Noc minęła spokojnie.
Goście "Złotego Jelenia" nie zainteresowali się ani wdziękami podróżniczek, ani ich majątkiem. Bestia również trzymała się z dala od gospody i każdy, kto miał na to ochotę, mógł wyspać się do woli.
A jeśli ktoś nie spał... to była to jego (lub jej) prywatna tajemnica, którą znał najwyżej on sam. I Vares, który jednak nie podzielił się z nikim swoją wiedzą.
Śniadanie było równie dobre, jak obiadokolacja, lecz udzielone przez karczmarza wieści były nieco mniej dobre.
-
Następna karczma jest jakieś trzy dni drogi - powiedział. -
Jest po drodze małe sioło drwali, ale tam z trudem dach nad głową się znajdzie - dodał.
A to znaczyło, że warto by również o prowiant się zatroszczyć, o co zadbali Karl i Sardar.
* * *
Ranek był piękny.
Aż za ładny jak na podróż - można było domniemywać, iż słońce, które nie tak znowu dawno wzniosło się nad horyzont, w okolicach południa zacznie nieznośnie przygrzewać, a nie było pewności, że trakt, jakim podążali, w tych akurat godzinach będzie prowadzić przez las.
To jednak była pieśń przyszłości - teraz można się było cieszyć piękną pogodą.
I ruszyć w drogę, zanim wspomniana pogoda się rozmyśli i zmieni na mniej przyjemną.
Żegnani ukłonami chłopca stajennego ruszyli w drogę...
Wnet jednak okazało się, że miły poranek był wstępem do spotkanie, które nie wyglądało na zbyt przyjemne. A przynajmniej nie musiało się przyjemnie skończyć, jako że stojąca na środku drogi bestia nie wyglądała miło i sympatycznie.
Świadkowie się nie mylili. To musiał być wilkołak. A co gorsza - bestia miała towarzysza,
nie do końca skrytego wśród zarośli.