Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2019, 19:11   #11
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
2/24

Antony Beevor - Arnhem. Operacja Market Garden (org. Arnhem. The Battle for the Bridges, 1944)


Wydawnictwo: Znak Horyzont
Data wydania: 2018
Ilość stron: 594
ISBN: 978-83-240-5464-7

Zacznę nietuzinkowo: jestem pasjonatem historii. Okres II wojny światowej jest jednym z tych, którymi interesuję się najbardziej, z kolei operacja Market-Garden jest jedną z jej części, którym poświęciłem i wciąż poświęcam najwięcej czasu. Nic więc dziwnego, że książka z wielkim złotym tytułem "Arnhem" i dumnie stojącym generałem Sosabowskim na okładce, tak łatwo zwróciła moją uwagę w księgarni. Oczywiście domyśliłem się, że polski dowódca widnieje wyłącznie na okładce polskiego wydania (która swoją drogą prezentuje się o niebo lepiej niż okładka oryginalnego wydania i dlatego ją właśnie zamieściłem powyżej), co pewnie miało być sprytnym zabiegiem marketingowym. Niezrażony tą świadomością zabrałem się za lekturę.

Już po pierwszych kilku stronach zorientowałem się, że będzie to dla mnie nostalgiczna podróż w przeszłość. Sposób pisania i przedstawiania biegów wydarzeń (o dziwo nigdy wcześniej nie miałem w ręku żadnego tytułu Beevora) tak bardzo przypominał mi uwielbianą przeze mnie książkę Corneliusa Ryana "O jeden most za daleko", że momentami odnosiłem wrażenie jakbym czytał ją ponownie po raz pierwszy - bezcenne doświadczenie. Starałem się, by moja nostalgia nie wpłynęła na moją ocenę, jednakże zdawałem sobie sprawę, że nie uniknę porównań z dziełem Ryana i dlatego wcale się o to nie starałem.

Beevor, podobnie jak Ryan, napisał coś, co lubię nazywać fabularyzowaną książką historyczną. Innymi słowy ogólny opis wydarzeń wzbogacił relacjami z przeżyć ludzi z nimi związanych, oficerów i żołnierzy obu stron oraz cywili. Sam Ryan zrobił to na tyle dobrze, że na podstawie jego książki (zresztą nie tylko tej jednej) nakręcono potem film z plejadą amerykańskich i brytyjskich gwiazd, i Beevor mu na tym polu nie ustępuje, choć jego opisy są raczej skrótowe. Trzeba przyznać, że jest to naprawdę korzystne połączenie, zwłaszcza dla osób, których nie pociągają książki naszpikowane suchymi faktami, numerami jednostek i nazwami geograficznymi (osobiście nie mam nic przeciwko nim).

Sam styl jest przyjemny, czyta się bardzo szybko. Dla niektórych może to nie mieć znaczenia, dla mnie ma całkiem spore, ale książka jest podzielona na całkiem pokaźną liczbę rozdziałów. Konkretnie jest ich 28. Dla porównania u Ryana było zaledwie pięć, a liczba stron podobna, chociaż format książki Beevora jest większy. Uważam to za duży plus, bo jestem z tego gatunku czytelników, który nie cierpi przerywać w połowie rozdziału. Do tego łatwiej potem znaleźć pojedynczą informację, której się szuka.

Oczywiście nie muszę dodawać, że Beevor do niektórych spraw podchodzi inaczej niż poprzednik, niektóre wydarzenia są zgoła odmienne, w końcu minęło tyle lat, że światło dzienne ujrzały nowe fakty. Nie będę się tu nad tym rozwodził, ale chciałem się podzielić pewną obserwacją. Amerykanin Ryan bez litości wytykał błędy amerykańskim dowódcom, brytyjskich nieco oszczędzając, Brytyjczyk Beevor robi coś odwrotnego. Ponadto ten ostatni przedstawia też skutki nieudanej operacji, ciągnąc przyspieszoną już nieco narrację aż do maja 1945 roku, gdzie dużo miejsca poświęca cywilnej ludności. Ryan urywa opowieść zaraz po ewakuacji Brytyjczyków i Polaków spod Arnhem, a więc paradoksalnie jeszcze przed końcem całej operacji.

A teraz parę słów o tym co mi się nie podobało. Pomimo swoich plusów, książka naszpikowana jest błędami, które w liczbie nie ustępują przedstawionym w niej faktom. Jest ich naprawdę masa. Przede wszystkim literówki, nieprawidłowa odmiana wyrazu, albo w ogóle znaki, które nie powinny się znaleźć w danym wyrazie. Za to oczywiście należy już winić polskiego wydawcę, korekta do kitu. Ciekawe jest również to, że to chyba pierwsza książka, w której nie znalazłem nawet pojedynczego przypisu od polskiego tłumacza, wyjaśniającego pewne sprawy językowe, albo naprostowując źle przedstawione fakty. Naprawdę dziwna sprawa, zwłaszcza że byłoby się do czego przyczepić.

No właśnie, największy mankament tej książki. Olbrzymia wręcz liczba błędów w nazewnictwie. Gdybym dobrze nie znał tematu, pewnie bym nawet nie zwrócił na większość z nich uwagi. Pisząc książkę historyczną, warto postarać się o jakąś fachową korektę, bo tutaj nie wiem czy w ogóle jakaś miała miejsce. Najbardziej irytującym błędem było nazywanie przez autora niemieckiej piętnastej armii, piątą. Dodam, że w owym czasie w wojskach III Rzeszy w ogóle nie było związku taktycznego o nazwie piąta armia. Ponadto mylił nazwy mniejszych jednostek, czasami w jednym akapicie używając dwóch różnych nazw w stosunku do jednej. Mylił osoby, przykładowo majora Briana Urquharta, oficera wywiadu, tytułując generałem Robertem Urquhartem, który w rzeczywistości był dowódcą dywizji. Wyłuskiwanie tych błędów było bardzo irytujące i gdyby nie one, mógłbym śmiało wystawić wyższą ocenę.

Na koniec, chociaż same relacje świadków, o których wspomniałem wyżej, chwalę, o tyle sposób pisania wielu z nich uważam za nieodpowiedni. W dużej ich liczbie, w zasadzie w większości, próżno doszukiwać się nazwisk osób, o których opowiadają. Najczęściej są to "pewien sierżant", "jakiś cywil", "brytyjski czołgista" itp. Oczywiście można to wybaczyć w przypadkach, gdy nazwisko takiej osoby jest dziś nieznane, jednakże z przypisów do poszczególnych fragmentów jasno wynika, że w wielu przypadkach tak nie jest. Oczywiście zawsze można sobie spojrzeć na przypis, ale co by szkodziło wrzucić nazwisko autora relacji do samej treści książki? No i co zrobić jeśli do danego fragmentu nie ma przypisu, co też się nierzadko zdarza?

Podsumowując. Z pewnością nie polecam tej książki komuś niezaznajomionemu z tematem, kto chciałby go dokładniej poznać. Taki ktoś nie da rady przebić się przez bariery wspomnianych wyżej błędów. Mogę jednak ją polecić komuś, kto temat chce potraktować powierzchownie, nie wnikając w takie szczegóły jak który batalion gdzie walczył i pod czyim dowództwem. Dla takich pasjonatów jak ja również jest to ciekawy tytuł, choć raczej w celu utrwalenia sobie pewnych faktów niż dowiedzenia się czegoś nowego.


Ocena: 7/10
 
Col Frost jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem