Ianus znacznie bardziej świadomie niż poprzednim razem poddał się krwawemu rytuałowi Saadiego. Pił ile mógł, krztusząc się ciepłą, gęstą gorylą krwią. Z każdym łykiem życiodajnego płynu, odzyskiwał siły, tak, że już po chwili mógł podnieść się na nogi. Ból w ranie zelżał, ale nie ustąpił całkiem. Najwidoczniej była ona zbyt poważna.
- Nie wiem kto to jest. Wyczuwam jedynie słabą więź tego człowieka z Jusufem. Wspomnienie o moim ukochanym uczniu obecne u tamtego w głowie. Jest gdzieś przed nami, znaczy za tym dziwacznym lasem – wyjaśnił Nefer-Inet. Po chwili dodał. – A wiesz, że ona też by mogła odzyskać zdrowie przez picie Nektaru Sekh-Amona, musiałbym tylko zadomowić się w jej głowie...
Ostrożnie przeszli kilkadziesiąt kroków wybrukowanym chodnikiem przez tropikalną dżunglę. A potem między drzewami pojawił się kamienny portal. Dżungla kończyła się. Przejście wiodło do dalszej części podziemi.
Pomieszczenie było kwadratowe. Ściany, sufit i podłogę pokrywały błękitne, połyskliwe kafelki w dwóch odcieniach błękitu, tworząc niepokojącą, przyprawiającą o zawroty głowy mozaikę. Na środku podłogi znajdowała się niezabezpieczona niczym studnia o średnicy jakiś trzech metrów, wypełniona niemal po brzegi oleistą cieczą, z której powierzchni co jakiś czas uwalniały się z głośnym sykiem cuchnące bąble gazu. Błękitne kafle w pobliżu krawędzi były pokryte rysami i zadrapaniami schodzącymi się promieniście ku otworowi.
Kolejne przejście, po drugiej stronie studni było zamknięte. Ktoś zamontował w nim prowizoryczne drzwi wykonane z kawałków desek, płacht skóry i liści bananowca.