Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2019, 12:12   #93
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
post wspólny z Bounty i Miszczem (oczywiście)

Oreja sięgnął po telefon.
Zaspany głos.
- Tak?
- Hola Jose, tutaj Ucho, przepraszam za późną porę ale mam pilną sprawę. Masz jeszcze tą monetę, którą ci zostawiłem?
- Jasne. Martwiłem się, że się nie odezwiesz. Mam kupca, jakbyś był zainteresowany. przebija ofertę tego dupka, Bacaba.
- Kto? - powiedział myśląc “Co za pojebana transakcja, gdzie ważniejsze jest kto a nie za ile”.
- Anonimowy klient. Znam go tylko z sieci, z nicka. Jest jednak pewny. Nigdy mnie nie wystawił. A robiłem z nim już kilka większych i mniejszych tematów. Klient nie jest stąd. Ale może przyjechać. Tylko potrzebny będzie ten certyfikat, o którym rozmawialiśmy. Oczywiście zajmę się tym. Zasady naszej współpracy z mojej strony absolutnie bez zmian. Chyba że masz inne pomysły, oczywiście.
Dużo słów. Trochę zbyt dużo. Wzbudziło to dziwne zaniepokojenie Ucha. Irracjonalne drgnięcie struny - coś jest kurwa nie tak. Ale nie chodziło raczej o jego kontakt. Mimo, że gadał dużo, to jednak nie on powodował te obawy Węża.
- Gdzie jesteś? - zapytał nie zmieniając tonu. - Masz monetę ze sobą?
- Już wyszedłem z lombardu. A fant mam w sejfie, w sklepie.
- Dziękuję Juan. Odezwę się.

Perez podszedł do Młodego.
- Sytuacja wygląda tak. Moneta jest w sejfie w antykwariacie, pół godziny drogi stąd. Myślę, że byłbym w stanie ją z niego wyciągnąć. - Zastanowił się. - Hernan i Juan powinni być niedaleko ale nie wiem czy byliby nam w stanie pomóc. Poza tym… coś jest nie tak. Nie wiem co ale być może to pułapka.
Xavi oderwał wzrok od komórki. Zamrugał.
- Prościej byłoby, gdyby właściciel nam otworzył - powiedział. - Nie znam się na sejfach, chyba że koleś ma kod zapisany w kompie. Pomyślimy po drodze, chodź.
Podszedł do samochodu.
- Zdobędziemy dla pana monetę, senor Bacab - rzekł, wsiadając do wozu. - Ale czas goni, więc prosimy o szybki kurs do miasta.

Bacab kiwnął głową i ruszył w dół szrotówki, którą tutaj dojechali. Szybko znaleźli się w dzielnicy willowej.
- Gdzie was wysadzić? - zapytał, a na jego twarzy odbijały się światła urządzeń i wyświetlaczy supernowoczesnej bryki, którą mieli przyjemność jechać.
- Pod antykwariatem Juana, segnor.

Odpowiedzią było tylko skinienie głowy. Jechali w milczeniu. Bacab nie kwapił się do rozmowy. Albo czekał aż jego pasażerowie podejmą jakiś temat. Albo nie miał na nią ochoty. Z kimś takim, jak on ciężko było przewidzieć.
- Z czego są zrobione - przerwał ciszę Perez.
Uśmiech Bacaba - pełen wyższości, butny i wrednawy, niemal zagotował w Uchu krew.
- Z dusz, amigo. Z wydartych dusz. Wyciętych na ołtarzach i przemienionych magią w kruszec, za który konkwistadorzy gotowi byli utopić ten kontynent we krwi. I, w gruncie rzeczy, utopili. Każda moneta to wiele, naprawdę wiele wrzeszczących o zmiłowanie dusz. Kobiet, dzieci, mężczyzn. Są miejsca, gdzie jedna taka moneta może uczynić cię panem.
- Domyślam się, że nie chodzi tylko o wartość kruszcu...
- Chodzi o te dusze. O to, jak cenne są. Jedna taka moneta, w rękach istoty, która wie czym jest i jak ją wykorzystać to odpowiednik ... nuklearnej głowicy. Sporej.
- Rozumiem - burknął Alvaro.

Oparł się wygodnie na tylnej kanapie i przymknął oczy. Trochę bardziej z ciekawości niż prawdziwej potrzeby pomyślał o Xolotlu.
“Mistrzu” - wezwał go myślą, nie będąc pewien nawet czy to zadziała.

Poczuł ... ciemność. Zimną, jak na dnie morza. Głęboko, gdzie wszelkie bodźce zmieniają się w jeden - uczucie przygniecenia i zimna. Jakby jego umysł zanurzył się w odmęty czegoś, czego nawet nie potrafił nazwać. Czegoś strasznego, przytłaczającego. czegoś, co jednym drobnym wysiłkiem woli mogło pozostawić go na dnie tej głębiny, odciętego, pozbawionego istnienia.
Poczuł go. Wiedział, że Mistrz jest w jego głowie, wypełnił ją, jak atrament nalany do wody - rozlewając się, zapuszczając macki w jego umysł, w jego duszę i ciało.
- Mów. Myśl. jestem.
Byli tylko oni dwaj. Czy raczej Xolotl i on, ściśnięty, bezwolny, otwarty na Mistrza.
Opowiedział… nie - pomyślał, przywołał wspomnienie rozmowy z Bacabem, układu, który zawarli. Prześlizgnął się po wartości monety jaką według demona posiada złoto Corteza i gdzieś zadrgała nuta wątpliwości, a później pomknął myślą do rozmowy z antykwariuszem i chlusnął falą podejrzliwości i tego uczucia, które owładnęło go podczas rozmowy, pewności, że coś jest nie tak. Podczas tego przekazu nie użył ani jednego słowa a mimo tego miał wrażenie jakby w jednym krótkim momencie powiedział więcej niż zdołałby przez kilkanaście minut. Wyciszył myśli. Wsłuchał się w siebie, w zimno, które w nim tkwiło. W Mistrza.
- Moneta. Ona jest kluczem. Możemy nią rozegrać Bacaba. Zyskać w nim sojusznika. Nie pozwól mu dowiedzieć się gdzie ona jest wcześniej, nim ustalimy, ile nam za nią da. Czy raczej co.


- Mógł nam pan nie mówić, jak cenna jest ta moneta - odezwał się tymczasem Javier gdy Ucho pogrążony był w rozmowie z Xolotlem. - Uczciwe podejście do interesów. Ale dostarczenie głowicy atomowej to duża przysługa. Czy na pewno może nam pan dać to czego oczekujemy w zamian?
- Preferencje. Uczciwość w biznesie. Przewaga biznesowa i tak należy do mnie. Nie wiem czy w Mazaltan jest ktokolwiek inny, kto zna prawdziwą wartość tej monety. No i … nawiązanie kontaktów partnerskich.


Myśli były niczym rwący nurt, który pochwycił Pereza - Oreję i pociągnął za sobą - jeszcze niżej, ku głębinom czarniejszym, niż myśli demona.
- Jeśli jest taka ważna i cenna jak mówi, zrobi dla niej wiele. Bardzo wiele. Chyba, że z nami gra. Chce sprawdzić, jak wiele będziemy chcieli z niego wymusić, a moneta jest niewiele warta więcej niż historyczna pamiątka. Bo ja nic do tej pory nie wiedziałem o jej mocy i możliwościach. Lecz nie postrzegam świata, jak Upadły. Może dlatego. Jeśli mnie brano za boga i oddawano boską cześć, ale Bacab był prawdziwym bogiem. Taka jest różnica. Rozegraj to mądrze i sprytnie. Moneta nic dla mnie nie znaczy, ani dla Gniazda. Jednak pomoc Bacaba mogłaby okazać się kluczowa w nadchodzącym i nieuniknionym starciu.
Nurt pochwycił Oreję, szarpnął w górę, pociągnął ku powierzchni, gdzie czekała już jego własna osobowość, jego własne myśli. Niezmącone przez wpływy woli Xolotla. Pozostała mu jedna chwila, jedno pytanie, bowiem Mistrz najwyraźniej zdecydował się przerwać ten kontakt. A może nie mógł go dłużej utrzymywać, jeśli nie chciał zniszczyć umysłu Objętego?
Wyraził wdzięczność i szacunek nim...



