Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2019, 15:40   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Pogrzeb miał być dopiero w rodzinnej krypcie jej męża. Więc rozpoczęto przygotowania do wyruszenia w rodzinne strony Józefa. Ciało owinięto płótnami i obsypano solą by jakoś spowolnić rozkład.
Wszystkim zajął Gierałtowicz. Zarówno przygotowaniami do wyprawy do rodowego zamku, jak i rozmową z miejscowymi możnymi. Za przyczynę zgonu uznano mikstury na potencję i płodność, któreż to szlachcic popijał przed nocą ślubną w sporych ilościach. Widocznie Józefowi zależało wielce na męskim potomku.
Nie zdążył. Ciało nie wytrzymało.
I dzięki temu Basia została dziedziczką fortuny Żmigrodzkich. Niestety nie czuła się tak. Raczej jak ozdóbka kierowana poleceniami Michała i Cosette. Idź tam, usiądź tu, uśmiechnij się, podaj dłoń do całowania. Mimo że była ich panią, to oboje rządzili jej życiem.
Jednak niewiele mogła zrobić w tej chwili. Nie wiedziała jak zarządzać jedną wsią którą odzieczyła, a teraz tych wsi miała dziesiątki… lub setki jak twierdziła Mademoiselle Lanoire.
I dlatego musiała polegać na panie Michale i francuskiej ochmistrzyni. Trzeba jednak przyznać, że wszelkie jej kaprysy były spełniane (choć nie miała ich zbyt wiele). Cosette dbała o jej garderobę, o posiłki, asystowała przy kąpielach (mimo jej nieśmiałych protestów).
Basia była rozpieszczana jak nigdy dotąd, acz obecność ochmistrzyni budziła przy niej budziła dreszczyk w podbrzuszu. Przyjemny dreszczyk. Choć jej zachowanie przestało być skandaliczne, to jednak jej spojrzenie, przypadkowe muśnięcia palców Francuski o jej palce przypominały Basi o pamiętnej nocy i pamiętnym poranku.
Nie ułatwiał sytuacji fakt, że wieczorami była sama i nadal pełna ciekawości...


Księga… Cosette nie pytała o nią. A Basia nie zamierzała zwracać. Przed snem, gdy miała pewność, że nawet służki (choć pewnie nie umiejące czytać) ją nie przyłapią, przekładała karty jej zagłębiając się coraz bardziej tę historię zakazanej miłości. Której to autor nie szczędził obrazowych opisów pieszczot jaka jedna kobiecie sprawiała drugiej.
I to bynajmniej nie w łóżku! Karoca! Balia! Komoda na korytarzu zamkowym! Każdy opis był śmiały! Każdy skandaliczny i nieobyczajny. Każdy… powodował myśli na temat co by było gdyby…
Gdyby Cosette posunęła się dalej w swoich działaniach. Nie powstrzymywała protestami swojej pani, albo… gdyby to sama Basia wyszła z inicjatywą.
Każdą stronę tekstu okupowała coraz mocniejszym rumieńcem na twarzy. I coraz dzikszymi snami w nocy. Pokusa, by zajrzeć do alkowy Cosette, stawała się bardzo silna w tych chwilach. Ale póki co, Basia zdołała je wszystkie zwalczyć. Póki co…


Pogrzebu co prawda odprawić nie planowano. Ale msze za duszę Józefa Żmigrodzkiego już tak. Na kilku z nich młodej wdowie być wypadało.
W tym w najważniejszej w nim. Mszy żałobnej w kościele św. Andrzeja wobec to którego jej świętej pamięci małżonek okazał się hojnym donatorem.
Zebrało się tam grono ludzi, posępnych i smutnych. Jak to na takich mszach. Ludzi którzy znali jej męża, a dla niej byli obcy. Nic więc dziwnego, że niczym spłoszone kociątko tuliła się odruchowo do Cosette, która był obecnie jej jedyną opoką. I pachniała różanym perfumami. Mało odpowiedni zapach na taką uroczystość, ale subtelny i słaby. Oczywiście ochmistrzyni, podobnie jak sama Basia była ubrana na czarno i zgodnie z najnowszą modą. Choć było w jej stroju coś nieprzyzwoitego. Coś co nie pozwalało jej w pełni oderwać wzroku od dekoltu jej żałobnej sukni. A może to tylko jej wyobraźnia podsycana przez potajemnie czytaną lekturę?

Tak czy siak, gdy msza się zaczęła....


Mimo bogatej oprawy tej uroczystości, mimo poważnego i smutnego nastroju. Mimo kazania księdza wychwalającego zmarłego i jego cnoty. Mimo tego wszystkiego… Basia nie mogła się skupić. Bliskość Cosette i jej zapachu była rozpraszająca. Podobnie jak spojrzenia. Bo wszyscy się na nią gapili. Oceniali i przyglądali. Nie odrywali od niej wzroku. No i jeszcze spojrzenia młodych szlachciców. W przeciwieństwie do pozostałych osób, ci mężczyźni nie uciekali wzrokiem gdy ich przyłapała na spoglądaniu na siebie. A ich śmiałe zerkanie wywoływały rumieńce na policzkach i dekolcie Basi.
Tak więc kazania księdza, słuchała jednym uchem. A niemal przez całą mszę byłaby nieobecna duchem, gdyby nie dłoń ochmistrzyni lekko ściskająca jej własną. Potem były kondolencje składane przez stolników, wojewodę… i inne tytuły ze znanymi i nieznanymi Basi nazwiskami.
Kolejka po mszy była długa i Basia musiała wysłuchać słów pocieszenia od każdego z nich.
A jeszcze była stypa przed nią.


Stypa! Przyjęcie na cześć zmarłego które zorganizował pan Michał, ale to ona… miała być na honorowym miejscu. To ona miała je poprowadzić, witać znamienitych gości i zabawiać ich rozmową. Wygłosić kilka słów na cześć zmarłego. Być wielką panią.
Tylko jak?!
Przecież nigdy nią nie była. I właściwie nie wiedziała jak powinna się zachować.Klasztor nie przygotował ją do czegoś takiego. A przyjęcie miało odbyć się wieczorem.
Co miała więc zrobić? Do kogo się zwrócić? Była wszak sierotą. Nie miała już nawet dalszych krewnych. Miała od groma sług i służek, ale nikogo bliskiego. Nikogo przed kim mogłaby się wyżalić. Nikogo poza dwójką osób. Panem Michałem i Cosette.
Siedząc przed lustrem i mając rozczesywane przez młodą służkę włosy, Basia zrozumiała, że nie może wiecznie się ukrywać i kiedyś trzeba będzie wziąć swój los w swoje ręce… lub oddać je w czyjeś.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline