Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 12:27   #91
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Angelo nie odpowiedział od razu, rozglądając się wokół ze skupioną miną. Rękę miał na gnacie, schowanym za paskiem spodni.

- Nie, stary Sępie. Nie chcę cię wciągać w to bagno. - Odparł powoli, mając jakieś dziwne przeczucie, że korzystając z pomocy starego przemytnika, wykopałby mu grób.

- Szukam tylko informacji kto dokładnie zabił Psa.
- Tego nie wiem. Zakładam że ktoś od braci Uccoz. Jakiś żołnierz kartelu. Może ktoś z Aztec MC. Mam popytać? Pewnie ktoś puści farbę. Chociaż wiesz, jacy są motocykliści. Wiesz co mówią. Trzech utrzyma coś w tajemnicy, pod warunkiem, że dwóch z tych trzech jest martwych.
- Byłbym zobowiązany, amigo. Nikt się nie będzie z nami liczył, jeśli pozwolimy ot tak zapierdolić szefa. Cokolwiek... spierdolił.
- Masz to jak w banku. Koszty, doliczę do kolejnej transakcji. W porządku?
Angelo usłyszał coś na dachu budy Sępa. jakby, drapanie pazurów. Niemałych i zapewne ostrych. Poczuł również zapach piżma. Nie wiadomo skąd dobiegał, ale czuł go dość wyraźnie. Smród sierści. Mokrej i brudnej sierści. Sęp chyba niczego nie poczuł, ani nie usłyszał. Wpatrywał się w Węża z wyczekiwaniem.
Strach zakradał się do serca Angelo. Ten, który ów strach wywołał nie wiedział jednak o tym, jak ów przyjemny dla wzroku Sicario reaguje na adrenalinę. Martinez nie miał zwyczaju uciekać, za to lubił kontratakować nim jeszcze domniemany atak nastąpił.
- W porządku. Dzięki amigo, trzymaj się. - Powiedział z pozornym luzem, kierując się do wyjścia. Nie miał bowiem zamiaru mierzyć się z przeciwnikiem w ciasnym, klaustrofobicznym wnętrzu sklepiku, gdzie dodatkowo mógł zranić Sępa.
- Powodzenia - pozdrowił go Sęp.
Wyszedł na zewnątrz, w chłód nocy i cienie. Samochód, którym tu przyjechał zaparkował niedaleko, ale i tak musiał przejść z dwieście kroków pustą, ciemną, ponurą ulicą. Brakowało tylko, by odwrócił się plecami i wystawił na atak. Z jakiegoś powodu Angelo całkiem ufał swoim przeczuciom. Może dlatego, że przy kapusiu i Miguelu go nie zawiodły?

- No to fajeczka i idę na dupy - mruknął niby do siebie, przyciskając się plecami do ściany budynku. Ktokolwiek był na dachu - człowiek czy bestia, nie powinien go teraz widzieć. On tymczasem zamiast odpalić papierosa prześlizgnął się wzdłuż ściany budynku za załom muru. Tam stały kontenery na śmieci. Angelo planował wspiąć się po nich jak najciszej, by zobaczyć kto lub co czai się na dachu.
Wszedł na dach budy Sępa szybko i zwinnie. I zauważył na daszku jakiś kształt. Przyczajony, przykucnięty człowiek.
Kształt odwrócił się i w ciemnościach błysnęły pomarańczowe, zwierzęce ślepia. Angelo zobaczył też zarys brutalnej, brodatej twarzy. Dziwnej mieszaniny zwierzęcego pyska i ludzkiej, niezbyt przystojnej mordy.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/b9/87/36/b98736fad2ffc7a6a6285214a2d6f1da--superman-pictures-werewolf-makeup.jpg[/MEDIA]

To wystarczyło przystojniakowi. Schował się, starając zapanować nad strachem.

Wilkołak. To był w-dupę-jebany-wilkołak! Puta! Jak się walczyło z wilkołakami? Chyba jebanym srebrem! Puta! On miał tylko gnata. Co to do chuja pana miało być?!

Angelo nie mógł już ignorować dłużej tego, co widziały jego oczy. Powoli starał się wycofać, by zniknąć z okolicy boczną uliczką - inna niż ta, którą tu przyszedł.

- Dokąd idziiszz przysztojnuaku.
Zniekształcony głos. Zniekształcone słowa. Ale rozpoznał rozmówcę. El Manivela. Narwaniec.
Zazgrzytały blachy na dachu. Szef wybitego gangu chyba go zauważył. Może wyczuł? W każdym bądź razie ruszył za nim. Nie zaatakował. Jakby chciał pogadać. Ale czy na pewno?

To było chore. Niemożliwe! Ktoś mu podał jakieś dragi? Co tu się, puta, odpierdalało?! Angelo czuł jak panika otacza jego serce swoimi długimi, pełzającymi mackami. Paradoksalnie jednak ten strach, ta desperacja dawały Martinezowi za każdym razem siłę, by wychodzić naprzeciw wyzwaniom.

Narwaniec był bestią, drapieżnikiem, a najgorsze, co można zrobić - jeśli nie jest się pewnym swojej szybkości - to odwrócić się tyłem i zacząć uciekać. To po prostu prowokowało do ataku. Toteż Angelo, mimo szarpiących nim odruchów przetrwania, stanął i odwrócił się z typową dla siebie nonszalancją.

- Widzę, że nie jestem jedynym przystojniakiem w okolicy - powiedział, po czym dodał - Już mówiłem. Idę na dupy. A ty? Zażywasz nocnych spacerków? Twój kapuś żyje. Puściłem go. - dodał, po cichu licząc na cień wdzięczności ze strony El Manivela.

- Szukam Ucha, amigo. Ale widzę, że troszkę się u was w SV pozmieniało.
Rysy twarzy Narwańca zmiękły, stały się bardziej ludzkie. - Muszę mu połamać kirę i zrobić dziurę w plecach. Jedną lub dwie. I będziemy kwita. Teraz mnie to strasznie, puta, dręczy. Wiesz gdzie jest ten zjeb?

- Nie - odparł spokojnie Angelo, choć całe jego ciało wciąż było napięte. - Ale gdybym wiedział, też bym ci nie powiedział. Ja szukam tego, kto zajebał Psa. Potem mogę mścić się za innych... i Ucho, jeśli będzie trzeba. Co on ci zrobił?

- Gadaliśmy, amigo. Tak, po ludzku, próbując dojść do porozumienia. Zdybałem go przy moich ludziach, którym ktoś odjebał łby. Ucho mówił, że to nie on. Przystawił mi spluwę do głowy. Trochę mnie to bawiło, ale pomyślałem, oho, chujki z SV też polują na tych, co zajebali moich ludzi. Debile wzięli tę robotę w Krewetce, jak już pewnie wiesz. Bez mojej zgody. No, ale w końcu to moje pojeby były. Więc pomyślałem, mogę zajebać Ucho tu i teraz, ale pewnie się dogadamy. Bo szuka. A wiesz, jaki on kurwa dobry jest w tym szukaniu. Więc dałem się wywieść gdzieś, rozmowa grzecznie szła, bo byłem grzeczny jak chuj w przedszkolu. I idzie dobrze. Dogadujemy się, jak myślałem a ten zjeb, ni z tego, ni z owego pakuje mi kulę w kolano. Puta! Żebym mu dał jeszcze powód! To się nieco wkurwilem. Był dzień, więc za bardzo nie mogłem zdjąć skóry. Nie chciałem. Doszło do przepychanki a nadal nie chciałem gnoja zabijać, więc zacząłem uciekać, a ten chuj mi jeszcze dwie kule w plecy posłał. No i wiem, że to on wystawił moich chłopaków. Kumasz. Sprzedał nas federalnym. Nie wierzę w przypadki. Wszystko dzieje się w chwilę po tym, jak dochodzi między nami do przepychanek. To una rata! Szczur jebany. Donosiciel i szpicel. Nie mam dowodów, ale je znajdę. I pokażę ulicy, że Ucho to jebany konfidental! A jak go dorwę sam się przyzna. A wiesz, jak powinni kończyć kapusie? Prawda?

Angelo przyglądał się Narwańcowi chwilę, po czym skinął głową. Jeśli Oreja faktycznie był cwelem federalnych, dla niego przestawał być bratem. Ta akcja z wywiezieniem El Manivela była w chuj niewygodna, ale to by wybaczył kumplowi, wybaczyłby mu, że puściły mu nerwy i postanowił zajebać starego zjeba, gdy trafiła się okazja. No ale wystawienie chłopaków z ulicy... tego się nie robiło. W dodatku jeśli to prawda, pytaniem było co jeszcze Ucho odpierdolił u nich, w Gniazdku.

- Pies nie żyje, a węże to nie są stadne animales. Większość z nas pełza teraz bez celu, wściekła, gryząc na oślep. Szukają przywódcy... - na myśl o “Mistrzu” Martinez splunął - Nie zrozum mnie źle, sam chętnie po ostatnich akcjach wyjebałbym Psa z siodła i jestem pewien, że byłbym lepszym i groźniejszym od niego bossem. Jednak... kiedy ktoś go zajebał, to on był głową węża. I trzeba go pomścić. Inaczej to już nie będą Sicarios, tylko sprzedajne cioty. Sprawa Ucha interesuje mnie mniej teraz, ale jeśli to prawda, że sprzedał twoich chłopaków... - zrobił wymowną ciszę - Są zasady, których się nie łamie.

Na chwilę zamilkł, mierząc mężczyznę wzrokiem. Z jakiegoś powodu nie bał się już Narwańca.
- Takich jak ty... przed chwilą... Jest was więcej? To nie są żadne dragi, nie?
- Puta, amigo. Sam masz zapach jak pijawka, a czepiasz się skóroździercy. Tak, puta. jest nas wielu.
- Nie czepiam się. Pytam. Mnie... nikt nie pytał. Nie wiem o tym za wiele. - Wyznał szczerze Angelo, po raz pierwszy też dopuszczając do siebie myśl, że to nie halucynacje i faktycznie zaszła w nim jakaś przemiana.
- Ja się taki urodziłem. Nieważne, puta! - warknął. - Skupmy się na tym jebańcu, którego nazywacie Uchem. Proponuje ci układ, Angelo. Ty pomożesz mi wyjaśnić udział tego skurwiela w wyłapaniu moich ludzi przez federales. W zamian, będę ci winny przysługę. Nieważne, co dostanę w zamian - prawdę czy kłamstwo. Znasz mnie. Wiesz, że na ulicy mówią, że jestem pojebem, narwanym i dzikim, co chyba teraz cię nie powinno dziwić - wyszczerzył do Angelo zęby - nadal zbyt zwierzęce by wziąć je za ludzkie. - Ale że zawsze dotrzymuję umów. Nie chcę, byś wystawił Ucho. Chcę tylko dowiedzieć się prawdy, a potem strzelić mu w kolano i w plecy. Wtedy będziemy kwita. Bo ja, w odróżnieniu od tego matkojebcy, sprawy na ulicy załatwiam na ulicy. Nie jestem la puta rata. Nie wystawiam sicarios federales. Bo, na pierdolonym przesłuchaniu, gdy włączą się gringos z CIA czy DEA, mogą powiedzieć nie tylko na temat mojego gangu, lecz każdego innego, o którym wiedzą. A to, puta, naraża nas wszystkich i na takich la puta rata na ulicy nie powinno być miejsca. I co będzie, jeśli się okaże, że jebany kapuś skrywał się pod barwami SV. Co pomyśli o was ulica? Jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe, to skurwysyn załatwił wam posuchę w interesach. Nawet, zważywszy na fakt, że Uccoz płacą za wasze jaja.

Martinez zastanowił się chwile. I tak zamierzał to wyjaśnić, choć nie planował dzielić się tym z kimkolwiek. Z drugiej strony przysługa u Narwańca - to była duża rzecz. A patrząc na to, jak bardzo byli teraz wszyscy ujebani w gównie - to była kurewska brzytwa, której chwycić się może tonący.

- Zgoda, amigo. W tej jednej sprawie. - podkreślił.
Narwaniec wyciągnął dłoń - łapę zakończoną zakrzywionymi pazurami i włochatą, jak jajca psa. Pewnie jeszcze niedawno Angelo wzdrygnąłby się na ten nieestetyczny widok, jednak teraz, gdy sam już nie wiedział kim lub czym jest, po prostu ujął pazurzastą kończynę tak, jakby to była zwykła dłoń.

- Zbadam to. Masz jakichś świadków zdarzenia? Nie musisz im ufać, wyciąganie prawdy to moja specjalność.
- Jasne. Masz mój numer. Zadzwoń, jak będziesz coś wiedział.
Potem odszedł.
Zatrzymał się jednak w pół kroku.
- Świadkami porwania byli ludzie z Narwańców. Tego, jak mnie postrzelił tylko ja i on.

Angelo skinął głową, po czym ruszył w kierunku auta, zaopatrując się w kolejnego szluga. Narwaniec był naprawdę zajadły i w sumie nie zdziwiłby się, gdyby ten wciąż go śledził. Kontaktowanie się teraz z chłopakami mogło naprowadzić go na trop Ucha, a póki Martinez nie był pewien winy kumpla, nie zamierzał go wystawiać. Za to wpadł mu do głowy inny pomysł, związany z deklaracją “pójścia na dupy”. Nim wsiadł do samochodu, wystukał smsa do Lupity Cortazar - samotnej urzędniczki w średnim wieku, której młody gangster zawrócił w głowie.

Cytat:
Wreszcie jestem wolny, moja piękna, i jadę do Ciebie. Nie martw się, nie musisz się ubierać. Wręcz nie powinnaś ;***
Skoro w sprawę byli zamieszani federalni, ratusz musiał coś wiedzieć. Kto wie, może nawet Lupita będzie wiedziała jak dojść do nagrań z monitoringu?
Po drodze Angelo przystanął jeszcze przy całodobowej, stojącej obok szpitala, kwiaciarni i kupił bukiet czerwonych róż - na wszelki wypadek, gdyby Lupita chciała odgrywać focha po ostatniej randce, kiedy ją wystawił.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline