10-03-2019, 19:59
|
#23 |
| elaios rozejrzał się po wnętrzu czując uporczywie nachalny ciężar na sercu. Doskonale zdawał sobie sprawę co to jest. Dezorientacja. Bezsilność połączona z niewiedzą. Diabelstwo nienawidziło tego uczucia, które wciskało go w kąt i odbierało chęć do podejmowania jakichkolwiek działań. Przesadą byłoby założyć że takie wrażenie zrobiła na nim chata. Raczej fakt w jaki sposób otrzymała epitet “opuszczona”.
Westchnął ciężko i zdusił w sobie tą bezradność. Był świadom, że cokolwiek się tu nie wydarzyło… w całej tej cholernej mgle, będzie go czekała praca u podstaw.
– Przynajmniej nie ma ciał – powiedział Pelaios[/color] kładąc rękę na barku Astine, która natychmiast odstąpiła krok w bok lekko zdezorientowana. Wilczyca zawarczała i wyszczerzyła ostrzegawczo kły w stronę diablęcia. Dziewczyna ruchem ręki czym prędzej uspokoiła ją.
– Eh… sprawdźmy po prostu czy… chcę… chcę wiedzieć co zaszło – mówiła dość nieskładnie jednoznacznie zdziwiona, zmieszana i zaniepokojona.
Pelaios spojrzał na wilczycę z lekką obawą, po czym umknął wzrokiem w kierunku Astine. Nie przepadał za dzikimi zwierzętami, zwłaszcza takimi które mogą mu przegryźć grdykę z byle powodu.
– Nie tylko ty… – mruknęło diabelstwo nerwowo stukając palcami o udo, omiatając wzrokiem pomieszczenie. – Nie tylko ty…
Cofnął się o krok w kierunku drzwi i przyjrzał się framudze. Zadarł głowę do góry, śledząc drewnianą krawędź. Szukał zadrapań i szram. Sprawdził zawiasy oraz ogólny stan samych drzwi. Cokolwiek zabrało ciała mieszkańców, musiało się dostać do środka… albo drzwiami, albo oknem. A przynajmniej tak być powinno, lecz co dziwne to miejsce nie nosiło jakichkolwiek śladów szamotaniny, walki, czy czegokolwiek tego pokroju. Wprawdzie na podłodze tam i ówdzie wyłapywał wzrokiem zadrapania, czy ślady charakterystyczne dla ciągnięcia czegoś, lecz nie wyglądały jakkolwiek na świeże, a także raczej na pozostałości po zwykłych pracach.
– Te dynie… – zapytał nie przerywając pracy – To jakaś lokalna tradycja?
– Nie… – odpowiedziała z wahaniem po chwili. – to nie jest… normalne.
Ona również wodziła wzrokiem po meblach, talerzach na stole, lecz najwyraźniej nie znajdowała jakichkolwiek wskazówek. W międzyczasie wilczyca obwąchiwała pomieszczenie kierując się w głąb. Zatrzymała się w jednym miejscu i raz jeszcze je obwąchała. Cichym szczekiem zwróciła uwagę Astine, która skinęła na Pelaiosa.
– Luna coś znalazła. Patrz – dziewczyna wskazała odcisk stopy w zalegającym kurzu i pyle wychodzący od strony części zwierzyńca, lecz od razu zawracający.
Podszedł do tropu i przykucnął nad nim oceniając kształt odcisku. Przejechał po nim palcem sprawdzając ile kurzu zdążyło się zebrać.
– Ktoś tu był po tym… wszystkim – omiótł jeszcze raz spojrzeniem całe pomieszczenie koncentrując się na kurzu zalegającym na meblach i podłodze. – Nie tak dawno. Dzień, może dwa.
Podniósł się i ruszył do zwierzyńca podążając za tropem. Stawiał kroki ostrożnie by nie zatrzeć istniejących odcisków.
Miał złe przeczucia. Opuszczona wioska, kaplica bogini upraw, wszędobylskie dynie… to się prosiło o szalonego maga lub kapłana, ewentualnie kult demona objawiającego się w tej postaci. Pelaios był już skłonny uwierzyć że powóz zaatakowała przerośnięta dynia animowana magią. Ten śluz…
– Kurwa – zaklął do swoich myśli. W tym samym momencie usłyszał ruch gdzieś pod powałą. |
| |