- I dzięki Pannie Gwendolinie może nawet nie umrzemy z głodu na szlaku - dodał na koniec Caspar, co spotkało się z prychnięciem kobiety.
- A co ty sobie myślisz, że jak baba to od kotła nie odchodzę? Co najwyżej mogę cię zdzielić chochlą i poprawić łopatą- Gwen skrzyżowała ręce na piersiach i choć nie była obrażona, sprawiała takie wrażenie. Prawdę mówiąc była sceptycznie nastawiona co do zadania i nie ze względu na jego wydźwięk, a wymagania. Nie przypominała sobie by których z chłopów pióro i szkicownik w łapie trzymał, ani by nos przy ziemi miał i badał ślady na drodze. Caspar najwyraźniej przesadzał i przeceniał wszystkich, w tym chyba najbardziej samego siebie.
- O! Piękny i dorodny Bretończyk - Grimm wskazał paluchem nieznajomego. - Podejdę i wywiem się czego nam potrzeba. Może karczmę poleci?
- Karczmę na pewno - uniosła brew Gwen lustrując tłuściocha od góry do dołu - Tylko czy jeszcze coś tam zostawił do żarcia...
- Ja do rozmów się nie nadaję. Zbyt wiele wiosen spędziłam z trupami, aby mieć cierpliwość do żywych. Jestem zdumiona, że z wami się idzie dogadać, a na martwych nie wyglądacie. I póki co budząc się na szlaku wciąż mnie otaczacie, nie zwinęliście śpiworów przed świtem jak wiele innych grup, z którymi szło mi wędrować od czasu do czasu... - dodała całkiem szczerze, zawieszając ponownie wzrok na ogłoszeniu. Naprawdę ktokolwiek z nich potrafił szkicować mapy?!