...Oreja zamrugał oczami, jakby wybudzony ze snu.
- Skoro mówimy o uczciwości w biznesie, segnor Bacab - rzucił tonem przyjacielskiej pogawędki. - Czy nie byłoby uczciwiej, gdyby zamiast rozważenia propozycji współpracy, obiecał nam pan współpracę po dostarczeniu monety Corteza?
- Rozmawialiśmy o pieniądzach, panie Orejo. Kiedy pierwszy raz poruszył pan temat sprzedaży monety.
- Nie takiej zapłaty oczekujemy za monetę - przypomniał Perez. - Pieniądze nas nie interesują segnor Bacab. Rozmawialiśmy o tym.
- Nie jestem najemnikiem. Jednak nie interesuje mnie współpraca. Rozważyłem to. Mogę zapłacić rozsądną cenę, w pieniądzach czy innych artefaktach. Nie będę angażował się w panów spory z innymi panów pokroju. W innym przypadku równie dobrze mogą panowie teraz wysiąść i nigdy więcej nie próbować się ze mną kontaktować. Ewentualnie poprosić o inny rodzaj przysługi. I zobaczymy, czy będę w stanie to zaakceptować.
- Nigdy nie chciałem pana nająć i nie myślałem o panu, segnor Bacab, jak o najemniku - stwierdził Oreja. - Bardziej jako o wspólniku w interesach, z którym można wymienić informację i… jak to pan nazwał? Artefakty. Nie chcemy aby stawał pan po którejś ze stron w sporze. Chcemy tylko aby nam pan umożliwił, segnor, spotkanie z El Sombre.
- Spotkanie. To mogę postarać się zainicjować. Ale co będzie, jeśli, mimo moich starań, El Sombre nie zechce się spotkać? Czy w takiej sytuacji otrzymam wynegocjowaną nagrodę?
- Wydaje mi się segnor Bacab, że jeśli zechce pan się spotkać z Cieniem, ten przyjmie zaproszenie. Nie mylę, się prawda?
- Nie myli się pan - potwierdził. Arogancki ton tej wypowiedzi idealnie oddawał wyraz jego twarzy.
- Zatem nie będzie problemu, segnor Bacab. Dostanie pan swoją nagrodę gdy dojdzie do spotkania. - W tonie Alvaro nie było arogancji a jedynie stwierdzenie faktu. - Proszę nie podjeżdżać pod sam antykwariat, tylko stanąć alejkę wcześniej.
- Gdyby jednak, z jakiś nieznanych mi bliżej powodów, do spotkania nie doszło? Co wtedy z zapłatą? - Bacab drążył temat.
- Zaprzecza pan sam sobie, segnor Bacab. - Uśmiechnął się Oreja. - A gdybym z jakiś bliżej mi nieznanych przyczyn, niezależnych ode mnie, nie byłbym w stanie panu dostarczyć monety, czy wtedy nasza umowa będzie obowiązywać i umówi pan spotkanie z El Sombre?
- Tak. Ale potem pana unicestwię, jeśli nie dotrzymałby pan słowa. Dlatego chcę mieć deklarację z pana strony. Bo co, jeśli umówię panów na spotkanie, a pana stwórca zdecyduje się je odwołać, albo pan się nie stawi, albo ktoś zaatakuje pana El Sombre po drodze? Co wtedy? Wyświadczam przysługę, w którą zaangażowana jest osoba trzecia. Nie mam na nią wpływu. Wolę wiedzieć, co będzie jeśli trzecia strona wmiesza się w sprawę lub wasza strona rozmyśli się. Normalnie wziąłbym zapłatę z góry. Z drugiej strony, zdradził mi pan miejsce w którym znajduje się moneta. Bez trudu mógłbym teraz was powstrzymać i odebrać ją sobie. Tak jak mogłem to zrobić gdy Juan powiadomił mnie o tym, że jest w jej posiadaniu. Nie zrobiłem tego. Zatem nasza transakcja opiera się na zaufaniu. Co takiego może mi zaoferować wasza strona, bym mógł jej zaufać? Proszę coś zaproponować? Bo obietnica przekazania monety jest sama w sobie mało wiążąca. Już okazał się pan, panie Ucho, przepraszam za ostre lecz prawdziwe słowa, które za chwilę padną - okazał się pan zdradzieckim skurwysynem, który do ulicznych rozgrywek włącza przedstawicieli władzy. Nasyła policję na inny gang, zamiast załatwić to, jak prawdziwy sicarios. Z tego co wiem, takie zachowanie na ulicy karane jest głową i jednocześnie uważane za najgorszy z rodzajów braku lojalności. Takim osobom, jak pan, nie można ufać. Nikt na ulicy tego nie powinien robić. Więc dlaczego ja miałbym być głupszy? Że nie wspomnę o sprawie z biednym zastrzelonym murzynem, który spotkał się z panem i pana gangiem w dobrych intencjach, a skończył martwy, w dole na budowie. Jemu też chyba obiecano jakąś zapłatę za informacje o ataku na waszych ludzi? Chyba inną, niż otrzymał? Czy chociażby wnosząc na przebieg pana spotkania z panem El Manivelą. Byłbym głupcem, gdybym wiedząc o panu tyle co wiem, uwierzył w pana słowa. Zważywszy na to, jak daleko odbiegają one od pana czynów, panie Ucho.
Uśmiechnął się leniwie.
- Jak pan widzi, panie Ucho, nie tylko pan ma swoje dojścia i wie sporo na temat tego co dzieje się w mrokach naszego miasta. Więc? Co jest mi pan w stanie zaoferować, poza pięknymi słowami, w które nie bardzo wierzę?
Perez wpatrywał się w odbicie twarzy kierowcy w lusterku. Jedno musiał przyznać. Chociaż zdawał sobie sprawę jak potężny jest demon - nie docenił go. Nie mógł nawet przypuszczać ile wie. Choć oczywiście mylił się w każdym niemal punkcie.
- Pana wiedza jest rzeczywiście imponująca - przyznał szczerze. - Przykro mi jednak, że odniósł pan wrażenie segnor, że nie jestem człowiekiem - zakrztusił się przy tym słowie, - godnym zaufania.- Prawda jest taka, że jeśli ktoś ze mną gra uczciwie, odpłacam mu tym samym a w świecie pełnym drapieżników trzeba być drapieżnikiem jeśli nie chce się zostać ofiarą...
- A może… - wszedł mu w słowo Javier. - Może lepiej ubić inny interes? Senor Bacab nie chce się mieszać w spór Xolotla z El Spectre i aranżowanie spotkania mogłoby go narazić na problemy, gdyby coś poszło nie tak. Może lepiej, gdyby w zamian za monetę dostarczył nam lub pomógł zdobyć coś, czego El Spectre szuka. El corazon del diablo. Jeżeli to możliwe?
- Obawiam się, że to nieprawdopodobny scenariusz segnor Javier. A pana, panie Oraja, rozumiem. I myślę, że z tego samego powodu powinien pan zrozumieć mnie.
- Rozumiem - przytaknął. - Więc możemy się umówić, że dołożę wszelkich starań żeby z mojej części umowy się wywiązać. Jeśli jednak mi się nie powiedzie i jeśli uzna pan, segnor Bacab, że te starania były niewystarczające wtedy może mnie pan… jak pan to nazwał? Unicestwić. Czy takie zabezpieczenie jest dla pana odpowiednie?
- Przemyślę pana propozycję. W tym momencie nie jestem zainteresowany. -
Bacab musiał grać. Tego był niemal pewien.
Perez wzruszył ramionami i znowu oparł się wygodnie jak gdyby przejażdżka samochodem sprawiała mu niewysłowioną frajdę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline