Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2019, 23:28   #11
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Klaus pyknął fajeczkę. Żar rozjarzył się lekko. Potem wydmuchnął z rozkoszą błękitny dym i oparł trzymaną fajkę o blat stołu. Nie była w sumie niczym szczególnym, choć wyglądała na bardzo starą i dobrze wykonaną. Trzymające ją palce były gładkie, nie zaznały ciężkiej pracy, jeno trochę poplamione inkaustem.

- Przyznam panie Tladin, iż z pewnością nie dorównuje wam w sztuce okładania bliźniego po łbie, lub po czymkolwiek. No chyba, że mówimy o niewiastach i ich tylnej części, no to wtedy może mógłbym wykazać się pewnym doświadczeniem... Lecz wybaczcie, zbaczam z tematu. Wracając do okładania łbów, powiedziałbym, iż jestem absolutnym dyletantem w tym rzemiośle. I jest to raczej niedopowiedzenie, rzekł bym wprost, iż jestem wręcz absolutnym beztalenciem w tej wymagającej sztuce. Przyznam z niemałą dozą wstydu, iż piórem zwykłem władać, nie ostrym kawałkiem metalu. Za to w mych licznych studiach miałem rozkoszną przyjemność zapoznać się z dziełami jednych z największych współczesnych i przeszłych strategów i taktyków. Jeśli zatem pragniecie, mogę kierować wami z bezpiecznej i odległej odległości, lecz jeno, jeśli rzeczywiście waszmości na tym zależy. - oznajmił wywołany do odpowiedzi skryba.

- Zaś co do panienki, zapewniam waści pana Tladina, iż Gabrielle jest wielce uzdolniona w obcowaniu z wszelkiej maści osobnikami. I owo brzemię obcowania z owymi prymitywami niesie z należną sprawie rzetelnością, nie tylko jak równy z równym, leczy zwyczajnie to właśnie owa niewiasta jest na górze. Co przynosi zwyczajowo liczne korzyści. Z rozmowy oczywiście. - wyjaśnił Klaus, z stoickim obliczem, nawet mu powieka nie mrugnęła.

- Nie no, kurwa, przestań z tym panem - krasnolud zachłysnął się pitym właśnie piwem. - Będziemy sypiać w jednym namiocie i szczać za jednym drzewem. A jak trzeba będzie Ci dupę ratować, to też nie będziesz wołał „Panie Tladinie, na pomoc”. Jak już wylazłeś z ratusza, to musisz się nauczyć, że w takiej wyprawie to sami swoi jesteśmy.

- Z pewnością. - przyznał Klaus na słowa Tladina o sposobie wołania go o pomoc. - W zależności od sytuacji z pewnością ograniczę się do długiego i przeciągłego ratuuuuunku. Jednak macie rację panie Tladinie. Klaus jestem. - Mężczyzna podniósł się, by podać rękę i przypieczętować przejście na ty. Uścisk khazada był mocny, ale raczej nie przesadnie.

- To Klaus, wypijmy! - Galdenson kiwnął w jego stronę kuflem.

- Wiecie, są różne gadania - wtrącił się Bernard. - Czasem potrzebne będzie słodkie słówko kobiety; ze swoimi pobratymcami, to wiadomo, Tladinie, że sam się najlepiej dogadasz, a pewnie pan von Schatzberg najlepszy będzie do gadania z wyższą sferą. Ja na siebie mogę wziąć te mniej przyjemne rozmowy, gdy trzeba będzie nieco ostrzej od kogoś coś wyciągnąć. Trzeba się dostosować do sytuacji. Ale co do dowodzenia w walce, to się zgodzę, jeśli kto ma w tym doświadczenie, to dobrze, żeby objął dowództwo, żebyśmy sobie wtedy w drogę nie wchodzili.

- No i właśnie - Gladenson trzasnął pięścią w stół, aż kufle podskoczyły. - Nie da się tego ominąć. Ktoś musi dowodzić, bo będziemy się kłócić jak banda goblinów nad ścierwem. Im szybciej uzgodnimy, tym lepiej dla nas. Żeby wygadany był, ale i na walce się znał. To wtedy będzie decydował kto ma kiedy gadać i kto gdzie ma pozycje zajmować. A kto z was dobrze strzela? Bo ja od razu się przyznaję, raczej słabo - zarechotał.

W tak zwanym międzyczasie Gabrielle pociągała z kielicha, patrząc na skrybę z niekłamaną uwagą. Wydymała przy tym usta i kręciła niesforny kosmyk włosów na palcu aż zmienił się w sprężynkę. Rozsiadła się też wygodnie, plecy opierając o krzesło i zakładając nogę na nogę.
- Klaus… ty niepoprawny pochlebco. Jeszcze gotowam uwierzyć, że naprawdę sztuka negocjacji we wszelkich płaszczyznach powinna być mą domeną - zacmokała, przybierając smutną minę. Rozejrzała się po współbiesiadnikach - Jedno wam rzeknę, póki siedzim tutaj bezpiecznie, a buty nasze nie pokryły się pyłem drogi. Każdy z nas z niejedno gara jadł, nie pierwszyzną nam szlak, choć osobiście zawsze wolałam wygodny siennik… byle nie chrapał - wzruszyła ramionami - Zwykle czas i krew pokazują kto przyciąga do siebie ludzi, by dawał im rady lub kierował losem. Róbmy co do nas należy, hierarchia ustali się sama… na pewno zaś nie ustali jej krzyk oraz puste słowa. Jeśli zaś o rozum chodzi - przepiła toast do mężczyzny z fajką - Jeden znam umysł ostru niczym sztych miecza i jeśli czyich dobrych rad winniśmy słuchać to warto oddać mu głos.

Klaus obserwował bawiące się kosmykiem włosów palce dziewczyny. Uwielbiał, gdy tak robiła. Mógłby się w tym zapomnieć i zatracić. Było to z pewnością przyjemniejsze, niż gnanie na przełaj przez góry. Ach, gdyby tylko mógł tak porzucić obowiązek. Jednak nie potrafił. Był człowiekiem na wskroś oddanym sprawie. Taka już była jego natura, a może tylko tak został wyszkolony, kto to teraz jeszcze potrafił rozróżnić.

Zaciągnął się zatem znów słodkim dymem i pozwolił sobie pomarzyć o innym życiu. Potem obserwował wydmuchnięty dym, jak odlatuje i rozpływa się w powietrzu. Było w tym coś smętnie metaforycznego.

- Wybacz ma miła, taka ma natura, że gdy widzę coś wspaniałego, to to komplementuje, nie ma w tym ni krzty obłudy, jeno szczery podziw. Uwielbiam się przyglądać, gdy... prowadzisz negocjacje. Jednak jeśli ci to trudem, to chętnie cię wesprę, przyłączając się do... negocjacji, lub wezmę na siebie niektóre obowiązki pertraktacyjne. - odparł spokojnie, jednak w oczach błądziły wesołe iskierki.

***

Bernard był całkiem zadowolony, że jego dawne znajomości przyniosły jakieś informacje. Przede wszystkim za cenną uznał tą umożliwiającą im poszukiwania drogi niedaleko rzeki Eiskalt i posiadłości herr Paula von Hube, gdzie również prawdopodobnie będą mogli zatrzymać się na odpoczynek oraz uzupełnienie zapasów. Mniej znów dla niego istotna była wiadomość o możliwości obrania innej drogi. Piesza droga przez puszczę mogła znacznie ograniczyć szybkość marszu, narazić ich na różne niebezpieczeństwa, które droga morska zdawała się pomijać. O ile też nikt nie nabawi się choroby morskiej, żegluga raczej umożliwi im dalsze planowanie, wymianę informacji, co jednak przy przeprawie przez puszczę, będzie na pewno utrudnione. Długo bił się z myślami, czy podzielić się informacją z kompanami, jednak nie darowałby sobie, gdyby tego nie zrobił.

- Mam też trochę inną sprawę... - nieśmiało zaczął Bernard. - Wiem, że mamy już przygotowane łodzie, wyprawa rzeką już w zaawansowanej fazie przygotowań. Ale rozpytałem u paru swoich różnych byłych zleceniodawców tutaj, w Wolfenburgu i jeden z nich, herr Paul von Hube, właściciel posiadłości u stóp gór, słyszał trochę tamtejszych legend o bastionie. Jego zdaniem nie ma szans, by zamek w górach znajdował się gdzieś w okolicach, gdzie da się dopłynąć drogą wodną. Wskazał znowu, że na pewno do tak dużego zamku musiały być drogi lądowe i niedaleko jego posiadłości znajduje się jakaś droga prowadząca w góry. Dodał też, że do jego posiadłości prowadzi też droga wiodącą przez las, chociaż pewnie będzie trochę dłużej, bo to prastara puszcza. - Niepewnie zakończył najemnik, rozglądając się po towarzystwie. Sam nie był przekonany do drogi przez las, jeśli powodowała opóźnienie, ale też źle by się czuł, gdyby nie przekazał pełni informacji swojej nowej kompanii.

- Jak dla mnie, zawsze pewniej czuję się na twardym gruncie. Pływać umiem, ale co mi to pomoże, jak pójdę pod wodę w zbroi? Już wolę ten cały las cieni. Takie moje zdanie, ale nie będę stawał okoniem
- Tladin wybuchnął śmiechem i rozejrzał, czy jego towarzysze zrozumieli jego żart słowny.*

Klaus pokiwał ze zrozumieniem głową. Uśmiechnął się nawet lekko na wzmiankę o okoniu.
- Mi również podróż drogą bardziej leży na sercu. Niby póki szerokości w rzece wystarczy, to łódką podróżuje się wygodnie i spokojnie, malowniczo wręcz. Jednakoż, rzeki zabraknie rychło, takie prawo topografii, lub będzie nam trzeba pod nurt wiosłować, bądź nawet wodospady pokonywać. Nie, nie w smak mi to. Bowiem gdy już z rzeki zrezygnować będziem zmuszony, na własnych, nie przyzwyczajonych do tego, nogach będzie trzeba podróżować. Dlatego mówię, drogą jedźmy. Proponuje też, obok koni, zabrać ze sobą muły bądź osiołki. Istnieje spora szansa, iż droga stanie się w pewnym momencie zbyt stroma, zbyt kamienista dla poczciwych koni. Osły i muły radzą sobie wszak w takich warunkach znakomicie. Zapewne panom niewiadome jest, iż była kiedyś pewna górska kraina, która osła właśnie w swym godle umieściła, a to ponieważ żadne inne zwierzę nie nadawało się do podróży po poprzecinanej licznymi pasmami górskimi owej krainie. Wielkim symbolem upartego dążenia do celu i niezłomnej wytrwałości osły się w owym kraju stały. Samemu jestem dumnym posiadaczem małej dwukółki i dwóch mułów. Bardzo to mądre, choć rzeczywiście uparte zwierzęta.

- Coś tam kasy jeszcze mi zostało - Tladin poklepał się bo kurcie. - Dorzucę się na obrok od siebie i co tam trzeba. Zupełnie nie uśmiecha mi się bujanie na łajbie tyle czasu.

***

Skoro mimo jego niechęci, kompania postanowiła zorganizować wyprawę z pieszo-muło-konną, to Bernard nie zamierzał sam upierać się przy drodze morskiej. Dorzucił swoje zasoby, jakie posiadał na zakupy wskazywane przez Tladina i Klausa. Co więcej, wziął również udział w targowaniu ceny, jako że dość się w życiu na tym znał. Dla niewtajemniczonych w jego życie osobiste, zdawał się być strasznym sknerą, w każdej sytuacji starającym się oszczędzić nawet złamaną koronę. Poza tym, próbował jeszcze popytać w Wolfenburgu o mapę prastarej puszczy, być może wskazującą jakieś lepiej przejezdne ścieżki, co przy dziko zarośniętym terenie mogło znacząco pomóc w transporcie.
 
Zara jest offline