Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2019, 07:23   #9
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Anna Czech otworzyła szeroko oczy, zrywając się z posłania. Gdyby nie wężyk od kroplówki pewnie w amoku w ogóle zeskoczyłaby z łóżka i uciekła przed siebie. Ostatnie co pamiętała, to właśnie impuls przetrwania, pchający ją do ucieczki. Było to absurdalne, skoro zagrożenie nadeszło z jej własnego organizmu, ale trudno walczyć z odruchami. Ten profesorek nieźle wszystkich wydupczył. I to bez wazeliny. Aż dziw, że żyli.

Drobna dziewczyna o specyficznej, ufarbowanej na biało fryzurze, rozejrzała się powoli. Wciąż miała na sobie złoty, sceniczny strój - teraz przybrudzony i rozerwany na kolanie. W pomieszczeniu, które ewidentnie było pomieszczeniem szpitalnym znajdowało się 6 łóżek, choć zaplanowano je ewidentnie na salę 4-osobową. No tak, pewnie było sporo rannych. Jakaś starsza babka musiała przebudzić się wcześniej, bo siedziała teraz na swoim wyrku i gapiła się w telewizor, gdzie w Faktach właśnie mówiono o tragedii na placu Zwycięstwa. Że też nie szkoda jej było tych 2 złociszy w dobie internetu...

Słuchając jednym uchem newsów, Vanilla sięgnęła do kieszeni, gdzie znajdowała się jej komórka. Ta umarła bez szansy na ostatnie słowa. Może to spotkało też inne telefony i dlatego kobieta na wyrku szarpnęła się na telewizję? Przez chwilę ich spojrzenia skrzyżowały się, ale gdy babka miała już coś powiedzieć, Anna skrzywiła się i ostentacyjnie odwróciła głowę, zerkając na gościa po swojej lewej, który najwyraźniej też się budził.

Cytat:
Prawdopodobną przyczyną była awaria prototypowego urządzenia, jakie profesor miał zaprezentować podczas dzisiejszego spotkania.

- Sranie w banie... - mruknęła pod nosem Vanilla. Wszyscy, którzy byli na miejscu, wiedzieli, że to nie przypadek. Pewnie lada moment zainteresują się tym gliny i zaczną przesłuchiwać świadków. Zdecydowanie więc trzeba było się zmyć ze szpitala. Igły nie przerażały dziewczyny, zbyt wiele ich w swoim życiu widziała. Po prostu wyciągnęła wenflon, przyłożyła chusteczkę i zgięła rękę. Następnie wstała, ubrała buty i najzwyczajniej w świecie, nie siląc się na żadne pożegnania - wyszła. Nie miała zamiaru bawić się w żadne wypisy, jednak w połowie korytarza nagle gwałtownie zatrzymała się. Skrzypce! Co się z nimi stało? Gdzie były?

Nerwowość opanowała umysł Anny. Szybkim krokiem podeszła do pielęgniarki, która właśnie wychodziła z sąsiedniej sali.
- Hej. Przepraszam! - jej ton brzmiał raczej jak rozkaz niż zwrot grzecznościowy.
- Co? Zgubiłaś się dziec... - kobieta urwała, gdy oprócz niskiego wzrostu zauważyła zirytowane oblicze Anny. - W czym mogę pomóc?
- Chcę się wypisać. I chcę odzyskać moje rzeczy. Bo zabraliście rzeczy osobiste, nie? Moje skrzypce...
- Ja nie wiem -
pielęgniarka wydawała się zbita z tropu - Mogę sprawdzić, ale mamy przeludnienie na oddziale, musi pani chwilę zaczekać. W której sali pani została położona?
Vanilla poczuła jak opadają jej macki. Nie miała ochoty wracać do pomieszczenia, a jednocześnie wiedziała, że nie może zostawić swoich skrzypiec, jeśli jest choćby cień szansy na odzyskanie ich. Niechętnie wymamrotała numer pokoju, po czym wolnym krokiem skazańca wróciła do niego. Siadła na łóżku z miną pod tytułem “nie będziesz tykał, to nie użrę”.

Starsza pani nie zwróciła uwagi na wracającą dziewczynę. Wpatrywała się w telewizor uporczywie drapiąc się po łokciu.

- Policja i szpitale apelują do wszystkich osób, których bliscy mogli uczestniczyć w wypadku, jaki miał miejsce na Placu Zwycięstwa o pomoc w identyfikacji ofiar. Wciąż trwa badanie przyczyn przedwczorajszej katastrofy prowadzącej do śmierci, według wstępnych szacunków, dziewięćdziesięciu tysięcy osób i wywołującej, niestety wciąż realne, zagrożenie śmierci blisko dwunastu tysięcy osób. Trwa także poszukiwanie ciał naukowców, w tym profesora Pavla Zagórskiego… - spikerka przerwała. Staruszka wpatrywała się jak zahipnotyzowana wciąż orząc paznokciami skórę łokcia.
- Właśnie otrzymaliśmy informację o zidentyfikowaniu jednego ze zmarłych. Z przykrością informujemy, że jest to profesor Gustaw Poniatowski, wybitny astrofizyk specjalizujący się w tak zwanej M-teorii.

Do sali wpadł młody lekarz, a przynajmniej tak mogło się wydawać pomimo głębokich bruzd przy ustach i kącikach skierowanych definitywnie w kierunku podłogi. Omiótł salę przekrwionymi oczami i poprawił zaczesane na bok, szpakowate włosy.
- Dzień dobry - rzucił do wszystkich i otworzył przyniesioną walizkę.
- A pani co jest? - rzucił do staruszki, zaś ta łypnęła na niego groźnie.
- Łokieć mje gryzie. Nie widać?
- Pani pokaże.

Wewnątrz walizki znajdował się ekran, klawiatura i kilka bliżej niezidentyfikowanych czytników, przycisków oraz przedmiotów niewielkich rozmiarów.
- Mhm… - zawyrokował oglądając starszą panią.
- Łuszczyca. Zaraz przepiszę maść. A państwa proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Za chwilę państwa obejrzę - powiedział odchodząc od pacjentki. Zaczął wpisywać coś do systemu i już po kilkudziesięciu sekundach z urządzenia wyjechał cienki pasek papieru przypominający paragon.
- Pani zgłosi się z tym do naszej apteki. Pierwsze piętro na prawo od wind. A jak się pani czuje? - zapytał zezując kątem oka na Annę.
- Dobrze. - Warknęła, nieufnie zerkając na mężczyznę. - Nie chcę badań. Chcę stąd wyjść. Właśnie czekam na wypis. Pan więc się nie przejmuje i zajmie pozostałymi.
Lekarz wyraźnie rozpromienił się.
- Doskonale. Sprawdzę ciśnienie i zrobię jedno ukłucie, a potem nie będziemy pani zatrzymywać. To tylko dwie minutki. Proszę wystawić palec - powiedział wydobywając cienkie urządzenie przypominające gruby marker zakończony igłą, po czym wyjął ciśnieniomierz.
- Ah… i jeszcze jedna rzecz. Moja córka jest fanką - wzruszył ramionami i uśmiechnął się blado.

Jeśli ta ostatnia informacja miała uładzić wojowniczo nastawioną pacjentkę - zadziałała. Anna skrzywiła się, ale posłusznie wyciągnęła rękę, nadstawiając palca.
- Dlaczego jedni umarli albo są w śpiączce, a inni jak ja... no sam pan widzi, wszystko gra - zagadnęła cicho, jakby zawstydzona tym, że jednak nawiązuje kontakt z lekarzem.
- Ciężko powiedzieć. Jeszcze zbyt wcześnie na jednoznaczne stwierdzenie - odparł mężczyzna i ukłuł Annę w palec, a następnie przeniósł próbkę do jednego z czytników. Następnie założył ciśnieniomierz, który niemal natychmiast rozpoczął przeprowadzanie pomiaru.
- Ale moim zdaniem to zależy od tego na ile silny jest organizm. Z moich obserwacji. Najwięcej śmierci zdarza się u dzieci i osób starszych, a wyjście ze śpiączki najczęściej zauważam u osób młodych. Lub względnie młodych - zdjął urządzenie, odczytał wyniki i wprowadził je do systemu.
- Okaz zdrowia z pani - powiedział przyglądając się wynikom na monitorze. Chwilę później pojawił się papierowy pasek identyczny do tego, który wyjechał kilka minut wcześniej. Ten był dłuższy.
- Tutaj ma pani swoje wyniki. Może to pani wyrzucić, ale radziłbym zachować. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak coś zaczęło się dziać i wymagane były dodatkowe badania.
Facet był uprzejmy, ale nie wchodził w sferę prywatności Anny, za co ta mogłaby go opieprzyć.
- Dzięki - mruknęła, rzucając wzrokiem na świstek. Nic jej jednak nie mówiły te wszystkie cyferki, toteż po prostu wcisnęła go w kieszeń.
Westchnęła. Szkoda było dzieciaków... ten cholerny profesor powinien dostać za swoje.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-03-2019 o 07:26.
Mira jest offline