Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 09:50   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drzwi okazały się otwarte, ale nie prowadziły do wyjścia, a dalszej części podziemnej świątyni. Po lewej stronie Ash znalazł dwa pokoje o surowych, kamiennych ścianach. Ozdoby zniszczył czas i wilgoć, podobnie jak łóżka czy szafę. Jedno pomieszczenie należało zapewne do tutejszego kapłana, bowiem było w nim tylko jedno miejsce do spania, a poza szafą jeszcze biurko i duża skrzynia - co ciekawe, ona zachowała się w niemal idealnym stanie. W drugim pomieszczeniu były cztery zniszczone łóżka, ze skrzynią przed każdym - jednak te nie nadawały się już do użytku. Podobnie jak zapasy zgromadzone kiedyś w magazynie po drugiej stronie korytarza. Ten natomiast kończył się łaźnią, zasilaną przez podziemny strumień spływający po kamiennej ścianie do całkiem sporego basenu. Niestety podobnie jak pogoda na powierzchni - zimnego.
Diablik cofnął się i zajrzał do skrzyń, pod łóżka i do szaf. A nuż znajdzie się tam coś ciekawego. Magazyn pominął zakładając, że tam żywność pewnie trzymano. Teraz stały tam tylko zbutwiałe i rozpadające się skrzynie i beczki. Nie lepiej było z innymi meblami, a stare szaty zdążyły zbutwieć. Jedyną interesującą rzeczą okazała się skrzynia w pomieszczeniu głównego kapłana, była w dobrym stanie. Niestety była zamknięta. Na zamek w kształcie pomalowanych na czerwono, wydatnych ust.
- Jeśli będę tam musiał włożyć.- diablik zaczerwienił się bardzo na twarzy, która już sama z siebie była bardzo czerwona. Zawstydzony zaczął od pocałunku, mając nadzieję że to był właściwy klucz.
Usta poruszyły się nagle, ożywione magią. Poczuł jak niezwykły język wsuwa się do jego buzi, a pod ustami zaczęły się uwypuklać dwie bardzo kobiece półkule.
To było intrygujące, nie przerywając pocałunku diablik chwycił za jedną z piersi badawczo ją ściskając. Poddała się jego dotykowi, miękka i przyjemna. Pierwszy raz dotykał tej części kobiecego ciała, choć to był bardzo… ciekawy sposób. Czuł jak pod jego dotykiem twardnieje sutek.
Jakiś rodzaj mimika? To przyszło do głowy Ashenvirowi. Nie zmieniło to jednak faktu, że nie przerywał pocałunku, ćwicząc na formującym się biuście różne rodzaje dotyku i ugniatania delikatnie owej części “ciała”. To chyba okazało się wystarczające. Atrybuty kobiecości cofnęły się, a zamek wydał ciche “klik”. Diablę po otworzeniu go zobaczyło leżącą na dnie ciemnoczerwoną torbę, taką co wieszało się przez ramię i nosiło wygodnie na plecach. Na pierwszy rzut oka wydawała się pusta.
- Cóż… na pewno się przyda.- stwierdził mężczyzna sięgając po torbę i zaglądając do środka.
Ku swojemu zaskoczeniu ujrzał miejsce wielkości wozu, a nie zwykłej torby. Kiedy skupiał wzrok na jakimś przedmiocie, ten zdawał się powiększać i zbliżać do jego ręki. Zobaczył tam piękny rapier z ustami wygrawerowanymi na rękojeści, dwa komplety ubrań - skórzany i jedwabny, dwa bukłaki, dwie pary butów - pasujące do strojów, ciemny płaszcz, trochę pustych fiolek i coś co wyglądało jak czerwony patyczek, a okazało się różdżką.
Ashenvir przez chwilę podziwiał swoje zdobycze, a potem szybko się przebrał w nowe ubranie. Wybrał skórzane uznając jedwabny strój za szatę ceremonialną. Używaną podczas rytuałów.

Przypiął rapier do pasa, jak i różdżkę wetknął za pas. Po czym uznał, że czas opuścić to miejsce. Najpierw udał się w kierunku do owego basenu, by ocenić sytuację. Być może tamtędy uda się jakoś wydostać z tego miejsca. Nie wyglądało na to, wyjście musiało oryginalnie znajdować w tej części, do której drogę blokowało zawalisko. Mimo to łaźnia, oprócz posągu stojącego w kaplicy, była najładniejszą częścią tego miejsca. Woda spływała po ścianie bardzo malowniczo, wijąc się po płaskorzeźbach nagich mężczyzn i kobiet i wpływała do ładnie utrzymanego ciągle basenu. Stały tu też kamienne ławy, lecz nie ostało się nic mniej trwałego. Szczelina, przez którą wpływała woda, była jednak zdecydowanie za wąska, aby Ash mógł spróbować przez nią przejść.
Pozostało tylko, jedno… wrócić tą drogą którą przybył i liczyć na to, że drogi pościgowej już nie ma. Jakkolwiek śliczne miejsce to było, czas było ruszyć diablęciu w drogę i odszukać kobiety… I najlepiej było zacząć te poszukiwania od wiosek, w których… cóż… które podglądał.

Co ciekawe, wyglądało na to, że żaden ze ścigających go potworów nie odnalazł tropu. W lesie panowała cisza i ciemność, świt jeszcze nie nastał. Nie mógł być jednak daleko. Mgła unosiła się jeszcze wyżej i teraz kiedy adrenalina nieco odpuściła, poczuł też zimno. Na szczęście miał płaszcz, którym przykrył dobrze skrojone ubranie. Nie była to zbroja, ale Arshea musiała się przygotowywać od jakiegoś czasu, spodnie miały bowiem specjalne wycięcie na ogon. Miał kilka kierunków do wyboru. Wieża była najbliższej, czy jednak miał czego tam szukać? Zaraz obok znajdowało się też wejście do jaskiń. Gdyby nie mantikora to mogłyby służyć uchodźcom. Wieś, z której uciekał, była najbliższej położoną z trzech znajdujących się w ogólnie pojętej okolicy. Żadna nie była duża - co najwyżej kilkadziesiąt chałup. Oprócz nich w lesie tu i ówdzie rozrzucone były domy smolarzy, leśników, myśliwych. Część z nich także miała rodziny.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby więc pójście do kolejnej wsi, drugiej w kolejności po drodze zahaczając o domy w których mógł się spodziewać jakichś kobiet. Trochę by to zajęło, ale może przyniosłoby jakieś sukcesy. Ostatecznie jego plan zakładał opuszczenie tej okolicy i... może poszukania kryjówki w górach? Ale na razie Ashenvir spróbował tu znaleźć kogoś do uratowania. Ruszył przez las, w nocy, we mgle zupełnie różny od tego, który znał i lubił. W oddali słyszał wycia i ujadanie psów. Zgubili jego trop, być może Arshea im w tym pomogła, lecz w każdym momencie mogli ponownie go podjąć. Zwłaszcza z psami. Starał się podążać najkrótszą drogą, nie wiedział jednak czy nie zabłądził.

Wreszcie przed sobą ujrzał światło przebijające się przez mgłę i ruszył w tamtym kierunku. Do światła doszły łupnięcia, a potem zniekształcony głos.
- Othfieraj! - niemal zwierzęcy rozkaz.
Ash ujrzał wreszcie niedużą polanę, na której stała prosta chata oświetlonej przez pochodnie trzymane przez czterech osobników. Do drzwi dobijała się jedna z bestii, druga właśnie obchodziła dom od boku, a dwie inne czekały blisko. Wszystkie miały zwierzęce głowy i humanoidalne ciała, w których po raz pierwszy diablę zauważyło pewną prawidłowość. Każdy z nich miał na sobie chłopskie ubranie i trzymał chłopską broń - siekiery i widły.
Czy to byli przemienieni mężczyźni? Diablik wyciągnął rapier z pochwy i ruszył za tym skradającym się, wykorzystując swoje umiejętności w skradaniu i znajomość lasu. Liczył na to, że uda mu się wbić oręż w jego plecy i wyeliminować go cicho. Zważywszy że jedyne bojowe zaklęcie jakie znał było oparte na wrzasku, wolał od niego nie zaczynać zwady z mającym przewagę liczebną wrogiem. Obszedł polanę korzystając z osłony drzw i po chwili chata zasłoniła go przed trzema osobnikami. Pozostał tylko ten jeden, który zaczął dobierać się do okiennicy, podważając ją siekierą i próbując wyrwać. To był prosty cel, ale Ash nie miał jeszcze za sobą prawdziwej walki. Pchnął rapierem, przebijając ciało. To musiała być rana śmiertelna, ale trafiony zdążył zawyć przeciągle swoim wilczym pyskiem. Nawet głośne walenie i trzask wyłamywanych od frontu drzwi nie mógł tego zagłuszyć.
I Ashenvir spanikował uciekając od razu w pobliskie zarośla, by się ukryć i przeczekać sytuację. Nie chciał być złapany przez resztę potworów, przy zwłokach ich towarzysza. A przynajmniej spróbował. Wbiegał między drzewa, kiedy usłyszał niższy, gardłowy warkot i chrumknięcie. Przemieniona w pół-dzika istota z widłami w łapach dojrzała go i rzucała się właśnie do ataku, pragnąc pomścić padającego na ziemię i krwawiącego obficie kompana.
Czarownik więc nie miał wyboru i wypowiedziawszy słowa zaklęcia, oraz złożywszy dłonią odpowiednie gest, krzyknął głośno uderzając strumieniem dźwięku we wroga. Hałas był ogłuszający. Jeśli to coś miało zwierzęce zmysły, to tym bardziej. Wróg zawył i złapał od razu za uszy, upuszczając broń i padając na kolana. Kiedy dźwięk z zaklęcia minął, Ash usłyszał coś innego - krzyk kobiety z wnętrza chałupy.
- Do licha. Do licha! Do licha!!- Diablik klął pod nosem biegnąc w tamtym kierunku, do owej chałupy.
Po drodze rzucił kolejny raz czar kamiennej pięści, by zamienioną tak dłoń użyć jako tarana do wyłamania do rozbicia okna by przez nie wedrzeć się do środka. Nie chciał obiegać chaty dookoła. Pięści stały się kamienne, ale Ash nie zaczął być olbrzymem. Wybicie dziury w okiennicy okazało się nie tak proste i spędził chwilę na rozrywaniu jej na strzępy, zanim jego oczom ukazało się pomieszczenie z łóżkiem i zamkniętymi drzwiami prowadzącym wgłąb chaty. Za tymi drzwiami trwała szamotanina, okraszona warkotami i kobiecymi okrzykami.
Diablęciu nie pozostało więc nic więcej jak wkroczyć do owego pomieszczenia i zabić złoczyńców. Serce waliło ze strachu jak młot, ale Ashenvir nie zamierzał poddać się strachowi. Drzwi nie były zamknięte, wystarczyło pchnąć, aby oczom diabelstwa ukazała się kuchnia, jadalnia i przedpokój w formie jednego pomieszczenia. Po podłodze tarzały się dwie postacie - kobieta i potwór z głową niedźwiedzia. Kimkolwiek była gospodyni tego miejsca, nie radziła sobie tak źle, ale… nad nią stał jeszcze jeden wróg, próbując wycelować widłami w jej plecy.
Gdyby Ashenvir był szlachetnym rycerzem pewnie by wyzwał tego z widłami na bój, ale nie był… i skorzystał z jego pomysłu, wbijając rapier między łopatki. Prosto w serce. Pchnął. Tym razem zabrakło mu jednak siły, a może to zwierzęca skóra stworzenia była za gruba? Rapier wszedł zaledwie na kilka centymetrów i wróg odwrócił się nagle. Zaryczał, z pyska poleciała ślina, a widły pchnęły diablę. Ash zdążył uskoczyć w ostatniej chwili, ale i tak szpikulce zahaczyły go, pozostawiając krwawiące rany… które zaraz zaczęły się zamykać.
W tej chwili diablikowi pozostało walczyć, starał się sparować rapierem kolejny atak. A ogonem podciąć mu nogi. A by jeszcze sobie ułatwić sprawę… Ashenwira ogarnęła ciemność. Mimo to jeden szpikulec go zahaczył, wszedł głęboko w ciało. Ból był ogromny, ale dał radę go wytrzymać i podciąć wroga, który z łomotem zwalił się na ziemię, wypuszczając nieporęczną w pomieszczeniu broń. Diablę od razu zaatakowało krtań, by uśmiercić wroga zanim się podniesie. Wiedział jak wiele czasu marnuje przeciągając tą walkę. Kobieta krzyknęła, kątem oka uchwycił, jak stwór gryzie ją w szyję. Uderzyła go i znów się przetoczyli, ale przez to rozproszenie rapier nie trafił tam gdzie miał, przebijając jedynie uniesione w obronnym geście ramię. Leżący warknął i znalazł drugą ręką widły, nie zamierzając się poddać. Kobieta znów krzyknęła.
Diablik w frustracji próbował kopnąć w jądra zwierzołaka korzystając z tego, że unieruchomił mu rękę rapierem. Tu nie miał jak się zasłonić. Wydał z siebie bolesny skowyt i zwinął w kłębek, widłami będąc w stanie pchnąć na oślep i niecelnie. Szamotanina za plecami diablęcia nagle zwolniła, za to usłyszał zwierzęce sapanie. Ashenvir zdawał sobie sprawę co się dzieje za nim, ale na razie musiał tego ukatrupić. Postarał się więc wbić rapier między żebra i ukrócić ten problem. Zaczął wściekle dźgać raz za razem, osłabiając obronę nie mogącego się podnieść stworzenia. Wreszcie broń trafiła kilka witalnych punktów i okrwawiony potwór przestał się poruszać. Ash odwrócił się.
Kobieta leżała na brzuchu, przyciśnięta do ziemi silnymi łapami. Zaskoczono ją w nocy, jej ubiór był więc bardzo niekompletny i nie chronił przed inwazją. Grube przyrodzenie właśnie wnikało w nią od tyłu, w zasłonięte resztką koszuli ciało. Istota zaczęła pchać biodrami, dysząc z rozkoszy, siłą biorąc przyjemność. To było silniejsze nawet od niebezpieczeństwa zbliżającej się śmierci. Instynkt zmuszający do kopulacji zawładnął napastnikiem. Diablę jednak dzięki temu miało szansę, na szybkie pozbycie się go. Podszedł, wymierzył czubek rapiera w podstawę jego karku. Szybkie pchnięcie wbiło oręż w ciało wroga w miarę szybko kończąc tą napaść wraz z żywotem bestii. Nawet nie obrócił się w jego stronę, nie mówiąc już o obronie. Zwiotczał i opadł na gwałconą kobietę, przygniatając ją do ziemi i praktycznie w całości przykrywając swoim cielskiem.
- Przepraszam, że to tak długo trwało. - z pewnym wysiłkiem Ashenwir próbował zrzucić jej gwałciciela z jej ciała.- Ale było ich zbyt dużo, bym mógł od razu przyjść ci z pomocą. Naprawdę mi przykro, że musiałaś przez to przejść.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline