę wybiegającą na główną ulicę. Może instynktownie spodziewała się, że “Wilki” będą miały problem z zakrętami.
Nie miały… na szczęście było ich cztery, a boczne uliczki były wąskie. Niełatwo im było naraz się przecisnąć.. zyskała trochę odległości między nimi.
“Biegnij! Biegnij! Biegnij!” Yoona dopingowała ją z tyłu głowy. z głownej alei wbiegła w kolejna boczną uliczkę. Ta prowadziła na tylną w jej szeregu. Wystarczy być szybszą. Płuca ją piekły a mięśnie zaczęły boleć. Sprint to nie jej ulubiony rodzaj biegu.
Lawirowanie ciasnymi uliczkami pozwalało utrzymać potwory z dala od siebie. A jej dom majaczył w polu widzenia. Czy zdoła, czy zdąży, a jeśli zdąży to… czy ten dom powstrzyma te bestie? Dlaczego miałby?
Nadzieja jednak dusiła wątpliwości. Wyciskając wszystkie siły, ze swojego ciała Susan dopadła do drzwi swojej małej twierdzy.
Tracąc cenne sekundy na wetknięcie klucza i przekręcenie zamka. odgłosy zza niej nie pomagały wydawało się że potwory są tuż za nią i ich szczęki zacisną się na jej ciele.
Szarpnęła za klamkę. Zamek ustąpił. Wpadła do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Kolejne cenne sekundy i Susan zamknęła je na klucz, potem pędem na górę. Przeklęte schody odmówiły współpracy i ją potknęły. Panika nadal ją trzymała kiedy niezdarnie się podniosła ignorując ból w kolanie które zaryło o kant stopnia.
Do biura! Zamknąć drzwi! Do Skrytki Zamknąć Drzwi!
Serce waliło nadal, mięśnie napięte, strach w głowie. “Cicho, cicho, cicho, niech cię nie słyszą.” Powtarzała w głowie próbując uspokoić oddech. “Co do do cholery było?!”. “Jak to może istnieć?!”. “To wylazło ze ścian!”. “Boże, w co ja się wpakowałam…” I tak podobnie. Zamarła w swoim schowku. Nie ruszała się nie wydawała odgłosów. Nasłuchiwała każde najcichsze skrzypnięcie powodowało skoki adrenaliny. Z czasem strach przechodził, a wracał pół łokcia i kolana...i mięśni.
 
Obca jest offline