Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 11:02   #2
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Basia powolnym krokiem podeszła do ciała swojego męża. Czuła jak wymioty podchodzą jej pod gardło. Czy naprawdę musiała to robić? W głowie kręciło się jej od wypitego wina.
- Mój Panie… - Przyklęknęła na łóżku. - Józefie?
Nie otrzymała odpowiedzi, choć jej wzrok mimowolnie schodził po jego brzuchu dół. Tam gdzie… widziała już siusiaki… dawno temu, jeszcze w dzieciństwie. Była pewna że nie powinny się tak unosić niczym wieża jakowaś.
Przyglądała się dziwnemu zjawisku z pomieszaniem fascynacji i obrzydzenia. Widziała jak fałd brzuszny niemal opiera się o… o to coś. Powoli przesunęła spojrzeniem po tłustym ciele na twarz swojego męża.
- Józefie? - Ponownie wymieniła imię magnata drżącym ze strachu głosem. Czuła zbierające się pod powiekami łzy.
Znów... cisza. Choć oczy miał owarte i z uporem wpatrywał się w górę. Jego ciało było ciepłe, acz jakby to ciepło powoli z niego… uchodziło.
- Lanoire! - Basia obróciła się w stronę drzwi. Była niemal pewna że Ochmistrzyni czuwa niedaleko. - Lanoire, błagam!
- Po raz kolejny… mówię byś się pogodzi…- weszła od razu po kilku jej krzykach zamykając za sobą drzwi i zdębiała na widok mężczyzny leżącego na łożu. Sztywno i w bezruchu.- Mon Dieu,coś ty zrobiła?
- N… nic… przyszła… i był taki. - Basia zaczęła płakać. - Lanoire… on stygnie… - Zaniosła się głośnym szlochem.
- Bo jest martwy niecnoto. Zajeździłaś go na śmierć. Nie spodziewałam się tego po takiej cichej wodzie.- mruknęła kobieta i zbladła rozważając konsekwencje. Po czym zgrabnie sie skłoniła przed Basią.- Wybacz pani, moje nierozważne słowa. To się wiecęj nie powtórzy.
- Ja.. ja.. dopiero weszłam… my nawet nie… - Basia płakała coraz głośniej. Zmiana w zachowaniu ochmistrzyni nie obchodziła jej teraz… czy w ogóle takowa była? Może po prostu to jakiś kolejny francuski zwyczaj. - Co... ja mam... zrobić?
- Co ty masz robić? Co ja mam robić? Co my mamy robić? - i u francuski pojawiły się nutki paniki. Spojrzała na Basię z zamiarem… chyba chciała ją spoliczkować. Zamiast tego jednak walnęła dłonią po zadku.
-Weź się w garść dziewczyno. Przecież go nie zabiłaś, prawda?- dodała i zaczęła mówić do siebie. - Trzeba zawezwać Michała. On będzie wiedział co robić.
Basia zamarła zaskoczona. Wpatrywała się w Lanoire nie wiedząc co ma robić… jednak klaps poskutkował, na chwilę się opanowała. Szybko otarła łzy starając się nie patrzeć na swojego męża.
- Ja… chyba powinnam coś narzucić na… - Spojrzała na koszulę nocną z cienkiego materiału darowaną jej od męża. - Strój… poślesz po Michała?
- Płaszcz zarzuć i nie wychodź z pokoju. Nietknięta jesteś?- zdziwiła się francuska z uśmiechem oceniając postać dziewczyny.- Biedny Józef… taki smakołyk mu umknął wprost z ust.
Basia pokraśniała i opuściła głowę.
- N.. nie mam tu płaszcza… Czy mogłabyś? - Starała się pominąć wypowiedź Lanoire. Nigdy wcześniej.. nie słyszała takich komplementów od ochmistrzyni.
- Och tak. Mogłabym.- stwierdziła uprzejmie kobieta wyraźnie zadowolona z jej rumieńców. Zamyśliła się dodając.- Powiem Michałowi o twoim dziewictwie, ale… ty już o tym rozpowiadać nie powinnaś. Możesz majątek utracić, bo brak konsumpcji może być powodem do unieważnienia małżeństwa. Rozumiesz?
Basia spojrzała na nią zszokowana i przytaknęła ruchem głowy.
- Czy.. czy wobec tego musimy mu mówić? - szlachcianka niezbyt chciała by ten temat był poruszany z kimkolwiek.
- Jeśli masz na tym świecie jakichkolwiek sojuszników, to jest nim pan Michał właśnie. Jesteś teraz ostatnią Żmigrodzką z głównej linii.- przypomniała jej Lanoire.
Basia obejrzała się na leżącego obok, teraz już pewnie zimnego, męża. Była… ostatnią Żmigrodzką? Ta informacja zdawała się ocierać o jej umysł ale do niego nie docierać. Była pewna, że straciła wszystko, ale… Lanoire miała rację. Była Panią tego domu. Jeszcze nie do końca docierało do niej z czym to mogłoby się wiązać.
- Wobec tego poślij po niego, proszę… i przynieś mi płaszcz. - Jeszcze raz otarła resztki łez, czując jak oczy zaczynają ją piec.
- Dobrze.- skłoniła się przed wyjście i obróciwszy na pięcie. Wyszła za drzwi. Po kilku minutach wróciła z ciężkim, ciemnozielonym płaszczem.
- Pan Michał już wezwany.- wyjaśniła.
Basia okryła ciało męża pierzyną i zasiadła w jednym ze znajdujących się w komnacie foteli i podkuliwszy nogi, oparłwszy brodę na kolanach, wpatrywała się w sztywne ciało.
- Dziękuję… - Jej głos był słaby. Było jej potwornie zimno. Czuła się taka … zagubiona.
- Och.. nie ma za co. I nie ma komu… Cosette.- mruknęła francuzka siadając naprzeciw.
- Cosette? - Basia spojrzała na nią zaskoczona.
- Tak mam na imię.- odparła z przekąsem francuzka przyglądając się dziewczynie.- A ty po żałobie będziesz jedną z najbardziej pożądanych partii w tej części Korony.
Nie sprecyzowała co ma na myśli, bo do drzwi ktoś zapukał. Ochmistrzyni poderwała się z krzesła i podeszła do nich. A następnie opuściła pokój, zostawiając Basię samą… z trupem jej męża.
Szlachcianka wzięła przyniesiony przez ochmistrzynię płaszcz i otuliła się nim. Nie chciała tego… nie chciała tego robić, ale nie chciała też by Józef umarł. Otarła kolejną łzę, która popłynęła jej po policzku.
Będzie… pożądaną partią? Miałaby… jeszcze raz wyjść za mąż? Poczuła mdłości na wspomnienie ceremonii i… pocałunku.


- Możemy wejść?- zapytała Cosette przez drzwi.
Basia pomału podniosła się z fotela, opierając o mebel i upewniła, że płaszcz zakrywa w całości jej koszulę nocną.
- Wejdźcie. - Powiedziała na tyle głośno by dało się ją usłyszeć za drzwiami.
- A więc…- Michał po wkroczeniu skłonił się głęboko.- Teraz jesteś dziedziczką rodu Żmigrodzkich. To że jesteś dziewicą i nigdy nie spełniłaś swoich obowiązków, pozostanie naszym sekretem. Nikomu tego nie możesz wyjawić.-
Mężczyzna podszedł do łoża z nieboszczykiem.
- Zrobimy tak. Zostaniesz tu rana, a rano zrobisz raban w związku ze śmiercią twojego małżonka w łożu.- odsłonił kołdrę, naciął nadgarstek kindżałem spuszczając parę kropel krwi na pościel.
Szlachcianka przyglądała mu się zszokowana, nie odzywała się jednak. Zacisnęła drobne dłonie na materiale płaszcza.
- D… dobrze… ale… tutaj? - Z przerażeniem rozejrzała się po pokoju, by na koniec utkwić wzrok w jedynym w tym pomieszczeniu łożu i leżącym w nim ciele.
- Tak. Tutaj w tym łożu. - Michał zamyślił się.- Albo w tym pokoju. Mademoiselle Lanoire dotrzyma ci towarzystwa przez część nocy.
- Ja?- ochmistrzyni zaprotestowała. I jej niezbyt się podobało spędzić noc z nieboszczykiem.
- Tak ty! Widzisz, że jest roztrzęsiona. Zajmij się nią trochę. Pomóż jej zebrać się do kupy.- warknął w odpowiedzi pan Michał.
- Nie… nie chciałabym robić kłopotów. - Basia opuściła wzrok. Czuwała trzy dni przy zmarłym ojcu… a jego znała dłużej niż mężczyznę, który leżał teraz w łożu. - Dziękuję wam za pomoc.
- Ach… mogę dotrzymać ci towarzystwa przez parę godzin.- rzekła spolegliwie francuzka i zerknęła na karafkę pełną wina. - Jakoś sobie poradzimy.
- To dobrze. Potem wyjedziemy do zamku, by pogrzebać jaśnie pana w jego krypcie rodowej obok syna. Pewnie by tak chciał.- po tych słowach wyszedł z komnaty.
Basia przytaknęła mężczyźnie i gdy wyszedł ponownie opadała na fotel. Wątpiła by udało się jej usnąć… ale co miała do robienia?
- Cóż… masz szczęście dziewczyno. Jeszcze młoda, ładna… teraz bogata. I bez rodziny która może ci narzucić męża.- rzekła nieco sarkastycznie francuzka nalewając wina do dwóch kielichów i z jednym podchodząc do Basi.
Szlachcianka zawahała się widząc kielich, ale po chwili przyjęła naczynie i upiła nieco.
- A rodzina Żmigrodzkich… będą chcieli ten majątek… Gdy wyjdzie na jaw, że Józef. - Poczuła jak łzy znów zakręciły się jej pod powiekami. - Że on nie… że my nie…
- Och z pewnością… - zaśmiała się ochmistrzyni siadając naprzeciw i popijając ze swojego.- Nawet i bez tych dowodów pewnie zaczną się procesować. Ale co z tego. To dalecy krewni. Ubodzy w dodaku.
Założyła nogę na nogę.- A ty sobie przygruchasz jakiegoś jastrzębia co się będzie chronił. Ba, całe stado jastrząbków i każdego dnia będziesz mogła zdecydować komu swoje gniazdko oddasz na tę noc.
- Ja.. - Basia poczuła jak jej policzki zaczynają płonąć. Nawet sobie nie wyobrażała, że byłaby w stanie kogoś “przygruchać” Zawsze była tą biedną… starą panną. - Tak myślisz? - Spojrzała niepewnie na ochmistrzynię. - Ale gdy się dowiedzą, że ja jestem… że on mnie nie tknął?
- Ale nie dlatego, że nie chciał.- zaśmiała się ironicznie ochmistrzyni i nachyliła ku Basi.- Powiedz mi, czy jestem piękna?
Szlachcianka poczuła jak ciepło z policzków dociera do uszu. Cofnęła się nieco opierając plecy o fotel. - T..tak.. bardzo przystojna. - Wymruczała niepewnie.
- A ty jesteś ode mnie młodsza i o ładnym licu. Więc piękniejsza ode mnie.- stwierdziła z uśmiechem Cosette coś rozważając, oblizała leniwie wargi.- Podobam ci się?
Basia poczuła jak ciepło z policzków rozlewa się jej na całą twarz i spływa na szyję.
- Kobieta… nie powinna się podobać kobiecie. - Powiedziała ledwo słyszalnym szeptem.
- Moje dziecko… wiele rzeczy nie powinno się dziać, a się dzieje.- zamyśliła się ochmistrzyni pocierając podbródek. Napiła się wina jednym dużych haustem i kucnęła przed Basią. Pochwyciła jej dłonie w swoje mówiąc.- Nasz opiekun kazał mi się tobą zająć i wiesz co.. chyba wiem jak sprawić byś myśli miała zajęte czymś innym niż “pobudką u boku nieboszczyka”.
- J..jak? Jesteśmy z nim.. w pokoju. - Basia czuła jak od jej dłoni zaczyna także promieniować ciepło. Mocno ścisnęła swoje uda i zacisnęła palce w pięści, czując jak kończyny zaczynają jej drżeć z niepokoju.
Cosette uniosła się lekko i nachyliwszy przylgnęła ustami do warg Basi. Pocałowała je… to było coś nowego. Pocałunek smakował winem i miękkością warg ochmistrzyni.
- No to… teraz masz czym sobie zaprzątać głowę.- odparła z lisim uśmieszkiem szepcząc cicho z wzrokiem wpatrzonym w oczy Basi.
Szlachcianka przyglądała się jej zaskoczona. Czuła jak rozchylone wargi także zaczynają palić. Nie czuła jednak… obrzydzenia. Nie chciała zemdleć jak wtedy gdy pocałował ją Józef. Wzrok Basi przesunął się na wargi ochmistrzyni, a dłoń zasłoniła usta. Czy… pocałunki mogą być tak przyjemne? Czy powinna o tym myśleć, gdy obok leży jej martwy mąż?
- Widzisz? Już masz inne zmartwienia na głowie.- odparła z triumfującym uśmieszkiem francuzka i wróciła do dopijania wina.
- Tylko.. czemu? - Basia przyglądąła się jej roziskrzonym wzrokiem. Chyba nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Czy była szansa… że mogłaby to poczuć z jakimś mężczyzną? Coś innego niż obrzydzenie?
- Czemu co?- zapytała Cosette rozkoszując się winem.
- Czemu mnie pocałowałaś? - Basia niepewnie zerknęła na stojący obok kielich. Nie chciała zabijać smaku warg Lanoire.
- Czemu? - to pytanie zaskoczyło Cosette i bawiąc się pustym kielichem. Spojrzała wprost na swoją pracodawczynią.- Mogłabym odpowiedzieć, ale przecież… wtedy nie miałabyś o czym rozmyślać przez resztę nocy.
Szlachcianka rozchyliła wargi zaskoczona. Chciała coś powiedzieć.. ale co? Sięgnęła po kielich i upiła więcej wina, nie mogąc oderwać wzroku od ochmistrzyni.
Widać było że Cosette bawi ta sytuacja. Muskała palcami dłoni dekolt swojej sukni uśmiechając się drapieżnie.
W głowie Basi narastały kolejne pytania. Ciało było nieprzyjemnie ciepłe, a ona zupełnie nie rozumiała czemu. Zerkała w stronę martwego męża, ale jej wzrok cały czas powracał do siedzącej naprzeciwko kobiety. - Czy.. czy ty robiłaś to kiedyś.. z mężczyzną? - Spytała niepewnie.
- Och. Oczywiście. Wiele razy.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni spoglądając przez okno.- W różnych okolicznościach przyrody.
- To.. przyjemne? - Basia dopiła nerwowo wino, nie odstawiła jednak kielicha, kurczowo zaciskając na nim palce.
- Z odpowiednim mężczyzną… tak.- stwierdziła wprost francuzka.
- A.. jak.. - Wzrok szlachcianki utkwił na dłuższą chwilę w Józefie. - Skąd wiadomo kto jest odpowiedni?
- Sama poczujesz, gdy się taki zjawi. Będziesz chciała, by cię pocałował.- odparła figlarnie Cosette oblizując własne usta.
Basia zacisnęła wargi. Czuła jak drżą. Czy.. czy chciała by ochmistrzyni ją pocałowała? A było to przyjemne. Przytaknęła jedynie ruchem głowy i ponownie oparła podbródek na kolanach.
Cosette wstała i podeszła do karafki, by nalać jeszcze wina do swojego kielicha. Pochylona obserwowała Basię uśmiechając się lisio. Czyżby domyślała się burzy myśli szalejącej w jej głowie?
Szlachcianka otuliła się mocniej płaszczem, ukrywając pod nim bose stopy. Ciepło rozlewało się po ciele i zaczynało zbierać w podbrzuszu. Nie wiedziała co ma robić? Czy miała tak wytrzymać całą noc? Czy powinna zostawiać męża w tym stanie? Jej wzrok przeniósł się na łóżko i leżące w nim ciało. Czemu to wyglądało w ten sposób?
Cosette podeszła do blondynki podając jej swój kielich.
- Zimno ci? Robisz się śpiąca?- zapytała.
Basia pokręciła przecząco głową i spojrzała na naczynie.
- Ja dziękuję… chyba wystarczy. - Powiedziała cicho.
- Skoro nie jesteś śpiąca.- uśmiechnęła się ochmistrzyni próbując trunku. - To chyba powinnaś wypić więcej.
- Nie… to chyba nie jest dobry pomysł. - Basia starała się nie patrzeć na to jak wargi Cosette dotykają kielicha. - Może… później usnę.
- Ja tu muszę zostać dopóki nie zaśniesz.- odparła ochmistrzyni nachylając się co przykuło uwagę do dekoltu sukni Cosette i do jej warg… niepokojąco blisko.
- Nie powiem Michałowi. - Szlachcianka spróbowała się cofnąć, ale powstrzymało ją oparcie. Nagle zrobiło się jej jeszcze cieplej.
- To niczego nie zmienia.- westchnęła ochmistrzyni prostując się i popijając wino.- Powinnaś położyć się do łóżka i zasnąć… mimo tych nieprzyjemnych okoliczności.
- Nie położę się w łóżku. - Basia powróciła spojrzeniem do męża. - Nie dam rady.
- Położysz.. wystarczy o tym nie myśleć. Wystarczy myśleć o czymś innym. Musisz odegrać przedstawienie. I łóżko powinno być choć trochę ciepłe.- wyjaśniła Cosette znów się nachylając.
- On… on jest martwy… nagi… - Szlachcianka zaczęła panikować. - Ja.. ja.. najwyżej posiedzę obok… nie będę tam spać.
Nie mogąc sięgnąć do pośladków blondynki ochmistrzyni pochwyciła za podbródek Basię i przyciągnęła swoją twarz ku jej obliczu znów całując jej usta. Powoli i namiętnie, smyrnęła języczkiem po jej wargach. I pocałunek ten był zdecydowanie dłuższy.
- No.. uspokój się. A i poruszyłaś też ciekawy temat. Bo ty też powinnaś być goła.- dodała Cosette po chwili.
- N..nie… - Basia czuła, że zaraz zemdleje. Od tego gorąca, od gwałtownego bicia serca. Nie mogłaby. Nie położy się naga, przy martwym mężu!
- Moja pani. Nie możesz wybiec z sypialni ubrana. Może otulona pościelą, ale niczym więcej.- stwierdziła Cosette pocierając podstawę nosa w irytacji.
- Lanoire… ale toż. Toż on jest martwy. - Szlachcianka była coraz bardziej zrozpaczona.
- Więc nic już nie zrobi. No dobrze… możesz nie kłaść się tam. Ale rozebrać się musisz. Do naga, tak jak on.- kobieta była w pewnych kwestiach nieustępliwa. Spróbowała nawet groźby. - Bo inaczej znów skradnę ci pocałunek.
Basia zawahała się, ale uznała, że więcej ugrać się jej nie uda. Powoli wstała z fotela, stając przed ochmistrzynią i zdjęła płaszcz.
- Może.. zdejmę to rano? - Zaproponowała nieśmiało.
- Może… a może zapomnisz, albo zabraknie nam czasu. No… zdejmij ją.- rzekła stanowczo Cosette.
Szlachcianka niepewnie rozsznurowała koszulę nocną i zdjęła ją przez głowę. Poczuła jak długie blond włosy opadły ma nagą skórę pleców. Zarumieniona spojrzała na Francuzkę.
- Co za rozkoszny widok. Afrodyta prawdziwa… a może Diana. Tak. Bardziej niewinna Diana.- stwierdziła z uśmiechem ochmistrzyni obchodząc Basię dookoła i oceniając urodę jej ciała.- Śliczna. Będziesz łamał bezlitośnie męskie serduszka.
- Ja… nie chcę łamać niczyjego serca. - Basia osłoniła swoje piersi, czując się dziwnie pod krytycznym spojrzeniem Cosette. Czemu robiło się jej coraz cieplej?
Niestety całego ciała osłonić nie mogła. A ochmistrzyni obchodząc szlachciankę dookoła musnęła paznokciem jej pośladki.
- Jaka skromna. Choć nie masz powodów.- szepnęła zmysłowo koło ucha Basi.- Ciało masz idealnie skrojone pod l'amour.
Szlachcianka zadrżała.
- Ja… może lepiej osłonię się płaszczem? - Ciało Basi zachowywało się dziwnie. Było jej potwornie ciepło, była niesamowicie wrażliwa na dotyk. Nie wiedziała co ma z tym zrobić.
Palce ochmistrzyni najwyraźniej polubily pośladki jasnowłosej, bo tam krażyły zataczając kółeczka, raz na jednym raz na drugim.
- Tak to dobry pomysł. Jeszcze byś zmarzła i musiała się do mnie przytulić, by się ogrzać. A tego byśmy nie chciały, prawda? - Cosette zdecydowanie za dobrze się bawiła tym upokorzeniem Basi.
- Jest… jest mi bardzo ciepło. - Szlachcianka czuła narastającą rozpacz. Między udami pojawiła się dziwna wilgoć… musiała szybko się osłonić. Ochmistrzyni nie powinna jej widzieć w tym stanie. Nerwowo sięgnęła po płaszcz.
- Domyślam się moja pani.- mruknęła zmysłowym tonem Cosette uśmiechając się figlarnie, gdy szlachcianka opatulała się płaszczem. - I z pewnością już tak nie pochłaniają cię mroczne myśli o tym, że zostałaś wdową w tak… młodym wieku.
- Nie… chyba nie. - Basia poczuła ulgę, gdy okryła swoje ciało. Niepewnie zerknęła na łoże gdzie spoczywał jej martwy mąż.
- To dobrze. Ostatnie czego potrzebujemy to kolejny napad paniki.- rzekła spokojnie Cosette przysiadając na krześle z nogą nałożoną na nogę.- Postaraj się trochę zdrzemnąć.
Basia usiadła w fotelu znów podkulając nogi.
- Chyba nie usnę. - Powiedziała cicho czując jak ciepło nie daje jej spokoju. Przymknęła jednak oczy, mając nadzieję, że nie widząc ochmistrzyni nieco się uspokoi.
- Ja tak… bezruch mnie znuży.- stwierdziła leniwym tonem głosu Cosette.- Zdecydowanie wolałabym moje łóżko jednak.
- Idź… dość zrobiłaś. - Powiedziała niepewnym głosem Basia, wtulając twarz w swoje kolana.
- A potem zaśpisz i zostaniesz przyłapana tutaj? - Cosette była uparta w tej kwestii.- Zamiast w łóżku obok swojego męża?
- Ja… nie położę się obok niego. - Basia uchyliła powieki.
- Dobrze. To może zróbmy tak. Jeśli ty nie powiesz Michałowi to i ja nie powiem… że wpuszczę cię do mojej sypialni na tę noc. Akurat jest naprzeciwko.- stwierdziła w końcu Cosette. - I należy do mej pani, jako i ja. Łóżko nie jest duże, ale jest ciepłe. A wczesnym rankiem pogonisz tutaj.
Wstała i ruszyła do drzwi.- Zostań tu. Odgonię służbę.
- Cosette… ale jeśli ktoś tu zajrzy… Idź spać. - Basia podniosła się z fotela i przysiadła na łożu. - Będę tutaj… gdy będę niewyspana… wszyscy pomyślą, że to jego zasługa.
- Dobrze… moja pani.- wymruczała zmysłowo kobieta i uśmiechnęła się.- Mogę też dać ci coś do poczytania, jeśli takie rzeczy budzą twoje zainteresowanie.
- Och… to mogłoby pomóc. - Szlachcianka ucieszyła się nieco, podkulając nogi tak jak to robiła na fotelu.


Po kilkunastu minutach Cosette wróciła ze zapaloną świecą i niedużą książeczką wielkości modlitewnika w skórzanej oprawie.
- Jest po francusku. Z pewnością odciągnie twoje myśli od męża.- rzekła cicho.
Basia z wdzięcznością przyjęła książeczkę i oddała Cosette płaszcz, okrywając nagie ciało jedną z leżących na łożu skór.
- Nie powinno go tu rano być. - Uśmiechnęła się słabo i otworzyła książkę. Dawno nie czytała po francusku.
Cosette dygnęła i wyszła. A Basia pogrążyła się w lekturze o dwóch przyjaciółkach. Bardzo bliskich przyjaciółkach. Zdecydowanie za bliskich przyjaciółkach! Mogła się spodziewać po tej francuskiej żmijce takiej lektury.
“.. rozerwała jej gorset w przypływie namiętności. Owe białe wzgórza tak idealne i ozdobione czarnymi nasionkami. Kusiły jej rubinowe usta od tak wielu dni. Przytknęła więc swoje spragnione wargi do nich w pocałunku i poczęła ssać jak noworodek…”
Im dalej czytała, tym przyjaciółki poczynały sobie coraz śmielej.
Gorąc który na chwilę ustąpił znów szalał w jej ciele przyprawiając ją o dreszcze. Nie mogła jednak oderwać się od lektury. W migoczącym świetle świecy jej głowa podpowiadała jej wizje, w których to ona była jedną z owych przyjaciółek. Łatwo było zgadnąć kim była ta druga. A świadomość, że ma do niej kilka kroków. Że wystarczy przekroczyć kilka drzwi, by uciec z tego pokoju śmierci do… świata z księgi.
Basia walczyła z sobą. Nie gdy jej mąż zmarł. Nie powinna w ogóle. Jej dłoń powędrowała do własnej piersi przesuwając się po niej niespiesznie gdy czytała kolejne strony. To tylko książka… to nic zdrożnego. Opowieść nie była może głęboka jeśli chodzi o fabułę, ale zaczęła wspominać o owej wilgoci między udami, o języku ją zlizującym. O głowie kobiety klęczącej między jej udami… nie… to znaczy… między udami bohaterki opowieści. O smakującym ciało pieszczotliwymi muśnięciami języka. Basia sięgnęła pomiędzy swoje nogi, starając się sobie wyobrazić owy język. Ciepły jak jej palce… tylko mokry. Jej ciało zareagowało silnymi dreszczami. Opadła na łóżko obok martwego męża i po chwili poczuła impuls, który wyrwał z jej ust jęknięcie.
To było takie łatwe i takie przyjemne. Nawet nie zwróciła uwagi na otoczenie. Czyżby to miało ją spotkać w noc poślubną? Tą pierwszą? Wyśnioną? Tą z ukochanym? Ukochaną?
Pozostawało pytanie… czy pozna kogoś takiego. Zmęczona z trudem zdmuchnęła świecę i nim się obejrzała usnęła.


Obudziło ją szarpnięcie za ramię.
- Już czas. Smacznie się spało?- zapytał znajomy głos Cosette.
Basia obudziła się i od razu zaczęła panikować. Jak poparzona wyskoczyła z łóżka. Spała… spała obok nieboszczyka! Dotykała się! Poczuła mdłości.
- Dobrze.. dobra mina. - pochwaliła ją Cosette podając jej pościel.
- Owiń się tym i wybiegnij wrzeszcząc wniebogłosy na temat go co się stało. Że twój kochany mąż zmarł w nocy, gdy spałaś.- pouczyła ją ochmistrzyni.
Szlachcianka spojrzała na nią zszokowana i zwymiotowała. Czując bolesne dreszcze, nawet nie zauważyła gdy Cosette narzuciła na nią pościel i wypchnęła na korytarz.
Nie trzeba było jej nawet pouczać. Była przerażona. Zaczęła płakać na korytarzu.
To było prawdziwie wspaniałe przedstawienie. Zrobiła harmider na całą wynajętą na czas ślubu kamienicę. I nie musiała się zbyt długo tak wystawiać na widok publiczny. Ochmistrzyni i Michał szybko przejęli pałeczkę przejmując kontrolę nad chaosem jaki wywołała swoim popisem.
Wkrótce opatulona płaszczem trafiła do wygodnej acz mniejszej komnaty z ciepłym puchowym łożem. Zajęły się nią młode dwórki spełniając wszelkie jej kaprysy i współczując tego, co przeżyła.
Basia ukryła się po pierzyną i większość dnia przeleżała w łożu odmawiając posiłków. Czuła potworny wyrzut sumienia. Dotykała się! Przy zmarłym mężu! Myśląc o kobiecie! Raz po raz zanosiła się szlochem.
Ochmistrzyni zjawiła się pod wieczór i przepędziwszy dwórki usiadła na łóżku. Przyglądała się ukrytej w nim dziewczynie.
- Długo tak będziesz szlochać? Przyznaję, pasuje to do żałoby. Ale wielkiej pani nie wypada, aż tak rozpaczać.- rzekł z ironicznym uśmieszkiem.
- Ja… ja nie mogę się uspokoić. - Basia nawet nie wychyliła głowy spod pierzyny.
- Czemu? Poranek minął. To już się nie powtórzy.- odparła ciepło kobieta zerkając na zapłakaną blondynkę.
Szlachcianka przytaknęła ruchem głowy. Nie mogła powiedzieć Cosette, że dotykała się czytając jej książkę.
- Więc? Już lepiej?- zapytała Lanoire próbując ściągnąć z niej kołdrę.
- Trochę… - Basia nie walczyła z ochmistrzynią, dała zdjąć z siebie okrycie i spojrzała na nią piekącymi od płaczu oczami.
- No… te czerwone oczka nie dodają ci uroku.- zamruczała zmysłowo Cosette i dodała.- Przygotowałam kilka sukni żałobnych. Wszystkie czarne, acz każda z innego materiału i różnią się wykończeniami.
- Możesz coś wybrać. - Szlachcianka usiadła na łóżku, osłaniając, odziane w koszulę nocną, ciało pierzyną. Czuła się słaba, ale znała to. Nie raz zdarzało się je mieć nic do jedzenia… teraz jednak miała, a nie chciała na nie patrzeć. - Kiedy… kiedy wyruszamy?
- Za kilka dni.- stwierdziła spokojnie Lanoire przyglądając się blondynce.- Rozumiem, że pobudka była nieprzyjemna, lecz obecne czasy… wymagają pewnych poświęceń. Za kilka dni, będzie to tylko nieprzyjemne wspomnienie. Być może jest coś co mogłoby poprawić ci humor. Wino albo lektura? Muzykantów niestety nie mogę sprowadzić. Żałoba.
Basia pokręciła przecząco głową. Nie chciała kolejne lektury od Cosette. Obawiała się ich.
- Spacer. - Odezwała się słabo. - Potrzebuję oddechu.
- Dobrze. Każę przygotować eskortę. Kilku hajduków. Czym ci towarzyszyć moja pani? Czy może Michał?- zapytała uprzejmie francuzka.
- Może być jakaś mieszczka… pewnie macie pełne ręce roboty. - Basia pomału opuściła nogi na podłogę i przeczesała dłonią splątane włosy.
- Bzdura. Lepiej żeby był ktoś obeznany z miejscowymi zawadiakami. Ja pójdę.- odparła dumnie Cosette i dodała żartobliwie.- Chyba że już się nie podobam.
Basia spojrzała na siedzącą obok ochmistrzynię.
- Nie zmieniłaś się od poprzedniego wieczoru. - Powiedziała nieco niepewnym głosem.
- Więc ustalone. Przyda ci się ktoś kto będzie potrafił odpędzić tych wszystkich nachalnych petentów chcących złożyć ci kondolencje.- odparła z ciepłym uśmiechem Cosette.
- Och… myślisz, że tylu ich będzie? - Basia podniosła się i zachwiała nieco.
- Każdy chudopachołek będzie chciał je złożyć, przypodobać się, by potem zaosferować swoje usługi lub prosić o pożyczkę.- wyjaśniła Cosette.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. - Szlachcianka westchnęła ciężko. - Czy posłałabyś po dzban z wodą… muszę się obmyć.
- Dobrze. - odparła Cosette i wstała ruszając do drzwi. Otworzyła je i krzyknęła.- Niech no która naleje wody do balii obok mojego pokoju! Gorącej! Jaśnie panienka życzy sobie kąpieli!
Basia zaśmiała się mimo porannych przeżyć. Cosette była taka bezpośrednia.
- Dziękuję. - Powoli podeszła do Francuzki. - Jakie suknie wybrałaś?
- Jedną adamaszkową obszytą koronkami, drugą atłasową z perłami oraz z kiru z ładną woalką i chustą otulającą włosy.- wyjaśniła ochmistrzyni. - Będziesz w nich pięknie się prezentować, acz skromnie.
- Chyba potrzebuję woalu. - Basia pokazała na swoje zaczerwienione oczy. - Będzie tworzyła dystans między mną a ewentualnym rozmówcą.
- Więc woal. Ale najpierw kąpiel.- stwierdziła ochmistrzyni. Nie dodała tylko, że to będzie kąpiel w jej obecności. Gdy służki przygotowały już balię pełną gorącej wody i łojowe mydło oraz ręczniki, odprawiła je prowadząc Basię do krawędzi owej balii.
- Może powinnaś podesłać tu jakąś łaziebną? - Szlachcianka zawahała się stając w koszuli nocnej przy przygotowanej kąpieli.
- Może… jeśli jaśnie pani akurat łaziebnej sobie życzy.- mruknęła Cosette stając za Basią i kładąc dłonie na jej ramionach.- Pomyśl co cię czeka teraz. Bale, adoratorzy i wydawanie rozkazów licznej służbie.
- Nie chciałabym ci zajmować czasu takimi sprawami jak moja kąpiel. - Basia stężała nieco. Jej ciało jeszcze zbyt dobrze pamiętało przeżycia poprzedniego wieczoru i znów stawało się cieplejsze.
- Jestem tu mieć pewność, że poczujesz się lepiej. Poza tym.. to nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wolisz, żeby łaziebna mnie zastąpiła?- zapytała figlarnie Cosette, tuż samym uchu szlachcianki, non… młodej magnatki.
- N… nie… - Basia poczuła jak rumieniec znów zajmuje w panowanie jej twarz. Co by było gdyby Cosette zajęła się nią tak jak jedna z “przyjaciółek”? Czy potrafiłaby? Niby to była jej książka. Oddech blondynki przyspieszył.
- Też tak sądzę.- Cosette z chichotem sięgnęła do piersi dziewczyny, chwyciła te dwie krągłości, lekko ścisnęła i pomasowała pytając.- Lektura była interesująca wczoraj?
Magnatka jęknęła.
- Była… bardzo przyjemna. - Powiedziała nagle bardzo rozpalonym głosem.
- Zauważyłam to wczoraj. Jesteś młoda i pełna wigoru moja pani.- mruknęła Cosette nie przerywając masażu jej krągłości.- I pełna skrywanych namiętności.
Ścisnęła mocniej jej piersi tuląc się do pleców Basi i całkowicie przejmując kontrolę. Śmiało sobie poczynała, a nieco szorstki materiał przyjemnie drażnił szczyty biustu blondynki.
- Ja… ja nie… - Blondynka nie wiedziała co ma robić. Oparła swoje dłonie na pieszczących ją rękach. - Nie powinnyśmy. Cosette.
- Oczywiście moja pani. Nie powinnyśmy.- zaśmiała się cicho ochmistrzyni ściskając mocniej biust jasnowłosej.- Masz rację.
Basia musiała zasłonić swoje usta obiema dłońmi by nikt za drzwiami nie usłyszał okrzyku, który wyrwał się z jej ust. Czuła jak jej nogi miękną od tych pieszczot. kto.. kto by pomyślał, że dotykanie tych dwóch krągłości może być tak przyjemne.
- Jesteś tak rozkosznie niewinna Basiu.- zaśmiała się cicho ochmistrzyni.- Przypominasz mi kogoś z rodzinnych stron.
Przesunęła lewą dłonią po jej brzuchu. - I tak bardzo wrażliwa.
Magnatka niemal zaskomlała z rozkoszy. Jej ciało momentalnie pokryło się gęsią skórką i zaczęło drżeć. Musiała oprzeć się plecami o ochmistrzynię bo w jej nogach zabrakło sił.
- Należy się mojej pani coś przyjemnego, by odgonić poranny koszmar.- mruknęła ochmistrzyni mając pełną kontrolę nad sytuacją. Jej palce sięgnęły do podbrzusza Basi, by mocnymi acz powolnymi palców dotykać jej wrażliwego obszaru, przez tkaninę. - Prawda?
Basia chciała zaprotestować, ale wiedziała, że jeśli tylko odsłoni usta to komnatę wypełnią jej jęki. Toż nikt nie mógł wiedzieć.. że ona i Cosette robią takie.. nieprzyzwoite rzeczy. Jej biodra odruchowo naparły na dłoń, zupełnie jakby domagały się czegoś więcej. Tylko czego? Basia czuła jak w jej podbrzuszu narasta wielka kula i myślała, że zaraz oszaleje.
Jej “przyjaciółka” chyba o tym wiedziała. Wodziła palcami znacząca po szacie dziewczyny dociskając materiał do drżącego ciała i drugą dłonią ściskając drapieżnie pierś. Do tego wszystkiego dołączyły pocałunki na szyi Basi. Czułe i delikatne.
Magnatka doszła zagryzając zęby na własnej dłoni. Jej ciałem targnął impuls jeszcze intensywniejszy niż poprzedniego wieczoru. Osunęła się niemal na stojącą za sobą ochmistrzynię.
- Och… jesteś tak uroczo niewinną dziewicą.- zachichotała ochmistrzyni najwyraźniej dobrze się bawiąc w tej sytuacji.
- Ja… - Basia miała problemy ze złapaniem oddechu. - Jakież to przyjemne. - Nie była w stanie się powstrzymać od pochwały działań ochmistrzyni. Było jej dobrze jak chyba jeszcze nigdy.
- Tak. To bywa bardzo przyjemne.- zgodziła się z nią Cosette nadal trzymając dziewczynę w swoich objęciach.- I bardzo pobudzające. Jakieś jeszcze kaprysy ma jaśnie panienka?
- Chyba… zgłodniałam. - Basia z trudem wydusiła z siebie to spostrzeżenie. Trwała w bezruchu w ramionach drugiej kobiety o dziwo ciesząc się jej ciepłem, tak odmiennym od tego co czułą w objęciach Józefa.
- To dobrze, że jaśnie panience wrócił apetyt.- uśmiechnęła się lisio Cosette prowokacyjnie oblizując opuszki palców którymi dotykała podbrzusze Basi.- A i… gdyby były jakieś problemy ze snem. Moja komnata sypialna będzie naprzeciwko.
- Ja… chyba już powinno być lepiej. - Blondynka bardzo chciała się ukryć w kąpieli. Naprawdę pozwoliła Cosette się zaspokoić?! Pomału zaczynała ogarniać ją panika. A jej mąż zmarł zaledwie wczoraj!
- Oui… dopilnujemy tego, prawda?- wymruczała cicho ochmistrzyni z lisim uśmieszkiem.
- Ja.. ja spróbuję sama… - Basia spróbowała delikatnie wyrwać się z objęć kobiety. Toż nie mogły robić tego częściej! Nie powinny! Kobiety powinny to robić z mężczyznami.
- Och.. chętnie popatrzę jak ci to wychodzi. Może nawet coś poradzę. - ochmistrzyni zakryła dłonią usta, by ukryć ironiczny uśmieszek, po tym jak już Basia uwolniła się z jej objęć. Zdecydowanie za dobrze się bawiła dworując z niewinnej magnatki.
- Tyle lat zasypiałam sama, poradzę sobie. - Blondynka spróbowała nad sobą zapanować. Jednak wilgoć płynąca po udach nazbyt dobrze przypominała jej o tym do czego przed chwilą doszło.
- Oczywiście moja pani.- mruknęła ochmistrzyni prowokująco muskając swoje usta językiem.- A na co masz… ochotę. Co chcesz skonsumować.
Co prawda Basia nie była doświadczona w gierkach słownych, ale nawet i ona dostrzegła że jest ukryte drugie dno w jej słowach. Ton głosu francuzki to sugerował.
- Owoce.. - Magnatka cofnęła się pod balię tak, że o mały włos do niej nie wpadła.
- Jakie?- Cosette wyraźnie bawiła ta sytuacja. Jej palce muskały dekolt jej sukni. Wielce odważny, ale.. Francuzki ponoć były skandalistkami z natury. Ksiądz odprawiający msze w klasztorze nazywał je ladacznicami.
- S… soczyste. - Basia przysiadła na bali. - Cosette, błagam. Nie wypada by dwie kobiety… robiły to…
- Oui. Nie wypada. Ale dlatego zakazane owoce są takie słodkie.- zachichotała ochmistrzyni.
- Ja powinnam się wymyć. - Magnatka z całych sił próbowała jakoś zmienić temat. Toż co by było gdyby się okazało, że… ochmistrzyni jest jej kochanicą?
- Oui… powinna jaśnie panienka. A woda stygnie.- odparła z bezczelnym uśmiechem Cosette.
- Czy… posłałabyś kogoś po te owoce? Może… jeszcze wino… i jakieś mięsiwo? - Basia wyraźnie nie chciała się rozbierać na oczach Francuzki.
- Oczywiście.- mruknęła kobieta i wreszcie wyszła zostawiając Basię samą.
Magnatka szybko zrzuciła koszulę nocną, upewniając się że ma niedaleko coś czym mogłaby się osuszyć i weszła do bali z ciepłą wodą, zanurzając się w niej aż pod podbródek. Miała trochę czasu na siebie i na przemyślenie sytuacji, zanim Cosette wróci z posiłkiem dla swojej pani i pewnie z kolejnymi sposobami by zaróżowić wstydem jej policzki. Trzeba było jednak przyznać, że Basia nie miała przy niej czasu myśleć o martwym mężu przy którym zasnęła.
Starała się jednak jak najszybciej osuszyć, ubrać, a potem zjeść przyniesiony przez ochmistrzynię posiłek. Teraz gdy jej myśli zostały odciągnięte, głód domagał się zaspokojenia, a był on iście wilczy. Wiedziała, że potrzebuje wyjść i się przewietrzyć. Pozbierać myśli. Znalazła się w zupełnie innej i mimo wszystko trudnej sytuacji… nie mogła poświęcać dni na rozmyślania o Cosette.


Hajducy byli potrzebni. Cosette wybrała kilku silnych zawadiaków z węgierskiego zaciągu. Więc nie bali się odpędzać natrętnych szaraczków. Okryta żałobnym strojem Basia nie mogła przejść ulicy krakowskiej w spokoju, bez nagabywania. Zawsze zjawiał się jakiś szlachcic, który chciał kondolencyje złożyć, przysięgać że dobrze znał jej zmarłego męża. Ba, wojowali nawet razem z nim. Od Turcji przez Moskwę po Szwedów. Nagle okazało się, że jej mąż miał wielu wielu przyjaciół, którzy chcieli złożyć jej uszanowanie. Chyba z trzy razy więcej, niż było na weselisku.
Basia nie rozmawiała z nikim. Szła spokojnie pozwalając odpędzać od siebie różnych interesantów i zatrzymując się tylko przy tych, których wybrała ochmistrzyni. Cieszyła się nawet z obecności innych ludzi, tutaj… Cosette nie zbliżała się do niej w ten intymny sposób. Była zbyt zajęta przyjmowaniem kondolencji od tych znaczniejszych i bezlitosnym odpędzaniem szaraczków. Więc spacer, choć ciągle zakłócany przemierzał kolejne uliczki.
- Pan Michał zamówił co prawde msze za twojego zmarłego męża. Ale w dobrym tonie byłoby zaświecić osobiście świecę w intencji jego duszy.- zasugerowała potulnie.
- Czy wobec tego moglibyśmy przejść się do kościoła? - Basia spojrzała na ochmistrzynię przez woal.
- To by było właściwe.- zgodziła się z nią Cosette uprzejmie.
- Powinnam podziękować Michałowi po powrocie za jego pomoc. - Magnatka ruszyła za hajdukami pozwalając im torować drogę.
- Klątwa.. Przeklęta ty i twój rodzaj! Klątwa Wilka! Takoż pomrzecie, jedno po drugim, aż wymrze wasze jadowite plemię!- gdy zbliżały się do najznamienitsze kościoła w Krakowie, do Mariackiego, jakaś starucha wskazywała palcem na Basię i bluzgała przekleństwami, z dziwnie miękkim akcentem, przechodząc czasem na język bardzo podobny do mieszaniny ukraińskiego i polskiego.
- Zgubiona martwa dusza. Ty będzie ostatnia i przeklęty ród upadnie i pójdzie w zapomnienie!- wrzeszczała głośno. A Cosette przeklęła pod nosem i gestem dłoni nakazała sługom przepędzić obłąkaną.
- O co jej mogło chodzić? - Basia zerknęła na ochmistrzynię, ale dała się poprowadzić dalej, z ciekawością zerkając na odprowadzaną na bok kobietę. - Nie zrobią jej krzywdy?
- Zabobony… starucha musi być jedną z tych no… Łemków. A kilkanaście wiosek poddanych twojego męża pełne jest ludzi z tego… plemienia. Wiesz dobrze jak to bywa z chłopami. Nieważne jak dobrym się dla nich jest. Zawsze narzekają na swojego pana.- stwierdziła sarkastycznie ochmistrzyni. I dodała z uśmiechem.- Tylko ją przepędzą, co by tutaj się wydzierała.
- Chciałabym… poznać te zabobony. - Basia ruszyła pewnie dalej. - Chciałabym wiedzieć z czym przyjdzie mi żyć.
- Waćpanna jeszcze nie zdajesz sobie sprawy jak wysokie progi przestąpiłaś. Ty nie masz jednej czy dwóch wiosek których to mieszkańców znasz z imienia i twarzy. Tym masz tych wiosek około dwieście… i dwie małe kopalnie i z trzy miasta.- wyjaśniła ironicznie Cosette z lekkim uśmiechem. I westchnęła.- Z pewnością pan Michał ci wszystko wyjaśni na miejscu. Nie powinnaś brać na poważnie krzyków szalonej staruchy.
- Nie wiem na ile to głos jednej kobiety, a na ile to głos tłumów. A wolałabym nie zobaczyć tego tłumu z widłami pod zamkiem. - Basia szła spokojnie dając sobie czas do namysłu. Wsie… miasta… kopalnie… Wiedziała, że Józef był bogaty. Tylko ktoś taki byłby w stanie spłacić jej długi jedynie za to by poczęła mu potomka.
- To nie Francja, ni Niemcy ni Ukraina. Chłopi tu lubią narzekać, ale na narzekaniu poprzestają.- wyjaśniła usłużnie ochmistrzyni.
Basia przytaknęła, wiedziała jednak że gdy tylko będzie miała szansę, postara się dowiedzieć jak najwięcej.
 
Aiko jest offline