Gmanagh wszystko postawił na jedną kartę. Cisnął drogocennym łukiem w krzaki, równocześnie sięgając po szablę wiszącą u pasa. Olbrzymi małpolud był tuż nad nim, szykując się do zadania ciosu. Bestia ociekała krwią z rozoranego przez brytana gardła. Długie, ciężkie ostrze znajdowało się niemal na końcu śmiercionośnego łuku i tylko mgnienie dzieliło je od opadnięcia na zdesperowanego człowieka. Zakrzywiona szabla była szybsza. Kolano, w które uderzył Cedmon trzymając zakrzywioną bron obu rękami dla zmaksymalizowania siły ciosu, nie wytrzymało. Staw chrupnął i rozleciał się, rozcięty na dwoje, a goryl przez chwilę stał oniemiały, po czym stracił równowagę i runął na plecy, wyjąc z bólu.
Enki strzelała w ledwo widocznego w zaroślach małpoluda; tego, który dopadł Ianusa. Czarnoskóra łowczyni w krytycznej sytuacji straciła całą zimną krew i zamiast w plecy olbrzyma, szyła wszędzie naokoło. Thoer był zdany na siebie... i na czarnoksiężnika. Krzyki Accipitera nie przyniosły żadnego efektu. Goryl nie zareagował na nie w żaden sposób. Nie było też odzewu z okolicy.
- Trudno... Raz kozie śmierć... Jak mawiali starożytni... - Saadi w obliczu swojej ostatecznej śmierci, która miała nastąpić wraz ze zgonem jego nosiciela, nie tracił humoru. - Ciekawe czy to przetrzymasz... A jeśli tak, to może w koncu mnie wypuścisz...Mam na oku pewną kobietę...
Przez usta Ianusa popłynął charczący zaśpiew w języku ludu pustyni. Z każdym wersem legionista czuł, że zbliża się kres jego egzystencji. I gdy Nefer-Inet zmusił jego struny głosowe do wypowiedzenia wieńczącego inkantację słowa, Ianus poddał się. Odpłynął w niebyt, zbyt słaby by walczyć o jeszcze jedną chwilę życia.
W stronę goryla popłynęła smuga fioletowego światła, obejmując jego głowę i wnikając do wnętrza czaszki. Małpolud zachwiał się i upadł jak rażony gromem z jasnego nieba.