Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 12:17   #23
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Arena. Dopiero co to miejsce było nowe dla Leitha, a teraz stanowiło jakby jego własne podwórko. Podniebna konstrukcja i wiwatujący, niezliczony tłum były tylko elementami tła, które mógł pominąć. Tak naprawdę liczył się tylko przeciwnik i pole walki. A jednak coś przyciągało wzrok Bękarta do góry. Tam u spojenia łańcuchów znajdowała się loża vipów - tym razem było tam znacznie więcej postaci. Gladiator nie wypatrzył jednak wśród nich ani Tuli, ani jej przydupasa Ulva. Były za to księżniczka Aurora i lady Milena. Kobiety te stały w pewnym oddaleniu od siebie, przywodząc na myśl dwie skrajności - dzień i noc, zimę i lato. Pierwsza choć włosy miała barwy słońca, wyglądała niby sopel lodu - zimna, nie zdradzająca mimiką odczuć, niedostępna dla świata dzięki swojej pełnej zbroi. Druga tymczasem o płowych, kręconych włosach, w które wplotła kilkanaście łańcuszków i innych ozdób, kusiła obserwujących powabem idealnego, kobiecego ciała, okrytego zaledwie kusą, bogatą zdobioną sukienką. Te kobiety łączyło tylko jedno - obie były groźne. Podobnie jak Leith i jego przeciwnik Łamacz - choć u nich objawiało się to w inny sposób. Obaj mężczyźni byli postawni i żylaści. Trudno jednego czy drugiego nazwać przystojnym, choć ich ciała to były góry twardych jak skała mięśni. W przeciwieństwie do poprzednich przeciwników, Łamacz nie nosił błyskotek ani nie malował czy smarował oliwą swojego ciała. Miał na sobie jedynie kolczugę, spod której widać było gołą skórę, skórzaną, przepaskę, sandały. No i broń. Mężczyzna dysponował sporej wielkości mieczem półtoraręcznym i dziwaczną rękawicą, która zdawała się pełnić zarówno rolę kastetu jak i osłony przed ostrzami.

- DRODZY PAŃSTWO OTO PIERWSI PÓŁFINALIŚCI TURNIEJU GLADIATORÓW WIATRU! CÓŻ ZA EMOCJE.... A BĘDZIE ICH JESZCZE WIĘCEJ! PRZED PAŃSTWEM ZNANY Z ZESZŁOROCZNYCH ZAWODÓW, REKORDOWY ZWYCIĘZCA AŻ 11 POJEDYNKÓW NA ARENIE, DRUGI PO CZARNYM BARONIE, ŁAMACZ KOŚCI! BRAAAWOOOO! JEGO PRZECIWNIKIEM ZAŚ BĘDZIE NAJWIĘKSZA CHYBA NIESPODZIANKA NASZYCH ZAWODÓW - RÓWNIE OKRUTNY, CO NIEPRZEWIDYWALNY KRWAWY BĘKART!!!

Wydawało się, że oklaski i buczenie dochodzące z widowni równoważą się. Łamacz splunął tylko i wycelował czubkiem miecza w twarz Leitha.

- ZAWODNICY GOTOWI? - zabrzmiał znów głos niewidzialnego spikera - ZATEM WALCZCIE KU CHWALE KSIĘŻNEJ TULI I KSIĘSTWA WIATRU!
Leithowi nie podobał się Łamacz nic a nic. Oczywiście nie dlatego, że mężczyzna był zwyczajnie, normalnie, obiektywnie brzydki, to samo można by przecież rzec o samym Bękarcie.
Nie, nie dlatego.
Przynajmniej… nie tylko dla tego.
Znacznie ważniejsze było to, że Łamacz autentycznie wyglądał na kogoś kto umie walczyć. To nie jest tak, że poprzedni przeciwnicy Bękarta nie umieli. Po prostu nigdy nie traktowali tego poważnie, żyli w jakimś wyimaginowanym cyrku kogutów.
Łamacz natomiast chyba nie.
Tak jak Leith.
Bękart nie zamierzał się bawić z poprzednimi przeciwnikami (koniec końców “trochę” się nimi pobawił ale to przecież była ich wina, prawda?) dlaczego teraz miałby postąpić inaczej?
Bękart zbrojny w swoje wszystkie zabawki, z młotem i mieczem w dloniach rzucił się ku Łamaczowi.
Leith po prostu celował żeby zabić.
Skrzydlaty był jednak przygotowany. W jego wzroku nie pojawił się nawet cień zdziwienia. Zmiana nóg i sam wyszedł naprzeciw Bękartowi, przyjmując na zbrojoną rękawicę uderzenie miecza. Ostrze wbiło się i na twarzy Łamacza pojawił się lekki grymas, lecz bezsprzecznie było to płytkie cięcie - większość zamortyzowała osłona. Wyuczonym ruchem ciała weteran uniknął uderzenia młotem. Niestety, posługiwanie się tą ostatnia bronią miało jeden mankament - władający nią osobnik, o ile tylko poruszał się na dwóch nogach, miał dwie ręce i humanoidalną budowę... poruszał się w jeden, przewidywalny sposób. Siła uderzenia młotem szarpnęła Leitha do przodu, zaś Łamacz... no tak, prosty rachunek wskazywał, że jemu zostało coś zanadrzu - druga dłoń, ta wyposażona w miecz. Bękart zobaczył jeszcze jak ostrze zmierza w kierunku jego palców. Mógł w tej sytuacji zrobić tylko dwie rzeczy - albo puścić młot, albo poświęcić paluchy z nadzieją, że miecz nie przetnie kości. Miał zaledwie ułamek sekundy, by podjąć decyzję.
Problemem było że kości palców jakoś specjalnie mocne nie były, a jeśli Leith nie będzie miał palców, to młota i tak nie będzie miał czym trzymać. Mężczyzna puścił narzędzie momentalnie. Dzięki swojemu doświadczeniu uniknął spotkania z bronią przeciwnika i wyszarpnął zwycięsko miecz. Młot upadł głucho na ziemię, a mężczyźni zaczęli powoli krążyć wokół.
- Grrr... - zawarczał pod nosem Łamacz, dając tym chyba wyraz swojego niezadowolenia. Nim Leith zastanowił się, czy choćby chce na to odpowiedzieć, gladiator ruszył do natarcia. Półtorakiem celował gdzieś w okolice piersi, drugą zaś rękę trzymał za plecami, jakby nie chciał do końca zdradzić swoich planów.
Leith popuścił z wolnej teraz od młota (a wciąż palczastej) ręki zaczepionego na przedramieniu łańcucha i zamachnął się nim na przeciwnika. Przy tej dywersji wypuścił miecz do cięcia, miał zamiar zrobić dokładnie to, co przed chwilą Łamacz chciał zrobić jemu, to jest upierdolić mu rękę. W drugiej skrzydlaty miał pięść, mógł nią sobie wciąż walić…
I skończyło się podobnie - do pewnego stopnia. Łamacz zdołał uniknąć cięcia Bękarta, wypuszczając miecz z palców i wykonując zadziwiająco zwinny manewr... który jednak nie pozwolił mu uniknąć uderzenia łańcucha. Ten odbił się grubą, krwawą pręgą na szyi mięśniaka. Skrzydlaty znów zawarczał, tym razem jeszcze wścieklej.

- GHRRRAAAUUU!

Wtem umysł Leitha zalała fala bólu, usta rozwarły się do okrzyku bólu. Tłum jęknął. Druga ręka Łamacza - ta w rękawicy, mimo że poraniona, to ona była główną osią ataku przeciwnika. Miecz to tylko zmyła, by odwrócić uwagę do ukrytego po stronie nadgarstka schowka na nóż.

Teraz podstępne ostrze wślizgnęło się pod pancerz Leitha i wbiło tuż pod jego lewą pachą między żebra. Tak blisko serca... choć na szczęście, nie dość blisko.
Wciąż na wydechu w zasadzie odruchowo bez jakiegokolwiek zastanowienia się a działając całkowicie instynktownie, toteż szybko, Leith przycisnął ramię do swojego ciała po zranionej stronie zatrzymując tym samym dłoń przeciwnika przy sobie. Z rykiem wściekłości wyprowadził cięcie mieczem w uwięzioną kończynę Łamacza, niech skrzydlaty zwija się z bólu, Bękart zachowa jego rękę dla siebie.
Krew bryznęła obficie z rany. Tym razem to Łamacz wydarł się na całe gardło. Mężczyzna jednak był bardziej podobny do Bękarta, niż ten by sobie życzył. Zamiast wyszarpać się i ratować kończyny, on natarł Leitha, przewracając go na ziemię i dociskając na wpół odrąbane ramię do boku Bękarta. Ten poczuł jak ostrze noża wbija się jeszcze głębiej, podążając w kierunku serca. Chrupnęły żebra pod naporem olbrzymiej siły. Kolejna fala bólu.

Jednak pomimo bolesnego upadku i cierpienia, w drugiej ręce Leith wciąż trzymał miecz. Mógł wznów ciąć przeciwnika, mając go tuż nad sobą. Tylko czy jego samego to nie zabije, jeśli przeciwnik wbije nóż jeszcze głębiej? Siła łamacza była rzeczywiście ogromna.
Korzystając z bliskości jaką teraz między sobą dzielili, Leith napluł Łamaczowi krwią prosto w oczy (no dobra, bardziej narzygał) Miecz wypadł z dłoni Bękarta tylko po to, by za moment zmaterializował się w niej sztylet Mileny. Tegoż ostrze powędrowało prosto w skroń skrzydlatego, by odnaleźć organ który może nie bił, ale łatwiejszy był do “odnalezienia”.
A pary w łapie Leithowi również nie brakowało. Tego Łamacz się nie spodziewał. Paradoksalnie efekt nieudanej randki z Mileną był czynnikiem, który przeważył szalę zwycięstwa na stronę Bękarta. Skrzydlaty nad nim wybałuszył oczy, stęknął, opluwając Leitha swoją własną posoką (on jednak niecelowo), po czym wielkie cielsko z tkwiącym w czaszce nad uchem sztyletem upadło bezwładnie na Leitha. Łamacz był bezsprzecznie martwy.
Leith na spokojnie odpiłował mieczem ramię Łamacza. Dłoń zakończona sztyletem była teraz z Bękartem “dogłębnie związana” i mężczyzna wolał by tak pozostało do momentu aż będzie w stanie w jakiś sensowny sposób zająć się zatamowaniem krwi, która wyleje się w momencie gdy ostrze skrzydlatego się z niej wysunie. Leith wyciągnął też sztylet Mileny i pomachał nim w kierunku, w którym spodziewał się, że kobieta się znajdowała. Skłoniłby się czy coś, ale ostrze Łamacza uwierało go jak drzazga w fiucie…
Czy zobaczył na jej twarzy uśmiech? Z tej odległości ciężko to było stwierdzić, szczególnie że a oczy Leitha notorycznie spływała krew - nie wiedział tylko czy jego własna, czy przeciwnika. Tłum zaczął wiwatować i buczeć, jak to miał w zwyczaju. Rozległy się też ostrożne oklaski.
- CO ZA EMOCJE! DRODZY PAŃSTWO! ŁAMACZ ZOSTAŁ W KOŃCU ZŁAMANY! KRWAWY BĘKART JEST PIERWSZYM FINALISTĄ MISTRZOSTW! - ogłosił spiker.

Trzeba przyznać, że jeszcze nigdy Leith nie czuł, że przezwisko “krwawy” tak bardzo do niego pasuje. Jucha - jego własna i przeciwnika - niemal dusiła go swoim zapachem, smakiem, obfitością. Każda próba ruchu... to była gra w kości ze śmiercią - czy aby ostrze noża, wbitego pod pachą nie przesunie się, nie wejdzie głębiej...

Mężczyzna jednak nie zamierzał leżeć bezczynnie i wykrwawiać się na śmierć. Spróbował wstać. Tłum na trybunach zawył, jakby to czy Bękart przeżyje było kolejnym etapem widowiska. Leith zaśmiałby się, gdyby śmiech nie groził wypluciem poważnej ilości krwi, wciąż nawet wtedy, śmiech oczywiście byłby cyniczny. Skrzydlaci reagowali tylko na śmierć, interesowała ich tylko śmierć, przed ich oczami, w tym sensie już byli martwy.
A kiedy Leith skończy, choćby za tysiąc lat, będą już całkiem martwi.
Oczywiście, jeśli przeżyje następne kilkanaście metrów, a potem następne i następne...
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline