Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2019, 21:27   #58
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eddie
292016142SH

Aby zyskać pewną przewagę w swojej operacji, Eddie postanowił kilkakrotnie użyć iskry bez celu, przenosząc się w losowe lokacje. Powinno to zmylić przynajmniej kilka najgorliwszych flot chcących dorwać artefakt Januarego. M1A uważnie przyglądała się poczynaniom niebieskoskórego. Po mniej więcej trzech skokach, do zgromadzenia dołączyła koleżanka przemytnika.
November nonszalancko pojawiła się na środku panelu sterowania, zasłaniając Eddiemu widok na przestrzeń kosmiczną. - Po prostu sprzedaj mi informacje. - zasugerowała. - Wspominałeś coś, że nie chcesz magii tylko wiedzę, więc wal. Powiem ci, co chcesz wiedzieć. W zamian pokażesz mi ten świstek i porwiesz go, zanim ogórek zerknie ci przez ramię. - mimo szybkiej i dosadnej propozycji November nie wydawała się zaangażowana w rozmowę.
- Spokojnie, zrobię co mam zrobić i zostawię wszystko na miejscu - odparł niebieskoskóry krótko. - Pokazaliście mi, że nie mam co liczyć na wsparcie Magica Icaria w swoich staraniach, czemu miałbym oczekiwać, że nie zachowacie się tak samo, gdy tylko dam Ci informacje - dodał.
- Meh, zawsze lepiej spróbować. - stwierdziła November, odwracając się plecami do Eddiego. - January zawsze się nudzi. Dał ci wskazówkę, bo chce zobaczyć, jak będzie wyglądała nasza potyczka. Karmisz diabła. - ostrzegła November. - Louise wybrała każdego nas z konkretnego powodu, January ma bardzo podobny, psotny charakter co ona. Chętnie zadziała na własną szkodę, tylko po to, aby było ciekawiej. - ostrzegła. W tym czasie M1A podpięła niewielki monitor do konsoli sterownej i postawiła go przed niebieskoskórym. Transmitował on obraz z zasłoniętego przez wiedźmę kokpitu.
- Karmię diabła. Co to za różnica, czy tego, czy innego? - odparł krótko niebieskoskóry. - Luise wybrała każdego z was? Jaka jest jej relacja z Januarym? - spytał. Odwrócił się na chwilę w stronę M1A i obdarzył ją szczerym uśmiechem. Po chwili, wyraźnie zdziwiony, zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła jego ogórkowa towarzyszka. Ona… widzi November?
- Eh, cholera ją wie. January odpierdolił się z tej galaktyki przy pierwszej okazji. Nawet nie wiedziałam, że wrócił. - wyznała November. - Nie sądzę, aby mieli między sobą jakieś aktualne układy. Ta suka trzyma swoje ulubione zabawki na smyczy.
- Luise wybrała każdego z was z jakiegoś powodu, a jednak jest czwartą wedle starszeństwa. Dlaczego? - spytał niebieskosóry.
- Eh? - November odwróciła się z powrotem do Eddiego grzebiąc palcem w nosie. Skrzywiła się na widok ekranu. - Chyba gdzieś się pomyliłeś.
- Oh, czyli poszczególne miesiące nie mają związku z chronologią? - odparł wyraźnie zdziwiony. Przemytnik wprowadził kilka komend do komputera, a na monitorze znajdującym się tuż przy M1A pojawiło się zapytanie “widzisz?”.
M1A enigmatycznie wzruszyła ramionami.
- Nah. - machnęła ręką November. - Tu chodziło o to, jaką pogodę wolisz...chyba... - zmieszany wyraz twarzy kobiety wykazywał, że sama nie jest pewna, skąd wzięło się jej imię.
- W cyklu ziemskim pogoda często zależała bardziej od lokalizacji, nie czasu - zauważył niebieskoskóry. Ten sam model zachodził na każdej planecie, były miasta, czy całe układy gwiezdne, w których zawsze było zimno. Były też inne, na których nie sposób było znaleźć wodę w stanie ciekłym.
- Mam pewne luki w pamięci. - przyznała November. - Gdyby zostanie zjawą nie miało skutków ubocznych, wszyscy by to robili. - kobieta zeskoczyła z panelu sterowania i zniknęła.
