Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2019, 09:01   #24
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Wtem Słońce nad głową Leitha jakby przygasło. Nie był w stanie podnieść głowy, jednak znał ten dźwięk - dźwięk szybujących, pierzastych skrzydeł, które teraz zbliżały się do niego z góry.

- Nie ruszaj się - usłyszał kobiecy głos i prawdę mówiąc, z przyjemnością go posłuchał. Adrenalina przestawała napędzać udręczone ciało, efekt utraty dużej ilości krwi był coraz bardziej odczuwalny. Leithowi kręciło się w głowie, czuł, że zaraz straci przytomność.

Nagle poczuł jak jakaś siła unosi go do góry spokojnie, pewnie.

- Wołajcie Kirę, do stu piorunów! Co jest z wami? Czekacie aż się wykrwawi, żeby ogłosić remis?

Głos kobiety był niski, ale nie męski, raczej zmysłowy... gdyby tego chciała. Teraz brzmiało w nim przede wszystkim zdecydowanie. Niewidzialna siła podniosła ciało Bękarta jeszcze wyżej i zaczęła płynnie popychać go w powietrzu ku wyjściu z areny.

- Spokojnie. Nie spadniesz. Połóż się, jakby to było łóżko - poleciła kobieta. - Czekamy na uzdrowicielkę. Gdybym teraz wyjęła nóż, wykrwawiłbyś się jak wieprz.

Wreszcie udało się ją zobaczyć, gdy dołączyła do Leitha i wolnym krokiem towarzyszyła jego lewitującemu ciału. To była księżniczka.

[MEDIA]https://66.media.tumblr.com/7b1d7a9fc333ec928809a335fa62acfb/tumblr_mkzxa8j7Vq1qiqfw2o2_500.gif[/MEDIA]

Leith postanowił się więc jakoś bokiem ułożyć tak, żeby oddychać tą częścią płuca w której nie było za dużo chlupoczącej rozlanej juchy. Nic nie odpowiedział, bo niby co miał powiedzieć? że nóż leży mu na sercu? Nie uszło mu jednak pewne spostrzeżenie: Skrzydlaci byli magokracją, na szczycie piramidy stał właściciel najciemniejszego kamienia. Tak jak alfa wilk na przedzie stada, liczyła się siła co było normalne. Jednak wyglądało na to, że pola w jakich skrzydlaci, nawet ci najpotężniejsi mogli jej używać były ograniczone. Bardzo mało potrafiło dzięki niej leczyć. Czyż fakt iż nawet księżniczka musi polegać na osobie trzeciej nie był wymowny?

Przy przejściu do korytarza, przez którą Leith wchodził na arenę, czekało już na niego prowizoryczne leże i Skrzydlata, którą kojarzył. To była Kira, wcześniej zajmowała się ranami po wyrwanych skrzydłach Bękarta. Szarooka dziewczyna ruchem głowy wskazała, by pozwolić ciału Leitha opaść na prześcieradło, po czym bezceremonialnie, wyjątkowo silnym jak na tak drobną istotę szarpnięciem, wyciągnęła nóż z rany na boku. Świat zawirował przed oczami mężczyzny, a ostatnim co widział, były oczy księżniczki, które jeszcze niedawno wydawały mu się stalowe, teraz zaś błyszczały złotem jak u kota... albo gada.


***

Leith wiedział, że śni. Czuł to po prostu. Stał nagi na jakimś głazie, a wokół jak okiem sięgnąć rozciągało się wzburzone morze. Fale raz po raz rozbijały się o kamień, liżąc stopy Bękarta pienistymi jęzorami. Niebo zasnute było płaszczem grubych, ciężkich od deszczu chmur. Wiatr targał włosy mężczyzny. Wszystko wokół mówiło mu, że zaraz nadejdzie sztorm.

[MEDIA]http://st.gdefon.com/wallpapers_original/wallpapers/382711_art_more_volny_shtorm_mayak_parusnik_korabl _skaly__1920x1200_(www.GdeFon.ru).jpg[/MEDIA]

Podmuchy wzmagały się, a wraz z nimi nadchodziły słowa:
- ... odnaleźć swoją... trzymaj... księżniczki... świątyni... przepowiednia... dla ciebie... cię kocha... - tylko część wydawała się zrozumiała. Mężczyzna potrząsnął głową, starając się skupić na słowach. Potem spojrzał na chmury. To przypominało trochę koszmar, jaki czasem się miewa, ten w którym chce się uciekać ale się nie może. Leith wiedział więc jak to się skończy. Kiedy nadejdzie ten moment w którym ma “umrzeć” po prostu się obudzi. Jednak jeśli uda mu się jeszcze jakiś czas popłynąć “na fali” fabuły, może jeszcze coś usłyszy.

Wiatr nie przyniósł jednak żadnych więcej słów, tylko jakąś smutną, smętną melodię.

***

Zapach ziół drażnił nozdrza. Bękart obudził się jednak wyjątkowo spokojny i odprężony. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że znajduje się w swoim pokoju, na swoim łóżku. Podobnie jak w śnie był nagi, nie licząc kilku opatrunków - w tym solidnie obandażowanego boku pod pachą. Uzmysłowił sobie, że melodia, którą słyszał była nucona przez znaną mu już uzdrowicielkę, która siedziała obok na krześle i czytała jakąś książkę. Tzn. czytała ją do momentu aż Leith się obudził, teraz patrzyła nań ciekawie.

[MEDIA]https://s5.ifotos.pl/img/TheSweetE_qwqqppr.jpg[/MEDIA]

- O czym to jest? - Leith spytał gdy tylko zauważył przedmiot trzymany przez kobietę.

Uzdrowicielka wydawała się zdziwiona jego pytaniem, jednak odpowiedziała uprzejmie.
- To tylko zbiór pieśni, napisany przez moją przyjaciółkę. Jak się czujesz?
- Jestem żywy gotowy do zamordowania kolejnego przedstawiciela twojej rasy lub czegokolwiek innego na co akurat macie ochotę. A co to za pieśni? - spytał znów wyjątkowo zainteresowany książką.
- Ja nie lubię oglądać walk na arenie - rzekła Kira, jakby czuła potrzebę usprawiedliwienia się za coś. Potem jednak płynnie przeszła do drugiego wątku:
- Moja przyjaciółka interesuje się mitologią naszej rasy, zresztą twojej po części też... no i w sumie o powstaniu ludzkości także jest tam co nieco, więc... więc mogę chyba powiedzieć, że interesuje się genezą NASZYCH ras i ubiera różne legendy w formę poetycką... jeśli rozumiesz, o co mi chodzi... - spojrzała trochę niepewnie na Leitha.
- Waszych ras - uściślił Leith - ja nie należę do żadnej z nich. Czytałaś to cały czas? chyba słyszałem cię przez sen, mam raczej dobry słuch. A ty? też się interesujesz legendami? może… pokażesz mi jak to się czyta?
- Słyszałeś... - zdziwiła się Kira - aaa to, to raczej moja własna pieśń. W trakcie uzdrawiania muszę dbać o to by, być spokojną i pogodną. To jest piosenka, którą matka śpiewała mi, gdy byłam dzieckiem. A co do książki... ja po prostu lubię czytać. Niestety, obawiam się, że to nie takie proste, by cię uczyć, bo... chyba nikt cię nie uczył wcześniej czytania, prawda?
- Nikt nigdy niczego mnie nie uczył - uściślił. - Ale umiem czytać, po ludzku. Jest kilkadziesiąt symboli które odpowiada dźwiękom ot cała sztuka. Nie bardzo miałem jednak co czytać. Może też lubię czytać, nie byłem jeszcze w stanie sprawdzić.
Uzdrowicielka zastanowiła się chwilę.
- Niestety, raczej nie mam czasu na nauczanie, ale mogę ci podarować tę książkę. Moja przyjaciółka na pewno z radością obdaruje mnie kolejną. Możesz spróbować teraz wstać? Tylko powoli. Myślę, że powinieneś uważać na ten bok kilka dni. Rana była naprawdę głęboka, ostrze naruszyło płuco.
- Świetnie - Leith był zadowolony, jednocześnie spróbował wstać i poruszyć ramieniem. Coś jakby nieprzyjemne uczucie zimna przeszło przez lewą stronę jego ciała, skupiając się wokół miejsca, gdzie była rana. Nic jednak poza tym.
- Nie zdejmuj bandaża jeszcze przez godzinę czy dwie, potem możesz się wykąpać. Byle woda nie była zbyt gorąca - poleciła Kira, podnosząc się z taboretu. Leith zauważył, że zostawiła książkę na stoliku obok - jego pierwszą, własną książkę!
- Wygląda na to, że moja praca tu została skończona. Z uwagi na jej okoliczności, mam nadzieję, że nie spotkamy się szybko - dodała z uśmiechem.
- Jak mi będzie lepiej szło w mordowaniu to się nie zobaczymy. - wyjaśnił - Dziękuję - powiedział wycierając ręce o prześcieradło i zabierając się za książkę.

Kira wyszła, a Leith został sam na sam ze swoją nową zdobyczą. W życiu nie widział zbyt wielu książek, jako że ani w wojsku, ani w kopalni nie były potrzebne, jednak miał przeczucie, że sztuka zycerska Skrzydlatych wyprzedzała o całe wieki to, co wydawali ludzie. To była wszak najpiękniejsza książka, jaką w życiu widział, choć po prawdzie nie miała ona wielu zdobień, jednak precyzja wykonania, odstępy, jakość papieru, kolory... to wszystko budziło zachwyt.

Niestety, zbiór pieśni - jak twierdziła uzdrowicielka - nie posiadał zbyt wielu ilustracji, toteż ciężko było domniemywać treści. System znaków też był jakiś inny niż ludzki. I nie chodziło tylko o inny alfabet, ale w ogóle sposób pisania. Wydawało się, że w języku Skrzydlatych każde nie literki a słowa tworzyły znaki - pojedyncze, z rzadka podwójne. Większość stanowiła unikatowe zestawienia, choć było też kilka powtarzalnych. Prawdopodobnie odpowiadały one jakimś często używanym słowem, może spójnikom. Jakim jednak? Leith nie potrafił tego rozszyfrować nie poznawszy choćby jednej z pieśni w książce. Jeśli więc chciał nauczyć się pisma Skrzydlatych musiał znaleźć nauczyciela, lub przynajmniej kogoś, kto mu przeczyta tę książkę.

Jakby na zawołanie do drzwi rozległo się pukanie, a po chwili bez zaproszenia wszedł młokos w stroju służącego. To był pierwszy niedorosły przedstawiciel rasy Skrzydlatych, jakiego Bękart miał okazję zobaczyć. Gdyby miał oceniać jego wiek w ludzkich latach wskazałby zapewne 12-14 lat.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/39/46/76/394676a3259e67b1b4ebf041bf4ea87f.jpg[/MEDIA]

- Szanowny panie, jestem Kai, mam za zadanie zadbać o twoje potrzeby i pomóc ci się przygotować na wieczór - powiedział oficjalnym tonem, starając się nie patrzeć w oczy Leitha - Czy jadłeś już?
- Nie, co nie stawia ciebie w najlepszym położeniu nieprawdaż? na bezrybiu jak to mówią… nawet taki żylasty ty, przejdziesz… - Leith uśmiechnął się podle obnażając swoje zęby.
Chłopak przełknął odruchowo ślinę, choć bardzo starał się zapanować nad sobą.
- To ja... pójdę do kuchni. Na co masz ochotę, panie? Myślę, że dziś możesz oczekiwać tego, na co tylko będziesz miał ochotę... o ile nasz kucharz potrafi to przyrządzić - dodał przezornie.
Leith wzruszył ramionami.
- Żeby tylko było dużo i syto. Kucharz wie co ma robić, wie przecież co jest dla niego dobre, jesteście inteligentną rasą nieprawdaż? - Leith nie był wielbicielem mówienia, co nie oznaczało, że nie umiał tego robić. Przypomniał sobie o Mrru. Kobieta była w tak piękny sposób uszkodzona, że przestawało to w ogóle być ułomnością. Ktoś kogo skrzydlata spotkała w życiu rozumiał, że aby coś usprawnić, trzeba to po prostu zepsuć. Akt okrucieństwa stawał się więc w pewnym sensie aktem łaski. Leith popatrzył na chłopca pocierając brodę. Bękart mógłby gołymi rękami porwać skrzydlatemu twarz w taki sposób, że skóra nigdy nie zrosłaby się już we właściwy sposób. Chłopak przestałby się już kiedykolwiek przejmować bólem, nie żyłby już w niewoli bezsensownego strachu.
Co nie zmienia faktu, że wciąż czułby racjonalny strach kiedy jest to konieczne.
Na szczęście dla siebie Kai nie był świadom rozważań Leitha. Faktycznie po jakimś czasie przyniósł suty posiłek Bękartowi. Kiedy ten jadł, chłopak zniknął, po czym wrócił, gdy talerze były już niemal puste - tak jakby był świadomy, kiedy jest potrzebny.
- Sugeruję teraz wzięcie kąpieli. Pozwoliłem sobie przygotować już balię z gorąca wodą z dodatkiem olejku waniliowego.
Leith zmierzył chłopaka wzrokiem ale ruszył ku łaźni. Kąpiel faktycznie mogła się przydać: woń krwi i wypatroszonych wnętrzności działała nad wyraz pobudzająco na skrzydlate samice, a bękart jakoś nie miał nastroju na bycie “wleczonym” do sypialni kolejnej znudzonej “tysiąclatki”.
Przynajmniej nie w tym stanie.
Chłopak przyglądał mu się ciekawie, gdy Leith się rozbierał, nic jednak nie mówił. Dopiero kiedy Bękart znalazł się w bali, zapytał z dziwnym drżeniem w głosie.
- Ma pan jeszcze jakieś życzenia?
- Umiesz czytać? - zapytał nagle Leith.
- O... oczywiście - odparł chłopak wyraźnie zdziwiony pytaniem.
- Wybornie… na moim łóżku leży książka, przynieś ją tutaj i pokaż mi jak czytać wasze znaki.
Choć Kai nie wydawał się przekonany, wypełnił polecenie.
- A teraz skup się i postaraj, zupełnie jakby od tego zależało twoje życie.
Chłopak przełknął ślinę i pokiwał skwapliwie głową.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline