Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2019, 18:42   #8
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Czarny kruk przysiadł na parapecie. Nastroszył piórka by ochronić się przed nocnym chłodem. Przechylił głowę raz w jedną to drugą stronę. Z wewnątrz izby biła delikatna poświata, rzucana przez jakąś pojedynczą lampę.
Jego czarne paciorkowate oczka wpatrywały się w dwie kobiece sylwetki pieszczące się nawzajem wewnątrz izby.
Gdzieś daleko w mieście Klaus uśmiechnął się. Gabrielle wyrwała rudą? Wyglądały uroczo razem.
Klaus oderwał się od ciężkiego tomiszcza, nad którym ślęczał już od kilku godzin. Zastygłe mięśnie pleców odezwały się tępym bólem.
Mężczyzna spojrzał mniej więcej w stronę karczmy, jakby mógł przeniknąć przez mokre mury świątyni, w której się znajdował, i dalej przez drewniane i murowane budynki miasta, sięgając wzrokiem z tego ponurego miejsca aż do ciepłej izby w karczmie, gdzie dwie, obecnie już nagie niewiasty, uraczyła się nawzajem swymi ponętnymi wdziękami.
Lubił patrzeć. Czy to własnymi oczyma, czy za pomocą innych... Nie bardzo miał jednak teraz czas. A szkoda. Może by się nawet przyłączył?
~ Edgar, ładnie to tak podglądać? ~przesłał rozbawiony myślami do swego kruka.
Edgar ostentacyjnie schował główkę pod skrzydłem.
~ Pan kazał mieć dziewkę na oooooku.Edgarrrrobserrrrwujeeee. Zgoddddnie zzzzz rozzzzkaaaaazem. ~ wyjaśnił kruk.
~ Już dobrze. Zadbaj tylko, by cię nie widziano.
Czarne ptaszysko zeskoczyło z parapetu i odfrunęło na przeciwległy budynek, by tam przycupnąć na skraju dachu. Kruk poczuł zadowolenie swego pana i zakrakał, przerywając nocną cisze.
Klaus pochylił się na powrót nad starą księgą.
Gdy się wyprostował, stojąca na stole świeca rozlała się dookoła całkiem wypalona. Ile minęło czasu? Zapewne kilka godzin.
Mężczyzna wstał zamykając z namaszczeniem księgę.
- Dziękuję wielebny, żeście pozwolili mi zerknąć do waszych zbiorów. - rzekł nie obracając się, do stojącego na schodach, gdzieś za jego plecami kapłana.
Ten tylko odchrząknął.
Klaus powoli obrócił się w jego stronę i nieśpiesznie podszedł bliżej. Jego płaszcz prawie nie szeleścił.
Gdy mijał kapłana, ten odruchowo spróbował zerknąć pod jego kaptur, ludzkie oczy nie były jednak w stanie przeniknąć gęstego mroku, jaki wydawał się kłębić tam, gdzie Klaus powinien mieć twarz.
- Bywajcie ojcze i niech Sigmar ma nas wszystkich w opiece. - pożegnał się kaptur mijając kapłana, aksamitnym, jakby odbijającym się z dna studni głosem.

***

Jeszcze tej samej nocy, tuż przed świtem, cień wpłyną do pysznie umeblowanej sypialni mistrza cechu kupieckiego.
Miękkie dywany i gobeliny nie tłumiły głośnego chrapania wielkiego niczym wieloryb mistrza.
Jego sen został jednak zmącony ostrym i nieprzyjemnie zimnie sztychem uciskającym tłustą gardziel.
- Pss st. - syknął odziany w mrok mężczyzna.
- Mam tylko kilka pytań. Spójrz na medalik proszę. - głos był odległy, jakby nierzeczywisty. Przed wybałuszonymi oczyma grubaska pojawiła się błyszcząca srebrna moneta na łańcuszku.

Gdy cień opuścił sypialnię, wielki mistrz kupiecki potrząsnął głową. Nie pamiętał co go obudziło. Rozejrzał się dookoła. Obrócił na drugą stronę, przykrył puchową kołdrą i odpłynął w błogi sen.

Podczas gdy siedziba cechu kupieckiego powoli zaczynała tętnić życiem, gdzieś głęboko w jej katakumbach, w mrocznych zamkniętych na ciężkie zasuwy izdebkach coś się poruszało. Pojedyncza postać, usłana z mroku i dymu pojawiała się to znikała. W absolutnej ciszy sięgała po księgi, stare rejestry i dzienniki.
Klaus szukał wszystkiego, co opisywało wszelkie relacje handlowe z starym bastionem. Wszak musieli handlować z miastem.
Musiały być wysyłane dostawy różnych dóbr. Ktoś organizował wozy, kupował paszę dla zwierząt. Wynajmował woźnych, obstawę, tragarzy.
A od wszystkiego pobierana była opłata.
Klaus przeglądał stare umowy handlowe, listy transportów, listy płac, zestawy przewożonych towarów, szukał, jak długo zajmowała taka podróż.
Spisał sobie nazwy kupców i firm przewozowych, najemnych ochraniaży, spółek handlowych, wszystkich, jakie brały w tym udział. A potem sprawdził, które z nich istniały dziś.
Sprawdził też bardziej aktualne rejestry. Był ciekaw, czy miasto handlowało z kimś z gór. Czy mieszkali tam jacyś górale, czy może wyprawiali się w góry jacyś myśliwi czy traperzy.

Potem mozolnie odwiedzał każdą z nich. Pytając o stare dzieje. Może istniały jeszcze jakieś rejestry z tamtych czasów. Jakieś raporty, dzienniki czy pamiętniki? A może jakieś ustne przekazy?

Nie omieszkał też popytać, czy ktoś ostatnio organizował wyprawę w tamte tereny.
Von Tannenberg mógł udać się sam w drogę.... lecz było to bardzo mało prawdopodobne. A jeśli planował zorganizować wyprawę, to na pewno zostawił ślady.
Musiał nająć zbirów do ochrony. Jakiś traperów jako przewodników. Zakupić lub wynająć wierzchowce, wozy lub łodzie. Zakupić żywność i sprzęt, taki jak namioty choćby.
Klaus zamierzał to wszystko sprawdzić.

***

Klaus odwiedził również cechy rzeźników, garbarzy i tym podobne, by sprawdzić, czy handlują z kimś, lub czy dostają jakieś dostawy z gór. Czy mogą kogoś wskazać, kto zna się dobrze na tamtych terenach.
A także, czy ktoś, kto wybierał się ostatnio w góry coś u nich kupował.
Często korzystał z swej magii by postronni zupełnie nie byli świadomi, co się rzeczywiście dzieje pod ich nosem i wypytywał ludzi wprowadzając ich w trans. Było to szybsze i dawało lepsze wyniki, niż bawienie się w podchody, przeglądanie kłamstewek i tym podobne.

Odwiedził też - o ile takowy byli - znanych myśliwych, traperów i parających się ochroną zbirów. By ich wypytać o góry i o możliwą wyprawę Von Tannenberga.
Wypytywał o plotki, historie i wiadomości związane z górami i tamtejszymi niebezpieczeństwami. Wypytywał o drogi. O stare budowle. W końcu bastion pewnie miał i wieże strażnicze i sygnalizacyjne rozrzucone dookoła samego bastionu. Może jakieś zabudowane postoje wzdłuż drogi?

***

odwiedził również straż miejską i tutejszego grabarza. Był ciekawy, czy ostatnimi tygodniami doszło do jakiś nietypowych zajść. W szczególności, jakich mordów lub dziwnych zgonów doświadczyło to dumne miasto ostatnimi czasy?
Znał dobrze Von Tannenberga. Wiedział, jak lubił zabijać. Nie sądził też, by zdrajca postanowił zmienić swoje upodobania. Owszem, brał pod uwagę taką możliwość, sprawdzając też przypadki odbiegające od typowego schematu. Był jednak pewien, że Von Tannenberg zostawi mu w mieście jakąś wiadomość. Zdrajca lubił się bawić w kotka i myszkę. Udowadniając swoją wyższość.

***

Sprawdził również, czy ktoś handluje czymś, co mogło by pochodzić z bastionu lub jego okolic.
Odwiedził w tym celu jubilerów, lichwiarzy, sklepy z bronią i temu podobne przybytki.
Jeśli jakiś góral, traper, myśliwy czy awanturnik znalazł coś ciekawego i spróbował to spieniężyć, Klaus musiał to wiedzieć. No a potem odnaleźć taką osobę i wypytać, gdzie konkretnie znaleziska dokonał.

***

Kolejnym tropem jakiego Klaus sprawdził były opłaty myta.
Jeśli kiedyś istniała droga do bastionu, to z pewnością miasto pobierało opłaty za jej używanie.
Klaus miał nadzieję znaleźć w księgach choćby wzmiankę, gdzie takowe stacje poborowe się znajdowały.

***

Klaus przejrzał również sklepy z księgami, stare antykwariaty i podobne miejsca. Być może ktoś gdzieś posiadał jakiś dziennik, pamiętnik, rozprawę, mapę, no cokolwiek z tego okresu, co mogło wskazać gdzie należy szukać bastionu.
Jak zawsze, nie omieszkał również delikatnie dopytać, czy ktoś przed nim nie rozpytywał o podobne sprawy.
Von Tannenberg zapewne również szukał informacji. Klaus potrzebował jakiegoś śladu. Jakiegoś punktu zaczepienia.

***

Odwiedził też starych ludzi. weteranów z formacji Gebirgsjäger, dawnych traperów i myśliwych, czy byłych awanturników. By wypytać ich o dawne historie. Starzy ludzie chętnie opowiadają o wszystkim, sztuka polega jednak na tym, by skierować ich często rozwodnione umysły na sprawy, o jakich chce się czegoś dowiedzieć.

***

Klaus przechadzał się wśród magazynów. Przemieszczał brudne, zawalone śmieciami uliczki. Szukał tajnego znaku nad drzwiami. Wiedział, że gdzieś tu powinna być dziupla przygotowana przez jego zakon.
I wtedy usłyszał to. Krzyki, dziki rechot i rozdawane razy.
Ujrzał jakiegoś obdartego młodzieńca stojącego na warcie w wejściu do obskurnego zaułka. Jegomość wyglądał, jakby samym swym opryskliwym istnieniem potrafił zniechęcić przechodniów, by się nie mieszali w nieswoje sprawy. Nie, by tutaj przechodziło wiele osób. Ci którzy jednak to czynili, zmieniali stronę, lub udawali, że nic nie widzą.

Gdzieś nad ich głowami przefrunął jastrząb, przysiadając na dachu i spoglądając w głąb zaułka.
Klaus pokiwał z niechęcią głową. Powinien iść dalej. Udawać, że nie widzi. Tak było by rozsądniej. Lecz był dziś w kiepskim humorze. I najzwyczajniej mówiąc zrobiło mu się żal ofiary... tak pospolite uczucie chwyciło go za serce. Zaklął bezgłośnie na własną głupotę i podjął decyzję.

***

- Gdzie masz kasę ty durny bawole? - wrzeszczał plując zielonkawą śliną niski chłopak o krzywych żółtych zębach i zimnych niczym u ryby lekko skośnych oczach.
Po obu jego stronach stali więksi od niego chłopcy. Ten po lewej miał wygoloną na łyso głowę i kark, jakiego nie powstydził by się byk rozpłodowy. A także krzywy, wielokrotnie złamany nos. W wielkich niczym bochny chleba łapskach trzymał pałkę, którą uderzał o własną otwartą dłoń.
Ten po prawej był nieco niższy, za to szerszy i grubiutki. Na głowie miał tłuste liche włosy i brakowało mu przednich zębów. Na obu rękach miał zamorzone ciężkie kastety.
Cwaniak i dwóch mięśniaków. Cudnie.
Przed nimi stał wielki niczym dąb mężczyzna. Miał jednak spuszczoną głowę i wciskał się w mur, jakby miał nadzieję, że przez niego przeniknie. W ramionach tulił szmacianą laleczkę.
U jego stup rozsypany był jego skromny dobytek. Rozerwany worek, rozsypane naczynia, jakieś drewniane zabawki. Bielizna i podobne rzeczy.

Oprych po lewej od cwaniaczka zdzielił waligórę, jak ochrzcił Klaus w myślach ich ofiarę , pałką po żebrach.
- Nie bić. Frodorr prosi. - zaciągnął się olbrzym smętnie.
- Te, debil - syknął przez zęby cwaniaczek. - Jak to szmalu nie będzie? Czyja mam coś z uszami może? Czy kiepsko słyszę? No, gdakaj, żałosny imbecylu! Gdzie kasa? Przecież mieliśmy umowę. Tak czy nie? Ty płacisz, my ci nie rachujemy kości. Prosta umowa, obopólnie korzystna jak mniemam? Co? A może się nie zgadzasz ze mną?
Tym razem oprych po prawej podkreślił niskim ciosem prosto w żołądek słowa swego herszta.
Waligóra stęknął i skulił się, próbując rozpaczliwie nabrać powietrza.
Wtedy ten po lewej poprawił po koledze, zdzielając wielkoluda kilka razy pałką po plecach i karku.
Waligóra stęknął żałośnie i upadł. Leżał na bruku, zwinięty w kłębek. Jego i tak nie czyste ubranie nasiąkło błotem i krwią z rozbitej głowy.

Cwaniaczek stał nad nim w rozkroku, z twarzą wykrzywioną gniewem.
- Ty ścierwo cuchnące! Debilu zasrany! - warczał, podkreślając każdą obelgę kopniakiem. -
Haraczu nie ma z czego płacić! Skurwielek obsmarkany! A przecież wiem, żeś zarobił przy załadunku u Schulzów. Na co wydałeś? Na tę lalkę?
- Cwaniaczek pochylił się i wyszarpnął z pod wielkoluda szmacianą laleczkę.
- Już ja cię nauczę priorytetów. Wpierw masz opłacać zasrany haraczyk, a potem, kurwa, możesz na inne gówno wydawać. Już ja cię nauczę, zasrańcu jeden. - wyciągnął zza pazuchy zapałki.
- Mam ci kurwa z fajczyć tą laleczkę? - warknął. Leżący na ziemi zawył żałośnie, wyciągając ręce w górę, jakby prosił o zwrot zabawki.
- Ale się będzie fajczyć. Zobaczysz! No co, debilu! Chcesz tego?! Chcesz?! Tak?

- Ja nie chcę, dla odmiany - - rzekł Klaus pojawiający się nie wiadomo skąd tuż za nimi.
Cwaniaczek zamrugał z zaskoczenia, a potem oparł teatralnie ręce na biodrach i splunął ostentacyjnie pod nogi Klausa.
- Ło, Ło, patrzcie! Rycerz się znalazł dla naszej opóźnionej księżniczki! Ktoś się bierze ratować owłosioną dupę tego zasmarkanego imbecyla. Masz kurwa coś na oczach? Myślisz, że to dziewka, co odwdzięczy ci się robiąc ci mokrego loda? - Cwaniaczek wyszczerzył zęby a jego koledzy zarechotali złośliwie..

Klaus spojrzał ostentacyjnie na leżącego. - Przyznaję. Również i ja wolał bym, gdyby to była śliczna niewiasta, gotowa odpłacić za ratunek ustami i chętnymi udami. Jednakowoż... Nie lubię, gdy ktoś bije takich, co sami obronić się nijak nie mogą. Dlatego poproszę panów o odstąpienie od czynności i opuszczenie tego miejsca. A i oczywiście będę nalegał, a jakże, na zwrocie własności tego pana. - Tu Klaus wskazał wyciągniętą z ust fajką na szmacianą lalkę nadal trzymaną przez cwaniaczka.

- Osioł cię kopnął w tę pustą łepetynę, czy co? Kolejny taki durny debil? Gościu, nie wiesz, na co się porywasz. Czy ty kurwa wiesz, kim jestem? - szczekał cwaniaczek, a obaj osiłkowie już okrążali Klausa. W oczach lśnił im już mord.
Chłopak do tej pory pilnujący wejścia do zaułku po cichu skradał się od tyłu do Klausa. Zza pazuchy wyciągnął długi rzeźniczy nóż.

Klaus cmoknął fajeczkę i wydmuchnął prawie idealnie okrągłe kółko z dymu. - Zatem nie uda się tego załatwić po dobroci panowie? - rzekł z przesadnym rozczarowaniem w głosie.
- Wyskakuj z mamony i ciuchów. - syknął przez zaciśnięte zęby cwaniaczek. - To kurwa może jeszcze uratujesz swoją zasraną żyć! Popaprańcu jeden!

Klaus uniósł dłoń, jakby w nakazie by się zatrzymali - Pytałeś, czy wiem kim jesteś. Pozwól, że odpowiem. Oczywiście wiem. Jesteś... - wypowiedź przerwał mu łysy osiłek, zupełnie w całości i złośliwie ignorując znak dłoni, uderzył z rozmachem swoją pałką nie broniącego się nawet człowieka.
Ku zdziwieniu oprycha, narzędzie przeszło przez mężczyznę jak przez powietrze. Tracąc równowagę oprych poleciał do przodu jak długi. Po jego niedoszłej ofierze nie został nawet ślad.
Głos Klausa odezwał się teraz zza ich pleców kontynuując wypowiedź. - Jesteś trupem.
Coś syknęło. Srebrne groty śmignęły przez powietrze, wbijając się w plecy oprychów i natychmiast znikając, pozostawiając po sobie otwarte i obficie krwawiące rany.
Leżący już na ziemi łysol jęknął jedynie. Skradający się młodziak, wcześniej pilnujący wejścia do zaułka, upadł na kolana wpatrując się z niedowierzaniem w dziurę w klatce piersiowej, z której tryskała jasno szkarłatna krew.
Osiłek z kastetami dostał prosto w nasadę karku i gruchnął niczym drzewo o bruk. Jego kastety zadzwoniły przenikliwie.
Cwaniaczek zwijał się z bólu, trzymając ręką za nerkę. Pocisk roztrzaskał ją. Krew przelatywała mu między palcami. Chłopak przerażonymi oczyma rozglądał się dookoła, jednak nie widział kto go zaatakował.
Chciał coś powiedzieć, zawołać, jednak coś owinęło mu się dookoła gardła i zacisnęło niczym imadło. Nie był w stanie wydusić ni słowa. Oczy wyszły mu z orbit. Rozpaczliwie drapał własną grdykę palcami, próbując pochwycić to co go dusiło. Jednak ludzka dłoń nie może dotknąć cienia ni dymu. Wreszcie cwaniaczek stracił przytomność i zawisł bezwładnie na niewidzialnym postronku. W chwilę później, gdy jego serce przestało bić, cień rozpłynął się w nicość, a ciało runęło do przodu i cwaniaczek uderzył głucho czołem o bruk.
Wtedy z dachu zeskoczył Klaus. A raczej sfrunął, opadając miękko koło ciała cwaniaczka. Podniósł lalkę.

- To chyba twoje? - rzekł, podając ją niedoszłej ofierze oprychów.
Wielkolud wstał powoli, wycierając rękawem łzy. - Taa-ak. Dzię.. dziękuje. - rzekł nieco się jąkając. Odebrał ostrożnie, lecz z wdzięcznością szmacianą lalkę i przytulił ją.
- Jestem Klaus. A ty? - przedstawił się.
- Frodorr. Ja Frodorr. A to. - tu wielkolud skinął na lalkę - Marrrysia. Moja siostrzyczka Maaarrrysia.
- Miło mi was poznać. - rzekł Klaus pykając fajkę.
- Chciał byś może trochę zarobić? Uczciwy grosz. Potrzeba mi tragarza. - Klaus uniósł pytająco brwi, a Frodorr wyszczerzył krzywe zęby w głupkowatym uśmiechu.

***

Nad ranem Klaus wrócił do karczmy pod włóczykijem. Nim udał się na spoczynek, wślizgnął się do izdebki Gabrielle i przyniósł na tacy dzban z zimną wodą, szklankę z sokiem z kiszonej kapusty i trochę suszonych owoców.
Z pewną dozą niezadowolenia spojrzał na zalaną w trupa dziewczynę. Zamruczał coś pod nosem. Niby wiedział, czego powinien się spodziewać, jednak widok był bardziej dojmujący, jak spoglądało się własnymi oczyma, stojąc tuż obok dziewczyny.
Odstawił tacę na stole. - Dzięki temu szybko pozbędziesz się bólu głowy, mięśni, mdłości, drżenia rąk czy światłowstrętu. - wymamrotał, raczej bardziej do siebie, gdyż dziewczyna z pewnością go nie mogła słyszeć.
Przysiadł na łóżku. Czule odgarnął włosy z twarzy dziewczyny. Poprawił koc, przykrywając ją na nowo.
Gdy wstał, uśmiechnął się nieznacznie. Trzeba było wszak dostrzegać zawsze coś pozytywnego, ten przysłowiowy płomyczek w mroku. Nie było tak źle. Była sama, a nie dajmy na to z jakimś cuchnącym obszczymurkiem, miętoszącym w zapijaczonym śnie jej białą pierś...

***

Klaus siedział przy stole pykając swoją fajeczkę. Niewiele mówił, wydawał się pogrążony w zadumie. Jednak pod tą maską, bacznie obserwował towarzyszy.
 
Ehran jest offline