- Mogę powiedzieć Ci gdzie znajduje się artefakt w zamian za Studnię dusz oraz ciało Kurasu - odparł niebieskoskóry, zupełnie ignorując to, że kobieta zniknęła. Skoro i tak jest pluskwą w jego świadomości, nic nie broni Eddiemu wykorzystać tego dla swoich korzyści.
- Zgoda. - kobieta znowu siedziała obok. - Teleportuj się na tą samą stację co poprzednio, to truchło dalej tam jest.
- Nah, chciałem tylko coś sprawdzić. Najwidoczniej aż tak Ci zależy na tym artefakcie - niebieskoskóry uśmiechnął się szeroko. - Zapewne będziesz musiała się potargować z Toborami - odparł w końcu przemytnik. Poprawił uchwyt na sterach statku i przyśpieszył.
-Tch.
Szybkim skokiem gwiezdnym Eddie dostał się w dokładne miejsce koordynatów. Zrobił po drodze tyle zmył, ile mógł, nie było już czego ukrywać. November zniknęła, przynajmniej w teorii.
- Z uwagi na zawiść kościoła względem technologii, przybycie tutaj powinno zabrać im sporo czasu. - skomentowała M1A, patrząc prosto w dane lokacyjne na panelu sterowania.
Przed Eddiem znajdowała się zrujnowana świątynia. Prostokątna i wielopiętrowa. Z ksiąg w bibliotece Icaria Eddiemu kojarzył się termin "ziggurat", jednak nie aplikował się on w pełni. Wejście do tej świątyni szło w dół, a nie w górę. Niedaleko wejścia znajdował się też obcy statek pasażerski. Jednoosobowy.
Eddie wziął ze sobą całe uzbrojenie. Jeśli miał spotkać tu jakiegoś nieznajomego, to nie raczej nie będzie to zbyt miłe spotkanie.
- Jeśli ten statek nie jest kimś od was, to nie zdziwiłbym się, gdyby to był reprezentant kościoła. - odparł zdziwiony możliwością rozmowy w tym właśnie miejscu. Sprawdził, czy atmosfera jest wystarczająco bezpieczna i przygotował się do wyjścia. - Tak jak nienawidzą ,technologii, tak próbują dokonać morderstwa na wszystkich magach i potencjalnych magach. Nawet jeśli sami korzystają z tej magii - dodał w stronę M1A.
Wychodząc z Eddiem, M1A pokręciła głową. - Nie wygląda na nasz model ani Zacharego. Kościelnych nie znam, ale byłby to niesamowity przypadek. - zauważyła.
- W takim razie lepiej być gotowym, ktokolwiek to będzie - odparł, uśmiechając się. W jego głowie zagościła dość zabawna wizja Januarego, który rozmyślił się i postanowił wziąć artefakt w inne miejsce.
Wnętrze świątyni było oświetlone dzięki światłu słonecznemu wpadającemu przez liczne i podłużne otwory w sklepieniu. Gładkie elementy otoczenia odbijały światło całą swoją powierzchnią.
- To nie jest starożytna budowla. Może nawet nie mieć stu lat. - zauważyła M1A.
Para powoli przemieszczała się w głąb korytarza, aż w pewnym momencie zaczęły dochodzić ich odgłosy z dna podłużnych schodów. - Ah! - stękała kobieta - Nosz kurw...! - dochodziło z głębi.
- Najwidoczniej lokacja artefaktu nie była tak dobrze strzeżonym sekretem, jak myślał January - szepnął niebieskoskóry. Przygotował karabin i kontynuował wędrówkę w stronę głosu. Dał znać M1A, by ta równiez zachowywała względną ciszę. Samemu aktywował ułatwiający skradanie płaszcz i wyszedł nieco na przód.
Na samym dnie korytarza, pomijając przeróżne otwarte wrota o różnych kształtach i kilka pustych sal, Edward doszedł do podłużnego pomieszczenia pełnego aktywnych pułapek. Kolce i wahadła z nożami wyskakiwały ze ścian, a z różnych miejsc w podłodze co jakiś czas wystrzeliwał płomień. Nawet sufit wypełniony był ostrzami. W środku całej tej zawieruchy, aktywnie klnąc pod nosem, znajdowała się nieczysta genetycznie kobieta. Jej mutacje wykształciły kocie uszy, oczy i ogon, oraz wyjątkowo ostre pazury. Gdy kilka razy niebieskoskóry zobaczył jej twarz podczas wielu skoków, spostrzegł w nich przedziwny płomień. Kobieta ta pojawiła się już w naszej historii, oszukując i okradając Victora na platformie Skidów. Dla Edwarda było to jednak pierwsze spotkanie, a karabin w jego dłoniach sugerował, że mogło być ostatnim.
Niebieskoskóry kontynuował jednak spacer wzdłuż poszczególnych pułapek. Obserwował kobietę oraz pułapki. Mógł bezproblemowo pozbawić ją życia jednym pociągnięciem za spust, mógł też wykorzystać ją jako przewodnika po przedziwnej budowli. Szczęście kobiety, połączone z coraz większym zrozumieniem swojego kontraktu sprawiło, że przemytnik wybrał wyjście z, przynajmniej tymczasowo, mniejszym rozlewem krwi.
Po pewnym czasie, mniej więcej w połowie przezbrojonego pomieszczenia, Eddie musiał się zatrzymać. Do tej pory pułapki były dość przewidywalne, więc sama wiedza o ich lokalizacji wystarczyła na bezpieczny spacer. Z czasem zaczęło się jednak robić goręcej. W dalszym ciągu pomieszczenia pułapki były niezwykle prędkie i ruszały się w zwodny sposób. Nawet nieświadoma przewodnik w pewnym momencie postanowiła zrobić sobie przerwę i złapać oddech, siadając na górnej części ostrego wahadła bujającego się po pomieszczeniu. Eddie mógł do niej dość bez trudu, pokazała mu w końcu trasę, ale raczej straci przy tym swoją niewidoczność. Mógł też spróbować ją prześcignąć, choć ostatnią część pomieszczenia pokonywałby na własną rękę z nieznajomą za plecami. Jeżeli poczeka, aż kobieta przejdzie całą długość pomieszczenia to będzie mógł je przejść bezpiecznie, ale na pewno będzie pewną odległość w tyle. Patrząc za siebie, Eddie dostrzegł, że M1A zatrzymała się w przedsionku. Nie wiedząc o jej obecności, ciężko było ją zobaczyć. Szczęśliwie, kocica nie oglądała się za siebie, nie licząc może okazjonalnego salta nad przeszkodą.
Niebieskoskóry chłonął ustawienia widocznych mechanizmów, oraz nieśmiało ruszył przed siebie. Nie zamierzał jednak zbliżać się do kobiety, wolał wyprzedzić ją, póki miał taką możliwość. Jeśli tylko zdoła wejść do następnego korytarza nim zostanie zauważony, będzie miał idealną pozycję do wygrania tego wyścigu.
Edward ruszył przed siebie, chcąc pokonać tor nieokiełznanych pułapek. Niebieskoskóry chciał przedostać się na drugą stronę i jednocześnie nie wydać na jaw swojej obecności. Maszyny mordu wirowały, wyskakiwał, wystrzeliwały i zionęły potencjalną śmiercią. W pewnym momencie Eddie postawił nogę na pozornie bezpiecznej kamiennej płycie, która natychmiast złamała się pod jego naciskiem. Mężczyzna wbił swoją nogę w kolec. Szczęśliwie nie było tego widać pod płaszczem, nieszczęśliwie nie pomogło to jego i tak już powolnemu tempu przemieszczania się przez tor. Gdy odpoczywająca nieznajoma postanowiła się w końcu zerwać i susłem ruszyć do przodu, w moment wyleciała z pomieszczenia. Trasa, którą zaprezentowała Eddiemu, była znacznie szybsza, ale niemożliwa do wykorzystania, gdy ten chciał pozostać niezauważonym. Los go jednak oszczędził.

Gdy tylko koci ogon zniknął z sali, wszystkie pułapki w pomieszczeniu wyłączyły się i wycofały. Bez zastanowienia, Eddie rzucił się do biegu tak prędko, jak tylko mógł. Rana w stopie nie była zbyt wielkim utrapieniem, zwłaszcza pod wpływem adrenaliny. Nie minęło długo, zanim Eddie odzyskał kontakt wzrokowy z nieznajomą. Ta wskoczyła do jakiegoś pomieszczenia i wykonując salto nad filarem, podniosła z niego okrągły przedmiot: czarną kulę z czerwonym, ludzkim okiem. Wylądowała na samym filarze, odwrócona w stronę Eddiego, który zdążył znaleźć się w wejściu do pomieszczenia, blokując kobiecie drogę ucieczki.
- Yo - niebieskoskóry jako pierwszy przełamał ciszę. Trzymał w dłoniach karabin szturmowy Pulsar-mk2, jednak nie zamierzał jeszcze naciskać spustu. Nie niesprowokowany. Gdyby miał ją zabić, nie sprawdzając cóż to za osoba, zrobiłby to już dawno, strzelając z karabinu snajperskiego, gdy kobieta będzie znajdować się w powietrzu. Eddie nie mógł zaprzeczyć pewnej dozie żalu, mógł przecież rozwiązać to w dużo łatwiejszy dla siebie sposób.
- Yo... - odpowiedziała kobieta, wpatrując się w Eddiego. W jej lewym oku tańczył mistyczny płomień. Za sobą, Eddie usłyszał rytmiczne kroki metalowych nóg M1A.
Oczy Tobora wypełnione były szumem przypominającym projektor, który zgubił sygnał. Eddie nie znał jej długo, ale widział, że jej ruchy ciała odstawały od normy.
- Moja flota jest już w tym systemie słonecznym. Niestety, wedle radarów November pojawi się tu niezwykle szybko.
- Tobor? - zdziwiła się kocica i zaczęła podrzucać podniesioną kulę w ręku, uśmiechając się szeroko. - To co wy dwaj tu robicie?
- Słyszałaś ją, za moment rozpęta się tutaj piekło - podsumował niebieskoskóry, robiąc krok w stronę kobiety. Chwilo nie zamierzał podejmować drastycznych akcji. Musiał w jakiś sposób zyskać artefakt, może nawet uciec z nim z planety, nim ta zamieni się w pole bitwy.
Eddie puścił karabin jedną ręką i ustawił ją wzdłuż tułowia, zakrywając rękę przez wzrokiem kobiety.
- I jakim cudem pół galaktyki dowiedziało się o tej dziurze? - pytała kobieta z uśmiechem na ustach. - Wybacz, ale nie mogę tego oddać twoim zielonym przyjaciołom.
- Nie masz wyboru. - oznajmił Tobor. - Wyłączyłem zasilanie tej infrastruktury. Łącznie z pułapkami i tą windą. Wyjść możecie tylko wejściem. Do nas lub do zakonu.
- Jak jej nie strzelisz w mordę z miejsca, to nigdy ci się nie uda. - November zaszeptała w myślach Eddiego.
- A tym drugim? - spytał niebieskoskóry. Palce zakrytej przed wzrokiem kobiety dłoni wskazywały teraz liczbę “4”. M1A4 musiała wiedzieć, ze od wskazania pierwszego symbolu minęła więcej niż sekunda, więc nie wystrzeli przed uzyskaniem ewentualnych odpowiedzi.
Kobieta podrzucała kulą, przyglądając się Edowi bez odpowiedzi przez kilka długich sekund. Jej twarz wyglądała na stopniowo coraz bardziej sfrustrowaną. - Kurwa mać January. - ryknęła, ściskając kulę w dłoni.
- I po ptakach. - odezwała się znowu November. - Ta kobieta wie rzeczy. Czyta cię jak książkę. To też typ magii. - ostrzegła.
- Zabieram to do Septembera. - zadeklarowała kobieta, pokazując palcem wolnej ręki na dłoń z kulą. - Lecisz ze mną czy stajesz mi na drodze? - spytała.
- Zdajesz sobie sprawę że leci tu jedna trzecia galaktyki? Brakuje tylko cesarskiej armii czy innych piratów. Jeśli chcesz stąd uciec, tym bardziej z tym - jego wzrok skierował się w stronę artefaktu. - Potrzebujesz czegoś więcej niż szybkiego statku kosmicznego - uśmiechnął się nieskromnie. 3 palce pozostały wyprostowane.
- Z twoją prędkością raczej wystarczy. - uśmiechnęła się kobieta. - Wysyłając cię tutaj January albo chciał mnie zabić, albo chciał nam pomóc. Streszczaj się z decyzją co.
2 palce pozostały wyprostowane. Eddie nadal nie był pewien, czy daje sygnał do rozpoczęcia walki, czy też czas M1A do ucieczki. Jeden palec. Przypomniał sobie o urywku życia Yuriego. Ogrom czasu, który upłynął od zawiązania kontraktu i liczne pokolenia, których wybory zostały ukrócone.
Otwarcie nowych drzwi, by wyzwolić przyszłe pokolenia? Otwarcie, by zupełnie zmienić dynamikę galaktyki. Właściwie… Czemu nie wyzwolić wszystkich spod skostniałego cesarstwa?
Przemytnik zapomniał o tym, jak często status quo jest tym lepszym wyjściem.
Zacisnął ostatni palec wolnej ręki. W tym samym momencie wypuścił z karabinu krótką serię w lewą nogę kobiety. Następnie zamierzał wypuścić kolejną falę pocisków, tym razem biorąc poprawkę na unik celu. Wątpił, by zwykły karabin mógł ją trafić. Nie takie też było jego zadanie. Eddie zamierzał jedynie przetrzymać kobietę wystarczająco długo. Bądź zabić. W tej chwili nie pogardziłby żadnym z rozwiązań.
Sam jednak skupiał się bardziej na próbie przechwycenia ewentualnego kontrataku.
Szybkim saltem kobieta schowała się za filarem. Widząc jej dłoń wychodzącą z lewej strony, Eddie przeniósł kierunek swojej lufy. Była to jednak zmyła, kobieta wyleciała z prawej, szybkim susłem sprzedając niebieskoskóremu kolano w twarz. Starając się odzyskać równowagę, Edward dojrzał jak kobieta rusza do wyjścia z pokoju tylko po to aby zobaczyć ścianę. Na początku zadymy M1A wpięła się do systemu i reaktywowała windę.
- Niby rasizm, ale jak przyjdzie co do czego, to faktycznie chcecie pozabijać ludzi. - westchnęła kocica. Zacisnęła dłoń na kuli i spojrzała prosto w jej czerwone oko.
Eddie kucnął, odrzucił przypięty karabin na bok i szybko złapał za snajperkę. Ustawił ją na ⅔ mocy i wystrzelił w stronę tułowia kobiety.
Gdy Eddie pociągnął za spust, nieznajoma uśmiechnęła się i szybkim ruchem ręki skierowała artefakt prosto w stronę laserowej wiązki. Ta przeszyła zarówno obiekt, jak i ją samą. Gdy było po wszystkim, na ziemi pozostały dwie połówki kocicy, oraz bardzo spękana i zwęglona kula.
Niebieskoskóry przestawił tryb karabinu na ⅓ i wystrzelił dwa kolejne pociski, tym razem skierowane w stronę każdej z połówek kobiety. Jego wcześniejsze doświadczenia podpowiadały mu, że współpracujący z magami nie umierają od pojedynczego strzału.
M1A spokojnym krokiem podeszła do i odebrała z ziemi artefakt. - Przy szczęściu uda się znaleźć jakiś sposób, aby go naprawić. - westchnęła. - Odprowadzę windę na górę, wrócimy wejściem. Póki co mamy przewagę w niebiosach, jednak z czasem Magica będzie miała więcej jednostek od nas. Wtedy przewaga technologiczna nie zda się na zbyt wiele.
- Cóż, nie miałem innego wyboru. Wątpię, by sam artefakt został szczególnie uszkodzony. - stwierdził niebieskoskóry, kierując się w stronę wyjścia. - Jeśli miał na tyle dużą moc, to raczej nie był tak wrażliwy. Albo to, albo zwyczajnie tymczasowo wyczerpała się w nim magia? - stwierdził z nadzieją w głosie.
- Gdyby tak łatwo było się go pozbyć, nikt by go nie ukrywał. - stwierdził Tobor, kierując Eddiego do wyjścia.

Posiadanie sojuszu na polu bitwy okazało się ogromną pomocą. Gdy Eddie opuścił świątynię, jego oczom ukazał się ogromny pokaz atomowych firewerków na niebie. Szczęśliwie okręt z opuszczoną windą już na nich czekał. W mniej niż dziesięć minut byli ponad atmosferą planety.
W hangarze okrętu na Eddiego czekała mała załoga zielonych techników. Jeden z toborów podbiegł do Eddiego z niewielką, niebieską kulą. - Proszę to wziąć. Powinno ograniczyć możliwości infiltracyjne November. - wytłumaczył.
- Będziemy potrzebowali twojej iskry, aby wynieść się daleko stąd. - stwierdziła M1A. - Później porozmawiamy.
- W jaki sposób? - spytał, łapiąc niebieską kulkę. - I którędy na mostek? - dodał w końcu, akceptując propozycję M1A.
- Później porozmawiamy. - powtórzyła M1A, łapiąc Eddiego za nadgarstek i ciągnąc go w stronę mostku. Po drodze minęli kilka wind, prawdopodobnie dlatego, że schodami było szybciej. Okręt był podłużny, miał tylko trzy piętra użytkowe, a jedyną obecną na nim rasą byli Toborzy.
Mostek był prostym, okrągłym pomieszczeniem z mnóstwem lewitujących paneli dotykowych. W środku stała jedna z przywódczyń frakcji. „Kierownik” była osobiście znana Karasu, Eddie nie miał jednak okazji się z nią spotkać. Gdy tylko wtargnął do sali dowodzenia, M1A upadła na ziemię, a oczy kierownik zaszły szumem tak, jak wcześniej M1A. Kobieta machnęła ręką, a do Eddiego podleciała tablica sterownia. Nie kierował wcześniej okrętami tego typu, ale system wydawał się dosyć oczywisty.
- Obojętnie gdzie, byle daleko stąd. - poprosiła.
- Zobaczmy, co potrafi to cacko - stwierdził, uśmiechając się na widok tablicy sterującej. W statkach przeważnie odnajdywał w nich trochę spokoju. Kolejne sekundy za sterami sprawiają, że myśli w jego głowie zaczynają układać się w dużo bardziej przejrzyście.
Po raz kolejny spieprzył, ale nie miał jak cofnąć czasu. Jeśli Toborzy są faktycznie tak zaawansowani techonologicznie, nie powinni mieć problemu z naprawieniem tych uszkodzeń. Argument przedstawiony przez M1A był zaskakująco logiczny.
Działania niebieskoskórego z pewnością przybliżyły ogórków do odblokowania magii. Niezależnie od tego, czy odniosą sukces, przemytnik umożliwił im rozwój. Zapewnił nie tyle spełnienie samych możliwości, co sprawił, że te w ogóle powstały.
Ustawił kilka wskaźników kontrolnych, a samolot przyśpieszył. Moment później aktywował swoją iskrę i skierował statek w stronę bazy, w której znajdował się okręt Luise.
Po wyjściu z nadprzestrzeni Eddie zastał pole asteroidów. Nie było w nim jednak żadnej bazy.
- To miejsce… - Tobor przeanalizował obraz. - Usunęliśmy tą bazę ponieważ November zna jej lokalizację. - przypomniała kierownik. - Możemy się dalej przemieścić bez polegania na magii. - wzruszyła ramionami. - Gdyby artefakt przetrwał, moglibyśmy spróbować odblokować twój potencjał i ewakuować więcej okrętów. Koszt tej bitwy będzie ogromny. - Tobor spojrzał na Eddiego. - Dziękuję ci za opowiedzenie się po naszej stronie.
- Wątpię, by artefakt stał się bezużytecznym. Cała wojna nie miałaby wtedy sensu z perspektywy Icarii - stwierdził. Zmniejszył nieznacznie obciążenie silnika i odwrócił się w stronę kierownik statku. - Co z mieszkańcami? - spytał.
- Przeniesieni. Razem z ekwipunkiem, wliczając twój okręt. - zapewnił Tobor. - Nie wiemy czy ich celem było zdobycie artefaktu czy jego zniszczenie. Nie wiemy też jak je naprawiać, to magiczna technologia. Mimo tego mam pewne idee. Najpierw jednak jestem ci winna pewne wyjaśnienia. Chyba, że wolisz najpierw odpocząć?
- Wydaje mi się, że nie jestem szczególnie zmęczony - stwierdził po chwili zastanowienia. - Z chęcią wysłucham co chcesz przekazać.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline